Poprzednie częściWłaściwy kolor nieba - rozdział 1
Pokaż listęUkryj listę

Właściwy kolor nieba - rozdział 32

Winda. Jak wszystko na tej dziwacznej planecie, tak i zwyczajna winda musiała być nienormalna. Niby tak samo jeździła w górę i w dół, no i miała panel pozwalający wybrać docelowe piętro, ale czemu, na bogów, była małym pudłem z wielkim lustrem i polerowaną blachą na ścianach? Dobrze, lustro może i miało za zadanie optycznie powiększyć przestrzeń, ale ten zabieg nie zmieniał faktu, że winda była niczym więcej niż metalową puszką na sznurku. Jak stąd uciec w razie zagrożenia? Nikka nie widziała żadnej drogi ewakuacyjnej, co sprawiało, że podczas jazdy głupią windą nie czuła się zbyt pewnie.

Na Amarze windy były lepsze. Większe, najczęściej ażurowe konstrukcje umieszczano na zewnątrz lub też na wewnętrznych dziedzińcach. Selino czasem korzystała z jednej w pałacu królewskim, takiej z finezyjnie kutą, zasuwaną kratą zamiast ścian, kursującej w głównym, reprezentacyjnym budynku. Ruchoma krata dawała przynajmniej wrażenie otwartej przestrzeni. Teraz jednak znów jechała puszką w dół, gdyż Holden wymyślił spotkanie przy obiedzie w jadłodajni na parterze.

W windzie było już odrobinę ciasno. Jechali we czwórkę: ambasadorka, zastępca, sekretarz, no i Samuel Griir. Po tamtej nocy amerikański chłopak zniknął na dwa dni, a potem odzywał się do Nikki tak, jakby ich rozmowa nigdy się nie wydarzyła. To było dziwne i musiała kiedyś podrążyć temat, ale na razie nie miała czasu.

Wczorajszą audiencję uznali za udaną. Co prawda prezident zaskoczył ich z ambasadą, ale na szczęście mieli odpowiedź w postaci reaktora i silnika. To miał być ich atut, coś, czym będą mogli pochwalić się redaktorom w wywiadzie i dobrze wypaść w oczach zwykłych Amerikanów. Cóż, przynajmniej nie wyszli na ubogich krewnych, którzy dostali właśnie drogi prezent od majętnego wuja, a jedyne, czym mogli się odwdzięczyć, to ustne podziękowania.

Jedli w osobnej sali, by nikt niepowołany nie mógł przysłuchać się rozmowie. Pan Holden nie przyszedł sam, oprócz Kamilli towarzyszyło mu dwóch mężczyzn, których Nikka już znała. Niewysoki, brązowoskóry uczony, który badał wrak Mewy, a potem pracował przy Płaszczce w bazie Hanskom, nazywał się Dżosz Dżenkins. Drugi był postacią znacznie bardziej tajemniczą. Widziała go tylko raz, również w bazie Hanskom. Trzymał się z Hillem, i chociaż raczej nie łączyły ich szczególnie zażyłe stosunki, to była gotowa założyć się, że pracowali dla tego samego człowieka; mężczyzny który wówczas obraził bogów i poniósł za to straszliwą karę. Harlan Hajns, tak się przedstawił, nie wspominając przy tym ani o zajmowanym stanowisku, ani o miejscu pracy. Zdawał się nie mówić po Amarsku, ale to mogły być tylko pozory. No i jego wzrok… Ciemnobrązowe oczy omiatały jadalnię tak, jak nie potrafiłby patrzeć zwykły urzędnik. Szpieg, jak nic kolejny szpieg o fałszywym nazwisku. Rozumiała obecność Samuela, znał język, mógł tłumaczyć. Ale ten Harlan? Jak śmieli przysłać kogoś takiego? Ech, po wysłaniu Hilla na dwór królewski nic już nie powinno jej zdziwić, ale jednak, kurwa, dziwiło. Zdenerwowała się, poczuła ciepło gdzieś w żołądku i przyspieszone bicie serca.

Dostałaś rozkaz, masz być miła - nakazała sobie w myślach.

Z trudem przestała obserwować Hajnsa i skupiła uwagę na Kamilli pochłoniętej tłumaczeniem konwersacji pomiędzy Lin-Werro a Holdenem. Człowiek prezidenta Busza szybko przeszedł do konkretów i właśnie wypytywał Kestera o zastosowanie reaktorów w Akurii. To nie była tajemna wiedza, ale kiedy Holden spytał o broń, Nikka zainterweniowała.

- Panie Holden, przecież amerikańscy naukowcy mają nasze karabiny - stwierdziła, jakby to miało wszystko wyjaśnić.

- Nic o tym nie wiemy - odpowiedział urzędnik, wykorzystując Samuela jako tłumacza.

- Proszę spytać pana Dżenkinsa. Był przy tym, jak wyjmowałam broń z rozbitej Mewy, chyba nawet oddałam mu ją osobiście do badań.

Amerykanie pogrążyli się w krótkiej dyskusji. Kester nachylił się do ambasadorki i spytał szeptem:

- Pierwsze słyszę o rozbitym statku… Czy powinienem wiedzieć coś więcej?

- Przeleciał jeszcze jeden, oprócz mojego. Mewa spadła zaraz po przejściu przez portal, sternik nie przeżył… Pokazali mi wrak i to chyba tyle, panie Lin-Werro. Oczywiście król i Wielki Admirał znają wszelkie szczegóły.

- Rozumiem, chciałbym później do tego wrócić… Oczywiście jeśli to nie jest tajne.

Nikka przypomniała sobie instrukcje Irriego. Zorientować się, kto ile wie, i nie mówić nic ponadto… Kester nie był wtajemniczony, ale w obecnych okolicznościach mogła przekazać mu trochę informacji nie wchodząc w detale. Przytaknęła i wróciła do rozmowy.

- Panowie, myślę, że musimy ustalić pewne kwestie. Reaktor i silnik są podarunkiem, możecie je zabrać w każdej chwili, nawet zaraz. Zbadajcie je dokładnie, pomyślcie, do czego mogą wam się przydać i czy w ogóle będziecie chcieli zakupić naszą technologię.

- Jeśli tak, sfinalizowanie traktatu handlowego będzie tylko formalnością - dorzucił Kester Lin-Werro.

- Ale jeśli chodzi o broń, to niestety nie mamy odpowiednich pełnomocnictw, by prowadzić w tej sprawie jakiekolwiek rozmowy - kontynuowała Nikka. - Możemy jedynie zebrać informacje na temat tego, czym wasz rząd byłby zainteresowany, i przekazać je królowi pod rozwagę.

Amerikanie znów się naradzali. Holden wyglądał na lekko zirytowanego i chyba miał jakieś pretensje do Hajnsa, ale to były tylko przypuszczenia, nie kłócili się ani nie podnosili głosu. W końcu stwierdzili, że po prezent przyślą kogoś następnego dnia, a w najbliższym czasie sporządzą listę sprzętu, który chcieliby kupić lub chociażby obejrzeć. Nikka przytakiwała, ale dobrze pamiętała wytyczne Mertina: z wszelkiego rodzaju bronią mieli zwlekać najdłużej, jak się tylko dało.

Po obiedzie - Nikka wybrała rybę, zaskakująco smaczną - wysłała Samuela do auta Kamilli Pik, aby przyniósł książki. Tłumaczkę zaprosiła do swojej kwatery, chciała z nią porozmawiać na osobności, z młodym uczniem Hilla zresztą też. Widziała, że Kesterowi niezbyt się to wszystko podobało, ale kazała mu poczekać. Jeszcze zdążą się naradzić, mieli całe popołudnie i wieczór.

Nakazała Kesterowi i Jalowi odejść, nie chciała świadków. Poczekała na dole z Kamillą na powrót Samuela i pojechali we trójkę w górę metalową puszką, na przedostatnie piętro. Na razie nie zaczynała rozmowy, napawała się widokiem chłopaka walczącego z wielkim pudłem. Dwadzieścia jeden książek… Musiały być ciężkie, ale nie narzekał. Przeszli korytarzem mijając stojącego na warcie starszego marynarza Elewyna.

- Proszę, wejdźmy do środka. - Otworzyła przed nimi drzwi do swoich pokoi używając prostokątnego kawałka tworzywa, który zastępował klucz. Samuel z ulgą odstawił pakunek i chciał wyjść, ale go zatrzymała. - Zostań, do ciebie też mam sprawę - stwierdziła stanowczym głosem, zamykając za sobą drzwi.

- Okej - odpowiedział zdumiony.

- Ale najpierw… Kamilla, naprawdę cieszę się, że cię widzę. - Otworzyła ramiona i podeszła do kobiety chcąc się przytulić. - Chodź, przywitajmy się tak, jak trzeba.

Twarz tłumaczki rozjaśnił uśmiech.

- Co, nie myślałaś chyba, że już zawsze będę taka sztywna? - zapytała ambasadorka. - Och, no nie mów, że dałaś się nabrać - roześmiała się, widząc jej minę. - Za zamkniętymi drzwiami jestem nadal tą samą starą Nikką.

- Już nie przesadzaj z tą starą… - mruknęła Kamilla.

- Ostatnio czuję się, jakby przybyło mi co najmniej dziesięć lat… Ale nie o mnie chciałam rozmawiać. Jak tam dziewczyny?

- Nie byłam u nich… No, już ponad miesiąc, odkąd zmieniłam pracę. Ale wciąż mam kontakt z Erikiem, on twierdzi, że wszystko jest w porządku.

- Erik… No tak, on tam został, jasne - powiedziała Nikka przesadnie posępnym tonem. Ciągle musiała grać w tę grę.

- Nie bądź dla nich tak surowa, oni…

- Tak, kochają się, wiem o tym - przerwała Kamilli. - Chciałabym tylko, żeby Inga była ostrożna, a ona odbiera to jak atak. No cóż, mam nadzieję, że jak najszybciej wróci do domu i będzie bezpieczna. A Erika może zabrać ze sobą, naprawdę nie mam nic przeciwko temu.

- Mówił, że chętnie poleci na Amar.

- To świetnie. Słuchaj Kamilla, mam do ciebie prośbę. Pracujesz teraz dla prezidenta, więc rozumiem, że to dla ciebie zaszczyt, i nawet nie będę proponować, ale mówiłaś, że wcześniej pracowałaś w jakiejś szkole, tak?

Kobieta przytaknęła skinięciem głowy. Na razie nie przerywała Nikce. A Samuel oparł się o kanapę i słuchał uważnie.

- Chcielibyśmy zatrudnić własnego tłumacza. Jeśli znasz kogoś odpowiedniego i zechciałabyś zaproponować mu pracę w moim imieniu, byłabym ci bardzo wdzięczna.

- Oczywiście, to żaden problem. Właściwie to znajomi już mnie o to pytali, więc chętnie umówię cię z paroma osobami…

- Ufam, że sama wybierzesz najbardziej odpowiedniego kandydata, przecież mnie znasz - przerwała jej dziewczyna, kładąc dłoń na ramieniu. - No i jeszcze druga rzecz… Ile za książki?

- Nikka, nie, proszę. To prezent…

- Tak, jedna jest prezentem, pamiętam. Za resztę zapłacę. Samuel, czy możesz powiedzieć mi, ile są warte? - spytała chłopaka. - Jeśli możesz, w naszej walucie. Waszej nie mam za dużo.

Samuel wziął jedną sztukę, żółtą z flagami Ameriki i Akurii, sprawdził coś na tylnej okładce, potem policzył książki. Znał sposób na określenie ich wartości, był przy tym, jak umawiali się z Amerikanami, że będą brać pod uwagę tutejszy kurs srebra i złota.

- Jeśli niczego nie pomyliłem, jedna złota moneta i cztery… nie, pięć srebrnych - oznajmił po chwili.

Dość drogo, za to mogłaby wynająć służącą na cały miesiąc… Nie targowała się, wyjęła z kieszeni sakiewkę i odliczyła żądaną kwotę: jeden złoty i pięć denarów.

- Proszę, Kamilla. To król Mertin płaci, nie ja.

Niechętnie wzięła pieniądze.

- Nie powinnaś płacić tu za nic, nie po tym, co ci zrobili… Nie wiem jak możesz być dla nich taka miła, po tym wszystkim… - Tłumaczka westchnęła ciężko i wyglądała, jakby miała ochotę ją przytulić. Znów wróciła do tego tematu.

- Ja… Wziąłem wolne, żeby sprawdzić… - wtrącił się nagle Samuel. - Dotarłem do pewnych dokumentów. I do człowieka, który przedstawiał się imieniem Dżonatan.

- Dżonatan… On akurat był całkiem w porządku. Poznałaś go w szpitalu - Nikka przypomniała Kamilli. - Czyli mogę założyć, że znasz już całą historię? - zwróciła się do chłopaka.

- Tak. I uważam, że to było… Złe, po prostu złe - znalazł właściwe słowo. - Nigdy nie powinniśmy robić pani czegoś takiego.

Kamilla słuchała go i z przejęciem kiwała głową zgadzając się ze wszystkim, co mówił.

- Zrobiłem kopie akt, więc jeśli pani chce, mogę je anonimowo wysłać do gazet. Żeby ktoś za to odpowiedział..

- Absolutnie wykluczone - przerwała mu gwałtownie. - Nawet o czymś takim nie myślcie. Dokumenty zniszcz i najlepiej zapomnij, że kiedykolwiek je widziałeś.

- Ale dlaczego, Nikka? Nie chcesz sprawiedliwości? - spytała Kamilla.

- Wiesz, czego ja chcę? Pokojowej współpracy pomiędzy Królestwem Akurii a Stanami Zjednoczonymi Ameriki Północnej. - Z premedytacją użyła pełnych nazw obu krajów. - Nie sądzicie, że wywleczenie tego syfu tak jakby zaszkodzi naszym stosunkom dyplomatycznym? Dlatego ostrzegam, jeśli cokolwiek z tego ujrzy światło dzienne, ja zaprzeczę. I doniosę twoim przełożonym o tej rozmowie - wskazała Samuela palcem. - Wiem, że chcecie dobrze, doceniam to. Ale w ten sposób mi nie pomożecie. Chyba wszyscy musimy się pogodzić z tym, że w tym przypadku sprawiedliwość nie zatriumfuje. I tak będzie lepiej. Dla wszystkich.

Samuel Griir zdawał się rozumieć, o co jej chodziło, kiwnął głową i milczał. Kamilla nie wyglądała na przekonaną. Trzeba było podejść do niej w inny sposób. Nikka dotknęła jej ramienia i powiedziała delikatnym głosem:

- Jesteś moją przyjaciółką. Zrozum, w ten sposób tylko mi zaszkodzisz. Król mianował mnie ambasadorką… I dla mnie jest to teraz najważniejsza rzecz na świecie. Nie mogę tego zawalić przez głupi fakt, że byłam torturowana - powiedziała to głośno, chociaż zwykle wolała nawet o tym nie myśleć.

- Ale.. to przecież prawda.

- Tak. My o tym wiemy, król też. Ale potrzeby królestwa są ważniejsze niż chęć zemsty. Ty, Kamilla, powinnaś już wiedzieć, co jestem w stanie zrobić dla mojego królestwa.

- No… dobrze. Skoro uważasz, że tak będzie lepiej… - Chyba coś zaczęło do niej docierać.

- Tak będzie lepiej - powtórzyła Nikka. - Gdyby to wyszło na jaw, miałabym z tego powodu same nieprzyjemności. Dziękuję za książki. I, proszę, pamiętaj o tłumaczu dla mnie. Całkowicie ufam ci w tej kwestii.

Chciała już zakończyć to spotkanie. Kamilla chyba zrozumiała, bo odsunęła się i popatrywała w stronę drzwi.

- Pani Selino, chciałbym z panią porozmawiać na osobności. Jeśli można. - Samuel zaskoczył ją tą deklaracją. Zgodziła się jednak, pożegnała Kamillę i została z chłopakiem sam na sam. Nie bała się, w razie czego miała pistolet.

- Słucham, panie Griir. - Pierwszy nazwał ją panią, więc kontynuowała.

- Ja… Chcę przeprosić. Wtedy, w nocy, zachowałem się tak, bo… Cóż, Helena zasugerowała mi, że możesz potrzebować bliskości. Fizycznej bliskości.

Nikka wybuchła śmiechem, takie to było niedorzeczne. A z drugiej strony kto jak kto, ale Helena mogła coś takiego wymyślić.

- Jakże się cieszę, że pani Kerbi dba o moje życie erotyczne - wykrztusiła wreszcie.

- Nie powinienem tego robić. Zwłaszcza, że…

- Że mnie torturowaliście? - podsunęła uprzejmie, domyślając się, o co mu chodzi.

- Tak. To nie było w porządku.

Czyżby temu chłopakowi naprawdę było przykro z tego powodu? Ciężko było jej w to uwierzyć, w końcu pracował dla Hilla… Ale nie widziała niczego, co wskazywałoby na to, że kłamie.

- Widzisz Samuel, ja doskonale rozumiem, dlaczego do tego doszło, i nie mam wam tego za złe, przynajmniej na pewnym poziomie. Nasze kraje są teraz sojusznikami, nie mogę pozwolić, żeby sojusz padł przez drobne nieporozumienie z przeszłości. Przekonaj mnie więc, że dokumenty, o których mówiłeś, nie wypłyną, bo inaczej każę cię zastrzelić na korytarzu. I, uwierz mi, twój rząd bardzo chętnie zatuszuje ten nieszczęśliwy wypadek.

- Jakie dokumenty? - odpowiedział takim tonem, że Nikka musiała się uśmiechnąć.

- No, i to mi się podoba. Dziękuję, za współczucie, Samuel, ale sam rozumiesz, to musi pozostać nieoficjalne. A teraz wynocha z mojego pokoju, zanim postanowię zamordować cię dla pewności - pogroziła mu z uśmiechem na ustach, żeby nie potraktował tego zbyt poważnie.

Nic nie mówiąc, skierował się do wyjścia, ale zanim otworzył drzwi, odwrócił się jeszcze i ukłonił, tak, jak uczyła go Nikka. Pomyślała, że, jak na Amerikanina, zachował się całkiem honorowo.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • MKP ponad rok temu
    "Nasze kraje są teraz sojusznikami, nie mogę pozwolić, żeby sojusz padł przez drobne nieporozumienie z przeszłości."- podtapianie i tortury to wyjątkowo drobne nieporozumienia:) Ale rozumiem, co ma na myśli: drobne w skali dyplomatycznej współpracy dwóch światów.
  • Vespera ponad rok temu
    Takie tam drobne nieporozumienia, zabawy świrów z trzyliterówek, da się to bardzo łatwo zamieść pod dywan, kogoś wsadzić, kogoś zwolnić, wyrazić ubolewanie... Pewnie nie takie rzeczy przechodziły.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania