Poprzednie częściWłaściwy kolor nieba - rozdział 1
Pokaż listęUkryj listę

Właściwy kolor nieba - rozdział 2

Hill wypytywał o plany i możliwość spotkania z królem. Zbywała go, twierdząc, że wszystko będzie dobrze, co nie było może zbyt mądre, ale cóż poradzić, właśnie tak czuła. Mertin żył, tylko to się teraz liczyło. Ta wiadomość wprawiła ją w stan lekkiej euforii i nie była w stanie teraz myśleć specjalnie logicznie.

Sprawy przybrały inny obrót, gdy system wyświetlił przed nimi zieloną kropkę i poinformował o próbie nawiązania kontaktu. Nikka od razu spięła się i poczuła, że wraca jej ostrość umysłu. Zmniejszyła prędkość i kazała otworzyć kanał. Jeśli to akuryjski statek, poprosi o pomoc w przekazaniu informacji królowi. Kilka minut temu dotarło do niej, że przylot do stolicy bez zapowiedzi nie jest najlepszym pomysłem. Jeśli to statek wroga… No cóż, wreszcie będzie mogła wypróbować działa plazmowe.

– Tu podporucznik Nikas Siller-Teno, korweta Wojsk Królestwa Akurii Burza 19 do nieznanego statku: zredukuj prędkość do pięćdziesięciu węzłów i zidentyfikuj się.

Czyli trafiła na swoich, świetnie. Bezzwłocznie wykonała oba polecenia podporucznika, jeszcze bardziej zwolniła, po czym nabrała powietrza i pewnym głosem nadała komunikat:

– Tu komandor Nikka Selino, statek powietrzny Wojsk Królestwa Akurii Płaszczka 14. Proszę o pozwolenie na wodowanie przy waszej burcie i wejście na pokład. Chcę porozmawiać z kapitanem.

Odpowiedziała jej cisza.

– Może trzeba było ich minąć i polecieć dalej? Albo nie zaczynać tak ostro?

Hill oczywiście musiał wtrącić swoje dobre rady. Chciała poradzić mu, żeby może się zamknął, ale łącznościowiec z Burzy w końcu raczył przemówić:

– Komandor Nikka Selino nie żyje. Zidentyfikuj się albo będziemy zmuszeni otworzyć ogień.

– Panie podporuczniku, kilka razy było blisko, ale ja nie dam się tak po prostu zamordować. Wiem, że możecie mieć wątpliwości, chętnie rozwieję je, rozmawiając osobiście z kapitanem. Ponawiam prośbę, a tymczasem wyłączam osłony, schodzę poniżej pułapu chmur i czekam na odpowiedź.

Skończyła transmisję i wyciszyła mikrofon. Hill szybko przekazał treść tej rozmowy ambasadorowi. Zgodnie z zapowiedzią rozpoczęła zejście niżej, powoli, bo bez osłon Płaszczką odrobinę trzęsło. No i sterowanie statkiem nie było łatwe, kiedy próbowało się jednocześnie szybko przypomnieć wszystko, co kiedykolwiek usłyszało się o wojskowych procedurach i regulaminie. W czasie wojny nie miała czasu na takie bzdury, stosowali się do tego właściwie tylko w czasie spotkań z Irrim, czyli nieczęsto, bo każde zebranie tego typu niosło ze sobą ryzyko dekonspiracji.

– Kapitan to tytuł, nie stopień, stopień może być różny, no i jak się używa tytułu, to bez „panie”, do innych oficerów normalnie… – mamrotała sobie pod nosem.

– Do załogi Płaszczki 14, udzielam zgody na wodowanie i wejście na pokład pod warunkiem przejęcia zdalnej kontroli nad waszym statkiem. Ilu was jest?

Tym razem łącznościowiec miał dobre wieści. Ale nie zwrócił się do niej stopniem, czyli na statku nadal zakładano, że nie jest tym, za kogo się podaje.

– Dziękuję, panie podporuczniku. Jest nas trójka, ja i dwóch moich gości. Nie jesteśmy uzbrojeni – dodała w razie, gdyby ktoś się tym martwił.

– Przyjąłem. Proszę zatwierdzić połączenie – oznajmił i czekał.

Uwaga, próba przejęcia kontroli. Uwaga, próba przejęcia kontroli – rozległ się głos systemu.

Nikka potwierdziła prośbę i puściła ster. Teraz nie mogła już niczego zrobić. Płaszczka nadal schodziła łagodnie, ale teraz zataczała chyba szersze kręgi wokół statku.

– Do zobaczenia na pokładzie, panie podporuczniku, miło będzie pana poznać – nadała i znów wyciszyła mikrofon. Wciąż miała dostęp do takich drobnych funkcji systemu.

– Nie masz broni, prawda? – rzuciła Hillowi szybkie pytanie.

– Mam. I nie zamierzam się z nią rozstawać.

– Hill, do cholery… – Mieli mało czasu, musiała szybko przemówić mu do rozsądku. – Powiedziałam im, że nie jesteśmy uzbrojeni, to nie będziemy.

– Chcesz, żebym zszedł na obcy statek wojenny z gołymi rękami? Oszalałaś? Jakbyś miała jakiś karabin, to pewnie byś go wzięła ze sobą po lądowaniu u nas, prawda?

Pokręciła głową i westchnęła. W tej kwestii mylił się, i to bardzo.

– System, otwórz schowki – poleciła. Z tyłu kabiny rozległ się szczęk odblokowywanych zamków. – Tam jest moja broń, trzy albo cztery karabiny i jeden pistolet, nie pamiętam już dokładnie. Kalia upchnęła je gdzieś przed lądowaniem, możesz tam pójść i sam zobaczyć. I przy okazji zostaw tam swój przestarzały pistolecik.

Bez słowa wstał i przeszedł na tył. Przeciskając się między bagażami, sprawdził schowki. Niczego nie skomentował, ale odłożył tam swoją broń, a kiedy wrócił na swoje miejsce, spytał:

– Mogę mieć nóż?

– Tak, o to nikt nie powinien robić problemów. Kiedy sprawy się wyjaśnią, poproszę, żeby oddano ci pistolet. Albo kupisz sobie coś lepszego, chyba wzięliście trochę złota.

– Jesteś strasznie pewna siebie… A co, jeśli sprawy się nie wyjaśnią? – zapytał, wracając pospiesznie na fotel, gdyż Płaszczka zaczęła podchodzić do wodowania.

– Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – zapewniła go. W tej chwili sama wierzyła w swoje słowa.

Przyglądała się teraz korwecie malowanej w morski kamuflaż: ciemne szarości i granaty, zupełnie jak na wierzchniej stronie Płaszczki. Wzdłuż burty biegły dwa pasy: zielony i niebieski, akuryjskie barwy narodowe. Statek nie był duży, na oko miał nieco ponad dwieście stóp długości, kiedyś widywała większe. Mimo to wystające z kadłuba nadbudówki upstrzone działami plazmowymi sprawiały, że wyglądał groźnie. Ambasador Majers stwierdził – a Hill raczył to przetłumaczyć – że wygląda podobnie do amerikańskich statków, i musiała się z nim zgodzić. Te, które widziała przy przejściu, miały zbliżony kształt, chociaż akuryjska jednostka miała bardziej zabudowany pokład. To jednak był tylko szczegół, najwidoczniej na obu światach statki morskie były konstruowane według podobnych zasad zapewniających optymalną użytkowość.

Teraz jednak nie miała czasu zastanawiać się nad projektami inżynieryjnymi, zdalnie sterowana z pokładu Burzy Płaszczka właśnie dotknęła tafli wody. Przy wyłączonych osłonach poczuli to uderzenie dość mocno. Nikka przytrzymała się steru. Kolejny raz pomyślała, że przydałyby się pasy.

Płaszczka ustabilizowała kurs i wygięła krawędzie skrzydeł ku górze. Do korwety zostało jeszcze kilkaset jardów, które pokonywali dość powoli, sunąc po lekko wzburzonym morzu. Na zewnątrz padało, zbyt słabo, by nazwać to porządnym deszczem, ale wystarczająco mocno na solidną, męczącą, zlośliwie przesączającą się przez kolejne warstwy ubrań mżawkę. Na pokładzie Burzy zauważyli kilkanaście osób czekających na ich przybycie.

– Ja rozmawiam z kapitanem. Przedstawiam was jako moich gości i proszę, by zaprowadzono was do kajuty, bo chcecie odpocząć. A wy tam idziecie, jasne? Potem do was wrócę i powiem, co robimy dalej.

– Selino, coś ty taka agresywna? – zaśmiał się Hill.

Rzuciła mu ostre spojrzenie, ale miał rację. Na widok akuryjskiego statku i żołnierzy w mundurach floty włączył jej się dawno zapomniany tryb wydawania rozkazów. No i może używając stanowczego tonu chciała zamaskować niepewność.

– Upewniam się, że wszystko zrozumiesz – rzuciła wymijająco.

– Pani komandor, będziemy grzeczni, obiecuję.

Słowa brzmiały poważnie, ale ten cholerny Amerikanin wciąż był rozbawiony. Prawie się zirytowała, ale przypomniała sobie, że to u niego oznaka szczerości. Zresztą po chwili dodał już normalnym tonem:

– Wiem, że chcesz, żeby wszystko poszło zgodnie z planem, w końcu przysięgałaś… Nie będę ci tego utrudniać.

Tylko skinęła głową, wyrażając w ten sposób uznanie dla jego podejścia. Nie było już czasu na dyskusje. Reaktor zgasł, statek płynął już wyłącznie siłą rozpędu. Żołnierze spuścili z burt jaskrawożółte odbijacze, teraz czekali z linami w rękach, by zarzucić je na stateczniki Płaszczki i przycumować ją do swojej jednostki.

Nadeszła pora na opuszczenie pokładu. Nikka wydała systemowi polecenie otwarcia włazów. Do środka natychmiast dostała się wodna mgiełka.

– Dobrze, no to idziemy, nie ma na co czekać. Zapraszam, panie ambasadorze. – Uśmiechnęła się do starszego mężczyzny. Nie zrozumiał słów, ale odwzajemnił uśmiech.

Wszyscy troje wyszli z kabiny na skrzydło i czekali na rzucenie drabinki sznurkowej. Zajmowało się tym dwóch marynarzy. Pracowali szybko i sprawnie, a paskudna pogoda zdawała się im wcale nie przeszkadzać. Komandor Selino poczekała, aż skończą, i dopiero wtedy ruszyła na pokład Burzy, prowadząc za sobą skromną amerikańską delegację.

Koniec drabinki wylądował pewnie na kadłubie statku powietrznego, liny wyglądały na solidne. Nikka spojrzała w bok na ciemną, skłębioną wodę zamkniętą w wąskiej przerwie pomiędzy oboma statkami. Nie chciałaby tam teraz wpaść… Umiała pływać, w końcu wychowała się w portowym mieście gęsto poprzecinanym odnogami rzeki Albii, ale dobrze wiedziała, że woda potrafi być niebezpieczna. Jej ojciec zginął na morzu wiele lat temu. Nagle uświadomiła sobie, że prawie go nie pamięta.

Bogowie, proszę, niech przynajmniej mama żyje, nie chcę tu zostać sama – pomodliła się szybko i wróciła myślami do teraźniejszości. Uszczypnęła się w dłoń, pomogło. Na dosłownie chwilkę przymknęła oczy. Gdy je otworzyła, była gotowa.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Kapitan to tytuł - ciekawa koncepcja, muszę przyznać, nie pomyślałabym o tym. Na planecie Ziemia wiele osób do dziś ma problem z odróżnieniem faktu, że magister to stopień, nie tytuł (nawet Ci, którzy takowy zdobyli).
    A on zabawny, z małym gnatem chciał na okręt wojenny wchodzić, w nadziei, że to mu coś da. To tak jakby dziadek potrzebował drewnianej laski na spotkanie z grupą kiboli uzbrojonych w bejsbole.
  • Vespera 04.03.2022
    Możesz mieć stopień kapitana i nie być kapitanem statku, albo być kapitanem i mieć inny stopień, tak, jak tutaj. Wymyśliłam takie urozmaicenie, bo każdy kraj ma jakieś dziwactwa. A Wielki Admirał, czyli ich głównodowodzący, to stopień i tytuł jednocześnie, i dodatkowo jeszcze jedyny taki, drugiego nie ma.
  • Akwadar dwa lata temu
    Pani komandor odzyskała rezon, ciekawie się zapowiada.
  • Vespera dwa lata temu
    U siebie jest w końcu, więc co się będzie.
  • Akwadar dwa lata temu
    Vespera no właśnie, teraz , kuźwa, ja :))
  • zsrrknight dwa lata temu
    "chyba wzięliście trochę złota." - płacą złotem, a nie monetami, czy to tylko takie ogólnikowo stwierdzenie?

    no to ciekawe, czy jej uwierzą, że naprawdę jest Nikką Selino
  • Vespera dwa lata temu
    Poruszasz ważne kwestie, które będą wyjaśnione :)
  • Tjeri 4 miesiące temu
    No nie spodziewam się, że pójdzie łatwo. Sama pewnie najpierw bym Nikkę i miłych gości zamknęła gdzieś pod podkładem... Ciekawe jak sprawdza się tożsamość na Amarze. Jest jakiś system, czy po prostu trzeba znaleźć świadka? Bo jeśli to ostatnie, to posiedzi Nikka pod pokładem aż ściągną kogoś kto znał panią komandor. No chyba że na tym statku ktoś taki się znajdzie...
  • Vespera 4 miesiące temu
    A będzie sprawdzanie tożsamości, będzie. Tak bez dowodów by jej nie uwierzyli.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania