Poprzednie częściPreludium do chaosu (1)

Preludium do chaosu (44)

Zaciągnął się mocno papierosem, zakaszlał lekko. Po dłuższej chwili zaczął mówić, zamykając powieki.

- Dawno temu, gdy zaczynałem karierę miałem piękną żonę, Olgę. Poznaliśmy się, gdy odbywałem staż w dalekim Kazachstanie. Byliśmy bardzo młodzi. Kilka dni po tym, jak dostałem pracę chirurga w Moskwie, Olga zniknęła. Nie zostawiła listu, czy jakiejkolwiek wiadomości – mówił wolno i spokojnie. - Wariowałem, sprawdzałem wszystkie szpitale, zgłosiłem zaginięcie na policję. Żona nie miała żadnej rodziny. Znajomi nie byli w stanie mi pomóc. Kilka dni później otrzymałem list od niej. Było tam tylko kilka słów. Żebym jej nie szukał i, że ma kogoś – powiedział, otwierając oczy.

- Nie mówi nam pan całej prawdy – rzekła Katia, zerkając na wyniki badań na pokrewieństwo.

Anghel miał łzy w oczach. Wiedział, że grzechy z młodości wyjdą kiedyś na jaw.

- Olga była w ciąży, gdy dowiedziałem się o propozycji pracy – powiedział, zapalając kolejnego papierosa. – Nie chciałem dziecka, to znaczy, nie wtedy. Dałem jej pieniądze na zabieg. Najgorsze jest to, że sam nawet mógłbym wykonać aborcję. Chciałem się po prostu odciąć od tego problemu. Olga nic nie mówiła, tylko płakała. Zniknęła tego samego dnia, w którym była umówiona na zabieg – dodał cicho, zerkając na starszego pana w piaskownicy.

- Z tego co wiemy, pana żona zmarła podczas porodu. Urodziła córkę, Annę. Dzieckiem opiekował się jakiś jej dawny znajomy, mieszkający w Japonii.

Doktor Jurij Anghel usiadł w fotelu, zakrywając twarz dłońmi. Poczuł rękę Katii na ramieniu. Spojrzał na nią załzawionymi oczami.

- Jak wspominałam, dotarliśmy do pana rodziny we Francji. Anna znalazła się tam dosyć przypadkowo, z trzynastoletnią córką.

- Córką? Mam wnuczkę? Ten dokument jest prawdziwy? Czego ode mnie chcecie? – pytania lekarza mnożyły się.

- Spokojnie, nie wszystko na raz – stwierdził noblista, studząc emocje Anghela. – Materiał genetyczny twojej domniemanej rodziny dostaliśmy dwa tygodnie temu z Francji. Badanie twojego dna, potwierdziło niemal stuprocentową pewność pokrewieństwa.

- Gdzie one są? – chirurg wstał, niemal rzucając się na Iwana.

W tym momencie do salonu wszedł zaspany żołnierz, przecierając dłońmi zmęczone oczy. Wysoki mężczyzna szybkim ruchem ręki odciągnął zdenerwowanego lekarza od chemika.

- Coś ty za jeden? – zapytał doktor, odpychając lekko młodego chłopaka, wyrywając guzik z wojskowej bluzy moro.

- Człowieku, naprawdę za dużo przeszedłem, by się przed tobą tłumaczyć, kim jestem i co robię – żołnierz wrócił do sąsiedniego pokoju. – Lena, nie płacz już, proszę. Klara, pokaż jej swoje rysunki – usłyszeli tylko cichą prośbę chłopaka, gdy otwierał drzwi do pomieszczenia.

- Kto to jest, co za Lena? Albo mówicie, o co tu chodzi, albo wychodzę stąd – powiedział, uderzając pięścią w stół chirurg, wywalając na dywan popielniczkę z petami.

- To był Mark, żołnierz, który eskortował twoją rodzinę przez dawną Polskę. Od razu musimy cię poinformować, że nie wiemy, gdzie znajduje się Anna. Została uprowadzona przez grupę tak zwanych rakarzy, kilka kilometrów przed granicą. Najprawdopodobniej nie żyje, lub znajduje się gdzieś na terenie Mocarstwa – Iwan mówił spokojnie. - Lena to twoja wnuczka, poczekaj nie idź tam jeszcze – rzekł do chirurga, który zerwał się z fotela w kierunku drzwi. – Uspokój się, proszę – delikatnie przytrzymał Anghela. - Niewiele brakowało, a mała podzieliłaby los matki. Rakarze podzielili się na dwie grupy. Jedna zabrała gdzieś matkę dziecka. Dwie osoby, które zostały, pilnowały żołnierza i Lenę. Jeńcy wiedzieli jaki los może ich czekać. Wtedy… - urwał, widząc jak wojskowy ponownie wchodzi do salonu.

- Wtedy twoja wnuczka strzeliła prosto między oczy jednemu z tych skurwysynów, który zaczął się do niej dobierać – powiedział twardo Mark, zaciskając pięści. – Chcesz wiedzieć więcej? Proszę bardzo. Drugiego skopaliśmy na śmierć. Razem. Wspólnie. Z przyjemnością. Nie chciałbyś widzieć jego twarzy. Zresztą niewiele z niej zostało. Chcieliśmy rozszarpać ich na kawałki – krzyczał w stronę lekarza. – Niestety, trzeba było się spieszyć, chociaż niewiele brakowało, a zawróciłbym ciężarówką na zachód. Musieliśmy jednak wypełnić tą cholerną misję. Byłem to winny nie tobie, czy wam – wskazał palcem na chirurga i chemika wraz z lekarką. – Zrobiłem to dla moich kumpli, którzy stracili życie w gówniany sposób. Jednego zgubiła ciekawość, drugi nawet nie zdążył się porządnie wylać, a jego ciało gnije w rynsztoku – Mark był cały czerwony na twarzy. - Całą drogę mała wyła za matką, Markusem i Tonym. Teraz nie jest lepiej, więc daruj sobie zgrywanie dobrego dziadziusia i zrób co ci każą – dodał, opadając na sofę. – Bo jak nie, to zabieram małą i jedyne co ci zostanie na pamiątkę, to ten pieprzony wydruk – zgniótł dokument w ręce i rzucił w stronę lekarza.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • NataliaO 04.05.2016
    Samo życie. Dobrze to przedstawiłeś z małą dawką emocji, ale z dużą dozą potrzebnej suchości. Nie które historie opowiedziane na chłodno robią większe wrażenie i w tym przypadku dobrze to wyszło; 5:)
  • Kaśka15 04.05.2016
    Dziękuję ;)
  • Niepasteryzowany 04.05.2016
    Kaśka15 ?
  • Kaśka15 04.05.2016
    Pomyliłam siee xd nie tutaj miałam odpowiedzieć
  • Angela 04.06.2016
    Zgadzam się ze słowami Natalii,wyszło genialnie :) 5
  • Niepasteryzowany 04.06.2016
    dzięki

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania