Właściwy kolor nieba - rozdział 13
Podczas posiłku Nikka jeszcze się jakoś trzymała, no może poza tym incydentem z Kesterem. Tak, jak myślała, to był kuzyn Kalii, i niemal natychmiast rozmowa zeszła na temat dziewczyny. Zapewniała, że nic złego jej nie spotkało i czuje się dobrze.
– Bogom niech będą dzięki, i pani, pani ambasadorko – mówił Kester.
– Pani komandor, jeśli można. Ambasadorką zostanę dopiero wtedy, gdy przejdziemy na tamtą stronę – stwierdziła. Ta perspektywa wcale a wcale jej nie cieszyła.
– Jak sobie pani życzy, pani komandor. Najważniejsze, że Kalii nic nie jest. Jej rodzice tak bardzo się martwili… Wszyscy myśleli, że już nie żyje. – Głos mu zadrżał. – Dziwiliśmy się, że Murkey w ogóle ją zabrali, przecież Deryl ich opłacił…
– Słucham? Płaciliście Murkey, by zostawili wasze dzieci w spokoju? – wybuchła, gdy dotarł do niej sens słów Kestera. Cholerni arystokraci, dawali pieniądze wrogom w zamian za ochronę… Nie była nawet zaskoczona, dokładnie tego mogła się po nich spodziewać.
Wszyscy przy stole zamilkli. Król oderwał się od rozmowy z Majersem, a Hill i Irri spojrzeli na nią dokładnie w taki sam sposób. Nie chciała wywoływać skandalu, musiała teraz szybko załagodzić sytuację.
– W sumie to ma sens… Moja matka też zapłaciłaby, gdyby to miało zagwarantować mi bezpieczeństwo. Niestety nie miała pieniędzy, ale to już inna sprawa.
Mertin zaśmiał się krótko i pokręcił głową, jakby jej słowa sprawiły mu przyjemność. Malena, która dołączyła do nich przy obiedzie, uniosła puchar z winem w jej stronę i pociągnęła solidny łyk. Nikka nigdy się tym nie interesowała, przecież nie miała dzieci, ale lekarze chyba odradzali picie alkoholu w ciąży… Nieważne, Malena zresztą i tak zawsze robiła, co chciała.
Nieco speszony Kester wbił wzrok w talerz z pieczenią jagnięcą. Jego drugie nazwisko to Werro, więc musiał być spokrewniony z Werro-Perk… Pięknie, po prostu pięknie.
– Niech pan nie bierze tego do siebie, o nic pana nie oskarżam, rodziny Kalii też – wytłumaczyła mu się szybko, tym razem przyciszonym głosem. – Po prostu chciałabym, żeby każde dziecko w Akurii miało taką ochronę w trakcie tej przeklętej wojny.
– Pani przecież była w kopalni… – zaczął, ale urwał nie wiedząc, czy powinien kontynuować rozmowę na ten temat.
– Byłam. Nie polecam – potwierdziła z ponurą miną, choć niewolnicza praca dla wroga nie była najgorszym, co ją w życiu spotkało.
Opowiedziała Kesterowi o odbiciu Kalii i ucieczce przed Murkey, zapewniając, że zawsze miała na uwadze bezpieczeństwo dziewczyny. Może nie był to dobry temat do rozmowy przy stole, ale miała gdzieś to, co inni pomyślą. Król był zaabsorbowany Amerikanami. Irri Setien siedział po drugiej stronie i w skupieniu obserwował Hilla, który odwdzięczał mu się takimi samymi nieufnymi i oceniającymi spojrzeniami rzucanymi w przerwach pomiędzy jednym a drugim tłumaczeniem. Sekretarz Ellis-Rettel próbował zabawiać Malenę, z marnym skutkiem. Królowa wyglądała, jakby miała ochotę być zupełnie gdzie indziej.
Po zakończeniu obiadu Mertin pożegnał Majersa, a potem przywołał do siebie Nikkę i Kestera. Spodziewała się, że będzie chciał przekazać im bardziej szczegółowe instrukcje w sprawie dalszego postępowania z Amerikanami, lecz Wielki Admirał bezceremonialnie wszedł mu w słowo:
– Jeśli można, mój panie, chciałbym porwać teraz moją komandor. Nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać, a przecież muszę wypłacić jej żołd i wydać jakieś rozkazy.
– Tak, Irri, oczywiście, masz rację. Pamiętaj, dzielimy się nią tak, jak się umówiliśmy. – Król od razu się zgodził. Wymówił imię admirała bardzo starannie, wyraźnie zaznaczając oba „r”. Nikce nie pozostało więc nic innego jak ukłonić się Mertinowi i podążyć za swoim dowódcą w długą drogę przez pałacowe korytarze.
A Wielki Admirał szedł szybko i nie zważał, czy komandor jest w stanie za nim nadążyć. Skierował się do nieznanego jej jeszcze skrzydła, do którego przechodziło się przez solidne drewniane drzwi strzeżone przez gwardzistów. Po drugiej stronie również ujrzała strażników, tym razem w zwykłych, granatowych mundurach. Na widok Setiena wyprostowali się i poprawili karabiny. Admirał minął ich w milczeniu, przystanął tylko na chwilę, by wziąć broń z półki przypominającej regał biblioteczny. Zamiast książek leżało tam jednak kilka pistoletów laserowych w kaburach.
Potem, w trakcie rozmowy z dowódcą, wszystko również wydawało się być w porządku, choć na dziwny, nieco niespodziewany sposób.
Nikka nie wiedziała, co to wszystko miało znaczyć. Przed audiencją Irri witał się z nią tak serdecznie, teraz nie zamienili ani jednego słowa… Pewnie wszystko wyjaśni się, kiedy już dotrą na miejsce. Jeszcze tylko schody, wejście na piętro, i Wielki Admirał wreszcie otworzył jakieś drzwi. Bez wahania weszła za nim do ciemnego pomieszczenia.
– Starszy chorąży, proszę przyprowadzić nowych i kazać im czekać na zewnątrz, aż was nie wezwę. Proszę też przynieść nagranie z dzisiejszej audiencji. – Irri rzucił w przestrzeń tuż po przekroczeniu progu.
Gdzieś w głębi pomieszczenia młody mężczyzna poderwał się ze swojego miejsca, odpowiedział krótkim „Tak jest, Wielki Admirale” i wypadł na zewnątrz z taką prędkością, jakby ktoś go gonił, niemal nie potrącając Nikki w wąskim korytarzu.
– System, włącz światła w gabinecie – polecił admirał i udał się w stronę pomieszczenia rozjaśnionego blaskiem elektrycznych lamp.
Czyli to była kwatera Irriego… Urządzona ze smakiem, pełna mebli i okładzin z ciemnego drewna wyglądała dość bogato, choć próżno było tu szukać przepychu, jakiego doświadczyła w królewskich komnatach dla gości. Wszystkie okna zasłonięto grubymi kotarami, stąd ten dziwny półmrok. Osobiście wpuściłaby tu trochę słońca, no ale skoro Irri tak wolał...
Wciąż ignorował jej obecność, odpiął miecz i oparł go o biurko, a potem odwrócił się tyłem i szukał czegoś w szafie. Nie widziała, co tam robił, słyszała tylko dźwięk przesuwanych przedmiotów i szelest papieru. Stanęła na baczność, nie miała zamiaru mu przeszkadzać. W końcu podszedł do biurka z kolejną laserówką w kaburze i kilkoma formularzami. Znalazł pisak, zaczął je powoli wypełniać, zastanawiając się nad czymś i odliczając na palcach. Co chwilę poprawiał włosy, które opadały mu na oczy. Nikka nadal milczała.
– Komandor Selino – zaczął w końcu. Wymówił jej nazwisko z dziwnym przekąsem. – Będzie ci potrzebna broń, proszę pokwitować odbiór.
Przesunął pistolet, pisak i jedną kartkę po blacie biurka. Nikka złożyła podpis, uśmiechając się w duchu. Wielki Admirał osobiście bawi się w kwatermistrza… To nawet trochę zabawne. Zważyła broń w dłoniach, wydawała się lżejsza, niż zapamiętała. Lufa długa jak zwykle, lecz korpus był zdecydowanie węższy i mniej masywny. Może to odbije się negatywnie na czasie pracy reaktora, ale pomyślała, że taką broń będzie łatwiej schować pod ubraniem, a przy strzelaniu ręka się aż tak nie zmęczy. Machinalnie sprawdziła stan naładowania: dziewięćdziesiąt trzy procent, bardzo dobrze; dopiero po tym przypięła kaburę do pasa i wreszcie poczuła się kompletna. Ciężar pistoletu na biodrze zapewnił jej poczucie bezpieczeństwa, jakiego nie miała już od dawna.
– To też może ci się przydać. – Rzucił na biurko nóż wyjęty z szuflady.
– Dziękuję, Wielki Admirale – odrzekła, biorąc ostrze w prostej pochwie i przyczepiając je na drugim biodrze.
Nie kazał jej spocząć ani usiąść, więc wróciła do postawy zasadniczej, założyła ręce do tyłu i czekała. Irri rozsiadł się wygodnie na krześle i przez kilka długich sekund świdrował ją wzrokiem jak wcześniej Hilla. Wytrzymała to spojrzenie.
– Komandor Selino, i co dalej?... O awansie możesz zapomnieć przez jakieś dziesięć następnych lat, mam tylu oficerów, że nie wiem już, co z nimi robić. Najchętniej wysłałbym cię do jakiegoś kwatermistrzostwa i kazał zajmować się zaopatrzeniem, wiem, że to potrafisz.
Tak Iri, proszę, zrób to! – Miała ochotę wykrzyczeć mu prosto w twarz. To byłaby praca marzeń, nawet jeśli utknęłaby w małej jednostce na prowincji daleko od morza. Wszystko byłoby lepsze od powrotu do Ameriki.
– Ale przecież jesteś naszą małą bohaterką, co? Już prawie legendarną Królową Piratów... Nową pupilką Mertina, tą Selino, z którą modnie jest się przyjaźnić, więc nie mogę zesłać cię do pierwszej lepszej dziury i mieć problem z głowy.
Teraz nie powstrzymała uśmiechu. Irri nie mówił tego złośliwie, po prostu stwierdzał fakty. Oboje wiedzieli, że Nikka lepiej nadaje się do zwyczajnej, nudnej roboty niż do brylowania na królewskim dworze. Nie spędzili ze sobą wiele czasu w trakcie wojny, ledwo pierwsze tygodnie, a potem widywali się już rzadko ze względów bezpieczeństwa, ale tyle wystarczyło, by ten bystry mężczyzna przejrzał ją na wylot. Niestety Mertin miał inne zdanie na temat jej przyszłych obowiązków.
– Dlatego też zostaniesz w moim sztabie w charakterze oficer politycznej z przerwami na ambasadorowanie w tej całej Americe, dopóki Lin-Werro nie poczuje się wystarczająco pewnie, by móc zostać tam sam. Co ty na to?
– Wedle rozkazu, Wielki Admirale.
– Widzę, że uspokoiłaś się trochę przez te wszystkie lata… Odnajdujesz się na dworze lepiej, niż się spodziewałem. Gdzie się podziały te harde spojrzenia i kwestionowanie rozkazów?
– Proszę wybaczyć, Wielki Admirale, ale kwestionowałam tylko te rozkazy, które wydawały mi się niewłaściwe. I nie było ich wcale aż tak dużo.
– No tak, nigdy nie byłaś głupia, co najwyżej trochę bezczelna. Spocznij, Nikka, i siadaj. Nie miej mi tego wszystkiego za złe, musiałem sprawdzić, czy od tych zaszczytów nie poprzestawiało ci się w głowie.
Nie powiedział nic więcej, ale sprawdzanie najwyraźniej poszło po jego myśli. Czego się spodziewał, że zacznie tupać nóżką i stawiać warunki? Może jednak nie znał jej tak dobrze, jak myślał.
– Dobrze, mamy jeszcze kilka rzeczy do załatwienia, choćby twój żołd… Na mocy edyktu wydanego przez miłościwie nam panującego króla Mertina, i tak dalej, i tak dalej, daty nie pomnę, żołnierzom Armii Wyzwoleńczej Królestwa Akurii, którzy wyrazili chęć pozostania w czynnej służbie, wynagrodzenie przysługuje od dnia odzyskania władzy przez prawowitego władcę, to jest od ósmego dnia Miesiąca Sarny osiemset trzydziestego czwartego roku. Jak łatwo policzyć, od tej cudownej daty minęło dwadzieścia miesięcy, razy pięć złotych komandorskiego wynagrodzenia za każdy, co daje nam okrągłe sto złotych. Chyba nie mam tu aż tyle… – Wstał i podszedł do solidnej skrzyni, którą otworzył kluczem wydobytym z otchłani mundurowych kieszeni. Wyciągnął trzy sakiewki z szarego aksamitu, nieduże, lecz wyglądające na ciężkie. Monety w środku brzęknęły zachęcająco. – Na razie sześćdziesiąt, resztę dostaniesz w przyszłym miesiącu, może być?
– Oczywiście. Właściwie to nie spodziewałam się, że dostanę cokolwiek. Nigdy nie walczyłam dla pieniędzy.
– Ech, Nikka, żeby każdy był takim idealistą… – westchnął admirał. – Po tamtej stronie dostaniesz takie samo wynagrodzenie plus dodatkowe pięć złotych na fundusz reprezentacyjny, ustaliliśmy to dziś rano z Mertinem. Co jeszcze miałem ci przekazać? Będziesz brać udział w zebraniach rady, jeśli król sobie tego zażyczy. Przyślę do ciebie uczonych i dyplomatów, opowiesz im wszystko, co pamiętasz o tamtym świecie. Wspominałaś o tym, że ich statki powietrzne do ciebie strzelały, a potem bywałaś w ich bazach wojskowych. Chcę z tego szczegółowy pisemny raport, ma leżeć na moim biurku najpóźniej najbliższej pełni.
Przytakiwała każdemu zdaniu przełożonego. Rozkazy były jasne i logiczne.
– Jakieś pytania? – Podniósł na nią wzrok.
Właściwie miała jedno.
– To nagranie… Chodzi o Amerikanów? Chciałbyś jeszcze raz przeanalizować ich słowa?
– Chodzi o ich dziwną mowę, Nikka. Mówiłaś, że niczego cię nie uczyli, jak myślisz, dlaczego?
– Żebym ich nie rozumiała i wiedziała tylko to, co zechcą mi przekazać – oznajmiła z goryczą w głosie. Już od dawna doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
– No właśnie, a my nie możemy pozwolić sobie, by w tak prosty sposób zatajali przed nami informacje. Na pewno da się to jakoś zapisać, zrozumieć i nauczyć się mówić tak, jak oni. Ale to nie twój problem, uczeni się tym zajmą. Zostaniesz tutaj, w skrzydle oficerskim. Mam dla ciebie kwaterę i dwójkę adiutantów. Ordynansa nie potrzebujesz, porządkiem i mundurami zajmuje się służba.
– Dwójkę? – powtórzyła zdziwiona. Nie wydawało jej się, żeby potrzebowała aż dwóch adiutantów.
– Jeśli będzie ci mało, poproś o następnego. Ja mam czterech i zastanawiam się, czy nie wziąć jeszcze jednego.
– Na razie zobaczę, jak będą się sprawować.
– No dobrze, więc chyba czas się z nimi zapoznać, nie? Schowaj pieniądze i chodź ze mną. Chociaż nie, chciałbym ci jeszcze coś powiedzieć – dodał po chwili wahania. – Zapamiętaj, Selino, dla nich wszystkich możesz być cudem powracającą do życia bohaterką wojenną, dla mnie jesteś tylko kolejną komandor w moim wojsku. Nie wyobrażaj sobie, że masz jakieś względy.
Iri, mam ochotę cię uściskać, chyba jesteś jedyny normalny w tym pałacu – pomyślała, pakując sakiewki do kieszeni. Jeszcze raz stanęła na baczność i oświadczyła zdecydowanie:
– Specjalne traktowanie to ostatnie, czego oczekuję, Wielki Admirale.
– Znakomicie, pani komandor. A teraz twoi adiutanci czekają… Wejść! – polecił donośnym głosem.
Komentarze (15)
A skomentuję dopiero tą scenę... Ja wiem którą, bo mam dostęp do kronik Akaszy.
Ale o bogowie Akurii, chrońcie nas przed takim wojskiem!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania