Poprzednie częściWłaściwy kolor nieba - rozdział 1
Pokaż listęUkryj listę

Właściwy kolor nieba - rozdział 43

Nikka próbowała poprawić pelerynkę, która ciągle źle się układała. Albo ktoś spartaczył szycie munduru i Hella będzie musiała odesłać go do kwatermistrzostwa do sprawdzenia, albo powód problemów z krnąbrnym materiałam był inny: komandor Selino prawie biegła pałacowymi korytarzami i to pęd powietrza raz po raz odrzucał pelerynę do tyłu. Chyba przejęła prędkość poruszania się od Wielkiego Admirała, za którym naprawdę trudno było nadążyć. Ale każdy by się spieszył, gdyby dostał nagłe wezwanie od króla.

Nie rozumiała, dlaczego Mertin chce ją widzieć tak wcześnie – ledwo zdążyła zjeść śniadanie, a do kwatery wpadł posłaniec z wiadomością. Dziwne, wczoraj król o nie wspominał o niczym szczególnym, a ich zwyczajowe spotkania odbywały się wieczorem albo późnym popołudniem. O co mogło chodzić? Z rozmyślań wyrwał ją znajomy męski głos – Brego-Ryfin? Chyba tak, w końcu wyruszył do Akurii kilka dni przed nią i mieli wrócić razem. Zwolniła, a potem, gdy usłyszała swoje imię, przystanęła przed załomem korytarza. Zaskoczony królewski służący również się zatrzymał.

– Ta Selino jest… – Nie dosłyszała, ale zaraz kontynuował: – Jedliśmy posiłki przy jednym stole ze służbą, wyobraża pan to sobie? Moim zdaniem nawet żołnierze poniżej stopnia…

Nikce tyle wystarczyło. Wiedziała, że Jal Brego-Ryfin jej nie lubił, ale nie przypuszczała, że aż tak jej nie szanował. Gwałtownie ruszyła na spotkanie z sekretarzem ambasady i tajemniczym osobnikiem, któremu się żalił.

Niemalże wpadli na siebie na skrzyżowaniu pałacowych korytarzy. Mina Jala warta była każdych pieniędzy – arystokrata nie zapanował nad twarzą, na której przez kilka chwil można było podziwiać niemałe zaskoczenie, a w jego oczach komandor Selino ujrzała coś na kształt lęku. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie poprawiło jej to humoru – nawet pomimo tego, iż Brego-Ryfinowi towarzyszył nie kto inny, jak Allen Ferro-Denal. Miała z nim porozmawiać, obiecała Kesterowi, ale wciąż nie znalazła na to czasu. Teraz moment również nie był odpowiedni.

– Dzień dobry szanownym panom! – przywitała się wesoło, ukłoniła lekko i mówiła dalej, nie dając im dojść do słowa. – Panie Brego-Ryfin, proszę nie straszyć kolegów warunkami życia w Americe. Tam nie jest aż tak źle. Chociaż czasem jest… Mogłabym co nieco o tym opowiedzieć, tyle że właśnie nie mogę… Wiedzą panowie, rozkazy. – Uśmiechnęła się po amerikańsku. – Chętnie zabawiłabym panów rozmową, ale król wzywa. Życzę miłego dnia!

Nie uznała za stosowne ukłonić się drugi raz, pospiesznym krokiem ruszyła w swoją stronę. Mogła założyć się o miesięczny żołd, że Ferro-Denal odprowadził ją nieprzychylnym spojrzeniem niebieskich oczu.

Ale to nie było teraz ważne. Wiedziała, że nigdy nie zyska aprobaty większości arystokracji, więc niespecjalnie się o nią starała. W tej chwili ważny był król Mertin. Ferro-Denalem zajmie się w swoim czasie.

 

Władca Królestwa Akurii przyjął ją w komnacie, której okna wychodziły na niewielki dziedziniec zdobiony fontanną z białego kamienia. Nawet stąd słyszeli cichutki szmer wody spływającej po kolejnych stopniach ogrodowej dekoracji. Powitał Nikkę serdecznie i w zwięzłych słowach wyłożył powód wezwania: chciał, by komandor wybrała się wraz z nim w kilkudniową podróż do Rewanes, największego miasta północno-wschodniej części kraju.

– Zatrzymamy się w pałacu radnego Lauris-Tiro, pójdziemy na przyjęcie. Żadne wymyślne, po prostu muzyka i dobre jedzenie. Wygłosimy przemówienie do radnych, a potem drugie, do ludu – opowiadał zaaferowany. – Ja spotkam się z kilkoma starymi rodami, ty możesz przeprowadzić wizytacje pobliskich jednostek wojskowych.

Najpierw pomyślała, że radny musi być jakoś spokrewniony z jej adiutantką, bosman Tiro-Sabal, dopiero potem do jej świadomości przedarła się końcówka królewskiej wypowiedzi.

– Nie mogę sama podjąć decyzji o wizytacji… – wtrąciła, chociaż nie była tego do końca pewna. Czymś takim chyba zajmowały się lokalne sztaby…

– Daj spokój, ciebie nie wpuszczą, mojej sławnej komandor? Tylko by spróbowali, a każę Irriemu wszystkich zdegradować.

Nikka rozpoznała żart, ale dalsze słowa Mertina już żartem nie były. Zrozumiała, że decyzja o wyjeździe do Rewanes została podjęta, a to, w czym teraz uczestniczy, to nie rozmowa, lecz w zasadzie ogłoszenie rozkazów. Przytakiwała więc i zgadzała się na wszystko, chociaż niespodziewana podróż trochę psuła jej plany. Musiała przyspieszyć sprawy z Ferro-Denalem.

Mogłaby teraz zacząć temat niefortunnych negocjacji z Amerikanami, ale postanowiła, że najpierw porozmawia z Ferro-Denalem osobiście i wróci do króla dopiero wtedy, gdy tamten wyrazi zgodę na wyjazd. Tak, Mertin na pewno bez problemów wydałby odpowiednie rozkazy, ale nie o to chodziło. Nikka chciała, by stary arystokrata sam zgodził się na współpracę – mimo animozji i różnic społecznych. Jeśli jest prawdziwym patriotą, przymknie oko na wszystkie potencjalne ogniska konfliktu i dla dobra królestwa Akurii zrobi to, o co poprosi go ambasadorka Selino.

Dlatego też za Ferro-Denala zabrała się później, w porze obiadowej. Wypytała Hellę o jego pałac, ale ta nie wiedziała, gdzie dokładnie mieszka arystokrata i musiała zasięgnąć języka wśród służby.

– Podobno niedaleko, na wschód od pałacu królewskiego, na Wyspie Łzy – oznajmiła po powrocie. – Wielka kamienica z frontem obłożonym brązowym marmurem.

– Dziękuję, na pewno znajdę. Płyniesz ze mną? Poćwiczysz manewrowanie łodzią.

Bosman Tiro-Sabal zgodziła się, więc kobiety razem zeszły na małą przystań przy pałacu. Nikka miała wrażenie, że Hella chciała jej towarzyszyć z własnej woli, nie wydała jej przecież żadnego rozkazu. To ucieszyło komandor Selino, która marzyła, by jej adiutanci byli kimś więcej niż tylko podwładnymi wypełniającymi polecenia. Mała wycieczka łodzią była świetną okazją do zacieśnienia więzów. Nikka instruowała Hellę, która ciągle radziła sobie na wodzie najwyżej średnio. Przynajmniej pogoda sprzyjała przebywaniu na zewnątrz. W Americe wciąż panowała zima, mieszkańcy Akurii zaś rozkoszowali się pełnią lata. Gdyby nie orzeźwiające podmuchy wiatru znad morza, panowałby ciężki do zniesienia skwar.

Adiutantka Nikki uderzyła w odbijacze przed domem Ferro-Denala z taką siłą, że obie musiały przytrzymać się relingu. Ale udało się, z pomocą służby zacumowały łódkę i komandor Selino wspięła się po wykutych w kamieniu schodach, by pójść na spotkanie z arystokratą, który jeszcze nigdy nie zniżył się do przyjaznego zachowania wobec dziewki z miejskiej biedoty – nie miała wątpliwości, że w jego oczach nie była nikim więcej.

Nikka miała na sobie zwykły mundur i wzięła broń. Przychodziła tu niemalże prywatnie, ale to nie przeszkodziło jej kazać pierwszemu napotkanemu służącemu zaprowadzić się prosto do pana tego domu. Domu, który był urządzony z podobnym – czy nawet większym – przepychem, co pałac Mertina. Selino nie była w stanie stwierdzić, czy ten budynek ucierpiał w czasie wojny; jeśli tak było, to straty naprawiono w błyskawicznym tempie i z najwyższą dbałością o szczegóły. Dużo marmuru, aksamitne kotary, dzieła sztuki… Podziwiała to wszystko, czekając na wezwanie do gabinetu gospodarza.

W końcu służąca otworzyła drzwi i gestem zaprosiła ją do środka. Nikka przeszła przez nieduży korytarz zdobiony białymi i żółtawymi posągami ustawionymi pod obiema ścianami. Wszystkie rzeźby przedstawiały dzieci, od małych berbeci, które ledwo stały na nogach, do rezolutnych i roześmianych kilkulatków. Widać było, że wyszły spod dłuta jednego artysty, który chyba zafiksował się na tym temacie.

Kolejne drzwi były już tymi właściwymi, wiodącymi do biura. Wnętrze było zaskakująco jasne, utrzymane w niemodnych już odcieniach żółci i jasnego brązu, w wielu miejscach połyskiwało złoto. Komandor Selino nie znała się na modzie, gabinet Ferro-Denala wydał jej się przestronny i elegancki, a ciemne obrazy wyraźnie wybijały się na jasnym tle.

Przed jednym z malowideł, tyłem do wejścia, stał gospodarz. Kontemplował płótno przedstawiające mężczyznę w mundurze oficerskim sprzed kilku dziesięcioleci, a na rękach trzymał dziecko, trzy-, może czteroletniego chłopca. Nie odezwał się, dopóki służąca nie wyszła i zamknęła drzwi, potem obrócił się trochę.

– Przyszła mnie pani zabić w moim własnym domu? Przy wnuku?

O mało nie parsknęla śmiechem na tę sugestię. Arystokrata miał wybujałą wyobraźnię. I po to mu było dziecko, by na jego widok zmiękło jej serce i porzuciła mordercze zamiary?

– A czy nie sądzi pan, że gdybym chciała pana zabić, to byłby pan już od dawna martwy? – zapytała przekornie.

Nie był uprzejmy, więc i ona nie czuła się zobowiązana do zachowania zgodnie z przyjętymi konwenansami. Wbił w komandor Selino twarde spojrzenie jasnych oczu i ani myślał zaproponować jej, by usiadła, o podaniu czegoś do picia nie wspominając. Nikka pomyślała, że Itan patrzył na nią w o wiele gorszy sposób i uśmiechnęła się delikatnie. Uparty, stary arystokrata milczał, więc dziewczyna kontynuowała:

– Przyszłam tu, żeby prosić pana o pomoc.

Jedyną reakcją Ferro-Denala była nieznaczna zmiana pozycji: teraz stał już prawie frontem do niej. Wciąż milczał i zachował nieprzyjazny wyraz twarzy. Gdyby Nikka była arystokratką, musiałaby się teraz śmiertelnie obrazić, ale miała ich głupie zwyczaje głęboko gdzieś.

– Próbujemy podpisać z Amerikanami traktat handlowy dotyczący sprzedaży syntetycznego tellarium. Pan wie, tego o maksymalnie dwudziestoczteroprocentowej czystości.

Wiedział, i to lepiej od niej. Temat syntetycznego tellarium nie był może ściśle tajny, ale raczej nie dyskutowano o nim w radiu i gazetach. Czystość produktu stale rosła, ale wciąż nie była zadowalająca, Mertin i jego naukowcy chcieli, by przekroczyła sześćdziesiąt procent. Pierwsze testowe partie oraz technologię wytwarzania planowano sprzedać Amerikanom. Nikka była przeciwna i wyraźnie dała temu wyraz na posiedzeniu rady, ale rozumiała, że królestwo potrzebuje złota. Mogli sprzedawać nieudany syntetyk na Amarze, ale wtedy dostaliby za nie maksymalnie dwadzieścia cztery funty złota za sto funtów surowca, w myśl zasady, że czyste tellarium jest warte swojej wagi w złocie.

Ferro-Denal, jak przystało na opanowanego arystokratę, nie dał po sobie poznać, jakie wrażenie zrobiła na nim ta informacja. Chłopiec, którego trzymał, zaczął się trochę wiercić; więc uspokoił dziecko, szeptając mu coś do ucha. Nikka westchnęła bezgłośnie i mówiła dalej:

– Naszym pierwotnym planem było sprzedać im towar za czterdzieści funtów złota za sto funtów syntetyku. Uparcie twierdzą, że nie dadzą więcej niż trzydzieści, a zaczynali od dwudziestu… Ja i pan Lin-Werro próbujemy dojść z nimi do porozumienia od kilku miesięcy, bezskutecznie. Potrzebujemy kogoś bardziej doświadczonego w prowadzeniu negocjacji na taką skalę. Wszystko powyżej trzydziestu czterech trafi do pańskiej kieszeni, jeśli król wyrazi zgodę. Postaram się, by wyraził – zapewniła go.

Teraz patrzył na nią inaczej, z cieniem zainteresowania. Odszedł od obrazu i Nikka mogła zobaczyć dzieło w pełnej krasie – na płótnie namalowano portret wąsatego mężczyzny w mundurze z trzema gwiazdkami na ramieniu. Wąsy i krój munduru wyraźnie wskazywały, że malowidło powstało kilkadziesiąt lat temu.

– Czy mam przez to rozumieć, że król Mertin nie wie o tym pomyśle? – zapytał.

– Jeszcze nie wie – uściśliła Nikka. – Najpierw chciałam upewnić się, że jest pan chętny do udziału w przedsięwzięciu. Nie postawiłabym pana przed faktem dokonanym.

W gabinecie arystokraty zapadła cisza. Komandor Selino nie miała już nic więcej do powiedzenia. Przyszła prosić o pomoc i zrobiła to, nie będzie błagać Ferro-Denala, by się zgodził.

– Jest takie powiedzenie: „Mundur oficerski dobrze leży dopiero w trzecim pokoleniu” – zaczął mężczyzna pozornie bez związku z tematem, Nikka jednak wiedziała, że to do czegoś prowadzi. – To mój pradziadek, komandor Gerold Ferro-Werling, kapitan pierwszej fregaty napędzanej reaktorem na zimną fuzję. Tamten statek – ruchem głowy wskazał inny obraz przedstawiający trójmasztowiec o żaglach w niecodziennie biało-zielone pasy – to słynna „Zielona Perła”, wystawiona i obsadzana przez członków mojej rodziny, dowodzona przez admirała Allena Ferro-Aliesa. Z dumą noszę jego imię.

Nikka przytaknęła nieznacznym ruchem głowy. Pamiętała „Zieloną Perłę” z lekcji historii – statek był okrętem flagowym Floty podczas drugiej wojny kolonialnej. Tak, ród Ferro zasłużył się dla królestwa i nigdy tego nie kwestionowała. Nadal czekała, aż Ferro-Denal dopłynie ze swoimi wyjaśnieniami do brzegu

– Również służyłem w wojsku, miałem stopień kapitana. Dowodziłem ludźmi, potem nawet okrętem. Mój wnuk, jeśli zechce, może pójść śladem rodzinnej tradycji i zdobyć patent oficerski.

Przerwał, posadził dziecko na blacie biurka. Chłopczyk był bardzo spokojny, niesamowicie spokojny jak na kilkulatka. Jego dziadek zbliżył się do Nikki, która nie cofnęła się ani pół kroku. Tego typu demonstracje nie robiły na niej wrażenia.

– I będzie to dla niego łatwe, gdyż wyniesie z domu wszystkie cechy, które powinien posiadać dobry oficer: honor, odwagę i szczerość. Choć, muszę to ze smutkiem przyznać, w dzisiejszych czasach szczerość straciła znaczenie. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że zostaje komandorem ktoś, kto kłamie w żywe oczy?

To miało zaboleć. W zamierzeniu Ferro-Denala to musiała być obelga, wobec której nie pozostanie obojętna. Ale Nikka tylko uśmiechnęła się: delikatnie, niemal smutno.

– A najgorsze jest, że nie wiem, czy kłamie wtedy, gdy mówi, że mnie zabije, czy wtedy, gdy prosi o pomoc – zawiesił głos i wyraźnie oczekiwał odpowiedzi.

– Nie wziął pan pod uwagę możliwości, że mówiłam prawdę w obu przypadkach – stwierdziła. – Według mnie jedno nie wyklucza drugiego. Dziś przychodzę tu jako ambasadorka, która napotkała na problem i prosi o pomoc osobę posiadającą wiedzę i umiejętności, by jej udzielić. Nie chcę niczego dla siebie, a obrażać mnie pan może do jutrzejszego południa, nie rusza mnie to. Jednak, jeśli łaska, wolałabym dostać odpowiedź wcześniej, by w razie odmowy mieć czas na znalezienie kogoś innego.

Skrzyżowała ręce, palce prawej dłoni wbiła w okolice łokcia. Lekko, ale miała ochotę ścisnąć z całej siły, a najlepiej ściągnąć rękawiczkę, kurtkę od munduru i ryć paznokciami w miękkiej skórze tak długo, aż ślady podbiegną krwią. Ferro-Denal miał rację. Cóż z niej była za oficer? Kłamała, może nie w najważniejszych dla królestwa sprawach, ale kłamała i udawała tak długo, że już prawie przestała zwracać na to uwagę. Honor? Jaki honor, nie miała go ani uncji. Nie była godna nosić tego munduru… Najlepiej dla wszystkich byłoby, gdyby odeszła, zamieszkała z matką i zajęła się jadłodajnią. Ale Mertin jej potrzebował, nie tylko dlatego, że najlepiej znała Amerikanów. Potrzebował jej osobiście, buntowniczki z pomnika, Królowej Piratów, czuła to. Tak więc musiała dalej kłamać, grać, udawać, oszukiwać – nie dla siebie, lecz dla Królestwa Akurii, tylko tyle pozostało.

Myśli starego arystokraty płynęły zaskakująco podobnym kursem.

– Może ta komandor nie jest szczera ani zanadto honorowa, może mundur wisi na niej jak na strachu na wróble, ale nie mogę odmówić jej patriotyzmu. – Wciąż nie mówił wprost, jakby jednak obawiał się, że Selino wyzwie go na pojedynek. – Pomogę. Moja stawka to wszystko powyżej trzydziestu dwóch funtów.

– Absolutnie wykluczone. Ja nie znam się na interesach, nie przyszłam tu negocjować. Powiedziałam trzydzieści cztery i nie zejdę niżej nawet o pół funta, taka ze mnie nieokrzesana prostaczka.

Nikka ożywiła się nieco; zgoda Ferro-Denala wymusiła na niej powrót do rzeczywistości.

– Niech stracę, niech będzie trzydzieści cztery. Przy sprzedaży za czterdzieści to i tak solidny zarobek. – Pierwszy raz od początku rozmowy mężczyzna uśmiechnął się. Nikka pomyślała, że jest szalenie pewny siebie. – Ale jeśli już miałbym pojechać do Ameriki, oczekuję warunków, do jakich przywykłem. Spożywanie posiłków ze służbą nie wchodzi w grę – nawiązał do porannej rozmowy z Brego-Ryfinem.

– Mogę oddać panu moje pokoje, ale musi pan sam pokryć koszty dodatkowej służby i zaopatrzenia. Amerika to drogi kraj, a nasze królestwo nie powinno marnować złota na zbytki – odpowiedziała od razu.

– To nie będzie dla mnie żadnym problemem – zapewnił.

– Bardzo serdecznie panu dziękuję. – Mógł wierzyć lub nie, ale teraz Nikka była szczera. – Poruszę ten temat z królem przy najbliższej okazji a potem prześlę panu wiadomość. Lecę do tamtego świata trzy dni po nowiu i oczekuję, że poleci pan ze mną. Służbę i pański personel możemy wyprawić wcześniej.

Kończyła, nie chciała przeciągać wizyty ponad miarę.

– Proszę mi dać znać, kiedy będzie pani już po rozmowie z królem. Wyślę kogoś, by ustalił szczegóły wyjazdu – powiedział.

– Oczywiście. Dziękuję za rozmowę. Trafię do wyjścia.

Nikka uśmiechnęła się, jakby właśnie żegnała przyjaciela, i odeszła sama, nie czekając na służbę. Współpraca to jedno, ale musiała podtrzymać wizerunek narwanej komandor, jaką chciał widzieć król Mertin.

 

Tego dnia nie rozmyślała już o swoich kłamstwach i braku honoru, ale zachowała spokój tylko dlatego, że wieczorem Jal Brego-Ryfin pojawił się w jej kwaterze i próbował wręczyć jakieś oficjalne pismo. Nikka przeczuwała, co to mogło być.

– Proszę, niech pan siada. – Wskazała mu krzesło, ale odmówił, potrząsając przecząco głową.

Zwykle opanowany, jak przystało na arystokratę, mężczyzna wyglądał teraz na lekko zdenerwowanego. Komandor Selino jeszcze go takim nie widziała, ale to nie trwało długo, szybko doszedł do siebie. W wyciągniętej dłoni wciąż trzymał gruby arkusz złożonego wpół papieru.

– Pani ambasadorko, proszę przyjąć moją rezygnację – powiedział w końcu.

Nikka milczała, obserwowała układ słojów drewna na blacie własnego biurka, potem spojrzała prosto w oczy gościa i nie opuszczała wzroku, chcąc upewnić się, że odpowie szczerze na pytanie, które mu za chwilę zada. Wzięła pismo, Brego-Ryfin podał je z lekkim ukłonem, ale nie przeczytała go, ani nawet nie otworzyła.

– Proszę mi najpierw powiedzieć, czy wstydzi się pan tego, co usłyszałam rano, czy naprawdę nie może pan ze mną wytrzymać ani chwili dłużej.

Sekretarz zaczerpnął powietrza, a kiedy się odezwał, mówił powoli, lecz składnie:

– Jest pani dobrą ambasadorką i nie mogę narzekać na żaden aspekt zawodowej współpracy z panią. Wiem, że ceni sobie pani moje uwagi i podpowiedzi, szczególnie w kwestiach wystąpień publicznych i etykiety. Starałem się być jak najlepszym podwładnym ambasadorki Królestwa Akurii i cieszę się, że pani to doceniała, ale zachowałem się dziś poniżej wszelkiej krytyki i muszę zrezygnować.

– Bzdura – stwierdziła ostro Nikka. – Nie powiedział pan niczego, co byłoby niezgodne z prawdą, a ja nie czuję się obrażona. Więc… – W biurze komandor Selino rozległ się odgłos dartego papieru, kawałki pisma opadły na biurko. – Nie przyjmuję pańskiej rezygnacji. Czeka nas dużo pracy. Jeśli król wyrazi zgodę, do Ameriki poleci pan Ferro-Denal, by wspomóc nas w negocjacjach, a wtedy będzie mi potrzebna każda pomoc. Ja wiem, że mógł się pan poczuć, jakby plamił pan swój honor – spojrzała w oczy sekretarza – ale teraz powinniśmy myśleć przede wszystkim o czekających nas wyzwaniach. Nie mam czasu… – chciała powiedzieć „na fochy arystokracji”, ale to nie byłoby zbyt miłe, dokończyła więc inaczej – …na sentymenty. Powiedzmy, że przyjmuję pańskie przeprosiny i proszę na drugi raz obmawiać mnie tak, bym tego nie słyszała, dobrze?

Uśmiechnęła się lekko, by wiedział, że to żart. Zwykle pozwalała sobie na podobne poufałości tylko z Kesterem, który znał ją od bardziej prywatnej strony. Nie umiałaby wytłumaczyć, dlaczego zależy jej, by Brego-Ryfin wciąż dla niej pracował. Nie łączyły ich żadne bliższe więzi, nie rozmawiali ze sobą o niczym poza pracą, nie pamiętała imion jego dzieci. Wiedziała tylko, że ma córkę i dwóch synów. Albo dwie córki i syna. Ale gdyby odszedł, zwłaszcza z tak durnego powodu, widziałaby to jako osobistą porażkę.

– Skoro pani sobie tego życzy… – stwierdził powoli. Otworzył usta, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, odwrócił głowę, ale w końcu zdecydował się kontynuować. – Pan Ferro-Denal? W Americe?

– Tak, poprosiłam go o pomoc. Ponoć nikt nie przysłuży się nam bardziej niż on przy podpisywaniu traktatu handlowego. I wiem, że może to pana dziwić, ale ja, jako ambasadorka tego królestwa, znam swoje obowiązki. Dam radę wytrzymać z Ferro-Denalem i wierzę, że pan da radę wytrzymać ze mną – podpuściła go.

– Oczywiście – powiedział i westchnął niegłośno. Nikka nie była w stanie odczytać z jego twarzy, jak naprawdę ocenia całą tę sytuację i co o niej myśli. – Jeszcze raz przepraszam. Za moje wcześniejsze zachowanie i za to zamieszanie. – Wskazał dłonią na porwane pismo.

Nie był pierwszym ani zapewne nie ostatnim, który ją źle ocenił. Chyba tylko Itan ją znał, prawdziwą Nikkę Selino, która może i znała swoje obowiązki, ale dałaby naprawdę dużo, by nie musieć ich wypełniać i zająć się czymś w stylu zwykłego, prostego życia.

Przynajmniej król Mertin Albis-Zaro był zadowolony. Gdy Nikka poprosiła o pozwolenie na zabranie starego arystokraty do Ameriki, nie mógł powstrzymać entuzjazmu.

– Sam bym tego lepiej nie wymyślił, Nikka, jesteś wspaniała! – zachwycał się, a komandor Selino wtórowała mu uśmiechem, który nie obejmował oczu.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • MKP ponad rok temu
    Umiesz pisać o arystokracji (tych ludziach z tyczkami w dupach). Mam wrażenie, że jakby dać Nikce karabin to zastąpiłaby czynność samookaleczenia na szatkowanie tych staromodnych bufonów. Dla mnie uważanie się za kogoś lepszego od innych przez urodzenie jest abstrakcją, ale tutaj czuć tę wyższość.

    Mile jest to, że kobieta z ludu ma takie wysokie stanowisko. Cudowne oburzenie dwuczlonowcow, kiedy muszą się plaszczyć przed "chopką"... Ech... Bezcenne, miód na moje plebejskie serce😈😈😈

    Tak na marginesie, to bałbym się sprzedawać technologię komukolwiek z innego świata.
  • Vespera ponad rok temu
    Polubiłbyś się z Nikką sprzed jej wizyty w USA. Ona wtedy obwiniała arystokratów o wszystkie nieszczęścia, zaczynając od wojny, przez susze, sztormy, gradobicia i to, że kury się nie niosą :D A co do sprzedawania technologii - na razie idzie tylko to, co Amerykanie i tak mają w jakiejś formie z rozbitej Mewy.
  • Maksimow ponad rok temu
    Vespera rozpoczynam głosowanie aby Nikka otrzymała karabin i nie dotyczyła jej konwencja genewska.
    Mam już dwa głosy za
  • Vespera ponad rok temu
    Maksimow O, jaki zlot rewolucjonistów :D A patrzcie, ona sama zaczyna uważać niektórych arystokratów za użytecznych.
  • Maksimow ponad rok temu
    Vespera każdy człowiek nadaje się jako tarcza strzelnicza. (Nie) wiem z doświadczenia
  • Vespera ponad rok temu
    Maksimow Nie no, na tarczy łatwiej sobie punkty policzyć, bo są pola ładnie oddzielone kreseczkami. Przypomniałeś mi, żeby zacząć planować kolejną wizytę na strzelnicy, dzięki.
  • Maksimow ponad rok temu
    Vespera nie ma za co :)
    Na ciele nie trudniej, wystarczy punktacja na kończynę, czy fragment ciała. Ale wracając, to byłby dość ciekawy plottwist gdyby okazało się, że Nikka staje się (psychopatycznym) mordercą. Większym czy mniejszym
  • Vespera ponad rok temu
    Maksimow Wyobrażam sobie uniwersum, w którym wydarzenia mogłyby się tak potoczyć...
  • Maksimow ponad rok temu
    Vespera "Inny kolor nieba"...
  • Vespera ponad rok temu
    Maksimow Tym razem czerwony. Albo bardziej poetycko: karmazynowy.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania