Poprzednie częściWłaściwy kolor nieba - rozdział 1
Pokaż listęUkryj listę

Właściwy kolor nieba - rozdział 48

Osłony wrogów staną się bezużyteczne – powtórzyła Nikka w myślach.

Czy to w ogóle było możliwe? Jeżeli uczony tak twierdził, a Irri ściągnął tu króla, by obejrzał to coś – zapewne nowy wynalazek – na własne oczy… Nie miała pojęcia, jak ta rzecz mogła działać, ale w końcu nawet nie skończyła szkoły, więc nie było to nic dziwnego. Taar-Skawen i inni, którzy musieli pracować przy Projekcie Specjalnym, mieli głowy na karku i rozumieli rzeczy, które leżały poza granicami pojmowania komandor Selino.

– To prawda? – Myśli Mertina musiały podążać podobnymi ścieżkami, gdyż zwrócił pytający wzrok na oficerów.

– Pan komandor Elohen i jego adiutantka, pani porucznik Breno-Wennafar – wtrącił Irri machinalnie, jakby znudzony zaistniałą sytuacją. Zdawał się dobrze znać tych ludzi. – Pan komandor odpowiada za bezpieczeństwo placówki badawczej – doprecyzował.

Wywołany do odpowiedzi oficer wyprostował się jeszcze bardziej.

– Tak, Wasza Królewska Mość, to prawda. Skuteczność bojowa maszyny stworzonej przez pana Taar-Skawena i jego uczonych jest imponująca.

– Gdybyśmy tylko mieli coś takiego kilka lat wcześniej, wojna wyglądałaby zupełnie inaczej, prawda, Nikka? Nikka, gdzie się tam chowasz, chodź tu do mnie.

Mertin obrócił się w poszukiwaniu swojej ulubionej komandor, a ujrzawszy ją z tyłu, przywołał skinieniem ręki. Nikka westchnęła w duchu i postąpiła kilka kroków w jego stronę.

– Wyglądałaby albo nie wyglądałaby – stwierdziła rozdrażniona. – Co było, to było, jest jakiś sens to rozpamiętywać, zwłaszcza teraz? Jeśli mamy coś nowego, to dobrze, na pewno będzie przydatne. Powinnyśmy myśleć o przyszłości, przeszłości i tak nie zmienimy.

Widziała wzrok Irriego i prawie słyszała to jego „Hamuj się, Selino!”, ale nie zamierzała się przejmować. Król lubił, gdy taka była; wyszczekana na granicy chamstwa.

Teraz Mertin uśmiechnął się do niej szeroko. Dziwne, tylko on wyglądał na zadowolonego, wręcz rozradowanego. Irri mocno zacisnął szczęki i chyba chciał mieć już wszystko za sobą, chociaż przecież powinno mu zależeć na powodzeniu tego przedsięwzięcia. Może wiedział więcej, niż chciał wyjawić? Miejscowi oficerowie i uczony trochę się denerwowali

– Mądrych słów zawsze warto posłuchać! Dobrze, nie stójmy tu w szczerym polu. Panie komandorze, proszę mi pokazać tę przyszłość – polecił król.

Wsiedli do mniejszej ciężarówki, do większej wpakowała się część żołnierzy, którzy wcześniej obstawiali teren. Nikka siedziała obok pani porucznik i zerkała na nią z ciekawością. Kobieta była od niej starsza jakieś osiem, może dziesięć lat, na palcu miała ślubny pierścień z czerwonym kamieniem. Mężatka, arystokratka i ciągle w wojsku, w stopniu porucznik… Wydawała się ciekawą osobą i Selino chętnie by z nią porozmawiała, ale teraz nie było na to czasu.

Z tego, co Nikka widziała przez niewielkie okna ciężarówki, wywnioskowała, że jadą na kompletne odludzie, pomiędzy trawiaste wzgórza poprzecinane pasmami iglastych lasów. Podróż trwała dłuższą chwilę; widocznie tereny bliżej siedziby projektu specjalnego nie nadawały się do lądowania statkiem powietrznym. Po kilkudziesięciu minutach zatrzymali się wreszcie przed silnie strzeżonym punktem kontrolnym. Nie zaniechano formalności przy szlabanie, a potem mniejsze auto ruszyło dalej już samo, bez towarzystwa większego pojazdu.

– Środki bezpieczeństwa są doprawdy godne podziwu – powiedziała Nikka, nie kierując tych słów do nikogo konkretnego.

Amerikańska baza w Hanskom była pilnowana podobnie: uzbrojeni żołnierze, szlaban, kontrole. I to wszystko, by trzymać w sekrecie pobyt trzech gówniar z innego świata? Nie, to nie o dziewczyny chodziło, na lądowisku stała Płaszczka. Nikka stwierdziła, że dla Amerikanów amarska technologia musiała być równie ważna, co projekt specjalny dla Akuryjczyków.

Do ciężarówki dołączyły trzy wozy bojowe i mała kawalkada niespiesznie mijała zabudowania. Część stanowiły typowe wojskowe baraki, część większe hale, a część zwyczajne domy, które przywodziły na myśl małą wioskę. No tak, cywilni uczeni raczej nie byliby zachwyceni zakwaterowaniem w baraku i spaniem na pryczach. Przed jednymi domkami posadzono kwiaty, przed inne wystawiono ławki i stoliki, Nikka dojrzała nawet grzejącego się w słońcu pręgowanego kota i kilka kur z zapałem grzebiących w piachu na poboczu głównej drogi. Zostawili wioskę za sobą i ruszyli dalej, w stronę otwartego, lekko pagórkowatego terenu.

Na szczycie jednego ze wzgórz stał statek. Nie mały kuter, nie średniej wielkości jednostka handlowa, lecz długi na prawie pięćset stóp niszczyciel. Jak, na wszystkich bogów, przetransportowano tego kolosa na odludzie w głębi lądu? Rozmyślenia o statku zajęły uwagę Nikki tak, że ledwo zarejestrowała moment opuszczenia ciężarówki. Powróciła do rzeczywistości, gdy podeszli całą grupą do czegoś nakrytego maskującą plandeką. Spod płachty wychodziła gruba wiązka przewodów, biegnąca do pulpitu, który przypominał część mostka na okręcie wojennym. Komandor Selino pomyślała, że tam musi być zainstalowany system.

Dwa wozy bojowe ustawiły się za tym zamaskowanym czymś; jeden przystanął bliżej, a jego dowódca opuścił pojazd, podszedł do stanowiska sterowania i z przenośną radiostacją w dłoniach wyglądał, jakby oczekiwał na rozkazy.

Mertin wyglądał na równie zafascynowanego, przenosił wzrok z plandeki na statek i z powrotem.

– Wielki Admirale, sugeruję, byśmy zaczęli od praktycznej demonstracji – odezwał się komandor Elohen.

Irri przychylił się do tej opinii, wydano więc rozkazy. Dowódca wozu bojowego polecił przez radio, by włączono osłony.

– To stary Sztorm 2, uszkodzony tak bardzo, że zdecydowaliśmy się go nie naprawiać – mówił Elohen. – Ma strzaskaną sterburtę. W czasie wojny flota Murkey zapędziła go w srogi sztorm i rozbił się na skałach u wybrzeży Starszej Siostry. Wymontowaliśmy z niego prawie całe wyposażenie, został tylko jeden reaktor i generator osłon o standardowej mocy wykorzystywanej w tych jednostkach. Znasz skuteczność osłon, mój panie – zwrócił się wprost do króla. – Zobaczmy, jak poradzą sobie z salwą z trzech dział plazmowych.

Komandor gestem rozkazał zaczynać. Załogi wozów bojowych otworzyły ogień, rażąc wrak Sztormu gradem plazmowych ładunków. Nikka naliczyła pięć salw, potem nastąpiła krótka przerwa, następnie kolejne pięć. Trzydzieści eksplozji rozlewało się po osłonie statku, tworząc mały pokaz żółtego i błękitnego światła.

– Stan osłon: dziewięćdziesiąt jeden procent i rośnie – zakomunikował żołnierz przy stanowisku, starszy chorąży, o ile Nikka dobrze widziała jego pagony.

Chyba nikt nie spodziewał się innego wyniku, do całkowitego zdjęcia osłon o takiej mocy potrzeba było potężnej siły ognia. W porównaniu z wielkimi działami okrętowymi, te z wozów bojowych wydawały się ledwo zabawkami. Mertin pokiwał głową i wyraźnie czekał na dalszy ciąg prezentacji.

Komandor i starszy chorąży zdjęli plandekę. Tajemniczy projekt specjalny wyglądał niepozornie: dwie niewielkie potrójne baterie smukłych dział na ruchomych platformach, z tyłu obudowane jakimiś urządzeniami, których nie miały zwykłe plazmówki. Po naciśnięciu kilku przycisków działa ożyły i wzięły na cel odległy o jakieś pół mili kadłub Sztormu.

– Nazwaliśmy to działkiem szynowym ze względu na przypominające szyny konstrukcje wewnątrz luf. Przepuszczamy przez nie prąd, który wytwarza pole magnetyczne będące w stanie wprawić w ruch pocisk. Pani porucznik, proszę pokazać pocisk – rozkazał komandor Elohen.

Kobieta bez ociągania podeszła do najbliższej baterii i wyłuskała z czeluści maszynerii dość długi, stożkowato zakończony kawał metalu. Irri przejął pocisk i zaprezentował go wszystkim. Mertin dotknął gładkiej, miedzianej powierzchni.

– Dwie i pół stopy długości, dwadzieścia jeden funtów wagi, tytanowy rdzeń, miedziany płaszcz, by poprawić przewodnictwo – oznajmił Taar-Skawen z dumą, jakby mówił o swoim dziecku.

– Czy to wybucha jak dawne kule z prochem? – spytał król.

– Nie, mój panie, punktowe zakończenie ma za zadanie jak najlepiej przenieść energię elektromagnetyczną wyrzutni zamienioną na energię kinetyczną pocisku, oczywiście z drobnymi stratami w postaci energii cieplnej i akustycznej, by uderzyć w osłonę i przeciążyć pole ochronne na jak najmniejszej powierzchni…

– Po prostu rozpędzamy je tak bardzo, że zdejmują osłony, bo uderzają w nie z wielką siłą – przerwał Wielki Admirał. Nikka podziękowała mu w myślach, bo zanosiło się na długi wykład. – Znam teorię, ale powinniśmy to wreszcie zobaczyć.

– Oczywiście, Irri. Panie komandorze, proszę działać – polecił Mertin. – Coś tak małego jest w stanie przeciążyć osłony… Nikka, co o tym myślisz?

– Wygląda na przełomowy wynalazek, dosłownie. Wyrzutnie są na tyle małe, że można zainstalować je na każdej jednostce pływającej. Ciekawe, jakie są koszty. – Spojrzała na Irriego z pytaniem w oczach.

– Akceptowalne – stwierdził sucho. – Potencjał bojowy, jaki mają działka szynowe, jest wart każdej uncji złota, którą wyłożyliśmy na ich rozwój.

Mertin tylko przytaknął, bo oto nadszedł już czas na ostateczną demonstrację.

– Osłony statku: sto procent, uruchamiam działka szynowe, cel: niszczyciel Sztorm 2 – powiedział starszy chorąży i przesunął dźwignię na pulpicie sterowania.

Wyloty luf poprawiły pozycje i wypluły z siebie pierwszą salwę tak szybko, że niemal umknęło to ludzkiemu oku. Działka szynowe wydawały z siebie głuchy odgłos, zupełnie inny niż wysoki wizg dział plazmowych, ale nie było na tyle głośno, by zachodziła potrzeba chronienia uszu. Osłona statku znów się rozjarzyła, tym razem na niewielkiej powierzchni na samym środku bakburty. Nastąpiła chwila przerwy, w trakcie której maszyneria automatycznie wsunęła do dział nowe pociski, potem kolejny wystrzał, ładowanie i znów wystrzał. Gdzieś z przodu rozległ się huk giętego metalu i tworzywa. Statek oberwał, i to ledwo po trzech salwach!

– Niesamowite! – wykrzyknął Mertin w nagle zapadłej ciszy. – Niesamowite! Wystarczyło… osiemnaście strzałów.

– Piętnaście – poprawił uczony. – Wyrzutnie są zdesynchronizowane, jedna strzela wcześniej, druga później. Wystarczyło piętnaście trafień, by generator osłon uległ awarii. Ostatnie trzy pociski miały na celu uszkodzić statek.

– Oczywiście piętnaście trafień wystarczy w warunkach laboratoryjnych, gdy możemy skoncentrować ciągły ogień na małym obszarze. W boju osłony będą skuteczniej rozpraszać energię, no i musimy wyłączać nasze osłony, by móc oddać strzał, ale tak samo jest z działami plazmowymi – dodał komandor.

– Mimo tego działka szynowe są milowym krokiem w rozwoju artylerii, pozwolą nam na zatopienie wrogiego statku przy ogólnym trzykrotnie niższym zużyciu tellarium – podsumował Wielki Admirał i to ta ostatnia wiadomość najbardziej ucieszyła Mertina.

– Jesteście genialni! Ja was… – Król umilkł i intensywnie nad czymś rozmyślał. – Muszę porozmawiać ze skarbnikiem, ale na pewno o was nie zapomnę, obiecuję.

Jeszcze chwilę rozmawiano o zaletach nowej broni i łączeniem jej z tradycyjnym plazmowym ostrzałem, nawet z udziałem Nikki, choć już wieczorem nie była w stanie przypomnieć sobie szczegółów. Oglądali wygenerowany przez system wykres, ukazujący spadek mocy osłon po każdej salwie. Podjechali jeszcze do wraku, by ocenić uszkodzenia kadłuba, ale myśli komandor Selino biegły zupełnie inną drogą.

Dobrze, może nie znała się na nauce, ale czy na tej samej zasadzie nie działała stara broń palna? Tamte pistolety i karabiny również miotały kulami, które wbijały się w ciała z wielką siłą. Porzucono je jako mało skuteczne przeciw osłonom i wymagające ciągłych dostaw amunicji oraz miejsca do jej przechowywania. Jeśli tamta broń nie dawała rady przebić się przez pole ochronne, to z jaką prędkością musiały lecieć pociski wystrzelone z działka szynowego? Nie rozumiała zasady jego działania. Taar-Skawen wspominał coś o energii elektromagnetycznej, komandor o prądzie i polu magnetycznym, co wychodziło na to samo, ale to nadal nic jej nie mówiło.

Ostatecznie stwierdziła, że nieważne, jak to działa, ważne że w połączeniu z dotychczasową technologią daje jej królestwu wielką przewagę, zarówno w lokalnych wojnach, jak i w ewentualnej konfrontacji z Amerikanami. Nie sądziła, że atak z innego świata nadejdzie szybko, w ogóle wątpiła, czy można przeprowadzić inwazję, mając do dyspozycji tylko jeden portal, ale jeśli nauczyła się czegoś w trakcie wojny i później, przy okazji różnych spotkań sztabowych, była to stara, prosta oficerska prawda: zawsze spodziewaj się najgorszego.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • MKP pół roku temu
    Ta broń to podrasowane amarską technologia Działo Gaussa😁
    Pomysłowe muszę przyznać. Podobne dziala stosują w NASA, żeby symulować uderzenia meteorytów w warunkach laboratoryjnych. Rozpędzają kulkę to ogromnych prędkości.
  • MKP pół roku temu
    Nie nasza kulkę, a taka żelazną😉
  • Vespera pół roku temu
    Railgun miał to być, coś podobnego do Gaussa. I ogromne prędkości się zgadzają.
  • Vespera pół roku temu
    MKP Naszą by też rozpędziło, tylko musiałoby być duże, a ona pokryta przewodnikiem.
  • MKP pół roku temu
    Vespera Wystarczy, że ja wkurwisz i się sama rozpędzi
  • Vespera pół roku temu
    MKP :D no cóż, masz całkowitą rację.
  • MKP pół roku temu
    Vespera No mam🤣

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania