Poprzednie częściWłaściwy kolor nieba - rozdział 1
Pokaż listęUkryj listę

Właściwy kolor nieba - rozdział 22

Kilka dni później wszyscy znów uwielbiali króla Mertina. Królowa urodziła zgodnie z przewidywaniami i choć pałac nie ogłosił jeszcze płci i imienia dziecka, to radosna atmosfera udzieliła się wszystkim. Służące chichotały na korytarzach, zamiast jak zwykle przemykać w ciszy pod ścianami. Po zmroku na mieście tu i ówdzie zaczęły wznosić się w niebo pierwsze fajerwerki. Irri urządził przyjęcie w mesie i nie żałował swoim oficerom wina ni miodu. Nikka wymknęła się z niego tylko po to, by pobiec na kolejne, organizowane przez Dorena Riko-Martela w skrzydle dyplomatycznym. Ze znanych twarzy zobaczyła tam Karamyra Pereno-Lana i, oczywiście, Kestera. Przyszła tylko dla niego, by wszyscy mogli oswoić się z widokiem ich dwójki razem. Zwykle pracowali, siedząc w czyimś biurze albo w gościnie u ambasadora Majersa. A pałacowi arystokraci powinni widzieć, że jeden z nich zadaje się ze zwyczajną Selino, która, aż strach pomyśleć, jest jego przełożoną.

Myślała, że będzie się tu źle czuć, w końcu była jedyną wojskową w komnacie, lecz podpici arystokraci okazali się całkiem dobrymi kompanami do zabawy. Wysłuchała kilku mniej lub bardziej zabawnych historyjek, sama opowiedziała o tym, jak Malena wybrała się na wzgórza razem z towarzystwem z portu, szturmem podbiła ich serca, a na końcu ścięła włosy. Wojennych historii wolała nie ruszać, zepsułyby tylko nastrój.

– Pamiętam to, ojciec królowej mi opowiadał – stwierdził starszy, grubszy mężczyzna o zaskakująco bujnej jak na swój wiek czuprynie. – Zastanawiał się, czy po czymś takim nie powinna dostać porządnego lania, była już na to wystarczająco duża… Uciekła przez okno, z drugiego piętra, zeszła po dzikim winie, potem wróciła w nocy, w podartej sukni, pijana, no i bez włosów… Ale Dewel tak ją kochał… Jaka szkoda, że nie dożył tej chwili.. – Arystokrata wyglądał, jakby zaraz miał się rozkleić.

No tak, rodzice Maleny zginęli. Widziała ich raz, gdy dostała się do szkoły, za którą płacili. Zrobili na Nikce wrażenie sztywnych i oschłych, ale wtedy miała takie odczucia wobec wszystkich arystokratów. Królowa nie miała rodzeństwa, z bliższej rodziny została jej tylko kuzynka Arissa.

– A więc naprawdę uciekła z pałacu… – przerwała, by miał czas na opanowanie wzruszenia. – Obstawialiśmy, że to wymyśliła, żeby zrobić na nas większe wrażenie – dodała z udawanym zakłopotaniem, co wywołało salwę śmiechu w otaczającym ją wianuszku rozmówców.

– Ma pani jeszcze inne anegdoty w zanadrzu? – dobiegło ją pytanie Kestera.

– Owszem, coś się znajdzie. – Odwróciła się do niego. – Tylko może zmieńmy temat, niegrzecznie jest cały czas obgadywać królową. Pewnego razu w Americe panienka Kalia Lin-Mollari…

– O nie, pani Selino, mojej kuzynki też nie będziemy obgadywać – zaprotestował stanowczo, co również rozbawiło arystokratów. – Hej, poproszę wina! – zawołał do przechodzącego z tacą służącego. – Największy kielich dla komandor Selino, niech zajmie się czymś innym niż rozsiewanie plotek.

Przyjęła trunek, pociągnęła skąpy łyk. Miała dość wina jak na jeden wieczór, ale nie narzekała.

– Jakie plotki, łamie mi pan serce tymi pomówieniami – skomentowała w końcu. – Miałam zamiar opowiedzieć wszystkim, że Kalia to wspaniała, odważna dziewczyna, ale skoro pan sobie tego nie życzy, będę milczeć.

Ktoś zaśmiał się, że szuka męża dla Kalii, inny spytał, ile ona ma dokładnie lat, kolejny stwierdził, że jego syn skończył właśnie dwadzieścia cztery i wciąż nie ma nikogo na oku… Zawstydzony Kester próbował tłumaczyć, że takie pytania powinni zadawać rodzicom dziewczyny, lecz tłumaczenia ginęły wśród śmiechów. Byli już w takim stanie, że bawiło ich niemal wszystko.

– Proszę, panie Lin-Werro. – Nikka wręczyła mu prawie pełny kielich. – Lepiej niech się pan zajmie czymś innym niż daremne wyjaśnienia, oni już wiedzą swoje.

Przyjął i natychmiast wypił całość, do dna.

– To za zdrowie Kalii. Niech bogowie sprowadzą ją bezpiecznie do domu.

– Niech się pan nie martwi. Sama ją sprowadzę, niech tylko wreszcie dadzą mi statek – zapewniła go. Teraz rozmawiali cicho, tylko we dwójkę, mimo otaczającego ich tłumu.

– Nikka… To jest pani komandor… – Wykonał ruch, jakby chciał dotknąć jej ramienia, ale zreflektował się w ostatniej chwili i zamiast tego ukłonił się chwiejnie. – Ja zawsze będę pani za to wdzięczny… Ja i cały ród Lin…

– Już o tym rozmawialiśmy. Proszę, niech pan wróci do zabawy, w końcu dziś świętujemy.

– Może powinniśmy wysłać nasze żony do wojska? Nie musielibyśmy wydawać fortuny na suknie. – Usłyszała głos z tłumu. Teraz śmiali się z niej.

– Ja tam uważam, że mundur jest dobry na każdą okazję – odkrzyknęła, by żartowniś wiedział, że żart trafił. – Jest piękny, praktyczny i, co najważniejsze, płaci za niego wojsko. – Sama niedawno musiała zamówić kilka sukni, nie były tanie.

Znów się śmiali, a Nikka raz jeszcze znalazła się w centrum uwagi.

– A pani komandor przypadkiem nie szuka męża? – zapytał jeden szczególnie mocno wstawiony mężczyzna. To już było trochę niegrzeczne.

– Nie wiem czy pański syn by ze mną wytrzymał – palnęła bez zastanowienia.

– Ależ ja myślałem o sobie. I jestem pewien, że bym sobie poradził – uśmiechnął się wstrętnie.

– Jeśli chce pan zmienić nazwisko na Selino, to moja matka jest wolna – spróbowała go obrazić.

Sugestia, że mógłby ożenić się z wdową z portu dla nazwiska, była już czymś naprawdę mocnym, zwłaszcza dla arystokraty. Oni przecież nie mieszali się z ludem. Jak się teraz nie zamknie, to chyba trzeba będzie dać mu w mordę. A potem może nawet się pojedynkować.

Zobaczyła, że jego twarz się zmienia, jakby został fizycznie uderzony, ale nic nie powiedział, bo koledzy zagłuszyli go śmiechem.

– To ci dowaliła. – Ktoś poklepał go pocieszająco po ramieniu.

– Lepiej nie zadzierać z panią komandor – dorzucił inny.

Więc taką miała renomę… Świetnie, następnym razem może obejdzie się bez grubiańskich zaczepek, niezależnie od tego, ile alkoholu popłynie.

– Na wojnie nawet słaba kobieta musi umieć o siebie zadbać – podsumowała wieloznacznie. – Dziękuję wam, panowie, za miłe towarzystwo, niestety robi się już bardzo późno i na mnie czas.

– Niech pani zostanie, w końcu dziś świętujemy. – Kester powtórzył jej słowa sprzed chwili. Smutny nastrój już go chyba opuścił.

– Panowie nie znają Wielkiego Admirała. Dla niego narodziny dziedzica tronu to jeszcze nie powód, by jego oficerowie mieli następnego ranka problemy z gotowością do służby – zażartowała, choć tak naprawdę to wcale nie był żart. Na przyjęciu w mesie Irri wyraźnie zaznaczył, że zabawa zabawą, ale absencje, spóźnienia i kac nie będą tolerowane.

Śmiali się, jednocześnie przytakując. Rozumieli hierarchię dowodzenia.

– W takim razie ostatni toast za zdrowie królewskiego dziecka. Tyle może pani dla nas zrobić, prawda, pani komandor? – zaproponował Karamyr Pereno-Lan.

Zgodziła się bez wahania, znów unieśli w górę kielichy. Wino chyba zaczynało smakować lepiej, a może po prostu już się przyzwyczaiła? Jeszcze Doren Riko-Martel podziękował jej za przybycie, jeszcze powymieniali ukłony i słowa pożegnania, i wreszcie mogła wyjść na cichy korytarz ledwo rozświetlony delikatnym blaskiem przygaszonych lamp.

Było tu o wiele ładniej niż w skrzydle oficerskim. Zupełnie jakby ktoś uznał, że żołnierzom nie potrzeba tłoczonych tapet i aksamitnych kotar. Co za bzdura… O, i nie była tu sama. Kątem oka zauważyła znajomą sylwetkę mężczyzny, który obserwował ją z najciemniejszej części korytarza. Zrezygnowana przymknęła na chwilę oczy i ruszyła w jego stronę. Skoro już tu był, to mogli porozmawiać.

Najpierw patrzyli na siebie w milczeniu. Hill miał na sobie strój uszyty z akuryjskich materiałów na podobieństwo tych szarych, czarnych i granatowych ubiorów, które w Americe uchodziły za eleganckie. Wyglądał bardzo podobnie i z daleka nie zauważyłaby różnicy, tylko pasek materiału, który wiązano pod szyją dla ozdoby, był kolorowy i wzorzysty. U siebie Hill nigdy nie nosił pasków w tak intensywnych barwach – o ile w ogóle je zakładał. Jak one się nazywały?... Kiedyś wiedziała, ale akurat teraz musiała zapomnieć.

Wreszcie zorientował się, że powinien przywitać się pierwszy, i wykonał nawet całkiem udany ukłon.

– Pani komandor.

– Panie Hill. – Odpowiedziała głębokim skinięciem głowy.

– Dlaczego pani mnie unika? – zapytał miękkim, przyjemnym głosem. Brzmiał, jakby było mu z tego przykro. I jakby naprawdę nie znał przyczyny.

– Nie żartuj, Hill. Masz jakąś sprawę, to mów. Nie musimy bawić się w fałszywe uprzejmości.

Skrzywił wargi w swojej wersji uśmiechu, podszedł trochę bliżej. Teraz mogłaby wyciągnąć rękę i bez problemu dotknąć jego ramienia.

– Czuć od ciebie wino. Wszystko z tobą okej?

– Czuć, bo piłam. I nic mi nie jest – odrzekła szybko.

Faktycznie trzymała się zadziwiająco dobrze jak na tę ilość spożytego trunku. Dopisywał jej humor i tyle, żadnych niemiłych efektów ubocznych.

– Przez chwilę miałaś nieobecny wzrok…

Przerwał mu gwałtowny wybuch śmiechu dochodzący zza zamkniętych drzwi komnaty, w której bawili się akuryjscy dyplomaci.

– Twoi koledzy nie zawsze są tacy sztywni, jak wydają się na pierwszy rzut oka – zauważył.

– Wyobraź sobie, że też mnie to zaskoczyło. Ale w końcu nie codziennie rodzi się następca tronu, trzeba to jakoś uczcić.

– Dziewczynka. To jest dziewczynka, Selino – wszedł jej w słowo.

– Skąd wiesz? – Była autentycznie zaskoczona. Przecież Mertin ogłosi to dopiero jutro, na audiencji.

– Moją pracą jest wiedzieć. Przecież wiesz. – Znów się uśmiechnął, jakby bawiła go gra użytych słów.

– Chcesz przez to powiedzieć, że przyznajesz się do szpiegowania rodziny królewskiej?

Momentalnie spiął się i zmienił nastawienie, a Selino zrozumiała, że nie powinna z tego żartować. Nigdy. Przestraszona spuściła głowę jak uczennica, która obraziła nauczyciela.

– Jeśli jeszcze kiedyś będziesz chcieć mnie o coś oskarżyć, to lepiej nie przychodź sama – zagroził. – Ale biorąc pod uwagę twój stan… uznam, że to tylko pijacki żart.

– Dobrze, nie powinnam rzucać oskarżeń bez dowodów, ale nie możesz zaprzeczyć, że nie jesteś tylko zwykłym tłumaczem. Możesz to wmawiać wszystkim, ale ja przecież wiem, znam cię.

– Pozwól, że tego nie skomentuję. – Wciąż był spięty. Nachylał się nad nią jak drapieżnik nad ofiarą, a jasne oczy błyszczały w półmroku. Czy się go bała? Tak, na jakimś poziomie tak, i nie chciała go bardziej drażnić, ale jednocześnie wiedziała, że teraz jej nie skrzywdzi. – Myślisz, że ty jesteś inna? Myślisz, że jesteśmy zadowoleni, że wracasz jako ambasadorka? Może powiesz jeszcze, że nie składałaś raportów temu swojemu admirałowi?

– Tak, może masz rację, może jesteśmy do siebie podobni. – Nikka chciała zabrzmieć szyderczo, ale nie była w stanie ocenić, czy osiągnęła zamierzony efekt. – To chciałeś usłyszeć? O to ci chodziło, przez cały ten czas?

Otworzył usta, nic nie powiedział. Zakrył je dłonią, po czym szybko opuścił rękę. Denerwował się? Hill? Przecież to było praktycznie niemożliwe…

– Cieszę się, że wreszcie to dostrzegłaś – stwierdził w końcu.

– Skoro tyle nas łączy, mam dla ciebie zawodową radę: plotki służby to nie jest najlepsze źródło informacji.

– Och, Selino, to oczywiste. Gdyby plotki były prawdziwe, musiałbym wierzyć, że przywlokłaś z Erf straszną chorobę, która zostawiła okropne ślady na twoich dłoniach i to dlatego ciągle nosisz rękawiczki. A przecież dobrze wiemy, że po prostu nie chcesz pokazywać blizn.

Straszna choroba… Widziała ciekawskie spojrzenia, ale nie miała zamiaru się tłumaczyć i raz po raz odpowiadać na te same pytania. Ściągnęła prawą rękawiczkę i w zamyśleniu wpatrywała się w blizny. Hill delikatnie ujął dłoń i też na nie patrzył, zwłaszcza na te od lustra. Pozwoliła mu, teraz jego dotyk nie był nieprzyjemny.

– Mogłem cię wtedy lepiej opatrzyć, byłyby mniejsze. Przepraszam.

– Daj spokój, przecież sama to sobie zrobiłam. I tak całkiem nieźle się mną zająłeś, a przecież nie jesteś lekarzem.

Milczeli przez chwilę. Nikka zabrała dłoń i powoli założyła rękawiczkę. Nie czuła paniki ani niepokoju, co było dziwne zważywszy z kim i o czym rozmawiała.

– Jeśli chcesz możemy zmienić temat – powiedział w końcu Hill.

– Nie, tak naprawdę… – Zamyśliła się na moment. – Tak naprawdę nie mogę o tym porozmawiać z nikim innym, więc… wcale mi to nie przeszkadza.

Nikka Selino nigdy nie przypuszczała, że kiedykolwiek powie coś takiego, ale to była prawda. Przynajmniej tu i teraz.

– Dlaczego? – spytał łagodnym tonem.

– Król pragnie współpracy z Ameriką. Nie mogę więc rozpowiadać wszystkim o szczegółach naszej wspólnej przeszłości. Wyobrażasz sobie, jak bardzo zepsułoby to atmosferę i utrudniło porozumienie? – odpowiedziała prawie bez wahania.

Było jeszcze coś: po prostu nikt nie zrozumiałby tej dziwnej relacji, jaka łączyła ją z Hillem. Sama nie do końca to rozumiała. Najczęściej nie chciała mieć z nim nic wspólnego, ale czasem, w chwilach takich jak ta, niemal mu ufała.

Pokiwał głową. Uwierzył, że chodzi tylko o dyplomację?

– Chciałem tu przyjechać już od dawna. – Jednak zmienił temat. – Zobaczyć świat, o którym tyle opowiadałaś, zobaczyć szare niebo. Kiedyś chciałbym zabrać tu Diega… Na razie siedzę tutaj, w pałacu, i przekładam nudne rozmowy zamiast chociażby zwiedzać miasto, zobaczyć ten słynny targ czy pójść do jakiejś świątyni.

Słuchała uważnie, bo to był bodajże drugi moment, w którym Itanowi wymknęło się aż tyle prywatnych informacji. Nie sądziła, by kłamał, po prostu był ciekawy Amaru. Ale jak sam mawiał…

– Najpierw obowiązki, potem przyjemności – powiedziała odruchowo.

Uśmiechnął się, krótko, jakby z zakłopotaniem.

– Dokładnie tak. Dobrze się gawędzi, ale muszę wracać do swoich obowiązków. – Machnął ręką gdzieś do tyłu, w stronę komnat ambasadora Majersa. – Dzięki za miłą rozmowę.

– Ja też dziękuję. Dobrej nocy, panie Hill.

Pożegnali się krótko, po amerikansku. Dopiero pod drzwiami swojej kwatery Nikka zorientowała się, że nawet nie spytała, co właściwie Hill robił o tej porze na korytarzu.

Następnego dnia na audiencji generalnej Mertin wraz z Maleną z dumą ogłosili zebranym, którzy tłumnie wypełniali salę tronową, że następczynią tronu zostaje ich córka, królewna Idalia Albis-Elihard. Dziewczynka zawinięta w błękitny becik spała spokojnie na rękach niani, nie zwracając najmniejszej uwagi na panujące w sali zamieszanie. Pośród okrzyków i wiwatów komandor Selino znalazła wzrokiem Itana Hilla. Wydawał się zaprzątnięty ambasadorem, ale znalazł chwilę, by posłać jej nieco krzywy, lecz niewątpliwie szczery uśmiech.

Średnia ocena: 3.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Jest Olek, jest zabawa.
  • Vespera dwa lata temu
    Dla ciebie Ethan, ileż można powtarzać... Ty to go chyba lubisz, bo się z niego robi powoli cierpiący bohater romantyczny...
  • Akwadar dwa lata temu
    "...przyjemnym głosem. Brzmiał, jakby było mu z tego przykro." - czegoś tu chyba zabrakło...
  • Tjeri 4 miesiące temu
    No, w końcu nasz wiaderkowy Posejdon się pojawił! Mam nadzieję, że będzie go więcej :).
  • Vespera 4 miesiące temu
    "Wiaderkowy Posejdon"... No ty to masz pomysły!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania