Właściwy kolor nieba - rozdział 38
Spotkania, obrady, narady sztabowe, publiczne wystąpienia, prywatne rozmowy w korytarzach i przedpokojach pałacu - tak ostatnio wyglądały dni komandor Selino. Na szczęście konieczność powojennych oszczędności wciąż sprawiała, że wydawanie balów było niemile widziane, bo inaczej musiałaby w nich uczestniczyć… Odnosiła wrażenie, że każdy chce z nią porozmawiać czy choćby przebywać w tym samym pomieszczeniu. Przez pierwsze dni Nikka była skupiona, doskonale zdawała sobie sprawę, że rozmowy z królem i Wielkim Admirałem są ważne i musi zdać im jak najbardziej szczegółowy raport.
W miarę upływu czasu coraz więcej osób zawracało jej głowę coraz mniej istotnymi rzeczami. Na przemian irytowała się i zaciskała pięści, próbując zachować równowagę, to obojętniała i przytakiwała, byle tylko zostawili ją w spokoju.
Reagowała jak dobrze napisany system: uprzejma, ale nie nadmiernie - miała w końcu opinię zadziornej i nieustraszonej komandor. Wypowiadała gładkie, okrągle zdania, okraszone kilkoma anegnotami z Ameriki, bezpieczne kwestie, przepuszczone przez cenzurę, którą sama na siebie nałożyła. Zdecydowana większość rozmówców była zachwycona, jakby dokładnie czegoś takiego oczekiwała, a ona… Dobrze czuła się tylko w towarzystwie Irriego Setiena i w trakcie tego jednego krótkiego spotkania z Hillem.
Ku własnemu zdziwieniu zaczepiła go po audiencji u Mertina, w której brał udział z ambasadorem Majersem. Nie pamiętała już, o czym dokładnie chciała z nim mówić, może porozmawiać o Helenie lub Samuelu, ale zbył ją szybko, wymówił się brakiem czasu i nawałem obowiązków. Rozpoznała te kłamstwa, bo sama korzystała z nich nader często.
W całym tym zamieszaniu nie miała zbyt wiele czasu dla siebie i bardzo ją to cieszyło. Poranki spędzała z adiutantką w pokojach lub szła do mesy, pokazać się wśród oficerów. Po śniadaniu bywało różnie. Jeśli król nie miał dla niej żadnych rozkazów, zwykle Irri znajdował jej jakąś robotę, choćby było to tylko uczestnictwo w naradzie sztabu głównego. Uczestnictwo, bo nie zabierała tam głosu, ale Wielki Admirał powiedział, że chce, by orientowała się w bieżących sprawach. Obiad, a potem jakieś spotkania, przeważnie z Dorenem Riko-Martelem i Karamyrem Pereno-Lanem, gdyż król nadał najwyższy priorytet kwestiom akuryjsko-amerikańskim. Robiła mnóstwo notatek i żałowała, że to nie Kester siedzi na jej miejscu… Zdecydowanie była najmniej kompetentną ambasadorką w całej historii akuryjskiej dyplomacji. Tematy, które omawiali, często były dla niej obce, a od wymienianych kwot dostawała zawrotów głowy. Pereno-Lan wprawdzie ją chwalił za zaangażowanie i chęć nauki, lecz używał przy tym protekcjonalnego tonu. "Mądra dziewczynka, bardzo mądra jak na dziewkę z gminu…" Nigdy nie wypowiedział tych słów na głos, lecz Nikka czuła, że dokładnie coś takiego miał na myśli. Przebywali ze sobą dość często i w jego oczach straciła już status gwiazdy, pupilki króla i Wielkiego Admirała.
Ta świadomość dobijała ją w trakcie spędzanych samotnie wieczorów i nocy. Nikka Selino, najbardziej żenująca ambasadorka w korpusie dyplomatycznym… Ludzie zdawali się tego nie zauważać, ale i tak wiedziała swoje. Próbowała, naprawdę próbowała nie wyrządzać sobie krzywdy, ale czasem było tak ciężko… Nie sięgała po nóż, ale wbijała paznokcie w miękką skórę w zgięciach obu łokci, odciskając tam półksiężyce, które czasem podchodziły krwią. Pomagało - na krótko.
Słuchała radia, w którym pomiędzy kipiącymi radością i optymizmem piosenkami, trafiały się również utwory poważniejsze, wracające tematyką do wojny oraz powojennego losu żołnierzy i zwykłych Akuryjczyków. Kupiła kilka nagrań, bo niektórzy artyści potrafili wyśpiewać to, co Selino czuła - tę niepewność i poczucie bezcelowości, a także ledwo uchwytną nadzieję na przyszłość, której w najgorsze dni Nikka nie odczuwała w ogóle. Lubiła jednak o tym posłuchać i odtwarzała piosenki późno w nocy, aż raz przyszła do niej Hella i spytała, czy wszystko w porządku. Komandor często chodziła też do świątyni, by uspokoić myśli, a w pierwszym możliwym terminie odwiedziła matkę.
Popołudnie spędzone w karczmie “U Rizy” podziałało na Nikkę odprężająco, ale uciekła stamtąd, gdy tylko matka zaczęła mówić o ponoć uczynnym i miłym synu właściciela pobliskiej piekarni. Zdecydowanie nie była gotowa na zamążpójście. Wracała do pałacu małą łodzią, machinalnie patrzyła na mijane domy, place i ulice. Tutaj, nieco powyżej lokalu matki, w zasadzce Murkey zginęło troje jej ludzi… Kilka domów dalej, w miejscu niewidocznym z rzeki, sama niemal nie została poważnie ranna. Fala uderzeniowa wybuchu cisnęła nią o mur jak szmacianą lalką. Nocowali w ruinach, opuścili je niemalże w ostatniej chwili przed rozpoczęciem ostrzału… Murkey używali przeważnie starych bomb, które jednak nie były mniej groźne od nowoczesnej broni plazmowej… Gdy siedziała w pałacu, wspomnienia były blade. Ale w mieście, wśród pospiesznie wyremontowanych kamienic, czystych i przystrojonych donicami z rozmaitym kwieciem ulic, powracała do niej groza wojny. Port Albis chciało wrócić do normalności, odżyć po trzech latach okupacji, nadrobić stracony czas. Komandor Nikka Selino oczyma wyobraźni widziała jednak wyzierającą z głębi mroczną przeszłość.
A później zrobiło się jeszcze gorzej.
Mertin zaczął zapraszać komandor Selino na wieczorne prywatne spotkania. Oczywiście to był wielki zaszczyt, chodziła na nie zawsze, wystrojona w paradny mundur i z włosami spiętymi w elegancki koczek. Spotkania odbywały się w niewielkim saloniku w prywatnych apartamentach króla, przytulnym pomieszczeniu o ścianach w kolorze ciemnego błękitu zdobionych złotymi sztukateriami. Na obiciach kanap, obudowie kominka i wielkich wypełnionych kwiatami wazonach pojawiał się również wrzosowy odcień, powtórzony w nieco bardziej intensywnej wersji na misternie tkanym dywanie.
To tutaj, na gzymsie kominka, Mertin ustawił globus Erf oraz sporządzony już na miejscu globus Amaru, identycznej wielkości i utrzymany w tej samej kolorystyce. Chyba lubił je oba, bo często kazał systemowi zmniejszyć temperaturę płyty grzewczej, podchodził do kominka i obracał to jeden, to drugi, bacznie przypatrując się złotym lądom i czarnym morzom.
Na początku Nikka myślała, że będą to czysto towarzyskie spotkania, choć nie potrafiłaby powiedzieć dlaczego. Szybko okazało się jednak, iż to coś w rodzaju kameralnego przedłużenia posiedzeń rady. Król zapraszał Irriego, pierwszego sekretarza Ikera Ellis-Rettela i skarbnika Lorena Elihard-Maka; często wpadała też królowa Malena wraz z kuzynką Arissą Elihard-Denal, żoną skarbnika, która czasem miała wiele do powiedzenia. Nie wszyscy byli obecni za każdym razem, najczęściej Mertin wzywał dwie lub trzy osoby i w takim gronie prowadzili zażarte dyskusje przy winie i wyśmienitych przekąskach. Nikka najwięcej mówiła na temat Ameriki - z pasją krytykowała wszystko i wszystkich, zwłaszcza tego jednego wieczoru, gdy rozmawiała tylko z królem i Wielkim Admirałem i nie musiała zważać na słowa.
- Ech, Selino, ty to się chyba nigdy nie zmienisz - skwitował to wtedy Irri, nawiązując do ich wojennych nieporozumień.
Trochę się naśmiewał, nie miał na myśli niczego złego, ale nie wiedzieć czemu Mertin zaczął jej bronić. Tak, pod tym względem Nikka się nie zmieniła, wciąż nie miała oporów przed wyrzucaniem z siebie wszelkich żalów dotyczących spraw politycznych.
- Oni chcą nam wszystko zabrać, zobaczycie. Nie mają osłon ani dział plazmowych, jak tylko to dostaną, to przestaną się z nami cackać… Myślicie, że będą traktować nas normalnie? Udają miłych, ale nie mają żadnego honoru - przedstawiała najczarniejsze scenariusze.
- Nikka, Nikka, nie zależy mi na ich honorze, choć dobrze, by jakikolwiek mieli. Jak dotąd ich ambasador zachowuje się poprawnie. - Mertin przerwał i westchnął.
Selino poczuła, że od gadania o Amerikanach musi się napić, ale na stoliku stało tylko wino. Miała już dość wina i nie pogardziłaby najzwyklejszą gorzałką, lecz tej próżno było szukać na królewskim dworze. Wychyliła więc kielich czerwonego trunku, odstawiła puste naczynie na stolik i oznajmiła ponurym tonem:
- Obym się myliła… Na wszystkich bogów, naprawdę bardzo chciałabym się mylić co do tych amerikańskich parszywych skurwieli.
Zwykle dyskutowali i pili wino, ale gdy pojawiała się Malena, razem z nią na spotkania wkraczał chaos. To kleiła się do męża w sposób ocierający się o nieprzyzwoitość, to narzekała na nudę i wychodziła, zabierając ze sobą Arissę, a raz przyszła pijana.
- Beznadzieja, wy nie umiecie się bawić… Chodź, pójdziemy gdzieś, gdzie jest muzyka i ludzie z poczuciem humoru, a nie tylko ta polityka i polityka… - Wyciągnęłą rękę do kuzynki. - Przynajmniej w sypialni nie rozmawiamy tylko o polityce - rzuciła w stronę męża.
Nikka udała, że nie słyszy, Iker Ellis-Rettel bardzo intensywnie wpatrywał się w obraz przedstawiający dwa starodawne żaglowce na pełnym morzu. Arissa właśnie brała czynny udział w dyskusji na temat nadania uprawnień do utworzenia rad miejskim nowym miastom i zabrania takowych starym, w których liczba ludności spadła poniżej dwóch tysięcy. Zdawała się wiedzieć, co mówi i mieć konkretne pomysły na zmiany. Komandor Selino była bardziej niż pewna, iż pani Elihard-Denal nie ma ochoty wychodzić tylko dlatego, że królowej się znudziło.
- Malena, ja z tobą pójdę. W końcu musimy zaimprezować jak za dawnych czasów. Masz gdzieś tam dobry miód, nie? Rzygam już tym winem.
Z udawaną niechęcią odsunęła od siebie kielich. Królowa, zgodnie z przewidywaniami, roześmiała się i entuzjastycznie przystała na tę propozycję. Chwyciła Selino za osłoniętą rękawiczką dłoń i wręcz pociągnęła do drzwi. Komandor ledwo zdążyła pożegnać się z królem, sekretarzem i Arissą. We wzroku tej ostatniej ujrzała coś na kształt wdzięczności.
Nikka myślała, że następnego dnia będzie mieć ciężki poranek, ale, o dziwo, czuła się nieźle. Wieczór z Maleną był długi i męczący, ale tylko psychicznie. Wspominały wojenne historie i musiała opowiedzieć jej o ucieczce z więzienia w Ellis, a potem powtórzyć jeszcze raz, bo po wypiciu kilku szklanic miodu królowa zdawała się o tym zapomnieć. Wróciła do kwatery późno, około dziewiętnastej. Na Erf byłby to już początek następnego dnia… Jednak rano komandor Selino bez problemu wstała z łóżka o zwykłej porze i udała się do mesy na śniadanie. Po powrocie zastała przed swoimi drzwiami widok niezwykły: panią Arissę Elihard-Denal w towarzystwie służącej.
- Pani komandor, miło panią widzieć. - Ukłoniła się pierwsza, jakby uznawała Nikkę za równą sobie. Dziwne, do tej pory ich relacje były dość chłodne i oficjalne. - To pani pokoje? Nie wiedziałam, czy dobrze objaśniono mi drogę…
Nikka odwzajemniła ukłon i dopiero wtedy odpowiedziała:
- Owszem, pani Elihard-Denal, witam panią w progach mojej skromnej kwatery. Mogła pani zapukać, adiutantka wpuściłaby panią do biura.
- Och, nic się nie stało, dopiero przyszłam.
- Proszę, wejdźmy do środka. - Nikka położyła dłoń na mosiężnej klamce, ale Arissa powstrzymała ją szybkim gestem.
- Pani komandor, ja tylko na chwilę. Chciałam, by pani wiedziała… Chciałam podziękować i przeprosić.
W głosie arystokratki Nikka usłyszała coś na kształt zmieszania, co było o tyle dziwne, że przecież sztuki konwersacji uczono jej od najmłodszych lat. To, zdaniem Selino, mogło świadczyć tylko o jednym: przychodzącej Arissie z niemałym trudem szczerości. Nadal jednak nie wiedziała, o co jej chodziło, czyżby tylko o sytuację z wczoraj? Przecież to było głupstwo, za które nie musiała dziękować.
- Miałam panią za zwyczajną karierowiczkę, wręcz oszustkę. Nie rozumiałam, co królowa i król w pani widzieli, aż do wczoraj… Nieskromnie przyznam, iż król z zainteresowaniem wysłuchał moich propozycji i nawet obiecał, że je rozważy. Gdyby nie pani, nie miałabym szansy ich przedstawić. Królowa rzadko chce słuchać o sprawach królestwa.
Ostatnie zdanie wypowiedziała powoli, z rozmysłem, jakby za wszelką cenę chciała zostać dobrze zrozumiana. Nie krytykowała królowej, po prostu stwierdzała fakt. Nikka spojrzała jej prosto w oczy i powoli pokiwała głową. Dobrze wiedziała, o co chodzi.
Sama miała Arissę za zwyczajną arystokratkę, nie szczególnie najgorszą, ale też nie przesadnie postępową. Jej dzisiejsza wizyta świadczyła jednak o tym, że potrafi okazać wdzięczność nawet komuś z pospólstwa, że jej uprzedzenia względem niższych warstw społecznych nie są stałe. Nikka postanowiła zaskoczyć ją czymś jeszcze.
- Wczoraj odniosłam wrażenie, że znakomicie sobie pani radzi w temacie polityki wewnętrznej. Kiedy następnym razem będę rozmawiać z królem, zarekomenduję panią do rady, uważam, że świetnie się tam pani odnajdzie. Na pewno nie chce pani wejść do środka? - ponowiła pytanie i otworzyła drzwi do kwatery.
W niedużym przedpokoju niemal natychmiast pojawiła się Hella, która na widok gościa stanęła na baczność i oczekiwała rozkazów. Nikka z zadowoleniem obserwowała ledwo uchwytne uczucia malujące się na twarzy Arissy. Zaskoczenie, wdzięczność, niedowierzanie…? Ciężko było je nazwać, z trudem wyzierały spod maski dworskiego opanowania, ale Selino wiedziała, że Arissa zupełnie się czegoś takiego nie spodziewała.
- Dziękuję, muszę wracać do swoich zajęć. Dziękuję, pani komandor.
Arystokratka znów ukłoniła się nisko, Nikka znów odpowiedziała ukłonem. Zdawała sobie sprawę, że Arissa nie przyjmie propozycji gościny. Wdzięczność wdzięcznością, ale są pewne granice obcowania z pospólstwem… Obserwowała odchodzącą kobietę i pomyślała, że może nie zostaną przyjaciółkami, ale w sprawach politycznej natury może liczyć na jej pomoc. Dobrze było mieć na dworze taką sojuszniczkę, nie tylko ze względu na powoli objawiający się w Arissie talent do polityki, ale również dlatego, że była kuzynką królowej i żoną Lorena Elihard-Maka, królewskiego skarbnika, jednego z najpotężniejszych ludzi w Akurii. Owszem, Nikka nie cierpiała polityki, ale nie mogła nie docenić takich znajomości. Uświadomiła sobie, o czym właściwie myśli, przymknęła oczy i potrząsnęła głową z niedowierzaniem. Od kiedy to stała się dworską graczką? Ech, przydałoby się posprzedawać zupę rybną przez kilka dni, by wrócić do właściwego postrzegania świata.
Ale najgorzej było, gdy Mertin zapraszał do siebie tylko Nikkę i nikogo więcej, spędzali wtedy razem całe wieczory. Nigdy nie zachował się wobec niej w niewłaściwy sposób, nie było już trzymania za ręce i słów, których mężczyzna nie powinien mówić kobiecie, która nie była jego żoną.
Jednakże były jeszcze spojrzenia. Gorące spojrzenia, które Mertin rzucał spod długich rzęs, czasem bezwstydnie otwarcie, czasem skrycie, kiedy myślał, że Nikka jest zajęta czymś innym. Spojrzenia, których być nie powinno, a jednak były, niemożliwe do przeoczenia. Widziała je Nikka, widzieli służący i gwardziści, więc plotki to tylko kwestia czasu. Może już się pojawiły, nie dotarły tylko do uszu komandor? Król nie zrobił niczego nieprzyzwoitego, lecz jakie to będzie mieć znaczenie w sytuacji, gdy cały dwór będzie wiedział lepiej? Nikka próbowała o tym nie myśleć, bo inaczej… Inaczej znów musiałaby zaprowadzić w swojej głowie porządek w ten jedyny skuteczny, bolesny sposób.
Komentarze (7)
Co znaczy właściwy kolor nieba w doborze natury?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania