Poprzednie częściWłaściwy kolor nieba - rozdział 1
Pokaż listęUkryj listę

Właściwy kolor nieba - rozdział 20

Irri wzywał, znów w najmniej spodziewanym momencie. Właśnie dostarczono jej listy ze sztabu w Ellis, była ciekawa odpowiedzi w sprawie Ingi i poległego chorążego. Cóż, trzeba było iść. Kazała Bretiemu zostać w kwaterze, nie sądziła, by adiutant był jej do czegoś potrzebny.

– Jesteś sama, świetnie – powitał ją Wielki Admirał. Dobrze go wyczuła. – Spocznij, Selino, i słuchaj. Dziś mam do ciebie prośbę.

Poczekał, aż jego adiutant – chyba już trzeci, którego tu widziała – zamknie dokładnie drzwi, dopiero wtedy mówił dalej. Nikka rozluźniła się i słuchała. To będzie jakaś niecodzienna prośba, Irri zachowywał się o wiele mniej oficjalnie niż zwykle.

– Za kilka minut pojawi się tu Allen Ferro-Denal. Zaprosiłem go, by porozmawiać o finansowaniu pewnych inwestycji… Słyszałaś wystarczająco dużo, wiesz, że chcę zbudować kilkanaście baz wzdłuż wschodniej granicy i rozmieścić w każdej dywizjon lekkiej artylerii. Tak na wypadek, gdyby Murkey jednak postanowili wrócić. – Uśmiechnął się drapieżnie. Komandor przytaknęła, w tej kwestii całkowicie popierała działania dowódcy. – Są też inne sprawy, ale to nie temat na dziś. W skrócie chciałbym go trochę rozmiękczyć, nastraszyć. Nie może żądać całego…

Ktoś zapukał, Irri urwał gwałtownie.

– Stój z boku i groźnie wyglądaj, tak, żeby myślał, że w każdej chwili możesz zacząć na niego krzyczeć – powiedział cicho i ruszył otworzyć drzwi.

Nikka oparła się więc o komodę i skrzyżowała ręce na piersi. Irri wpuścił gościa, wymienili ukłony i uprzejmości. Jeśli arystokrata zarejestrował jej obecność, to nie dał po sobie tego poznać.

– Panie Ferro-Denal, ja rozumiem, że pragnie pan pracy dla ludzi, ożywienia gospodarczego, handlu, zysków, ja to naprawdę wszystko rozumiem. Ale nie zarobi pan ani pół oczka, jeśli znów zostaniemy napadnięci.

– Pan jest naprawdę dobrym dowódcą, zawsze zakłada pan najgorszy scenariusz, Wielki Admirale. Tylko nie jestem pewny, czy do pana dociera, że bez wpływów z podatków nie dostanie pan funduszy na swoje cenne zabawki.

Cholerny arystokrata miał trochę racji. Ale skoro admirał chciał go przycisnąć… Da się to zrobić, ale nie może stać tu jak wieszak na płaszcze. Nikka powoli podeszła do biurka, ostentacyjnie nie zwracając uwagi na gościa. Teraz mogła przeczytać inicjały na jego karku, ciemnogranatowe, nieco rozmazane przez czas litery AFD. Ciekawe, jakiego stopnia się dosłużył… Może potem spyta Wielkiego Admirała, powinien wiedzieć.

Usiadła na blacie, tyłem do Irriego, i sięgnęła po oparty o bok mebla miecz. Obnażyła ostrze, niedużo, może na dziesięć cali. Tak, jak myślała, klinga była wąska i porządnie naostrzona, stal zalśniła w świetle lamp. Obracała broń w dłoniach, oglądała bogato zdobioną osłonę rękojeści. Ciekawe, czy Irri naprawdę potrafi tym walczyć?... Jasne, zabicie nieuzbrojonego przeciwnika było proste i sama mogłaby to zrobić, ale walka z kimś szkolonym do miecza była zupełnie czymś innym. Wedle wiedzy Nikki dojście do wprawy zajmowało kilka lat, a w dzisiejszych czasach ciężkim treningom poddawali się tylko arystokraci, a to i tak jedynie niektórzy.

– Wiem, jak duże są wpływy z podatków i wiem, że na wojsko można by przeznaczyć większy procent.

– Dostaje pan już wystarczająco wiele. Akuria nie miała tak licznej armii od kiedy? Sześćdziesięciu, siedemdziesięciu lat? Na pewno długo przed tym, nim sam byłem w wojsku. I musiał pan zauważyć, że nikt, nawet ja, nie czyni panu wyrzutów z powodu pańskiego kosztownego projektu specjalnego, który pochłania mnóstwo złota. A teraz jeszcze nowe dywizje… – Pokręcił głową z dezaprobatą.

– Królestwo musi mieć silną armię, ludzie pragną poczucia bezpieczeństwa – odparł Wielki Admirał.

Zachowywał spokój, jakby była to zwyczajna pogawędka o pogodzie. Nie zwrócił uwagi na wybryk Nikki. I nie podjął tematu projektu specjalnego. Może i lepiej, to z daleka śmierdziało czymś tajnym. Komandor wolała nie znać szczegółów.

– Ludzie pragną pełnej miski i pensji na czas – zripostował arystokrata. Wyglądało na to, że panowie mogli dyskutować tak w nieskończoność i żaden nie miał zamiaru odpuścić.

Nikka Selino stwierdziła, że czas przejść do bardziej zdecydowanych działań. Gwałtownie schowała miecz, rękojeść głośno stuknęła o metalowe okucie pochwy. Allen Ferro-Denal wzdrygnął się i wreszcie raczył na nią spojrzeć. Rzuciła broń na środek biurka, rozwalając nieduży stos czystej papeterii.

– Iri… A może po prostu go zabijemy, co? – Starała się mówić miękkim głosem, jak do najlepszego przyjaciela.

Arystokrata gapił się teraz dziwnym wzrokiem. Zmieszany, przestraszony, zaskoczony? Ciężko było określić, bo szybko zapanował nad sobą, ale przez chwilę na twarzy pojawiły mu się wszystkie te emocje.

– Nie, Nikka, ja wierzę, że uda się dojść do porozumienia. Pan Ferro-Denal jest inteligentnym człowiekiem, który mimo swojego uporu nigdy nie zadziałałby świadomie na szkodę Akurii.

Odchyliła się do tyłu i wykręciła głowę tak, by widzieć Irriego. Gdyby biurko było szersze, położyłaby się na nim bezwstydnie.

– Szkoda… Ale wiesz, jak zmienisz zdanie, to daj znać – mruknęła.

– Cieszy mnie, że pan tak uważa, Wielki Admirale – wtrącił arystokrata, patrząc z uwagą na Irriego. Nikka wyprostowała się, demonstracyjnie westchnęła i przewróciła oczami, jakby żałowała straconej okazji do zabawy.

– Proszę, niech pan rozważy moje słowa. Wrócimy do tego na najbliższym spotkaniu Rady. – Irri wstał, sugerując tym samym, że uważa tę wizytę za zakończoną.

– Chciałbym, by pan zrobił to samo. Do zobaczenia, Wielki Admirale.

Znów wymienili uprzejmości, Ferro-Denal w zauważalnym pośpiechu opuścił biuro Irriego, zupełnie jakby nie czuł się tu zbyt pewnie. Nikka pozwoliła sobie na triumfalny uśmieszek.

– Komandor Selino, baczność – warknął na nią Irri, dosłownie sekundę po tym, jak drzwi zatrzasnęły się za arystokratą. Wyczuła złość w jego głosie, ale mówił cicho, by nikt nie mógł ich podsłuchać.

To nie były żarty, podniosła się więc i wykonała rozkaz. Nie rozumiała jeszcze, czemu był zły, przecież zrobiła to, o co prosił.

– Chcesz go zabić?! Co ty odpierdalasz? Myślałem, że nie przejmujesz się oskarżeniami o zdradę, przecież dobrze wiesz, że mówił tak tylko dlatego, bo nie miał wszystkich danych. Miałaś go zmiękczyć, a nie grozić… Czy ty w ogóle wiesz, w jakim położeniu mnie postawiłaś?

– Tak, Wielki Admirale. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co udało mi się przed chwilą osiągnąć.

Irri krążył po pokoju, ale nie był zdenerwowany ani wściekły. Nikka pomyślała, że najlepiej można byłoby opisać jego stan jako gniewne rozczarowanie.

– Oświeć mnie więc, Selino, bo najwyraźniej jestem za głupi, żeby za tobą nadążyć – prychnął z irytacją.

– W oczach pana Ferro-Denala jestem szaloną, nienawidzącą arystokracji gówniarą, pupilką Mertina, której wolno krzyczeć na zebraniu Rady, która dostała stanowisko za nic, być może zdradziła, a i tak wciąż jest na dworze i cieszy się łaskami zarówno króla, jak i Wielkiego Admirała. Przy mnie wypadasz jak spokojny i konkretny partner do rozmów. Czy nie sądzisz, Wielki Admirale, że mój występ zrobił na panu Ferro-Denalu większe wrażenie, niż gdybym miała tam tylko stać jak statek na kotwicy?

– Występ? Brzmiałaś jak żądna krwi wariatka, sam przestraszyłem się, że całkowicie ci odbiło. Od kiedy stałaś się tak dobrą aktorką, co?

– W Americe musiałam nauczyć się wielu rzeczy… Sprawne kłamanie było na samym szczycie listy – przyznała szczerze.

– Zdajesz sobie sprawę, że jeśli mnie okłamiesz, wylecisz stąd w mgnieniu oka? I nie będę się przejmować tym, co powie Mertin. Jeśli chce cię mieć przy sobie, to niech zatrzyma cię jako ambasadorkę, ale nigdy już nie włożysz tego munduru.

Irri mówił spokojnie, nie groził. Traktował to jako oczywistość, Nikka zresztą też. Nikt nie chciałby mieć podwładnego, który kłamie przełożonemu.

– Nigdy bym tego nie zrobiła, Wielki Admirale – odrzekła. – Nie mam zamiaru w żaden sposób krzywdzić Ferro-Denala, chyba że dostanę taki rozkaz. Tak, jak mówiłam, chciałam tylko sprawić, żebyś wyglądał przy mnie jak rozsądny partner do negocjacji.

– Nie byłbym tego taki pewien. Raz już nie wykonałaś mojego rozkazu, jaką mam gwarancję, że nie zrobisz tego ponownie?

Na ten zarzut komandor Selino nie potrafiła odpowiedzieć. Gorączkowo szukała w pamięci sytuacji, o której mówił, ale nic jej nie pasowało. Dostarczała żywność, ubrania i broń tym, których wskazał, prowadziła obserwacje, odwracała uwagę Murkey, pomagała konkretnym ludziom wydostać się lub dostać do miasta, bez mrugnięcia okiem zlikwidowała dwoje zdrajców… Zaczęła się denerwować, musiała dyskretnie zacisnąć pięść na uspokojenie. Spuściła wzrok, teraz nie była w stanie spojrzeć w oczy swemu dowódcy.

– Nie pamiętasz, co? – Ten drążył temat. – Kazałem ci się zamknąć i przestać krytykować przedwojenne wojsko, chociaż oboje dobrze wiemy, że to była jedna wielka patologia.

– I tak też się stało, Wielki Admirale…

– Tak? – przerwał jej, tym razem głośniej. – To dlaczego Mertin później powtórzył mi wszystkie twoje poglądy? Podobno dzieliłaś się nimi bez żadnych oporów.

– Ale… To przecież król… Spytał, więc mu odpowiedziałam. Jego też nie śmiałam okłamywać. – Nikka starała się brzmieć normalnie, ale chyba jednak do jej wypowiedzi wkradły się żałosne nuty.

– Przecież żartuję, Selino. – Uśmiechnął się przelotnie. – Widzisz, ty też się nabrałaś. Oczywiście, że musiałaś odpowiedzieć królowi. Spróbuj go okłamać, a stracisz coś więcej niż tylko mundur. A teraz spocznij, komandor, i siadaj, musimy to obgadać.

Z ulgą zajęła krzesło, które dopiero co zwolnił Ferro-Denal. Nabrała się, nie mogła zaprzeczyć. Szanowała Irriego Setiena i nie chciała, by były między nimi jakiekolwiek nieporozumienia. Może rzeczywiście przegięła? Cholera, chciała dobrze, ale jednak lepiej byłoby uprzedzić admirała o swoich zamiarach. Szkoda, że przed przyjściem arystokraty mieli tak mało czasu na ustalenie taktyki.

– Chciałem to załatwić inaczej, bardziej jak cywilizowani ludzie, ale trudno, teraz musimy brnąć w to, co wymyśliłaś. To nie jest najgorszy plan, chociaż robi z nas prostaków polegających na brutalnej sile, a ja nie chcę, by arystokraci nas tak postrzegali – ostatnie słowa wypowiedział z naciskiem.

– Na bogów, Irri, jesteśmy Wojskiem Królestwa Akurii, musimy być silni. I naprawdę myślisz, że tacy jak on kiedykolwiek zobaczą w nas równorzędnych partnerów do rozmów? Ja wiem, są normalni arystokraci, do których nic nie mam, ale zawsze będą Ferro-Denale, którym musisz udowodnić, że masz prawo być tu, gdzie jesteś, i nie mogą cię stąd wyrzucić, nie ważne jak bardzo im się to nie podoba.

Wielki Admirał pokiwał głową i odrzucił włosy, które spadły mu na twarz.

– Znam twoją przeszłość, Selino. Możesz mieć w tym temacie nieco spaczone poglądy, ale muszę przyznać, coś w tym jest. Dobrze, ja będę to ciągnął, ty się do niego nie odzywasz, ignorujesz, możesz rzucać gniewne spojrzenia i sarkastyczne uwagi, ale tylko wtedy, jak króla nie będzie w pobliżu. Chociaż Mertinowi by się to akurat spodobało… Dowodzenie jest o wiele trudniejsze w czasie pokoju niż w czasie wojny – westchnął i odchylił się na krześle.

– Przynajmniej wygraliśmy tę wojnę – Nikka chciała go jakoś pocieszyć.

– Wygraliśmy, tak? – zaśmiał się. To był bardzo nieprzyjemny, urywany, chrapliwy śmiech, który nie zwiastował niczego dobrego. – Nikt ci nie powiedział? Mertin próbuje to wyprzeć, a inni pewnie myśleli, że ja to zrobię. I chyba teraz będę musiał… Więc nie, Selino, z mojego punktu widzenia wcale nie wygraliśmy tej cholernej wojny, te skurwysyny same się poddały. Zobaczyli, że Tellarczycy nie żartują z sojuszem, Mertin i Nakin Pewell praktycznie odbili cały zachód, na północy wybuchały powstania, robotnicy buntowali się w kopalniach, nasze wojsko było już gotowe do przekroczenia Południowych Skalników… Ja tu, kurwa, byłem gotowy… Mieliśmy wszystko przygotowane, czekaliśmy na odpowiedni moment. Jeszcze góra miesiąc i sami wyzwolilibyśmy Port Albis. Ale Murkey też widzieli, że zaczyna im się palić pod tyłkiem, zabili więc Wolsha, bo ten skurwiel by się w życiu nie poddał, wybrali nowego Najwyższego Wodza i spierdolili na swoją stronę granicy. Byłem potem razem z Mertinem na posterunku granicznym w Karas podpisać traktat pokojowy. Uwierz mi, nigdy w życiu nie czułem się bardziej upokorzony.

Komandor Selino tylko pokiwała głową, bo i co miała powiedzieć? Zaskoczyło ją wyznanie Irriego. To, co widziała w mieście i na dworze, sugerowało, że odnieśli wspaniałe zwycięstwo. Ale skoro król chce o tym zapomnieć… Mądrze będzie o tym nie wspominać.

– Tak właściwie to za twój dzisiejszy wybryk powinienem kazać cię aresztować, choćby na kilka dni, dla przykładu – nagle zmienił temat. Nikka uśmiechnęła się szeroko.

– Co cię tak bawi? Tęsknisz za siedzeniem w lochu, czy co? – Nie mógł zrozumieć jej reakcji.

– To byłby pierwszy raz, kiedy wylądowałabym w więzieniu za coś, co rzeczywiście zrobiłam.

Irri znów przytaknął. Teraz patrzył na nią bardziej przychylnym wzrokiem.

– Dobrze, komandor Selino, to wszystko na dziś, możesz odejść.

Wstała, wyprostowała się. Spotkanie właśnie dobiegło końca.

– Nie powiem, że dziękuję za pomoc, bo za wiele nie pomogłaś. Przynajmniej nie zaszkodziłaś – dodał.

– Przepraszam za to nieporozumienie, jednak nadal sądzę, że mój sposób zadziała dobrze, Wielki Admirale.

Skłoniła głowę i postanowiła się już więcej nie odzywać. Irri na razie się nie gniewał, a przecież mógłby. I wcale nie przesadzał z aresztem. Za zignorowanie poleceń dowódcy wręcz należało się jej kilka dni w celi.

– To się okaże, Selino, to się okaże… Przypomnij mi, żeby następnym razem nie brać cię na żadne negocjacje, przynajmniej nie z udziałem arystokratów. No, a teraz zmykaj.

– Wedle rozkazu, Wielki Admirale – powiedziała służbiście, ale uśmiechnęła się jak do przyjaciela. Wpatrywała się w Irriego tak długo, aż ten w końcu uniósł kąciki warg. Teraz mogła odejść.

W swojej kwaterze natychmiast rzuciła się do nieotwartej poczty. Chorąży nazywał się Etel Margo, miał dwadzieścia dziewięć lat. Do suchej informacji ze sztabu załączono emocjonalny list od jego żony, Allony. Nikka czytała go ze ściśniętym gardłem. Kobieta dziękowała jej wylewnie, że zaopiekowała się Etelem i godnie go pożegnała. Tylko tyle mogła zrobić. Żałowała śmierci chorążego, ale dzięki niech będą bogom, że nie dostał się żywy w ręce Amerikanów. Drugi list dotyczył Ingi. Jakiś admirał o nazwisku Rowar bardzo uprzejmie dziękował za informacje, lecz zdecydowanie twierdził, że zanim podejmie jakiekolwiek decyzje, musi porozmawiać ze starszą mat Warez osobiście. Nikka pokiwała głową. O coś takiego jej właśnie chodziło. Nie chciała załatwiać Indze pracy, tylko dać jej dobre referencje w razie gdyby zdecydowała się na tę ścieżkę kariery. Zresztą Inga na razie jest jeszcze w Łoszintonie… Nie wiadomo kiedy – i czy w ogóle – wróci do kraju.

Reszta dnia minęła komandor Selino spokojnie. Wieczorem normalnie zjadła kolację, wzięła prysznic, położyła się do łóżka i nawet usnęła, ale nie na długo. Przebudziła się nagle, gwałtownie usiadła i zrzuciła z siebie pościel. Miała koszmar? Może, teraz niczego nie pamiętała. Za to wspomnienie dzisiejszej sytuacji w biurze Irriego powróciło do niej ze zdwojoną siłą, niby echo w górskiej dolinie. Jak mogła postawić Wielkiego Admirała w takim położeniu? Jak będzie prowadzić negocjacje w imieniu króla, skoro nie dała sobie rady z jednym arystokratą… Pomyślała o nożu, ale nie sięgnęła po pas z bronią wiszący na pobliskim krześle. To było takie proste, lecz nie mogła korzystać z tego rozwiązania zbyt często, bo małe nakłucia w końcu przestaną wystarczać.

– System, zapal lampę – poleciła i wstała.

Pójdzie się gdzieś przejść, nocne powietrze powinno pomóc. Ubrała się szybko i dopiero wychodząc z sypialni zauważyła, że odruchowo założyła amerikańskie ciuchy… Trudno, narzuci na to płaszcz i będzie dobrze.

W przedpokoju wpadła na Bretiego, czyszczącego jej buty włosianą szczotką.

– Co tu robisz o tej porze? – zapytała zaskoczona, choć odpowiedź przecież była oczywista.

– Mógłbym spytać o to samo, pani komandor – odparł, podnosząc się z podłogi. Wciąż trzymał w ręku jej lewego buta, delikatnie, za krawędź cholewki.

– Nikka – poprawiła odruchowo. – Dawaj te buty, muszę wyjść.

Chciała, by jej głos brzmiał beztrosko. Chyba się udawało.

– Mam ci towarzyszyć? – spytał. Wyglądał na nieco zaniepokojonego.

– Dziękuję, to nie będzie konieczne. Buty, proszę. Jak wrócę, będziesz mógł wyczyścić je jeszcze raz. Chociaż wiesz, że wcale nie musisz tego robić, co nie?

– Chcę, żeby moja komandor prezentowała się jak najlepiej – wymamrotał nieco zawstydzony. – A Hella nie myśli o takich rzeczach.

– Ja też nie, więc dobrze, że mamy ciebie. Jesteś świetnym adiutantem, Breti. Zresztą jestem bardzo zadowolona z was obojga – pochwaliła go, wciągając obuwie na nogi. Mimo późnej pory starszy chorąży przytomnie podał jej płaszcz.

– Nie mamy tu za wiele do roboty… – próbował umniejszać swoją rolę.

– Zapamiętaj te słowa, jeszcze zatęsknisz za spokojem, jak już będziemy w Americe – zapowiedziała mu Nikka. – A teraz idź spać, czy coś… Nie musisz czekać na mój powrót.

– Może zaczekam… – powiedział, ale komandor Selino już nie odpowiedziała. Wyszła z kwatery i w ciszy przemierzała puste korytarze.

Mogłaby pójść do ogrodów, ale ze skrzydła oficerskiego nie było do nich bezpośredniego przejścia. Nie chciała przechodzić przez pałac i niepotrzebnie niepokoić królewskich gwardzistów. Mogłaby pójść do świątyni, ale, co dziwne, nie miała na to ochoty. Wyszła więc na zewnątrz i skierowała się w stronę przystani. Łodzie kołysały się delikatnie, woda Albii lśniła w świetle latarni. Nie było szczególnie zimno, lecz niebo zasnuły chmury. Szkoda, chętnie popatrzyłaby na księżyc, prawdziwy amarski księżyc. Ten na Erf był podobny, ale przecież nie taki, nie właściwy.

Patrol szybko zauważył jej obecność i niemiły mat ostro spytał, kim jest i co tu, do cholery, robi. Zmiękł od razu, gdy się przedstawiła, i zaczął przepraszać, ale Nikka tylko pochwaliła go za czujność i rozkazała wracać na służbę.

– Mną się nie przejmujcie. Usiądę sobie tutaj i popatrzę na wodę. Muszę pomyśleć – wyjaśniła i kazała im odejść.

Zajęła miejsce na pokładzie dużej łodzi, mocniej otuliła się połami płaszcza. Teraz było dobrze. Słaby wiatr na twarzy, znajomy zapach powietrza, uspokajające kołysanie rzeki. Irri przyznał, że jej plan nie jest najgorszy. Mógł być bardziej zły, a przecież potem rozmawiał z nią normalnie. I jeszcze opowiedział o zakończeniu wojny, dokładając do tego swój emocjonalny komentarz, więc musiał jej ufać… Wszystko będzie dobrze, i tutaj, i w Americe. Tutaj ma matkę, Irriego, króla, Malenę… Tam będzie Kester, Kamilla i dziewczyny. Da radę, jest przecież cholerną komandor Nikką Selino, Królową Piratów i ambasadorką. Musi dać radę.

Kiedy wracała do pokojów, Breti Liwano już spał. Nie sprawdziła godziny w systemie, ale była pewna, że latem świt zastałby ją siedzącą na łodzi, próbującą wmówić sobie, że jest w stanie zrobić to, czego od niej wymagano.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (25)

  • błękitnypłomień dwa lata temu
    No i takiej komandor będziemy potrzebować przy ponownym spotkaniu z chłopakami. Bo poprzednim razem jakaś taka wycofana była. A chłopaki potrzebują atrakcji.
  • Vespera dwa lata temu
    Bo to jest tak, że ona potrafi robić takie rzeczy. Ale tylko wtedy, gdy uzna, że musi.
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera Się ją zmusi :)
  • Vespera dwa lata temu
    błękitnypłomień No, powodzenia. Wiesz jak ona reaguje na zmuszanie.
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera Ale Rean tak słodko potrafi zmuszać... :)
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Atraxem albo innym Tajpanem...
  • Vespera dwa lata temu
    błękitnypłomień Hah, przecież ta szalona komandor prędzej da się zabić, niż zrobi cokolwiek, czego Rean od niej oczekuje. To będzie ostra jazda, ja już teraz cię ostrzegam.
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera Ale wiesz jaka z niego piękna i niebezpieczna bestia. A jak się porusza... To będfzie płomienna rozgrywka. Olek walnie na zawał.
  • Vespera dwa lata temu
    błękitnypłomień Ethan, przypominam, że jego rodziną nie jesteś. Obawiam się jednak, że będziemy potrzebować czegoś więcej, niż uroku osobistego Reana.
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera Twoja pewność w tym temacie mnie wzrusza. Ale możliwe, że jesteś jedną z nielicznych, która wie kto jest synem kogo...
    A co do uroku - damy radę.
  • Vespera dwa lata temu
    błękitnypłomień Widzisz, przy Selino Weroniczka jest okazem zdrowia psychicznego. A jeśli chodzi o Reana, to tam taka impreza była, że niech się cieszy, że nie szczeka :D
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera No wiesz, jak możesz, a on mógłby cię polubić... Zresztą podobałaś mu się w Krakowie :)
  • Vespera dwa lata temu
    błękitnypłomień To nie byłam ja, ja bym to pamiętała... Zresztą jemu się podoba chyba 80% kobiet w wieku rozrodczym... Zresztą ty wiesz, że ja lubię Reana bardziej niż Jeysa.
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera I bardziej kocha Kaina, choć Abel jest grzeczny...
  • Vespera dwa lata temu
    błękitnypłomień Takk :) Szkoda trochę, że za drugim razem Weroniczka się dała od razu usidlić Ablowi, że tak powiem. Z Kainem by tworzyła bardziej udaną parę, ale na razie tego nie wie...
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera A tam, wy się nie znacie na Kainach i Ablach. Kain by się tak nie zajmował nią całymi dniami i nocami, raczej tylko nocami i to też pod warunkiem, że by go nie wkurwiała.
  • Vespera dwa lata temu
    błękitnypłomień No ciekawe jak długo ona wytrzyma ten miesiąc miodowy z Ablem... Na razie dają radę, ale to raczej nie potrwa wiecznie.
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera Dlaczego łaj?
  • Vespera dwa lata temu
    błękitnypłomień To się zobaczy, Weroniczka nie ma doświadczenia w tego typu związkach, aczkolwiek zawsze może się czegoś nowego nauczyć.
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera On na pewno się nauczy wielu nowych rzeczy...
    Ić jusz spadź.
    Narazicho.
  • MKP dwa lata temu
    Fajne
    Człowiek czyta scenę negocjacji i łapie się za głowę co ona odp... ?
  • Akwadar dwa lata temu
    Dobry i zły glina... wiele nauczyła się w tej Americe ;)
    A tak swoją drogą, nie lepiej wybić głupkowatych arystokratów i nie mieliby z nimi problemu? I tak ich nikt nie szanuje
  • Vespera dwa lata temu
    Cały myk polega na tym, że większość arystokratów nie jest wcale taka głupia... Zaczął się tam pewien trend społeczny, ale do rewolucji mu jeszcze daleko.
  • Tjeri 4 miesiące temu
    Tak czysto psychologicznie to przegięła. Trochę mimo wszystko za dosłownie, za naiwnie. Ale patrząc na drętwego pana w falbankach, zapewne przy następnej okazji doceni, że może rozmawiać z admirałem a nie musi z Nikką.
  • Vespera 4 miesiące temu
    Tu odwaliła pokazówkę, która by się spodobała królowi, Irri nie był zachwycony. No cóż, Nikka nie zawsze ma idealne pomysły.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania