Poprzednie częściPreludium do chaosu (1)

Preludium do chaosu (17)

- Witaj mamo – mała rzuciła się na szyję pani anestezjolog.

- Oj uważaj skarbie, mama miała dzisiaj małe przygody wracając z pracy – przytuliła lekko córkę, wchodząc do środka.

- A co to za szalony naukowiec mamusiu? – dziecko zapytało, zerkając na lekarza.

Tym razem to lekarka pomyślała, że spali się ze wstydu. Czerwieniąc się, spojrzała przepraszająco na doktora Anghela.

- Pani córka to chyba mały jasnowidz – chirurg obrócił wszystko w żart. – Jak masz na imię młoda damo?

- Klara, a pan?

- Jurij.

- Jak na szalonego naukowca ma pan bardzo sympatyczne imię.

Jurij uśmiechnął się, dziewczynka wyglądała na sześć, góra siedem lat. Miała urodę po matce, niemal identyczne oczy i rysy twarzy. Nie miała żadnych znamion, ani wad charakterystycznych dla osób narażonych na dłuższe działanie opadu promieniotwórczego. Jeżeli były jakieś defekty to musiały je skrywać niebieska koszulka i krótkie spodenki.

- Bardzo się cieszę – odpowiedział zerkając w lustro. - Faktycznie dzisiaj wyglądam jak doktor Emmett Brown.

- Kto?

- Był taki film „Powrót do przyszłości”, bohaterowie mieli wehikuł do podróżowania w czasie

- Pan też ma taki wehikuł?

- Niestety nie.

- Szkoda, przydałby się.

- A co byś chciała z nim zrobić?

- Uratowałabym ludzi, ostrzegając przed wojną

- Jesteś bardzo mądra dziewczynką, Klaro – stwierdził zdejmując buty.

Klara wzięła go za rękę i oprowadziła po mieszkaniu. Katia w tym czasie weszła do łazienki, która mieściła się naprzeciwko wejścia do domu. Dziecko poprowadziło go krótkim, nieskazitelnie białym korytarzem. Na ścianach wisiały zdjęcia rodzinne. Na jednym z nich lekarz zauważył młodego, uśmiechniętego mężczyzn trzymającego za rękę małą dziewczynkę.

- To mój tata. Nie żyje. – powiedziała bez emocji Klara.

- Przykro mi.

- Zabił go grzyb w Korei Południowej – powiedziała mając na myśli nuklearny atak szaleńczego przywódcy.

- Twój tata był w Korei?

- Tak, miał mi przywieźć nową zabawkę z…- urwała w pół słowa słysząc zbliżająca się matkę.

- Nie zanudzaj naszego gościa – Katia jednym spojrzeniem uciszyła rezolutną dziewczynkę. – Idź się pobawić.

- Ale czym? Tą starą lalką bez głowy? Pękniętymi klockami? – mała buntowała się. – Chcę iść na dwór.

- Jest już za późno kochanie – spokojnie odpowiedziała córce.

- Teraz nie mogę, rano cię nie ma. To kiedy?

- W sobotę pójdziemy na spacer. A teraz proszę, idź już do swojego pokoju. Zaraz zrobię ci coś do jedzenia.

- No dobra, tylko nie kaszę – powiedziała, kierując się wolnym krokiem do pokoju na końcu korytarza. – Ani żadnych kartofli – dodała zamykając drzwi.

Katia zaprosiła lekarza do niewielkiego salonu. Wyposażony był w trzyosobową kanapę, obitą ciemnobrązową tkaniną, dwa fotele do kompletu, prostokątny stolik ze szklanym blatem i nogami ze stali chromowanej.

- Mam jeszcze trochę kawy, napije się pan? Oczywiście pod warunkiem, że nie wyłączyli gazu – powiedziała włączając radio.

- To teraz towar luksusowy, nie chciałbym żeby…

- Spokojnie, mam swoje sposoby – przerwała mu lekarka, puszczając oko.

- No tak, zauważyłem przy tej wymianie w PWS.

Anestezjolog wyszła do kuchni zaparzyć kawę. Z radia leciała propagandowa audycja informująca o trwającej godzinie policyjnej. Głos z odbiornika ostrzegał również o konsekwencjach, jakie grożą za jakąkolwiek pomoc udzieloną rebeliantom. Od wstrzymania kredytów począwszy, po wygnanie za mury bezpiecznej strefy, na karze śmierci skończywszy. W sumie, według doktora obie ostatnie kary niewiele różniły się swoim wymiarem. Lekarz rozglądał się pokoju. Podobnie jak w korytarzu, ściany salonu były białe. Farbę w innym kolorze ciężko było dostać. Usłyszał gwizdek czajnika, po mieszkaniu rozszedł się aromatyczny zapach kawy. Po chwili w salonie pojawiła się Katia, niosą filiżanki z kawą.

- Niestety nie mam cukru. Zaraz wrócę tylko zrobię małej coś do jedzenia.

- W porządku, rozumiem.

Wiedział, że nie potrwa to długo. No bo ile czasu można otwierać konserwę? Oprócz kaszy i ziemniaków tylko to było wydawane w magazynach. Rozejrzał się ponownie po pokoju. Tutaj nie było już żadnych zdjęć, widocznie lekarka chciała zapomnieć o traumatycznych przeżyciach. Tak jak przewidział, lekarka wróciła po chwili. Usiadła wygodnie w fotelu, podnosząc filiżankę z kawą. Upiła jeden łyk.

- Tego potrzebowałam – powiedziała delektując się używką.

- A zastrzyk? – Anghel zapytał pokazując palcem na bark Katii.

- Proszę na razie nie obrzydzać mi kawy, doktorze Brown – uśmiechnęła się do Jurija.

- No tak, faktycznie, chyba powinienem znaleźć jakiegoś specjalistę fryzjera – zaśmiał się chirurg, przeczesują swoje rzadkie włosy. – Rzeczywiście wyglądam jakbym się przeniósł w czasie.

- Jak dla mnie jest ok. Pana fryzura jest jak nasza praca. Szalona - zaśmiała się lekarka.

- Co pani myśli o naszym instytucie? – lekarz zmienił temat.

- Ciężki temat. Sam pan wie najlepiej. Z jednej strony pomagamy ale…- zamyśliła się.

- Ale ktoś na tym cierpi – dokończył Anghel.

W tym momencie do salonu weszła z uśmiechem Klara. W dłoni miała kartkę papieru.

- Narysowałam coś dla pana, żeby się pan nie gniewał na mnie.

- Hoho, ale mi się trafiło, no dobrze pokaż co tam szalonego narysowałaś – uśmiechnął się do dziewczynki.

Klara podała kartkę lekarzowi. Rysunek podzielony był na cztery części. Pierwsza pokazywała pana z długimi włosami, siedzącego w tajemniczym pojeździe przypominającym niezidentyfikowany obiekt latający. Obok była strzałka wskazująca rok 2017. Trzecia część dzieła pokazywał przekreślonego grzyba atomowego. Ostatni rysunek przedstawiał naukowca trzymającego za rękę małą dziewczynkę. Oboje mieli uniesione kciuki w geście zwycięstwa. Całość była dokładnie pokolorowana.

- Czyżbym to ja był tym bohaterem, który zbawia świat? – zapytał rezolutną dziewczynkę.

- Oczywiście, jest pan naukowcem, czyli dokonuje wielkich rzeczy.

- Tak, naprawdę wielkich, nawet nie wiesz jak wielkich, Klaro – pomyślał, uśmiechając się do córki Katii.

Zaszkliły mu się oczy.

- To naprawdę świetny rysunek jak na…chwila, ile masz właściwie lat?

- Sześć.

- Myślę, że w przyszłości zostaniesz szaloną malarką.

Klara uniosła kciuk i pobiegła do swojego pokoju.

- Dziewczynka ma talent, naprawdę – powiedział do lekarki, podnosząc filiżankę z kawą.

- Po ojcu. Mój mąż był grafikiem komputerowym. Pracował w Korei Południowej. Dawnej Korei – dodała po chwili.

- Przykro mi, mała mówiła co się stało.

- Każdy z nas kogoś wtedy stracił, doktorze.

- Fakt – odpowiedział, próbując sobie przypomnieć kogokolwiek z bliskich, którzy stracili życie lub ucierpieli w tej apokalipsie.

Nie znał nikogo takiego. Również wśród żywych.

- Myślę, że będziemy musieli pomyśleć o tej ochronie wojskowej. Robi się trochę niebezpiecznie. Dzisiaj mogło się to naprawdę źle skończyć.

- Niech pan nie przesadza doktorze. To tylko kamień. Ci ludzie tylko walczą z establishmentem. Tak było zawsze. Zawsze była jakaś opozycja, niezależnie od władzy – stwierdziła sucho, odstawiając na stół filiżankę z kawą.

- Pani ich usprawiedliwia?

- Raczej staram się zrozumieć. Nie istnieje rząd kontrolujący całkowicie społeczeństwo. Nawet w Korei Północnej zdarzały się prowokacyjne akcje, co prawda pojedynczych jednostek, ale jednak.

- Teoretycznie tak. Ale pojedyncze jednostki nie wywołają rewolucji – nie dawał za wygraną lekarz.

- Ale mogą powoli nakręcać spiralę chaosu i strachu. Zgoda na ochronę jest tego dowodem.

- Szach i mat – dokończył lekarz z uśmiechem wypijając kawę. – No dobrze, ale co z tym zastrzykiem?

- Wezmę tabletkę przeciwbólową. Powinno wystarczyć.

- Dzięki za kawę. Będę się powoli zbierał.

Gdy wstawał do pokoju weszła Klara. Miała w ręce grzebień.

- Zaraz zrobię z pana przystojniaka – powiedziała czesząc rozczochrane włosy chirurga.

- Czuję się jak gwiazda filmowa – zażartował.

- Ta gwiazda świeci najbardziej – zachichotała mała klepiąc delikatnie lekarza po łysinie.

- Do zobaczenia młoda damo. Dziękuję za rysunek, wezmę na pamiątkę.

- Niech panu przypomina, że ma pan misję ratowania świata.

- Postaram się – podał dłoń dziewczynce – jesteś bardzo mądrą dziewczynką.

- Po mamie – odpowiedziało dziecko z bezczelnym uśmiechem.

- Mądra i nieskromna. Do zobaczenia jutro pani doktor – powiedział kierując się w stronę wyjścia.

- Dzięki za podwózkę – powiedziała zabierając filiżankę lekarza.

Założył buty, pomachał małej na pożegnanie i wyszedł z mieszkania.

Po opuszczeniu domu nie mógł widzieć jak młoda pani anestezjolog zakłada rękawiczki i pobiera kilka włosów lekarza z grzebienia, do sterylnego pojemnika.

- Dobrze się spisałaś mój mały smyku – powiedziała z uśmiechem do córki, trzymając mały plastikowy słoiczek.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • NataliaO 06.04.2016
    Długi dialog, ale dobrze go poprowadziłeś, nie zanudził i nie był sztywny. Fajny naturalny i lekki dialog ; 5:)
  • Angela 24.04.2016
    Naturalne dialogi, a mała Klara natychmiast skradła moje serce : ) 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania