Właściwy kolor nieba - rozdział 11
– Pani komandor Selino, proszę, niech się pani obudzi, ktoś do pani przyszedł. – Głos służącej dobiegał do niej jakby z oddali. Spała tak dobrze, niech dadzą jej jeszcze pół godzinki… Ale dziewczyna nie ustawała w wysiłkach, by wyciągnąć ją z łóżka, poddała się więc i zapytała:
– A któż to tak wcześnie?
– Pan Doren Riko-Martel, chce z panią porozmawiać o gościach, których wczoraj pani przyprowadziła. I jest już prawie trzecia.
Trzecia?! A Nikce wydawało się, że może ledwo pierwsza… Odrzuciła kołdrę i usiadła. Doren, Doren… A, to był ten starszy arystokrata, który wczoraj zabrał Hilla i ambasadora sprzed pałacu. No dobrze, trzeba będzie z nim pogadać.
– Pójdę na chwilę do łazienki. Naszykuj mi ubranie i powiedz mu, że będę dosłownie za piętnaście minut – poinstruowała służącą.
Szybko doprowadziła się do porządku i z pomocą dziewczyny założyła nowy mundur. Wreszcie dowiedziała się, że ma ona na imię Isena, służy królowi od roku i jest bardzo zadowolona z pracy w pałacu. Wydawała się miła, ale nie miały czasu porozmawiać dłużej.
– Leży lepiej niż ten od Zeny, chyba mogę już iść – stwierdziła Nikka, przeglądając się w wielkim lustrze.
– Jeszcze muszę panią uczesać! – wykrzyczała Isena zduszonym głosem, jakby zgorszyło ją, że komandor może wyjść do ludzi z rozpuszczonymi włosami. No tak, to już nie była Amerika, znów o tym zapomniała.
Poświęciła więc kolejne kilka minut, by służąca zaplotła jej warkocz. Nie chciała koka, nie czuła się w nim aż tak swobodnie. Zresztą upięte włosy kojarzyły jej się z Heleną Kerbi i nie były to miłe skojarzenia. W końcu przygotowana do przyjęcia gościa, w nowych, błyszczących butach i pachnącym świeżością mundurze, otworzyła drzwi i przeszła do salonu.
Okazało się, że Doren Riko-Martel, zarządca skrzydła dyplomatycznego, pragnął porozmawiać z Nikką o amerikańskich zwyczajach i jej spotkaniach z prezidentem. Król rozkazał mu zorganizowanie dzisiejszej audiencji dla ambasadora Majersa i wszystko musiało zostać przygotowane idealnie.
– I to naprawdę wszystko, pani komandor? – spytał po tym, jak opowiedziała mu o pierwszym oficjalnym spotkaniu z prezidentem Buszem.
– Tak, pod tym względem oni są naprawdę bardzo prości. Wystarcza im uścisk dłoni i skinięcie głową. Lubią się dotykać i szeroko uśmiechać, ale dobrze wiedzą, że my tego raczej nie robimy.
– Rozmawiałem z nimi wczoraj, zachowywali się dobrze. Myślę, że mogę ich dopuścić przed oblicze króla. A ten, który mówi, Hill, pani wie kim on jest? Służącym czy bardziej dyplomatą?
Cóż to było za urocze pytanie… Komandor uśmiechnęła się delikatnie pod nosem.
– Szpiegiem, panie Riko-Martel. Wiem, że był w wojsku, ma stopień porucznika, ale teraz nie nosi munduru. Udawał, że pracuje dla prezidenta i jest moim tłumaczem po to, by cały czas mieć mnie na oku. Teraz oficjalnie też jest tylko tłumaczem, czyli bardziej podwładnym ambasadora niż służącym. Ale nie wątpię, że przede wszystkim wciąż jest szpiegiem.
Westchnęła i osunęła się trochę na krześle. Kimkolwiek był Hill, jego obecność zwiastowała jedynie kłopoty.
– Czyli będziemy go traktować jak pracownika służb dyplomatycznych, przynajmniej dopóki nie złapiemy go na szpiegostwie – zadecydował Riko-Martel. – Dziękuję za informacje, pani komandor. Król uparł się, że pierwsze spotkanie ma zostać zorganizowane według ich zwyczajów.
Czyżby usłyszała w jego głosie leciutką dezaprobatę? Doren wyglądał bardzo klasycznie: krótkie, gładko zaczesane siwiejące włosy, nienaganny dworski strój z koronkami przy kołnierzyku i mankietach, wyprostowana postawa, można by rzec wzorowy arystokrata. Nic więc dziwnego, że nie spodobał mu się pomysł postępowania niezgodnie z ceremoniałem.
Pożegnali się, wymienili ukłony. Riko-Martel zapowiedział, że wraca do Amerikanów, ona zapowiedziała, że w razie dalszych pytań będzie do dyspozycji. Potem, gdy Isena przyniosła śniadanie, dotarło do niej, że Doren Riko-Martel, zarządca skrzydła dyplomatycznego, był dla niej miły. Pierwszy raz w życiu starszy arystokrata na wysokim stanowisku, cywil, nie wojskowy, potraktował ją jak równą sobie. Bez pełnych wyższości spojrzeń, bez pogardy w głosie. Nie liczyła króla, bo z nim sytuacja była zupełnie inna. To było dziwne, ale mogła się do tego przyzwyczaić. Jeśli Akuria po wojnie zmieniła się w ten sposób, to była to zmiana na lepsze.
Następne godziny spędziła czekając w komnatach. Nikt więcej nie zaszczycił jej wizytą, więc odpoczywała, modliła się i przeglądała książki w zaskakująco ubogiej biblioteczce. Mertin wspominał, że pałac spłonął, więc musieli odbudować wszystko od zera… Dlatego też meble wciąż pachniały nowością i nie nosiły żadnych śladów użytkowania. W końcu położyła się na kanapie i kazała systemowi włączyć radio. Wybrała stację z muzyką, nie miała ochoty słuchać wiadomości ani audycji redaktorów. Przymknęła oczy i przez dłuższą chwilę było jej naprawdę dobrze. Ten nastrój prysł wraz z nadejściem służącego, który oznajmił, że król wzywa ją na audiencję, na której będzie przyjmował ambasadora Majersa. Zaczęła się denerwować, choć przecież nie miała do tego podstaw.
Poszła za służącym do znajomego już holu przed salą tronową. Kilkanaście osób również oczekiwało na otwarcie drzwi, nie rozpoznawała nikogo. Gdyby byli tu jacyś wojskowi, to podeszłaby i zaczęła rozmowę, ale widziała samych cywili. Nagle usłyszała, że ktoś z tyłu wykrzykuje jej imię. Zaczęła się odwracać, ale nie zdążyła niczego powiedzieć, gdyż blondwłosy mężczyzna złapał ją w pasie, uniósł w powietrze i zawirowali razem jak w skomplikowanym układzie tanecznym. Coś twardego obiło jej się o udo, ale nie zwróciła na to uwagi, gdyż był to Irri, Irri Setien we własnej osobie, cały, zdrowy, i przede wszystkim żywy.
– Nikka, jakże ty dobrze wyglądasz w tym mundurze – powiedział, odstawiając ją na ziemię.
– Iri! – aż zapiszczała z ekscytacji. Skrzywił się trochę, wciąż nie lubił, gdy skracała jego imię. – I ty tu jesteś, jakoś mnie to nie dziwi… A jak twoja żona, odnalazła się? – Spoważniała przypominając sobie o kwestii, która trapiła Irriego od samego początku ich znajomości. W chwili wybuchu wojny jego żona była poza miastem i nie miał z nią żadnego kontaktu.
– Tak, wszystko z nią dobrze, przez cały czas była u rodziny na wsi. I jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy na pewno, ale okazało się, że spodziewała się dziecka. Mam więc syna, a już niedługo będę mieć drugiego. Albo córkę, to tylko bogowie raczą wiedzieć – oznajmił rozpromieniony.
Nikka powinna pogratulować, ale zaprzątnęło ją coś innego. Przyglądała się Irriemu w trakcie tej rozmowy. Poprawił rozsypane przy żywiołowym powitaniu długie włosy, odgarnął je dłonią do tyłu. Oczywiście miał na sobie paradny mundur, odruchowo zerknęła na ramię: cztery pełne admiralskie gwiazdki. Ale to nie wszystko, pagon był otoczony srebrną lamówką. No i to coś twardego, co zahaczyło o jej nogę, okazało się być długim, wąskim mieczem z bogato zdobioną koszową rękojeścią. Tylko jedna osoba w Królestwie Akurii była uprawniona do noszenia takich dystynkcji i broni w obecności króla…
– Wreszcie do ciebie dotarło – stwierdził, widząc jej zdziwioną minę.
– Tak, Wielki Admirale. – Wyprostowała się, zmieniła ton na poważny. Znów się wygłupiła… Chociaż nie, to Irri zaczął. Co nie zmieniało faktu, że znów stała się obiektem zainteresowania wszystkich zgromadzonych, drugi raz w ciągu dwóch dni. Pięknie, po prostu pięknie.
– Spocznij, komandor. Zaskoczona, co? Ale musisz przyznać, że można się było tego spodziewać – zażartował.
– Zaskoczona, ale nie zdziwiona – potwierdziła jego domysły. – Chociaż myślałam, że może chciałbyś też dołączyć do gwardii. Kiedyś o tym marzyłeś.
Selino jeszcze raz dokładnie mu się przyjrzała. Irri wyglądał tak swobodnie w mundurze i z mieczem u pasa. Swoją drogą też broń sobie wybrał… Mógł poprzestać na normalnym pistolecie, ale nie, musiał wyróżniać się tym eleganckim ostrzem. Raczej nie będzie musiał z niego korzystać, a do podkreślenia statusu nada się bardziej niż zwykła laserówka. Teraz zrozumiała jego intencje i uśmiechnęła się w myślach.
– Kiedyś owszem… Ale teraz chodź, przedstawię cię mojemu sztabowi – zmienił temat i poprowadził ją w stronę pięciu mężczyzn w mundurach.
Admirała Alen-Perino poznała poprzedniego dnia przez radio. Tak, jak się spodziewała, był dość młody, dałaby mu maksymalnie z czterdziestkę. Admirałowie Nakin Pewell, Sein Wella-Lysen oraz wiceadmirał Redem Arther również wyglądali na starszych od niej o nie więcej niż dziesięć, piętnaście lat. Wyjątkiem okazał się być admirał Weles Azuri, który na pewno przekroczył pięćdziesiątkę. Nikka przywitała się z wszystkimi oficerami, którzy zdawali się być nią szczerze zainteresowani. Stali w zwartej grupie i rozmawiali głośno, żaden z obecnych w holu dworzan do nich nie dołączył.
– Mój sztab zapoznał się z pełną treścią twojego raportu, ale razem z królem zdecydowaliśmy, że nie będziemy go upubliczniać – wtrącił się Irri. – Oczywiście podzielimy się pewnymi informacjami z tymi, z którymi będzie to konieczne. Pamiętaj, żeby zawsze upewnić się, ile możesz powiedzieć swemu rozmówcy.
Przytaknęła, chociaż dla Nikki była to oczywistość. Jasne, że posiada teraz wrażliwe dane i musi uważać na to, jak się z nimi obchodzić. Nie urodziła się wczoraj, co ten Irri sobie myślał? Przemilczała to jednak, nie chciała podważać jego autorytetu, ani teraz, ani nigdy. Dobrze pamiętała co się stało, gdy ostatni raz spróbowała czegoś podobnego.
W końcu drzwi do sali tronowej zostały otwarte i ze środka rozległ się głos herolda wzywający wszystkich na audiencję.
Komentarze (46)
Ta seria że zdraj...
Porządnymi obywatelami? To jest na opowi?
Widziałem że 7 publikacji ale nie wiem czy to seria?
Jeśli seria to daj znać od której zaczać
Zatem zaniecham dalszych dociekań: i wcale nie mówię tego, bo ktoś trzyma mi pistolet przy skroni:)
Prawdopodobnie zniknę jakiś czas...
Wiesz ile czasu byś zyskała na pisanie:)
Nie w dzisiejszych czasach: dziś jak nie masz PlayStation to nieludzkie warunki:)
Nie, jeszcze tam mnie nie przywiało, ale jestem otwarty na poszerzanie horyzontów.
Zapraszam MPK na Discorda, może na początek rzucimy mu krótki tekst o porwaniu, to sobie pozna chłopaków od najlepszej strony.
Dobrze tylko ja potrzebuje instrukcji jak dla tłuka:)
Gdzie mam wejść, czego szukać.
Z reszta, pobawię się sam po pracy i najpierw wybadam co to... jestem społecznosciowo-aplikacyjnie zacofany:)
Ok
wieczorkiem sobie podłubie w tym
Cóż to było za urocze pytanie…"
Zgadzam się, urocze :D
Właśnie... Ciekawe co tam u Hilla.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania