Opow *** Księga i Pająk
Tekst powtórkowy, trochę zmieniony
Ogromny wyliniały pająk, litościwy, spokojny, taka poczciwota nasza kochana, co by to muchy nie skrzywdziła w dobroci swojej – człapie ciężko, ledwo sapiąc i dysząc. Styrane życiem ciało, strasznie poranione, ledwo podąża do przodu, skrzypiąc niemiłosiernie. Za mało piłem oleju albo innych tego tam, myśli pajęczy umysł. Mogłem chociaż członki mazidłem smarować. No nic. Dupa. Odwłok. Durny byłem i tyle.
Rany piekielnie swędzą, nawet uparcie tam, gdzie nie powinny. Kilka dni temu darował życie hordzie wypasionych much, co wpadły hurtem do ledwo wiszącej sieci. Pajęcze serce litością oblepione, nakazało ciemne potworki oswobodzić. A one nie okazały ani bzyknięcia wdzięczności. Pogryzły starcze, pomarszczone ciało, robiąc w tym czasie kupy na odwłoku jego, w miejscach gdzie akurat popuściły. Żeby chociaż posprzątały po sobie do papierowych woreczków. Pamiętajcie niechlujne muszyska. Muchołapki są cierpliwe. Poczekają, a ich klej jeszcze bardziej.
W odległości kilkudziesięciu pajęczych kroków, dostrzega budowlę w kształcie ołtarza. Na marmurowej zimnej posadzce, niczym kufel schłodzonego piwa, wielka księga znalazła spoczywanie. Wędrowiec, stukając kończynami, co płoszą uśpione echa, dochodzi do celu, postękując miarowo, jak tylko on potrafi. Myszy uciekają do ciemnych, bezpiecznych norek, muchy zastygają w locie, a w grobie nieboszczyk otwiera oczy.
Strudzony drogą, o tym wszystkim nie wie. Czuje tylko, intensywny zapach zakurzonej czasem księgi. Przyciąga go nęcącą zmurszałością, tajemniczym wirującym pyłem, minionych dekad. Myśli pająka krążą niczym skowronki, nad spełnieniem marzenia. Za chwilę przeczyta upragniony wolumen. Wywlecze z niego słowa i zdania. Widział kiedyś, jak pan rzeźnik wywleka flaczki z wesołej świnki.
Podchodzi jeszcze bliżej. Stoi przy księdze, ciężko dysząc. Podmuch oddechu jego, szeleści wśród kartek i świece gasi – na szczęście nie wszystkie, bo by nie wiedział, co czyta. Wielkie włochate nóżki, muskają z cichym papierowym szelestem, zwiewną obwolutę. Słychać jakby szmer, rozgniatanych suchych liści. Otwiera z należytą ostrożnością. Pełen zachwytu i dobroci wzrok, chłonie tekst oraz łzy wzruszenia, kapiące z oczu jego i wystającej nici pajęczej, poruszanej z lekka, przeciągiem.
A pod wielgachną kartką, leży malutka dziewczynka, co to ją rodzice, przesadnie pająkami straszyli. Paskudne, wredne serduszko, tęskni za upragnioną zemstą. Suche skiby gleby, mają podobne odczucia, tęskniąc za życiodajnym deszczem.
Poprzez prześwitującą kartkę, widzi zarysy pająka, jednego z przedstawicieli znienawidzonego rodu. Nie ma dla niej znaczenia, co to za pająk. Czy to ten, co ją skrzywdził, czy nie. Pająk to pająk. Paskud i tyle. Z ust dziewczynki, wylatują bąbelki śliny, przez widoczną szparę międzyzębną.
Apetyt na zemstę, rośnie niczym ciasto na drożdżach. Co za wredne, obleśne ciało. Wyobraża sobie, jak będzie wyrywać ząbkami, zepsute czasem, pajęcze mięsko, odgryzając w przerwach, odnóża, licząc w myślach: raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć. Popsuje przy okazji, aparat korygujący zgryz, ale co tam. Rozwali świnkę i kupi nowy.
Śliny jest coraz więcej i więcej, aż tryska na boki wodnymi warkoczykami. Pająk – pochłonięty tekstem, nie zauważa mokrej plamki na wybrzuszonej kartce. A ta zwiększa średnicę. Potęguje ją obrzydzenie.
Nadal nie dostrzega zamglonego, dziewczęcego ciałka. Tekst jest ciekawy, kuszący i lepki. Wciąga jak do otchłani. Kartka i dziewczynka, nasączone wilgocią, rozrywają cienką powierzchnię. Skrawki papieru, zsuwają się niespiesznie, po nienawidzących krągłościach, cicho mlaskając, złowieszczym szeptem.
Dopiero teraz pająk zauważa, że coś jest nie tak. Chętnie by sobie popatrzył dłużej, na te rozkoszne, gładkie kształty – ale cóż – pora się bać. Pragnie uciec do toalety i wskoczyć ze strachu do sedesu. Jednak za chwilę nie zdąży.
Dziewuszka błyskawicznie skacze na pajęczą twarz. Wgryza ząbki w chrupiącą powierzchnię. Odgłosy mlaskania oraz echa ostatnich chwil pająka, błądzą pod sklepieniem, w towarzystwie starego kruka.
Dziecko jedną rączkę, przykleja do żuwaczek, a drugą maca, po mokrej, przylepionej do ciała sukience, szukając kieszeni.
Wyciąga wielki – jak na jej małość – megafon i wrzeszczy dosadnie wnerwiona: „Przestań się wiercić, głupi pająku, bo mi zdeformujesz aparacik”
*&*
A z oddali dobiega wkurzony głosik: „STOP! Wszystko popsułaś! Powtarzamy ujęcie!”
Komentarze (17)
Twoja fantazja nie zna granic :)
To nie jest opko dla małych dzieci, ponieważ wszystko próbują do budzi, tak mają ssaki albo i wszystkie zwierzaki, systematyka poznawcza.
Wyrywanie nóżek i skrzydełek czy dmuchanie żab – to jednak trochę poważniejsze zagadnienie...
Serdecznego 🙃
Bardzo artystyczne opowiadanie! 🤯😃
5, pozdrawiam 🙂
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania