Poprzednie częściWłaściwy kolor nieba - rozdział 1
Pokaż listęUkryj listę

Właściwy kolor nieba - rozdział 3

Zdecydowanym krokiem minęła reling i podążyła w stronę czekających oficerów. Trzech stojących w centrum grupy miało gwiazdki na pagonach. Komandor, kapitan i porucznik. Oznaczało to więc, że kapitanem statku był najwyższy stopniem, komandor. Ale co ktoś o takiej pozycji robił na korwecie? Gdzieś jej świtało, że komandorzy zwykle dowodzili większymi jednostkami. Nieważne, potem może to roztrząsać. Wokół nich rozstawili się podoficerowie, trzech mężczyzn i kobieta. Trochę z tyłu za wszystkimi zauważyła dwóch zwykłych żołnierzy z karabinami. Trzymali broń na plecach, ale jasne było, że są gotowi jej użyć, jeśli tylko dostaną rozkaz. Takie rzeczy wyczuwała niemal instynktownie.

Stanęła dokładnie naprzeciw kapitana. Musi rozmawiać z nim uprzejmie, ale tak, jakby miała wszelkie prawo tu być, a nawet wydawać mu rozkazy, które dla utrzymania miłej atmosfery będą miały formę próśb, bo w końcu to jego statek. Na pewno nie może dać się zdominować.

– Kapitanie, panowie oficerowie. – Stanęła przed kapitanem na baczność, założyła ręce do tyłu i skinęła im głową. – Komandor Nikka Selino melduje się do złożenia raportu.

– Kapitan Meren Korus-Lukari, mój pierwszy oficer, pan kapitan Ruben Werro-Fal, pan porucznik Daren Demes. – Kapitan przedstawił siebie i swoich ludzi, ale nie wszystkich. Nikka uznała go za osobę rozsądną, gdyż mówił i zachowywał się spokojnie, ale zdawała sobie sprawę, że to mogą być tylko pozory. – Słuchamy, co też pani ma ciekawego do zameldowania.

To nie było pytanie, lecz wpół ironiczne stwierdzenie. Nadal nie traktował jej poważnie.

Nie, tak się bawić nie będziemy – pomyślała i uśmiechnęła się delikatnie. To nie był do końca miły uśmiech.

– Kapitanie, najpierw chciałabym poprosić o kajutę i posiłek dla moich gości, są zmęczeni po podróży. Lecimy naprawdę z bardzo daleka. A o moim raporcie chcę porozmawiać na osobności, nie jest przeznaczony dla uszu wszystkich.

Uniosła brodę tak, jak nauczyła ją Kalia, i wpatrywała się w kapitana. Nie w oczy, bo to byłoby bezczelne, ale w podbródek, dokładnie w miejsce, gdzie pod dolną wargą miał mały dołeczek.

– Panie poruczniku, proszę zorganizować coś dla tych panów. Nie godzi się odmówić prośbie o gościnę. – Kapitan wydał rozkaz po chwili zastanowienia.

– Bardzo dziękujemy, kapitanie. – Nikka usłyszała za sobą głos Hilla. – Nie będziemy sprawiać kłopotów.

Amerikanie odeszli z porucznikiem Demesem. Taki właśnie był plan. Sądziła, że Itan poradziłby sobie teraz nawet bez jej pomocy, ale przysięgała, podjęła się tego zobowiązania, i chciała zrobić dla nich jak najwięcej. Tymczasem na razie stała przed kapitanem Korusem-Lukari, a deszcz spływał jej po twarzy, sklejał włosy w strąki i powoli przesiąkał przez sweter.

– A więc twierdzi pani, że jest Nikką Selino... – Kapitan podszedł bliżej i zaczął się jej dokładnie przyglądać. Czego on szukał, wytatuowanego certyfikatu oryginalności? Nie pozwolił jej spocząć, stała więc wyprostowana i patrzyła przed siebie. – Wszyscy wiedzą, że ona nie żyje.

Zatrzymał się i założył ręce na piersi wyraźnie oczekując na jakiś komentarz z jej strony. Chciał wyciągnąć z niej prawdę, ale przypominał w tym bardziej kolonela Margaretiego niż Hilla. Nie miała się czego bać. Nawet, gdyby była oszustką, ten człowiek nie zrobiłby jej poważnej krzywdy.

– A czy ktoś widział ciało? Jak mówiłam przez radio, nie jest mnie tak łatwo zabić, a wielu próbowało… I, kapitanie, jak pan myśli, skąd wzięłam tę Płaszczkę? Wygląda pan na dobrego oficera, na pewno kazał pan ją sprawdzić. To numer czternaście, ostatni raz była widziana w Ellis w ósmym miesiącu osiemset trzydziestego trzeciego roku, prawda?

Przytaknął i spojrzał na nią innym, bardziej przychylnym wzrokiem. Musiał sprawdzić statek, to było logiczne działanie. Sama by tak zrobiła.

– W takim razie niech mi pani powie, skąd ją pani wzięła?

– Ukradłam sprzed więzienia Murkey w Ellis i nią uciekłam – odpowiedziała takim tonem, jakby to było oczywiste. – Chociaż może powinnam powiedzieć, że ją odzyskałam i zwracam teraz prawowitemu właścicielowi, Wojskom Królestwa Akurii.

Polubiła Płaszczkę, ale wypowiadając te słowa poczuła ulgę. Tyle wycierpiała przez ten statek… Tak było trzeba, ale nie potrafiłaby teraz z pełnym przekonaniem powiedzieć, że jest gotowa przejść przez ten koszmar jeszcze raz.

– Dziękuję za to. – Skinął jej głową. – I zapraszam pod pokład, nie ma potrzeby, byśmy tu dalej wszyscy mokli.

Ruszyli do środka, Nikka tuż za kapitanem. Może i nie miała munduru, ale zachowywała się jak przystało na komandor. Nie umknęło jej, że Meren Korus-Lukari ani razu nie zwrócił się do niej imieniem, nazwiskiem, ani stopniem. Chyba zaczynał dopuszczać do siebie myśl, że mówi prawdę, ale jeszcze wolał zachować ostrożność.

– Czego tak właściwie pani ode mnie chce? – zwrócił się do niej w ciasnym korytarzu.

Przystanął gwałtownie obok zamkniętych drzwi, prawie wpadła mu na plecy.

– Chciałabym, żeby powiadomił pan o moim powrocie sztab główny Floty w Port Albis, niech zdecydują, komu mam złożyć raport. Najlepiej byłoby, gdyby pierwszy o wszystkim dowiedział się król Mertin, ale zdaję sobie sprawę, że to zapewne będzie niemożliwe.

Tyle, żadnych żądań. Niech przekaże wiadomość i czeka na rozkazy. I tak będzie musiał skontaktować się z kimś ze sztabu, chociażby po to, by powiedzieć, że ma na statku wariatkę, która udaje Nikkę Selino.

– Proszę zaczekać w mesie. Pierwszy oficer dotrzyma pani towarzystwa – zadecydował w końcu kapitan.

Komandor ponownie stanęła na baczność, skłoniła się i podziękowała. Poczekała, aż odejdzie w głąb statku, po czym zwróciła się do stojącego obok pierwszego oficera:

– Niech pan prowadzi, panie kapitanie. Ja nie mam pojęcia, gdzie tu jest mesa.

Prychnął lekceważąco i otworzył najbliższe drzwi. Ruben, pamiętała tylko imię. Na pewno był arystokratą, słyszała dwa nazwiska. Jedno znajome, Werro, jak jej znienawidzona nauczycielka, drugiego nie zapamiętała. Na pewno było krótkie. Dobrze, skoro chce, może być dla niej niemiły. Ona nie zamierzała.

– Dziękuję, panie kapitanie – powiedziała grzecznie.

Pierwsza weszła do środka, pierwsza usiadła za jednym z dwóch długich stołów. Zarówno stoły, jak i krzesła, były na stałe przytwierdzone do podłogi. Dodatkowo wzdłuż krawędzi blatu biegł tak jakby niski reling, który sprytnie zapobiegał zsuwaniu się zastawy podczas przechyłów. Ruben odesłał podoficerów i został z nią sam. Usiadł naprzeciwko, a minę miał taką, jakby chciał być gdzieś indziej.

Nikka usiadła prosto, dłonie oparła o krawędź blatu i posłała Rubenowi uśmiech. Na razie nie zaczynała rozmowy. Rozejrzała się po pomieszczeniu, ale nie skupiła uwagi na niczym szczególnym. Zresztą już po chwili z przylegającego do mesy kambuza wyszła pełniąca tam służbę młodziutka marynarz i zapytała kapitana, czego sobie życzy.

– Dla mnie jakiś gorący napar w dużym kubku, trochę zmarzłam na pokładzie – wtrąciła szybko Nikka. Jako komandor powinna zamówić pierwsza. Ruben Werro-Cośtam poprosił o to samo.

W pierwszej chwili pomyślała o tii, ale tii została na Erf, chyba że ambasador wziął ze sobą trochę na własny użytek. To była jedna z niewielu rzeczy, które naprawdę tam polubiła. Napar z tii naprawdę dobrze rozgrzewał, zwłaszcza słodzony cukrem lub miodem. Chociaż nie, miód tam mieli straszny. Kamilla mówiła chyba, że można kupić lepszy, ale jest drogi i trudno dostępny, tak samo jak dobre ryby czy mięso, o które czasem prosiła Nikka. Kamillę też polubiła i niewykluczone, że jeszcze za nią zatęskni.

Dostała coś równie dobrego: wielki kubek parującego naparu z kwiatów lipy i suszonych malin. Zapach tej mieszanki był wręcz zniewalający. Przycisnęła zziębnięte dłonie do gorącego kubka, pochyliła się nad nim, by wciągnąć w nozdrza więcej cudownego aromatu.

– Zapomniałam już jak to pachnie… – mruknęła. W tej chwili czuła się prawie dobrze. Prawie jak w domu.

– To zwykły napar – zdziwił się Ruben.

– Tak, ale ostatnio piłam coś takiego… chyba przed wojną. W trakcie walk ciężko o wrzątek.

– Skończyła się ponad rok temu.

To była cenna informacja. Próbowała przeliczyć miesiące, ale zziębnięty mózg nie za bardzo chciał współpracować. Zresztą przyzwyczaiła się już do odmierzania czasu porami roku i miesiącami z Erf, a one były zupełnie inne od amarskich i nie dało się ich łatwo porównać.

– Byłam w miejscu, w którym pija się inne rzeczy. Tam lubują się w czarnej, gęstej cieczy, która jest strasznie gorzka. Nie mogłam się do niej przekonać, nawet jak dodali mi do niej mleka i cukru. – Zadecydowała, że może podzielić się z kapitanem Rubenem taką niewinną ciekawostką.

– Napar z mlekiem? – skrzywił się. – To nie mogło smakować dobrze.

Teraz przyjrzała mu się uważniej. Zbliżał się do czterdziestki, ale włosy miał wciąż ciemne, bez śladu siwizny. Chyba zaczął je zapuszczać, bo co jakiś czas zatykał za ucho niesforne kosmyki, które wpadały mu do oczu. Twarz szeroka, kanciasta, z wydatnym nosem. Na pewno mógł się podobać kobietom, ale złoty pierścień na palcu wskazywał, że ma już żonę.

Dał się wciągnąć w rozmowę o jedzeniu i trunkach, chociaż zwracał się do niej w dziwny, bezosobowy sposób. Nikce to nie przeszkadzało, nie było ważne. Czekała na wiadomości od kapitana Merena, ta pogawędka nie była niczym więcej, jak tylko zabiciem czasu.

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Podoba mi się pomysł, w jaki zrobiłaś tytuły tych dwu serii - fajna klamerka.
    Tam w poprzedniej wyczytałam, że jak się używa tytułu, to bez "panie", a tu jest "panie" - to nie wiem dlaczego?
  • Vespera dwa lata temu
    Bo pierwszy oficer ma stopień kapitana, więc jest panem kapitanem. A kapitan ma stopień komandora, więc jak przestanie dowodzić statkiem, to będzie panem komandorem... Uff, zakręcone to jak słoik na zimę...
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera Dobra,m bo mi wyprostowałaś teraz zwoje. Ja zostanę przy swojej hierarchii militarnej. U mnie się do chłopaków mówi "panie" (kapitanie, poruczniku), czasami się "pana" omija, ale to w sytuacjach gdzie tytułowany ma nagrabione w jakiś sposób, albo jak se przy flaszce gadają.
  • Vespera dwa lata temu
    błękitnypłomień Moje Akuryjczyki to strasznie sztywne są pod tym względem, ale jak już ktoś powie "spocznij", to gadka się trochę zmienia, zwłaszcza jak masz do czynienia ze swoim chłopem z ludu, a nie z arystokratą z kijem wiadomo gdzie.
  • Akwadar dwa lata temu
    Nielubiani arystokraci...
    Bardzo lubisz czasownik "być " we wszelkich możliwych odmianach, za bardzo.
  • Vespera dwa lata temu
    Czasami to wygląda bardziej na uzależnienie niż zwykłą sympatię. Że też tego się nie widzi od razu przy pisaniu...
  • Akwadar dwa lata temu
    Vespera a nie widzi, nie widzi
  • zsrrknight dwa lata temu
    "nie ma potrzeby, byśmy tu dalej wszyscy mokli." - zbędny przecinek

    uprzejmie ich przyjęli, choć oczywiście z pewną dozą podejrzliwości.
  • Tjeri 4 miesiące temu
    O, nie jest tak źle jak myślałam, choć jeszcze nie jest i dobrze. Czekać Nikka umie, choć zapewne ma tego serdecznie dość.
  • Vespera 4 miesiące temu
    Kapitan jest ciekawy, co to za wariatka mu się objawiła.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania