Właściwy kolor nieba - rozdział 5
Mat Zena Pirall wydawała się przerażona niezapowiedzianą wizytą kapitana statku i jakiejś obcej dziewczyny w cywilnym stroju.
– Umiesz szyć, mat Pirall? – dopytywał Meren.
– Tak, kapitanie…
– Świetnie. Daj, proszę, swój zapasowy mundur, będzie potrzebny – rozkazał.
Nikka wreszcie zrozumiała, dlaczego przyszli właśnie tutaj. Zena była praktycznie tego samego wzrostu i postury, co ona. Kapitan chciał ją właściwie ubrać przed audiencją u króla. Nie mogła się tam pojawić w swetrze…
Żołnierka wyjmowała rzeczy ze schowka rzucając zaniepokojone spojrzenia gościom. Kapitan położył swój pakunek na równo zaścielonej koi i odsłonił jego zawartość spod czarnego materiału. To był paradny komandorski mundur z peleryną i całą resztą.
– Proszę, przeszyjesz pagony, pelerynę, lampasy i wszystkie ozdoby. Pani komandor Selino potrzebuje stroju na audiencję. Wyrobisz się z tym w cztery godziny?
Nikka westchnęła. Kapitan najwyraźniej nie miał pojęcia o szyciu…
– Eee, kapitanie… Obawiam się, że mogę nie zdążyć… – Zena miała takie samo zdanie. W cztery godziny dałoby się to przyszyć, problem w tym, że najpierw trzeba wszystko odpruć.
– Kapitanie, ja też potrafię szyć – wtrąciła się Selino. – Razem zdążymy na czas. Będę potrzebować małego noża albo nożyczek, najlepiej dwóch par, białej lub srebrnej nici, kilku igieł i naparstka, jeśli jakiś się znajdzie – oświadczyła tonem nieznoszącym sprzeciwu. – I zaręczam, to nie będzie dla mnie żaden problem.
– Słyszałeś, chorąży, dostarcz to wszystko pani komandor – wydał rozkaz. Nie dyskutował z Nikką, widocznie uznał jej pomysł za rozsądny. – Pani wybaczy, pójdę teraz sprawdzić, czy z pani gośćmi wszystko w porządku.
– Dziękuję, kapitanie, właściwie to ja powinnam to zrobić…
– Ale ja nigdy nie trzymałem igły w ręku, więc się nie zamienię. – Uśmiechnął się. – Do zobaczenia później, pani komandor.
Zostawił je same. Nikka zdjęła sweter i przymierzyła kurtkę od munduru mat Pirall. Pasowała dobrze, choć rękawy może były odrobinkę za długie. Nikt nie powinien tego zauważyć.
– Zena, tak? Ja wezmę spodnie, będzie trochę roboty z tymi lampasami. Ty zajmij się kurtką. Ta, która skończy pierwsza, pomoże drugiej, dobrze?
– Tak jest, pani komandor. – Dziewczyna stanęła przed nią na baczność.
– Spocznij. I jak nikogo nie ma, to jestem Nikka, nie pani komandor. Przepraszam, że tak cię okradam z munduru, ale to sytuacja awaryjna. – Oddała kurtkę dziewczynie.
– Nic nie szkodzi, dostanę nowy od kwatermistrza, jak tylko zawiniemy do portu. Nikka Selino? Ta Nikka? Królowa Piratów? – spytała po chwili wahania.
– No tak, innej nie znam. Wiem, że wszyscy myślą, że nie żyję, ale jak widać, pogłoski o mojej śmierci były mocno przesadzone.
– Zena Pirall, ale to już pani… To już wiesz. Chciałabyś może jeszcze porządną koszulę? Ta jest…
– Tak, wiem, dziwna. Cóż poradzę, tam, skąd przybywam, ubierają się zupełnie inaczej. Chętnie pożyczę normalną koszulę, jeśli masz jakąś na zbyciu.
Zdążyła się przebrać przed powrotem chorążego. Miał nici, igły i ostrza, przyniósł też koszyk z drożdżowymi bułeczkami i kilka butelek słabego piwa.
– Proszę, pani komandor, pomyślałem, że przyda się jakiś prowiant. Czy mogę jeszcze w czymś służyć?
– Dziękuję, na razie niczego nie potrzebujemy, chyba że w wolnym czasie praktykujesz krawiectwo i będziesz mógł pomóc – zażartowała. Niestety chorąży nie posiadał pożądanego talentu, więc poleciła mu odejść.
Wyjęły z pokrowca mundur kapitana i zajęły się jego dekonstrukcją. Nikka wywróciła spodnie na lewą stronę i przecinała szwy lampasów. Zena analizowała sposób przyszycia peleryny mamrocząc pod nosem:
– Lewa strona na przodzie do kołnierzyka i nad pagonem, potem tu z tyłu wokół szyi, wzdłuż szwu, i kończy się przed pagonem po prawej, tak, żeby go nie zasłaniać… Kurcze, mam nadzieję, że nie będzie za szeroka…
– Zrób tak, żeby nie odpadła na środku sali tronowej, i będzie dobrze – pocieszyła ją Nikka. Chyba nie zadziałało.
– Idziesz w tym do króla, nie może odpaść, nie może.. A i guziki muszę przeszyć, te są bardziej ozdobne… I lamówki, czy my się z tym wszystkim wyrobimy?
– Tak, Zena, wyrobimy się. Odpruwaj wszystko, co tam masz, potem będziemy przyszywać. Jak coś nie wyjdzie, to ograbimy jeszcze pierwszego oficera, też powinien mieć mundur paradny. A jak już naprawdę nie wyjdzie, to pójdę tak, jak stoję. Kiedy ostatni raz widzieliśmy się z Mertinem, mieliśmy na sobie piękne więzienne kombinezony, i nikomu to nie przeszkadzało.
– Ty żartujesz, tak? Żartujesz? Nie, chyba nie…
Nikka zaśmiała się, widząc jej rozpacz. Przejmowała się takim drobiazgiem, to było urocze.
– Żeby było jasne, śmieję się z twojej paniki, nie z ciebie – zastrzegła. – A teraz na poważnie, poodpruwajmy to i zrobimy sobie przerwę na bułeczki. I wybacz, jeśli nie będę się odzywać, muszę się skupić.
Zabrały się do pracy. Odpruwanie było łatwe, ale Nikka nie chciała uszkodzić munduru kapitana, więc robiła to ostrożnie. Podważała nitki czubkiem noża i wyciągała je po kawałku. Tylko dlaczego na każdej nogawce musiały być po dwa wąskie lampasy? Nie wystarczyłby jeden, szerszy? To oznaczało dwa razy więcej pracy…
Rozłożyła się ze swoją robotą na podłodze, Zena siedziała na koi. Musiały zapalić więcej świateł. Kajuta, chociaż malutka, miała bulaj, ale na zewnątrz słońce nie przebijało się przez chmury. Przynajmniej przestało padać. Nikka pierwsza skończyła i pomogła Zenie z lamówkami przy rękawach i klapach. Kurtka rzeczywiście miała dużo zdobień, przyszycie tego zajmie wieki… Na szczęście nic się nie popruło, wszystkie ozdobniki były wykonane z porządnego materiału z dodatkiem tworzywa. Były elastyczne i nie strzępiły się na krawędziach.
– Dobrze, zarządzam przerwę – oznajmiła w końcu Nikka i rozciągnęła zdrętwiałe palce. Otworzyła dwie butelki piwa, jedną podała nowej koleżance. Niestety nie było to pszeniczne, ale nie chciała narzekać.
– Ojej, Nikka! Skąd masz takie straszne blizny, nie boli cię to? – pisnęła dziewczyna na widok jej dłoni.
– Te na wierzchu: lustro, w środku: Murkey. – Zaprezentowała dłonie.
Przestała zwracać uwagę na blizny już dawno temu. Czasem nawet zapominała, że je ma.
– Lustro? Jak to lustro? – Zena była bardzo ciekawska.
– Normalnie, rozbiłam je pięścią. – Tyle mogła powiedzieć, ale nie chciała się rozwodzić nad okolicznościami tego zdarzenia. Naprawdę miała wtedy nadzieję, że może uda jej się zabić i to wszystko się skończy. – Masz, poczęstuj się bułką, świetnie pachną. – Podsunęła dziewczynie koszyk, żeby zmienić temat.
Nie było tu zegara, ale szacowała, że jak dotąd nie minęła więcej niż godzina. Na dole mogła przyszyć lampasy byle jak, spodnie i tak będą wpuszczone w buty, nikt nie zauważy. Potem pomoże Zenie z drobiazgami i może wyrobią się w trzy i pół… Chętnie wyszłaby jeszcze na pokład i popatrzyła na morze przed zawinięciem do portu. Cóż, jeśli chce zrealizować ten ambitny plan, musi brać się do roboty. Bułeczka była pyszna i zjadłaby jeszcze jedną, ale jedzenie mogło poczekać. Nawlekła igłę i z przeciągłym westchnięciem zabrała się za szycie.
Ostatnie poprawki przy pelerynie Zena wprowadzała już na Nikce. Mundur leżał dobrze, choć gdyby był szyty na miarę, w kilku miejscach byłby mniej obszerny. Mat Pirall miała dłuższe ręce i nogi, no i bardziej obfity biust, ale różnice były niewielkie. Buty, które również jej pożyczyła, też były trochę za duże. Nie miała tu lustra, ale Zena twierdziła, że wszystko wyglądało dobrze. Chciałaby się teraz zobaczyć. Miała wrażenie, że ten ciemny, zduszony granat zdobiony srebrem pasuje do jej jasnej cery.
– Gotowe! – Zena obcięła ostatnią nitkę i zawiązała ostatni supełek. – Jeszcze pas i włosy. Nikka, muszę cię uczesać, przecież nie pójdziesz taka rozczochrana!
Przez chwilę Nikka zastanawiała się, co jest nie tak z jej włosami… No tak, w Akurii kobiety zwykle nosiły je spięte lub splecione, nie rozpuszczone luźno, jak ona teraz. W Americe panowała pod tym względem większa dowolność. Dała się więc uczesać. Zena uplotła jej solidny dobierany warkocz, który był dobrym wyborem dla żołnierki. Schludna fryzura, może mało wyszukana jak na dworskie standardy, ale na pewno będzie pasować do munduru.
– Dziękuję. – Komandor ostrożnie dotknęła włosów. – Za warkocz, mundur i towarzystwo.
– Och, to nic takiego… Proszę, weź jeszcze to. Niech to będzie prezent, dobrze? – Po chwili grzebania w schowku wręczyła Nikce pas z regulaminowej czarnej skóry ze sprzączką w kształcie sowiej głowy. Chyba była posrebrzana, a sowa zamiast oczu miała szlifowane onyksy.
– Teraz dziękuję jeszcze bardziej. – Nikka trochę się zmieszała. Od tak dawna nie dostała żadnego prezentu… Od razu użyła podarunku. Musiała spiąć czymś mundur w pasie, a nie miała niczego innego.
– Wyglądasz świetnie. A ja nie myślałam, że ujrzę kiedyś trzy gwiazdki na moim mundurze.
– Wszystko przed tobą, mat Pirall. Ja nie myślałam, że w ogóle zostanę żołnierką. A powiedzieć ci coś w sekrecie?
Dziewczyna przytaknęła gorliwie. Nikka chciała sprawić jej przyjemność, nachyliła się więc i wyszeptała konspiracyjnie:
– To pierwszy raz, kiedy w ogóle mam na sobie mundur. I cieszę się, że jest twój. A teraz mogłabyś zaprowadzić mnie na pokład? Chciałabym popatrzeć na morze.
Komentarze (25)
A druga sytuacja jest taka, że samolot jest przeciążony i trzeba jednego z nich wywalić za burtę. Którego? :)
a własnie nie, bo on pilotuje ten samolot, Maxa nie wywalą, bo jak wylądują, to z lotniska do chaty trzeba wziąc taryfę i ktoś musi za to zapłacić, a co do Reana - cóż... Znasz kogoś, kto miałby odwagę do niego podejść?
Ja Cię normalnie zabiję, bo przez Ciebie, mam ich cały czas w głowie...
Ale że mi ich wbiłaś w banie to fakt. Jeszcze plus "Dlaeko od szosy", to może w "Stawkę większą niż życie" ich wstawimy. Będzie Hans Kloss i Bruner ty świnio.
Zastanawia mnie jedna sprawa - żołnierka pisnęła na widok blizn powstslych między innymi po stłuczeniu lustra... Zdaje się, że tam była wojna, więc zapewne działy się dużo straszniejsze i okrutniejsze rzeczy, także rakcja żołnierki jest trochę... zabawna. Domyślam się, co chciałaś przekazać ale w moim odczuciu można to było zrobić odrobinę inaczej, poważniej.
A ja wciąż na ten haczyk czekam. Może pod szarym niebem moja intuicja nie działa?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania