Poprzednie częściWłaściwy kolor nieba - rozdział 1
Pokaż listęUkryj listę

Właściwy kolor nieba - rozdział 47

Nikka siedziała przed obliczem Wielkiego Admirała Irriego Setina i czekała, aż jej dowódca raczy zakończyć przygotowywanie jakiegoś dokumentu czy też listu. Obok stał jeden z adiutantów, wyprężony jak struna, i czekał, by zanieść pismo tam, dokąd miało trafić. Komandor Selino nie wiedziała, czy sporządzanie pisma ma jakikolwiek związek z nią i po co w ogóle Irri ją wezwał. Wróciła z Ameriki ledwo trzy dni temu, zdała zwyczajowy raport, nadrobiła zaległości w korespondencji, odwiedziła matkę i oczekiwała na rozkazy. Właściwie to wezwanie było jej na rękę. Hill był po tamtej stronie portalu i jeśli nawet przyleci na Amar, to nie wcześniej niż za jedną fazę księżyca. Kiedy nie miała zajęcia związanego z wypełnianiem zawodowych obowiązków, umilała sobie bezczynność schadzkami z kochankiem, ale bez niego chyba musiałaby spędzać wieczory w świątyni.

Irri wreszcie skończył. Odłożył pisak, umieścił kartkę w kopercie i zapieczętował ją, po czym bez słowa oddał adiutantowi, który wiedział, co ma robić, bo ukłonił się tylko i niezwłocznie wyszedł z biura. Zostali sami, ale Wielki Admirał nadal milczał. Zajął się porządkowaniem papeterii, dopiero potem wydał polecenie:

– System, wyłączenie systemu. Autoryzacja głosowa: Wielki Admirał Irri Setien.

Przyjęto autoryzację. Następuje wyłączenie systemu.

W pomieszczeniu rozległa się seria trzech narastających sygnałów dźwiękowych. Ostatni urwał się nagle, jakby zabrakło zasilania. Zniknęła też poświata rzucana przez skierowany na Irriego ekran. Nikka wyobraziła sobie, jak gasną kontrolki na ukrytej w biurku centrali sterowania.

Kiedy już nic nie nagrywało rozmowy, Wielki Admirał zaczął mówić:

– Przy trzeciej kwadrze jedziesz z królem do Rewanes – stwierdził, nie spytał.

No tak, Mertin planował tę podróż. Nikka nie znała szczegółów, ale jeśli jej dowódca twierdził, że odbędzie się za dziewięć dni, to musiała być prawda. Przytaknęła.

– Ja też się tam pojawię. Jest pewna rzecz, którą chciałem pokazać Mertinowi, a on uparł się, żeby cię zabrać. – Irri spojrzał na komandor Selino tak, jakby to ona była temu winna. – Moim zdaniem nie powinnaś, ale skoro już musisz jechać, to chcę, żebyś wiedziała… Nie waż się pisnąć ani słowa temu swojemu Amerikaninowi. Nie było ani tej rozmowy, ani żadnej wycieczki. Chyba nie muszę ci przypominać, kim on jest, sama wiesz najlepiej. Jeśli w ogóle ze sobą rozmawiacie. – Uśmiechnął się perfidnie i złośliwie, wyszczerzył zęby. – Może nie macie na to czasu, słyszałem pogłoski, że zwykle jesteście zajęci czymś innym.

– Tak? Co jeszcze słyszałeś? – żachnęła się Nikka. – Z Mertinem też niby sypiam, wiesz? A i chyba kiedyś ktoś gadał, że ze swoim adiutantem też.

– O, czyli jeszcze nie dotarły do ciebie najświeższe wieści, że ja i ty, tutaj na biurku. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej, Nikka westchnęła i pokręciła głową z niedowierzaniem.

– Czego to ludzie nie wymyślą… – wymamrotała.

– Czasem wymyślają, a czasem nie. Nie rozumiem, co widzisz w tym szpiegu. Po tym wszystkim… Chyba że lubisz brutali. Słyszałem, że niektóre kobiety podnieca, kiedy się je trochę bije. – Wpatrzył się w nią z zainteresowaniem.

– Iri! Jesteś gorszy niż baby na targu! Nikt mnie nie bije, a nawet jakby, to gówno cię to obchodzi.

Nikka nie była pewna, ale chyba się zarumieniła. Wielki Admirał ją zdenerwował, by nie powiedzieć wkurwił. Jakim prawem czepiał się jej życia prywatnego? Jeśli podejrzewa ją o przekazywanie informacji Amerikanom, powinien ją po prostu aresztować.

– Hamuj się, Selino! Ile razy ci powtarzałem, że mam na imię Irri? – Starannie podkreślił oba „r”.

– Przecież ja nic nie mówię! – Teraz to na twarzy dziewczyny pojawił się złośliwy uśmiech. – Przecież tej rozmowy nie ma, nieprawdaż? Jakże mogę się hamować w konwersacji, która nie istnieje?

– Cwana jesteś, wiesz? Mam nadzieję, że też mądra.

Nikka od razu wyczuła, że Irri nawiązuje do niej i Hilla, nie musiał rozwijać swej myśli.

– Nie martw się o mnie – powiedziała. – Zresztą widzę przecież, że mi ufasz. Bo gdyby było inaczej… Przekonałbyś Mertina, żeby nie brał mnie na żadną wycieczkę, dokądkolwiek byśmy nie jechali. Mam nadzieję, że nie zapomnicie o przekąskach i paru butelkach piwa. Najbardziej lubię pszeniczne, możesz zanotować – pozwoliła sobie na kolejną bezczelność.

Widziała w oczach dowódcy, że ma rację, że Irri rzeczywiście obdarza ją zaufaniem i poczuła się z tym wyjątkowo dobrze. Co więcej, teraz do Nikki dotarło, że Wielki Admirał rzeczywiście mógł przekonać króla do zmiany zdania w praktycznie dowolnej kwestii. Nie przypominała sobie sytuacji, w której Mertin nie przyjąłby jego punktu widzenia – może nie zawsze w całości, ale przynajmniej w części. Jeśli spojrzeć na to z tej strony, to siedzący przed nią Irri Setien, wywodzący się z gminu kapitan marzący o Gwardii Królewskiej, był teraz dowódcą Wojsk Królestwa Akurii i politykiem, który mógł podszepnąć Mertinowi dosłownie wszystko, jednym słowem – najpotężniejszym człowiekiem w tym kraju.

I najpotężniejszy człowiek w kraju właśnie obiecał jej, że nie dostanie do jedzenia niczego poza starą wojskową racją i kubkiem wody.

 

Pierwsze słowo, które cisnęło się na usta po zobaczeniu Rewanes, brzmiało „malownicze”. Miasto leżało w podłużnej dolince między łagodnymi wzgórzami, dworki i pałace zamożniejszych mieszkańców pięły się kaskadami po ich zboczach. Gęsto zabudowane centrum przecinała rzeczka, bo w porównaniu z Albią ciężko było nazwać ten ciek prawdziwą rzeką. Czerwone dachy, ściany głównie drewniane, bo tego budulca było pod dostatkiem w okolicznych lasach. Okiennice i drzwi zdobione malunkami, jakich Nikka nie widziała nigdy wcześniej: koronkowymi ornamentami utrzymanymi w jaskrawoniebieskich barwach, czasem z dodatkiem bursztynu i żółci. Dziwna świątynia, smukła i wysoka na dziesięć albo i więcej pięter, podobna kształtem do latarni morskich albo pradawnych wież obserwacyjnych wznoszonych niegdyś przy prawie każdym mieście. W ścianach z białego wapienia wykuto dwanaście wąskich okien, które wpuszczały do środka snopy światła. Ostre promienie słoneczne ożywiały posągi bogów, nadawały intensywności barwom i budziły błyski w kamieniach szlachetnych i złocie. Może w stolicy świątynie były większe, a obrazy i posągi bóstw równie imponujące i pięknie wykonane, ale ta dziwaczna wieża w Rewanes naprawdę przypadła Nikce do gustu.

Podobało jej się tu, naprawdę podobało. Wszędzie można było dotrzeć pieszo, i to całkiem szybko. Komandor Selino obstawiała, że spacer wzdłuż rzeczki przez całe miasto zająłby jej nie więcej niż godzinę. Nie było się uzależnionym od kursów promów, nie trzeba było mieć własnej łodzi. Chętnie powłóczyłaby się uliczkami Rewanes, pozaglądała do miejscowych gospód, pomieszkała kilka dni w zwykłym zajeździe, ale nie mogła. Przybyła tu jako oficer polityczna króla Mertina i musiała wypełniać związane z tym obowiązki.

Nie było to trudne, w końcu przywykła już do uroczystych obiadów, wystąpień publicznych i uśmiechania się do obcych ludzi, ale robiła to wszystko z wyuczoną obojętnością, niczym Płaszczka, której sternik wpisze w system miejsce docelowe i poleci dotrzeć do celu z zadaną prędkością i na określonym pułapie. „Panie Lauris-Tiro, jakże miło mi poznać pana i pańską uroczą małżonkę”, „Tak, tutejsze wyroby skórzane są znane i cenione w Port Albis”, „Wszyscy byliśmy dzielni w czasie wojny, poddano nas ciężkiej próbie, ale wyszliśmy z niej silniejsi niż kiedykolwiek”, „Och, wasze miasto jest cudowne, bardzo podobają mi się widoki”. Przy tym ostatnim nawet nie musiała kłamać.

Czwartego dnia przed południem przybył Irri. Przyleciał Płaszczką, którą wylądował sprawnie na kawałku prostej drogi pod miastem. Był sam, bez choćby adiutanta – tylko Wielki Admirał i jego miecz, niepraktyczny kawał żelastwa, który nosił z dumą, chodząc przy boku króla. Oficerowie z lokalnego dywizjonu niemalże bali się przy nim oddychać.

Nikka widziała, że Irri chciałby wyruszyć jak najszybciej, ale Mertin chętnie został na obiedzie, więc biedny Wielki Admirał musiał poczekać. Siedział teraz sztywno za stołem i wyładowywał złość, dźgając pieczeń nożem i widelcem. Komandor Selino uśmiechnęła się w duchu. Widziała teraz dokładnie, co miała na myśli Kalia, gdy mówiła, że Nikka zachowuje się wrogo, po żołniersku. Ech, młoda nauczyła ją w kilka dni więcej o etykiecie niż prestiżowa szkoła przez trzy lata. Teraz przynajmniej potrafiła zachować spokój w prawie każdej sytuacji – spokój albo zimną obojętność, zależy jak na to spojrzeć.

Męki Irriego trwały dość długo, Mertin zagadał się z kupcem żelaznym, który zajmował się handlem sprzączkami, nitami, guzikami i innym drobiazgiem. Biznes z pozoru wyglądał na mało poważny, ale, jak się okazało, przynosił spory dochód, a kupiec miał wspólników w wielu krajach Amaru. W końcu do dyskusji zaproszono i Nikkę, która musiała uciąć rozbudzone nadzieje i spekulacje, stwierdzając, że w Americe tego typu przedmioty są łatwo dostępne i dość tanie. Już dawno rozmawiała z Kesterem na ten temat i doszli do wniosku, że towary eksportowe, które będą w stanie zainteresować Amerikanów – oprócz amarskich technologii, rzecz jasna – muszą być drogie, luksusowe i egzotyczne.

W końcu wyruszyli: Nikka, Irri, Mertin i dwóch gwardzistów; postawnych chłopów, milczących, jakby ucięto im języki. Do Płaszczki podwiózł ich dowódca dywizjonu, wiceadmirał Leorin-Saweno, własnym autem z wygodnymi siedzeniami obitymi brązowym aksamitem. Mertin podziękował mu i odesłał; droga musiała być pusta, by statek mógł wznieść się w powietrze.

– Selino, trzymaj to – warknął Irri i wcisnął jej w ręce odpięty od pasa miecz.

– Tak jest, Wielki Admirale – odpowiedziała mu z przesadnym szacunkiem, który śmiało można było wziąć za drwinę. Mertin uśmiechnął się pod nosem, Irri tylko łypnął na nią nieprzychylnie i zagryzł wargi.

Gwardziści wymienili zaniepokojone spojrzenia, przysunęli się nieco do komandor Selino, zbliżyli dłonie do karabinów. Chłopcom w zielonych mundurach wyraźnie nie podobało się, że trzyma broń. Gdyby wiedzieli, że kiedyś wparowała z laserówką do sali tronowej… Pewnie skończyłoby się na postępowaniu dyscyplinarnym, degradacji i paru miesiącach w lochu, a to i tak tylko dlatego, że i Mertin, i Irri, ją lubili – nawet jeśli Irri okazywał to w dziwny sposób.

– Przecież mnie nie zabije – zaśmiał się król. – Gdyby chciała to zrobić, miała mnóstwo okazji. Wystarczyłoby tylko, żeby zostawiła mnie w górach na pastwę losu. Nikka, czy ja kiedyś ci się odwdzięczę za to wszystko?

Chciała odpowiedzieć, ale wtrącił się Irri:

– Czy możecie wspominać kiedy indziej? Mertin, ja byłem umówiony.

– Może ty. Na mnie poczekają – oświadczył król i spojrzał na wygięte ku dołowi skrzydło Płaszczki. – I mam na to tak po prostu wejść, tak? No dobrze, przecież już kiedyś tym leciałem…

Wciągnął się na skrzydło, niepewnie stanął na nogach. Irri wydał systemowi polecenie otwarcia włazu.

– My z przodu, Selino w środku, gwardziści z tyłu – oznajmił.

Jako ostatni zajął miejsce w fotelu pierwszego sternika i przygotował maszynę do startu. Komandor Selino zauważyła, że nie wydaje systemowi poleceń głosowych, komunikuje się ze statkiem za pomocą dźwigni i przycisków. Nie zdziwiło jej, że znał się na obsłudze systemu o wiele lepiej niż ona. Sterowanie statkiem było łatwe, jeśli chciało się po prostu przelecieć z punktu A do punktu B; robiło się tym trudniejsze, im więcej się od niego wymagało. Irri polegał na własnych umiejętnościach i w trakcie krótkiego lotu ani razu nie oddał systemowi kontroli nad Płaszczką.

Nikka nie wtrącała się w rozmowę króla i Wielkiego Admirała. Siedziała cicho i oglądała rękojeść trzymanego na kolanach miecza. Ładny był ten kawał żelastwa, wykuty z finezją przez utalentowanego rzemieślnika. Obnażyła kilka cali ostrza, ale szybko je schowała, bezbłędnie wyczuwając za sobą narastające napięcie. Gwardziści byli czujni – i bardzo dobrze. Udała, że tego nie zauważyła i nie siliła się na żadne przeprosiny.

– Mówiłeś, że to jest w stanie szybko zatopić statek, nawet krążownik? – Dobiegło ją pytanie, które Mertin zadał swojemu Wielkiemu Admirałowi.

– Tak mi raportowano. Ponoć wszystko jest gotowe na ostateczną prezentację, więc sami się dziś przekonamy.

Jaki statek? Lecieli przecież na wschód, tam nie było morza ani nawet żadnego większego jeziora. Nie rozumiała za wiele, ale stwierdziła, że już niedługo sama się przekona. Irri dobrze wiedział, dokąd zmierza. Trzymał Płaszczkę na wysokim pułapie, tuż pod chmurami – chociaż to, co na Amarze uznawano za lot na dużej wysokości, na Erf było żałośnie niskie. Po dwudziestu, góra trzydziestu minutach zaczęli podejście do lądowania w słabo zaludnionej, wiejskiej okolicy.

Irri posadził Płaszczkę na równo skoszonej łące, która z powietrza wyglądała na gładką, lecz ostatecznie okazała się całkiem wyboista. Gdyby nie osłony, statkiem trzęsłoby tak, że uderzyliby głową w sufit kabiny. Jeszcze przed opuszczeniem maszyny Nikka zauważyła, że cały teren jest obstawiony przez żołnierzy pod bronią. Nie uszło to uwadze gwardzistów ani Wielkiego Admirała.

– Tym miejscem rządzą specyficzne reguły. Osobiście rozkazałem zaostrzyć procedury bezpieczeństwa, więc tak, wszyscy noszą tu karabiny, ale gwarantuję, że królowi nie stanie się żadna krzywda – zapewnił Irri.

Gwardziści, swoim zwyczajem, milczeli.

– Irri, ja się z wami czuję bezpieczne wszędzie. Nawet mógłbym polecieć do Ameriki, teraz, tak, jak stoję, tylko Malena… Nie darowałaby mi tego, chyba. – Uśmiechnął się z zakłopotaniem, na chwilę spuścił głowę.

Nikka zachowała dla siebie wszystkie spostrzeżenia na temat bezpieczeństwa w Americe. Oddała Irriemu miecz i skupiła się na opuszczeniu statku.

Na wiejskiej drodze czekały już na nich dwie wojskowe ciężarówki, jedna mniejsza, druga większa, z paką przykrytą plandeką w maskujących, zielonoburych barwach. Z mniejszego pojazdu wysiadła mała delegacja: kobieta i dwóch mężczyzn, z których jeden wyróżniał się brakiem munduru. Był też najstarszy z całej trójki, a jego łysina mocno lśniła w blasku przebijającego się przez chmury słońca.

Członkowie komitetu powitalnego ukłonili się królowi, oficerowie prosto, po wojskowemu, cywil złożył wytworny pokłon, którego nie powstydziłby się nikt na dworze. Nikka założyła, że to arystokrata, choć odzienie nosił dość skromne. Szybko okazało się, że miała rację.

– Cieszę się, że wreszcie mogę odwiedzić to tajemnicze miejsce. Słyszałem wiele dobrych rzeczy o waszej pracy. Mój Wielki Admirał chwalił państwa na każdym spotkaniu, lecz nie chciał objaśnić, czym dokładnie się tu zajmujecie – zaczął król.

– Panie Taar-Skawen, proszę wprowadzić Jego Królewską Wysokość, byle zwięźle. Pan Wernon Taar-Skawen, uczony, cywilny kierownik projektu specjalnego. – Irri dokonał błyskawicznej prezentacji.

Mertin przyzwalająco kiwnął głową. Nikka trzymała się z tyłu, stała na baczność, jak dwoje oficerów. Zerknęła na ich pagony: mężczyzna miał trzy gwiazdki komandora, kobieta – jedną pełną gwiazdkę porucznik.

– Hm, cóż, zwięźle… Wasza Królewska Wysokość, najzwięźlej będzie powiedzieć, że mamy tu broń, która sprawi, że osłony wrogów staną się bezużyteczne.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • MKP 7 miesięcy temu
    "Chyba że lubisz brutali. Słyszałem, że niektóre kobiety podnieca, kiedy się je trochę bije." - Ethan nie bije chory zwyrolu! On przydusza i podtapia🤗🤗

    "Nie przypominała sobie sytuacji, w której Mertin nie przyjąłby jego punktu widzenia" - chyba że pan król pragnie łóżkowej przygody🤭🤭

    "doszli do wniosku, że towary eksportowe, które będą w stanie zainteresować Amerikanów – oprócz amarskich technologii, rzecz jasna – muszą być drogie, luksusowe i egzotyczne." - bym powiedział, że niekoniecznie. Trzeba pamiętać, że ludzie kupują kamienie z Jerozolimy i piasek z Santorynu i lecznicze powietrze. Zatem ja bym dał: drogie i egzotyczne - te dwie rzeczy czynią je luksusowymi.

    Fajny ten wątek z tajna bronią 😍😍😍 Ciekawe co żeś tam wymyśliła. Czy będzie wojna z Erf? Czy Nikka będzie zmuszona walczyć przeciwko Ethanowi?
    CDN...
  • Vespera 7 miesięcy temu
    Ale że przydusza i podtapia w trakcie seksu też? Wypróbowałeś to z nim? Czemu się nie pochwaliłeś?

    O, i o Mertinie też wiesz więcej niż ja, ciekawe, ciekawe... Jak chcesz jakiś fanfik z dziwnym paringiem, to pisz śmiało.

    Piaski i kamienie owszem, kupuje się, ale najpierw trzeba mieć jakiś związek uczuciowy z miejscem, z którego pochodzą, a turyści jeszcze na Amar nie latają, nie było jak rozreklamować tego miejsca. Pewnie w najbliższych latach powstaną takie biznesy, na razie Nikka i Kester myśleli o gadżetach dla snobów.

    A ja żem coś wymyśliła, nawet fanfik do Kanonu i Nieba, w którym J i R są normalni psychicznie, a Kassandra atakuje Amar, ale tutaj to będzie spokojniej :D
  • MKP 7 miesięcy temu
    Vespera Nie zabronisz mieć marzeń🤣
  • Vespera 7 miesięcy temu
    MKP Bo fantazja, bo fantazja...
    Ale żeby marzyć o podduszanej sesji BDSM z Hillem to jednak jest odrobinę dziwne.
  • MKP 7 miesięcy temu
    Vespera Weź, sama o ty marzysz odkąd go wymyslilaś🤣
  • Vespera 7 miesięcy temu
    MKP Pudło, z nim to akurat o czymś innym.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania