Poprzednie częściWłaściwy kolor nieba - rozdział 1
Pokaż listęUkryj listę

Właściwy kolor nieba - rozdział 39

Kester zamknął za sobą drzwi. Szczęknęły cicho, a potem w gabinecie zapadła cisza. Nikka przeczytała jeszcze raz tłumaczenia amerikańskich dokumentów oraz list do króla Mertina, który właśnie skończyli pisać z panem Lin-Werro. Amerikanie wciąż naciskali w sprawie dostaw uzbrojenia, a oni wciąż zasłaniali się konsultacjami i koniecznością wymiany korespondencji. Ambasadorka wiedziała, że Mertin w końcu wyrazi zgodę na sprzedaż pierwszej, testowej partii, ale jego udawane wahanie miało potrwać jeszcze jakiś czas, może nawet kilka miesięcy. Był zadowolony z rozkręcającego się powoli handlu reaktorami i tellarium, amerikańskie złoto wypełniające akuryjski skarbiec cieszyło zresztą wszystkich w radzie.

Podpisała papiery, które miały polecieć na Amar kolejną Płaszczką. Nikka miała wracać do stolicy królestwa regularnie co dwa, trzy miesiące, ale poczta i pracownicy obu misji dyplomatycznych kursowali już częściej, właściwie przy każdej zmianie faz księżyca. Wstała, przeciągnęła się i wyjrzała przez okno.

Na Erf panowała jesień, zdarzały się ponure dni pełne deszczu, ale nie dziś. Pomimo wiatru rozrzucającego po ulicy pożółkłe liście, jaskrawe światło i niesamowicie niebieskie, bezchmurne niebo potęgowały wrażenie ciepła, a promienie słoneczne przyjemnie grzały przez szybę. Chciała przymknąć oczy i nacieszyć się tym miłym uczuciem, ale jej uwagę przyciągnęła znajoma sylwetka: Ethan Hill przysiadł na murku przy schodkach do jednej z kamieniczek po drugiej stronie ulicy i popijał coś ze sporego kubka.

Co ty robisz pod moją ambasadą? - pomyślała Nikka gniewnie.

Cofnęła się, by nie zostać zauważoną, ale pewnie było na to za późno. Hill musiał ją widzieć… Na dworze królewskim ostatnio rozmawiali rzadko, a teraz siedział naprzeciwko i czekał. Na co? Czegóż mógł od niej chcieć? Bo tego, że chciał, była więcej niż pewna. Musiała to sprawdzić, osobiście.

Zgarnęła papiery do szuflady biurka, z innej wyjęła nieduży, prostokątny przedmiot. Schowała tę rzecz do kieszeni sukni i wyszła na korytarz.

- Zawołaj starszego chorążego Liwano, niech czeka przed wejściem do moich pokoi - rzuciła do żołnierza strzegącego drzwi.

Nie sprawdzała, czy rozkaz zostanie wykonany, była pewna swoich ludzi. Zatrudniono więcej personelu i w ambasadzie Królestwa Akurii zaczęły obowiązywać nieco bardziej oficjalne zasady, ale Nikka wciąż dbała o to, by od czasu do czasu rozmawiać z żołnierzami i służącymi.

Wszystkie stroje kazała uszyć tak, by pomoc służby przy ich zakładaniu i zdejmowaniu nie była konieczna, szybko więc zrzuciła śliwkową suknię zdobioną pelerynką z sirońskiego aksamitu. Kaburę z laserówką odpięła od uda, nie mogła założyć na nią tutejszych spodni. Wyjęła broń i stwierdziła, że i tak ją ze sobą weźmie. Nikt nigdy nie powiedział, że nie może chodzić po ulicach uzbrojona…

Założyła w amerikańskie ciuchy; to właśnie na taką okazję trzymała czarne spodnie i rdzawy sweter. Pistolet wsadziła z tyłu za pasek, sprawdziła w lustrze, czy nie odznacza się pod ubraniem. Było dobrze. Włosy rozpuściła a niewielki przedmiot schowała do przedniej kieszeni, nie mogła o nim zapomnieć. Rękawiczki zostały na dłoniach, jeszcze buty… Może te od munduru, trzewiki jakoś nie pasowały do spodni. Przywiozła na Erf jedną parę oficerek z wysokimi cholewami z myślą o jesiennych i zimowych niepogodach. Cóż, przydały się w zupełnie nieoczekiwany sposób. Żwawym krokiem podeszła do drzwi i otworzyła je. Na zewnątrz już czekał Breti.

- Proszę wejść, starszy chorąży - zaprosiła go do siebie.

Breti otaksował ją czujnym spojrzeniem. Służba w Americe okazała się dość rutynowa, i tylko Nikka lubiła sprawdzać gotowość straży, bo, jak zawsze, myślała o najgorszym. Dzięki bogom na razie czarne scenariusze pozostawały jedynie w jej głowie. Przez kilka tutejszych miesięcy nie wydarzyło się nic, co mogłoby zagrozić misji dyplomatycznej Królestwa Akurii, i takie nagłe wezwanie było dla dowódcy straży czymś nowym.

- Pod moją ambasadą sterczy Ethan Hill - oznajmiła, gdy tylko znaleźli się sami w pomieszczeniu, które było jej salonem i prywatnym biurem w jednym. - Już nieważne, dlaczego nikt mi o tym nie zameldował, ale teraz pójdę do niego i zapytam, co tu, do jasnej cholery, robi.

- Mogę… zaprosić go do środka? - ni to zasugerował, ni spytał Breti.

- Nie. Porozmawiam z nim osobiście. Sama - dodała, widząc wyraz twarzy starszego chorążego. - Mam broń, no i biorę ze sobą to.

Pokazała mu mały, prostokątny przedmiot z tworzywa - tutejszą radiostację, czy też, jak mawiali Amerikanie, fon.

- Nie oddalę się od budynku, cały czas będziecie mnie widzieć - mówiła dalej. - Jeśli plany ulegną zmianie, skontaktuję się z panem Lin-Werro. Jeśli nie wrócę… - Zawiesiła głos. Nie było jeszcze południa, a gdzież mogli pójść z Hillem, zakładając, że w ogóle gdzieś pójdą? - Jeśli nie wrócę do zmroku, możecie zacząć się martwić, zawiadomić Amerikanów i rozpocząć poszukiwania. Po zmroku, nie wcześniej, jasne?

- Wolałbym ci towarzyszyć - powiedział Breti łagodnym, wręcz troskliwym tonem.

Wiele osób przyznałoby mu rację, ale nie Nikka Selino, nie dziś. Z niewyjaśnionych przyczyn widok Hilla wzbudził w niej gwałtowne, niezbyt pozytywne uczucia.

- Dziękuję, ale dam sobie radę, Breti - odpowiedziała uprzejmie. - Przecież dobrze wiesz, że potrafię o siebie zadbać. No i nie sądzę, by ktokolwiek chciał mnie zabić w biały dzień na środku ulicy przed ambasadą.

A jeśli nawet, to nic wielkiego się nie stanie, macie Kestera, dacie sobie radę - pomyślała.

Starszy chorąży nie powiedział już nic. Nie musiał, Nikka wiedziała, że nie podobał mu się ten pomysł. Ale cóż, czuła też opór przed wpuszczeniem Hilla do ambasady, do tego małego skrawka Akurii leżącego pod dziwnym niebieskim niebem. Wolała wyjść do niego, nawet jeśli powodowało to jakieś ryzyko.

- Chodź, odprowadzisz mnie do drugiego wyjścia - poprosiła.

Razem podążyli do bocznych drzwi dla służby i dostawców, które wychodziły na inną ulicę. Breti szybko życzył Nikce powodzenia, po czym wrócił do miejsca, z którego mógł ją obserwować. Dziewczyna natomiast nie spieszyła się. Przystanęła na chodniku, odetchnęła głęboko, zmrużyła podrażnione słońcem oczy i dopiero wtedy przeszła przez jezdnię w miejscu do tego nieprzeznaczonym. Już na środku ulicy przypomniała sobie, że za chodzenie jak bądź po drodze można tu zapłacić grzywnę. Powoli mijała zaparkowane auta i pojedynczych przechodniów.

Hill siedział za rogiem ambasady, ujrzała go od razu po przejściu skrzyżowania. Tym razem trzymała się namalowanych białą farbą pasów. Wiedziała, że ten cholerny szpieg również ją widzi, chociaż pozornie nie zwracał na nią uwagi. Popijał swój napój, pewnie tą gorzką kofi, i udawał zainteresowanie wszystkim, tylko nie nią. Teraz patrzył na jakieś auto. Sternik siedział na swoim miejscu, opuścił szybę i palił to śmierdzące świństwo, które na Erf traktowano jako przyjemną używkę. Gorzkie napoje, śmierdzący dym… Mieli tu doprawdy dziwną definicję przyjemności.

Wykorzystała resztki opanowania i nie przyspieszyła kroku. Bez słowa usiadła na murku tuż obok Hilla. Dawno nie była tak blisko niego…

Środek dnia, ruchliwa ulica - napomniała się w myślach.

- Chcesz trochę?

To on w końcu zaczął rozmowę i wyciągnął do Nikki kubek.

Otwarcie spojrzała na mężczyznę: znów miał zarost i włosy trochę dłuższe niż wtedy, gdy widzieli się ostatni raz. Założył całkiem przeciętne ubrania, niebieskie spodnie, rozpinany szary sweter z ozdobnym, wywiniętym kołnierzem i drewnianymi guzikami oraz cienką kurtkę w odcieniu zgaszonego granatu podobnym do koloru akuryjskich mundurów.

- Przecież wiesz, że tego nie lubię - odpowiedziała spokojnie.

- Taa, Selino, wiem. Gdybym wiedział, że zaszczycisz mnie swoją obecnością, przyniósłbym coś godnego twojego podniebienia - zadrwił, a ona zacisnęła dłoń w pięść.

Denerwował ją, spędziła w jego towarzystwie ledwo minutę, a już ją denerwował… Jego sposób mówienia sugerował, że jest tu z własnej woli, prywatnie. Czego mógł od niej chcieć? Poświęciła chwilę na uspokojenie emocji, rozprostowała palce, po czym zmieniła temat.

- Dlaczego sterczysz przed moim oknem?

- Ciebie też dobrze widzieć, Selino.

- Skończ pierdolić i przejdź do rzeczy. Przecież oboje wiemy, że nie przyszedłeś tu tylko dlatego, by pić to obrzydlistwo i podziwiać architekturę - powiedziała cichym, lecz mocno jadowitym tonem. Na razie jeszcze jako tako nad sobą panowała.

- Miałem trochę wolnego… Byłem u siostry, spędzałem czas z synem, ale w końcu musiał wrócić do szkoły, a ja lecę do Port Albis dopiero za kilka dni… Pomyślałem więc, że zobaczę, co u ciebie. Szczerze powiedziawszy, nie sądziłem, że do mnie wyjdziesz. Pani ambasadorka raczyła ze mną porozmawiać bez obstawy. To miłe.

Mówił tak ciepłym, szczerym głosem, że Nikce aż zrobiło się głupio, że wcześniej na niego naskoczyła. To pewnie i tak była starannie wyćwiczona poza. Chociaż może nie? Przecież Hill wiedział, że w jej towarzystwie nie musiał udawać. Z drugiej strony, jeśli został przysłany przez swoich szefów, by coś z niej wyciągnąć, to zachowywałby się właśnie w ten sposób… Przymknęła oczy i odczekała chwilę, aż wszystkie paranoiczne myśli przelecą jej przez głowę. Nie mogła zakładać, że Hill przyszedł w złych zamiarach, nie miała na to nawet pół dowodu.

- Mam nadzieję, że u twojej rodziny wszystko w porządku - odpowiedziała w końcu oględnie.

- Dzięki za troskę, w istocie wszystko u nich w porządku. - Uśmiechnął się do ambasadorki, jakby był zadowolony, że zmieniła podejście. - A u ciebie? Wyglądasz - otaksował ją wzrokiem - na nieco zmęczoną.

- Może trochę. Wiesz, że miewam problemy ze snem.

Przytaknął i dopił resztkę z kubka. Odstawił puste już naczynie na murek, rozejrzał się badawczo po okolicy.

- Ciągle? To znaczy myślałem, że polepszy ci się po powrocie do domu.

Dziewczyna wykrzywiła wargi w najbliższym do uśmiechu grymasie, jaki była w stanie z siebie wykrzesać.

- Po tym wszystkim powrót do domu to za mało. Zwłaszcza, że… Próbuję zajmować się bieżącymi sprawami, ale tam wiele rzeczy wciąż przypomina mi o wojnie.

Zamilkła, bo chyba powiedziała za dużo. Po co w ogóle podejmuje takie tematy? Z nim? Ale z drugiej strony, z kim miała o tym rozmawiać? W Akurii musiała grać twardą komandor. Była dość blisko z adiutantami, ale nie aż tak… Irri miał mało czasu. Widywali się co prawda często, lecz w większym towarzystwie. Nazywała Malenę przyjaciółką, ale ona nie zrozumiałaby, matka tak samo. Został tylko Hill. Mogła mu się zwierzyć - w granicach rozsądku rzecz jasna - choć nie przypuszczała, że kiedykolwiek tak pomyśli. Żałosne, ale prawdziwe - był tylko Hill…

- A i tutaj - ciągnęła więc - nie jest tak kolorowo. Te wszystkie spotkania i w ogóle. Przez nie też często nie mogę zasnąć. Niezła ze mnie ambasadorka…

- Jeśli chcesz gadać, to nie tu - przerwał jej Hill. - Widzisz tamtych dwóch?

Podążając za jego wzrokiem, Nikka ujrzała rozmawiających ze sobą mężczyzn. Młodszy był jakby znajomy… No tak, to człowiek z auta. Mijała go, idąc tutaj.

- Co z nimi? - spytała. Była pewna, że nie wspominałby o nich bez powodu.

- To Raszians. Chyba będą próbowali nawiązać z tobą kontakt.

- Możesz mówić w języku, który rozumiem? - spytała trochę ironicznie, ale bez wielkiej złośliwości.

- Pochodzą z kraju o nazwie Raszja. Twój zastępca już kiedyś rozmawiał z ich wysłannikiem, bardziej oficjalnym niż ci… szpiedzy tutaj. Nie wątpię, że są tobą zainteresowani… w jakiś sposób.

Mówił urywanymi zdaniami, powoli, spokojnie, jakby opowiadał o tym, co jadł na obiad. A więc szpiedzy, jeszcze więcej szpiegów, pięknie. Dziś nie miała do tego głowy. Chciała odpocząć.

- W takim razie zabierz mnie gdzieś gdzie możemy porozmawiać. Nie u mnie, chcę zobaczyć miasto - zażądała.

Przez chwilę Hill milczał, a kiedy zaczął mówić, w jego głosie brzmiała ledwo uchwytna wesołość:

- Prawdopodobnie zechcą nas śledzić, a ja nie mam auta… Musielibyśmy trochę się z nimi pobawić… Masz ochotę na zabawę, Selino?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • Maksimow rok temu
    Co ja mam mówić, dobrze się czyta i czeka się na więcej
  • Vespera rok temu
    No widzisz, a ja mam tylko dwa i pół rozdziału do przodu, będę musiała wziąć się za pisanie...
  • MKP rok temu
    "Nikt nigdy nie powiedział, że nie może chodzić po ulicach uzbrojona…" - w Ameryce rzekłbym, ze bez broni wyglądałaby jak turystka:)

    To Raszians - wiesz, że prze chwilę rozmyślałem nad tym: Po co wymyśliłaś sobie jakiś nowy muzułmański kraj? :):)

    I podpisuję się pod słowami Maksimowa:) Jest Hill będzie impreza.
  • Vespera rok temu
    Oj, czyżbyś polubił Ethana? Bo tak ostatnio to z cieplejszych uczuć miałeś dla niego tylko pogardę :)
  • MKP rok temu
    Vespera Nie, ale jak się pojawił, to jest duże prawdopodobieństwo, że dostanie po gębie:)
  • Vespera rok temu
    MKP No nie wiem, miałbyś odwagę tak podejść do niego na ulicy i go walnąć?
  • MKP rok temu
    Vespera Pewnie nie, ale pomarzyć można...
  • Vespera rok temu
    MKP Widzisz, i ja też nie, więc chłop robi tu w moim opku, co chce.
  • Maksimow rok temu
    MKP 7.62
  • MKP rok temu
    Maksimow Nie załapałem o co chodzi z tym numerem :(
  • Maksimow rok temu
    MKP 7.62mm, ewentualnie wers w Biblii

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania