Właściwy kolor nieba - rozdział 55
Wyjście z Amadorem Allanarem udało się średnio – czyli dokładnie tak, jak przewidywała Nikka. Zjawiła się w mundurze i z bronią, czego taktownie nie skomentował, ale nie potrafił ukryć rozczarowania. Popłynęli do dzielnicy kupieckiej i tam przechadzali się bulwarami wśród ładnych kamienic, sklepów, jadłodajni i tawern. Komandor Selino pamiętała, że Amador niezbyt entuzjastycznie zareagował na jej pomysł z łodzią i nie chciała przytrzymywać go na wodzie zbyt długo, choć pogoda sprzyjała takim wycieczkom, a ciepłe promienie słoneczne na twarzy przypominały o zbliżającym się lecie.
Rozmawiali właściwie o niczym. Znaczy się głównie o Americe i tamtejszych politykach, ale Nikka miała dość tej tematyki i wolałaby słuchać szumu fali i krzyków mew. Gorzej byłoby tylko wtedy, gdyby Allanar zaczął mówić o wojnie. Dzięki bogom, to go w ogóle nie interesowało.
Traktowała to jak wywiad prowadzony przez ciekawskiego redaktora; odpowiadała wyczerpująco na wszystkie pytania Amadora. Po części go rozumiała: najprawdopodobniej wkrótce poleci do Ameriki, więc nic dziwnego, że chciał wiedzieć jak najwięcej. Problem w tym, że ciekawiła go ta cholerna Amerika, nie osoba Nikki Selino. Z jednej strony dobrze, bo nie planowała wspólnej przyszłości z dyplomatą, ale z drugiej… Z drugiej kobieca duma pani komandor odrobinę ucierpiała.
Nie czuła się obrażona, po prostu prowadziła zwyczajną konwersację z nieco nudnym człowiekiem, zjadła z nim wczesny obiad, a w końcu odwiozła go na sam skraj dzielnicy, bo właśnie tam zatrzymał się u przyjaciół. Żegnała Amadora z uśmiechem na ustach, który znikł z jej twarzy zaraz po tym, jak się odwróciła. Odcumowała łódź i popłynęła do pałacu, zastanawiając się, co też strzeliło jej do głowy, by uznać poszukiwania męża za świetny pomysł… Kompletnie się do tego nie nadawała. Stwierdziła, że wytrzyma jutrzejsze spotkanie z Natelem. Uczony wydawał się inteligentny – nic dziwnego, w końcu w Elbie nie kształcą byle jak ani byle kogo – ale przy tym miał również specyficzne poczucie humoru, które pasowało Nikce. Gdy w rozgałęzieniu kanałów przepuszczała wielki prom rzeczny, pomyślała, że Natel trochę przypomina Irriego. Nie tylko wzrostem: rozmawiała z uczonym w ten sam swobodny, nieco sarkastyczny sposób. Zwiększyła moc reaktorka łodzi i wpłynęła we wzburzony kliwater promu. Nie powiedziałaby tego głośno, ale miała nadzieję, że jutro pójdzie lepiej.
Natel Ber przyniósł maki. Siedem – policzyła je – krwistoczerwonych kwiatów, łudząco podobnych do tych wymalowanych na dzbanku z naparem, który komandor Selino piła na przyjęciu. Maki nie słynęły z trwałości, więc już zaczęły gubić płatki: jaskrawe krople spadały na bruk pałacowej przystani. Nikka patrzyła na bukiet i przez chwilę nie wiedziała, jak zareagować. Jeszcze nigdy nie dostała kwiatów. Natel wybawił ją z kłopotu.
– Witaj, Nikka. Proszę, to dla ciebie. Pomyślałem, że lubisz czerwień.
– Dziękuję, są piękne… – Wzięła maki i powąchała je odruchowo, choć przecież te kwiaty nie wydzielały intensywnego zapachu. – Marynarzu! – zawołała jednego z wartowników pilnujących łodzi. – Zanieś je do mojej kwatery. Adiutantka będzie wiedziała, co z tym zrobić.
Żołnierz bez słowa wypełnił polecenie.
– Jeszcze raz dziękuję. Miło cię widzieć – powiedziała szczerze i uśmiechnęła się lekko. – Chyba wolę ten granat – dotknęła munduru – ale czerwień też jest w porządku. A ty lubisz ciemne kolory?
Spojrzała na strój Natela: czarno-brązowy z beżowymi akcentami, skromny, lecz uszyty z najlepszych materiałów. Żadnych koronek, a wytłoczone kwiatowe wzory wiły się jedynie na wyłogach kurtki.
– Nietrudno zauważyć. To gdzie mnie zabierasz? Zaznaczam, że dość dobrze znam miasto i port wojenny, bywałem tu wielokrotnie.
No tak, to Nikka zaprosiła mężczyznę, przypomniał jej o tym w bezczelny sposób.
– Dzielnica robotnicza? Tam nawet ja jeszcze nie byłam – zaproponowała po chwili namysłu.
– Ja też, więc chętnie sprawdzę. Którym okrętem płyniemy?
Rozejrzał się po niewielkiej przystani i zawiesił wzrok na największej, bogato zdobionej łodzi, która mogła pomieścić piętnaście osób. Mertin brał ją, gdy płynął do świątyni lub występował publicznie gdzieś w mieście.
– Na pewno nie tym. Gdzie nam, prostaczkom, do tamtej łodzi… Znaj swoje miejsce, panie uczony.
Teraz twarz Natela rozjaśnił uśmiech. Odczytał słowa Nikki zgodnie z jej intencją – jako żart.
Popłynęli najzwyczajniejszą, małą łódką, trochę „na czuja”, na północny wschód, jako że komandor Selino naprawdę jeszcze nigdy nie odwiedziła nowej dzielnicy zamieszkałej głównie przez robotników przybyłych z różnych części królestwa, by podnieść stolicę z wojennych zniszczeń. We wschodniej części Port Albis kanały tworzyły rzadką sieć, ustępując miejsca zwyczajnym drogom używanym chętnie przez pieszych, konnych, wozy i auta. Zostawili łódź w małej przystani i udali się na spacer. Niestety także tutaj przechodnie rozpoznawali i zaczepiali słynną komandor Selino. Natel cierpliwie znosił krótkie przerwy na pogawędki z ludźmi.
W końcu Nikka, nieco już zdenerwowana okazywanym jej zainteresowaniem, uciekła w boczną uliczkę. Podążając wąskim przesmykiem pomiędzy wyróżniającymi się wciąż świeżą zaprawą kamienicami, dotarli nad kolejny kanał, czy też jakiś dopływ Albii. Nieodległe brzegi spinał wysoko wysklepiony, kamienny mostek dla pieszych. Tam przystanęli. Nikka oparła się o solidną, również kamienną balustradę i wpatrzyła w płynącą leniwie wodę. Natel zrobił to samo.
– Wygląda na miłe miejsce do życia, ale trochę stąd daleko do centrum – powiedziała dziewczyna, mając na myśli dzielnicę, którą właśnie odwiedzali.
– Chyba nie chciałbym mieszkać w mieście. Pochodzę ze wsi, wiesz? Lipowiec, taka dziura u wschodnich podnóży Południowych Skalników. Trochę bliżej Jeziora Czystego niż morza.
– Przed wojną najdalej byłam w Okalin. To wioska rybacka jakieś osiemnaście mil stąd. Odwiedzałam wujka, bo moja matka stamtąd pochodzi. No i tyle świata widziałam. A potem…
Nie miała ochoty na zwierzenia, nie tutaj i nie teraz. Pomyślała, że kiedy już znajdzie dobrego męża, opowie mu o wszystkim, włączając w to prawdziwą wersję pobytu w Americe. Ani Wielki Admirał, ani król nie mogli jej tego zabronić.
Nikka poczuła, że Natel spogląda na nią z góry. Obserwowała go kątem oka i chyba zauważyła coś w rodzaju szczerego zainteresowania, a potem wahania… Rozważał coś, ostatecznie westchnął cicho i zaczął mówić:
– Potem przynajmniej coś robiłaś, walczyłaś, działałaś. Ja całą wojnę spędziłem w Elbie jak ostatni tchórz. Nasz ambasador zabronił opuszczać miasto wszystkim uczonym. Nie było potrzeby, żeby najlepsze umysły głupio ginęły – wypowiedział ostatnie zdanie w taki sposób, jakby cytował czyjeś słowa.
Teraz Nikka patrzyła na uczonego otwarcie, bo to, co powiedział, bardzo ją zaciekawiło. Według niej akuryjski ambasador miał rację. Walczyć i ginąć mogli zwykli prości ludzie, tacy, jak ona; wybitni zasługiwali na ochronę, bo nie dało się ich łatwo zastąpić. Mogły minąć całe pokolenia, zanim urodzi się ktoś równie wybitny.
Natel zacisnął usta, odwrócił wzrok. Nikka widziała, że chce jeszcze coś dodać, ale nie ciągnęła go za język.
– Inni mogą chwalić się, że służyli w Armii i zabijali wrogów albo przynajmniej pomagali, jak mogli, a ja? Powiem, że przez trzy lata rozwiązywałem równania w swoim gabinecie? Bo właśnie tak minęła mi wojna, pani komandor. Mówię o tym teraz i zrozumiem, jeśli zechcesz zakończyć nasze spotkanie.
Ale że miałaby nie chcieć rozmawiać z Natelem właśnie z takiego powodu? Nie znał jej, więc mógł zakładać, że skoro jest komandor we Flocie, to nie zechce zadawać się z kimś, kto nie walczył? Mylił się.
– Wiesz, Natel, tak właściwie to ci zazdroszczę. Ja też chciałabym przez całą wojnę liczyć równania… No może nie równania, ale wiesz, o co mi chodzi. Nie powinno być wojny. Walczyłam, bo musiałam, ale, na bogów, oddałabym wszystko, by nie musieć. Zginęło tyle ludzi… Cieszę się, że żyjesz, że nie musiałeś uczestniczyć w tym szaleństwie. Naszemu królestwu nie przydadzą się martwi specjaliści od systemów. Więc nie bój się, nie będę tobą gardzić tylko dlatego, że nie miałeś okazji, żeby zostać bohaterem.
Spojrzała mu prosto w oczy, by wiedział, że mówi prawdę. Mężczyzna westchnął i pokiwał głową.
– Więc twierdzisz, że jedna bohaterka wystarczy? Jako że nie znam się na tym, zaufam twojej opinii. – Posłał Nikce uśmiech, którym próbował zamaskować inne uczucia. – Znasz statek Płaszczka 14?
– Nawet lepiej niżbym chciała – odpowiedziała, zastanawiając się, czemu ma służyć nagła zmiana tematu.
– Również było mi dane się z nim zapoznać. Możesz powiedzieć, co takiego zrobiłaś z systemem? Nikt z bazy nie umiał usunąć cię z pozycji nadrzędnego użytkownika, więc posłano po mnie. I wiesz co? Ja też nie umiałem, chociaż napisałem wszystkie instrukcje do systemu. Chyba że to tajemnica, wtedy nie mów. Połowa mojej pracy jest tajna, dobrze to rozumiem.
Nikka zastanowiła się przed udzieleniem odpowiedzi. Czy to, co stało się z Płaszczką, było tajne? Raczej tak, ale skoro Natel Ber pisał wojskowe systemy i wezwano go do przeglądu statku… Flota mu ufała, więc chyba mogła coś wyjawić.
– Ja nic nie zrobiłam. W Americe ze statkiem działy się dziwne rzeczy, owszem, ale to dzieło bogów, nie moje. Sprawili, że Płaszczka mogła się otworzyć tylko na moją komendę głosową, nawet hasło nadrzędne nie działało. Mam nadzieję, że je zmieniliście? – zapytała szybko.
– Tak, dosłownie kilka dni po podpisaniu pokoju z Murkey. Nie masz się czego obawiać.
Nikka przeklęła w duchu. Natel bez trudu domyślił się, że Amerikanie poznali hasło nadrzędne, jedną z najlepiej strzeżonych tajemnic królestwa. Taka z niej była wielka bohaterka Akurii…
– Bogowie? To wyjaśniałoby wszystko, fragmenty systemu, których nie da się wykasować i dziwne odczyty stanu reaktora. Nie mogłem usunąć twoich uprawnień, ale na szczęście system nie upierał się, że musisz go odblokowywać za każdym razem, więc statek wrócił do normalnej eksploatacji. Nadal możesz zrobić z nim, co zechcesz.
Uśmiechnął się do Nikki pocieszająco, jakby chciał jej dać do zrozumienia, że sprawa z hasłem to tylko drobna, niewarta uwagi wpadka.
– Ja to mogę zrobić ze statkiem tylko tyle, ile stoi w rozkazach. – Zaczęła się śmiać, gdyż w wyobraziła sobie, że bierze Płaszczkę i leci nią na wycieczkę, taką z kocem i koszem pełnym wiktuałów. – We Flocie nie ma „co zechcesz”, za takie „co zechcesz” Irri urwałby mi głowę, a potem wsadził do aresztu. Albo odwrotnie, zależy jaki miałby nastrój.
Teraz śmiali się oboje. Natel przyznał, że poznał osobiście Wielkiego Admirała i uznał, że rzeczywiście mógłby coś takiego zrobić. Przez chwilę poobgadywali Irriego, a później uczony zaproponował spacer i podał Nikce ramię, które chętnie przyjęła. Spojrzał przy tym na nią w taki sposób, że dziewczyna nie miała żadnych wątpliwości: podobała mu się. Musiała przyznać, że sprawiło jej to przyjemność.
Poszli dalej, drogą wzdłuż rzeczki. Boczne drzwi kamienic wychodziły na uliczkę, lokalni mieszkańcy wystawiali przed nie ławki, stoliki i donice z kwiatami, przez co zaułek sprawiał bardzo przyjemne, przytulne wrażenie. Nikka odpowiedziała na pozdrowienie kobiety i trójki małych dzieci bawiących się w ażurowej altanie częściowo oplecionej winoroślą. Może i dzielnica robotnicza leżała daleko od centrum, ale miała swój urok.
Uliczka skończyła się wraz z rzędem kamienic, dalszą drogę zagrodziła kępa nadrzecznych chaszczy. Skręcili w prawo, na zachód.
– Mówią mi, że wyglądam młodziej, ale mam trzydzieści siedem lat – zaczął ni stąd, ni zowąd Natel. Brzmiał inaczej niż wcześniej, bardziej poważnie. – A ty jesteś mądra i ładna… Śmiejesz się z moich żartów i nie przeszkadza ci, że jestem tchórzem, więc będę mówił wprost. Chciałbym się ożenić, uświadomiłem to sobie w trakcie wojny, ale nie trafiłem na odpowiednią kobietę. Czuję, że mogłoby się nam udać, ale nie mam czasu na długie zaloty. Nie jestem w tym dobry, prawda? – przerwał wywód nieoczekiwanym pytaniem.
– Ja też nie jestem w tym dobra. – Nikka pomyślała o pożałowania godnym romansie z Hillem. – Podoba mi się twoja szczerość, mów dalej.
– Co tu dużo mówić… Jeśli chciałabyś mnie za męża, to wiedz, że będę nalegał na szybki ślub.
Komandor Selino zwolniła kroku. Natel rzeczywiście narzucił ostre tempo. Widzieli się drugi raz, a on już mówi o ślubie? Tego się nie spodziewała. Mężczyzna był bystry, miły i wyglądał nieźle, nawet pomimo niemalże chorobliwej chudości. Przypadł jej do gustu i chciała go bliżej poznać, ale żeby od razu wyjść za mąż? Zdecydowanie potrzebowała czasu.
– Oboje lecimy do Ameriki. I tak będziesz mieszkał w ambasadzie. Jeśli dziś się zaręczymy, będziemy mieć trzy, może cztery miesiące. Potem wrócimy tutaj i wtedy możemy… Jeśli żadne z nas się nie rozmyśli. Zainteresowałeś mnie na tyle, żeby dać ci szansę, ale rozumiesz, że nie przysięgnę spędzić reszty życia z kimś, kogo nie znam.
– To całkowicie zrozumiałe. – Natel przytaknął zamaszyście, jakby tym gestem chciał jeszcze bardziej podkreślić, że zgadza się z Nikką. – Podoba mi się twój pomysł. Kilka miesięcy razem, tak, to rozsądne. Będziemy mogli zadecydować, czy naprawdę chcemy ślubu.
Teraz dziewczyna z całą mocą poczuła bliskość mężczyzny u swego boku, ciepło jego ciała tuż obok… Z Hillem nigdy nie pokazywała się w ten sposób publicznie, nawet podczas wakacji nad morzem. Dlaczego teraz myśli o Hillu? Nie powinna, przecież właśnie zaczyna nowe życie. Nawet jeśli z Natelem nie wyjdzie, to spróbuje znaleźć kogoś innego. Małżeństwo wciąż wydawało jej się lepsze od kontynuacji żałośnie marnej kariery politycznej.
Wspomnienie byłego kochanka jednak się na coś przydało: Nikka uświadomiła sobie, że musi poruszyć teraz pewną kwestię, skoro ona i Natel byli już zaręczeni.
– Czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć jako twoja przyszła żona?
– Nikka, ja mam trzydzieści siedem lat – powtórzył wyjaśniająco. – Były różne… Ale nie ma nic, czym musiałabyś się przejmować.
Komandor Selino nigdy nie myślała nad tym poważnie, ale teraz stwierdziła, że chyba nie przeszkadzałby jej bękart. Miała pieniądze, mogła zapewnić godziwy byt własnym dzieciom, dałaby radę przygarnąć i wychować jeszcze jedno.
– Możesz usłyszeć różne plotki. Parowano mnie chyba z każdym mężczyzną, z którym rozmawiałam dłużej niż pięć minut, ale po tej stronie portalu to wszystko nieprawda.
– A po tamtej? – zapytał od razu. Nikka doceniła szybkość, z jaką wychwycił to, co chciała przekazać.
– Był mężczyzna, Amerikanin. Zakończyłam wszystko zaraz po tym, jak dostałam zaproszenie na przyjęcie.
– Szybko się domyśliłaś – stwierdził.
– To nie było specjalnie trudne, skoro po każdym nazwisku gościa napisano „kawaler”. Mertin dba o mnie, jakbym była jego młodszą siostrą.
– Król chyba cię lubi.
– Na to wygląda. – Westchnęła ciężko. – Teraz jeszcze nie mogę mówić o wszystkim, ale kiedy zostaniesz moim mężem – te słowa jeszcze dziwnie układały się na języku – będę ci miała dużo do opowiedzenia.
– Ja o niektórych kwestiach nie będę mógł mówić nawet wtedy.
– Ja też nie, więc nie licz na pikantne ploteczki prosto z narady sztabu.
Dobrali się pod tym względem: ani uczony Ber, ani komandor Selino nie mogli swobodnie poruszać wszystkich tematów związanych z ich pracą.
– Porozmawiajmy więc o czymś bezpiecznym – zaproponował Natel. – Nazwisko Ber jest znane w pewnych kręgach…
No tak, nazwisko, rzecz na Amarze dość skomplikowana. Powszechna praktyka to przyjmowanie nazwiska bardziej szanowanego czy po prostu bogatszego małżonka, żeby zapewnić przyszłym dzieciom lepszy start. W przypadku plebsu sprawa się upraszczała, bo do wyboru były tylko dwa, lecz w rodzinach arystokratycznych decyzja o kolejności nazwisk mogła nastręczać wielu problemów. Wybierano „godniejsze” nazwisko męża i „godniejsze” nazwisko żony, po czym dokonywano następnej selekcji. Pierwszy człon decydował o przynależności do rodu, a rody zyskiwały i traciły na znaczeniu, trzeba było więc niejako przewidzieć przyszłość obu rodzin i wybrać tę, która miała lepsze perspektywy. Zwykle dyskutowano o tym w szerokim gronie obejmującym rodziców i krewnych obojga narzeczonych. Nikka wiedziała, że to ona jest najbardziej poważaną członkinią rodu Selino i nie musi konsultować tego typu decyzji. Ze słów Natela wynikało, że również nie tłumaczy się przed nikim ze swojego postępowania.
– … ale nie ma osoby, która nie słyszałaby o komandor Selino, więc chętnie będę nosił jej nazwisko.
– Naprawdę? – wyrwało się Nikce. Nie sądziła, że Natel tak szybko podejmie tak ważną i brzemienną w skutki decyzję. Ewidentnie wiedział, czego chce.
– Może ci umknęło, ale jesteś całkiem znana i szanowana, wiesz? – Uśmiechnął się do niej. – Pomnik taki widziałaś może? Nikka Selino broni stolicy z karabinem w ręku. Duży jest, musiałaś zauważyć.
Mało nie parsknęła głośno na wspomnienie podsłuchanej kiedyś rozmowy o wielkości jej pomnikowego biustu.
– Ciągle o tym zapominam. W mojej głowie jestem tylko małą Selino z portu – powiedziała szczerze.
– To się zgadza, znaczy ta część z małą. Z mojej perspektywy niezbyt odstajesz od ziemi.
– Ej, nie każdy może mieć sześć stóp wzrostu! Ty to masz chyba nawet z sześć i pół – udała oburzenie.
– Dodaj do tego jeszcze trzy czwarte cala. – Natel wyprostował plecy i wyciągnął się na całą imponującą wysokość. Gdyby wyciągnął ramię w bok, Nikka mogłaby pod nim przejść bez pochylania.
– Czym cię karmili w dzieciństwie, że wyrosłeś taki wielki?
– Głównie owczym serem i baraniną. Rodzice dbali o mnie i moje siostry tak, jak potrafili najlepiej. Właśnie. Chciałbym mieć dwójkę albo trójkę dzieci, więcej chyba nie.
– Może najpierw zacznijmy od jednego. Jesteś uczonym, pewnie wiesz, że kobiety różnie znoszą ciążę i poród… Więc nie miej mi za złe, że powiem ci, czy chcę kolejne dziecko dopiero po tym, jak urodzę pierwsze.
– I po tym, co powie lekarz, jasne, tak będzie – przyznał jej rację.
Na razie nie poruszali tematu pieniędzy. Oboje utrzymywali się sami i nie zależało im na spadku po rodzicach. Natel opowiedział o swojej rodzinie, o mocno posuniętych już w latach matce i ojcu, wciąż mieszkających w Lipowcu i hodujących owce – teraz już bardziej dla przyjemności niż zarobku – oraz o dwóch starszych siostrach, które już dawno wyszły za mąż i miały dzieci. Nikka mówiła o matce i przygarniętej Rai. Czas mijał im szybko i przyjemnie, aż zgłodnieli i wstąpili na obiad do niewielkiej jadłodajni na sztukę mięsa z młodą zasmażaną kapustą.
Zjedli, wychylili po kuflu znakomitego pszenicznego piwa, i dopiero gdy szykowali się do opuszczenia lokalu, Nikka zauważyła stojący przy drzwiach zegar.
– Już siódma?! – wykrzyknęła. – Irri mnie zamorduje… Chyba wspominałam, że wrócę na szóstą, a tu proszę, już po czasie i jeszcze droga powrotna. Widzisz, co ty ze mną robisz? – Oskarżycielsko wyciągnęła palec w stronę Natela. Ten tylko uśmiechnął się, szczerze rozbawiony.
Nikka pomyślała, że Natel niczego nie udaje – zupełna nowość w jej pełnym fałszu świecie. Nie grał, nie skrywał prawdziwych intencji, nie próbował jej podejść, oszukać ani zastraszyć. Był sobą, bystrym uczonym o nieco sarkastycznym poczuciu humoru, który z jakichś nieodgadnionych przyczyn uznał, że komandor Selino to dobry materiał na żonę. Może wyliczył mu to jeden z jego systemów? Tego nie wiedziała, ale musiała przyznać, że jej… narzeczony jest interesujący i budzi zdecydowanie pozytywne uczucia.
Wrócili do łodzi szybko, a potem Nikka robiła co mogła, by wykrzesać z małego silnika jak najwięcej mocy i prędkości. Pod pałacem żegnali się krótko. I na krótko.
– Przyjdź jutro o tej samej porze – poprosiła Nikka. – Popłyniemy do mojej matki, poznacie się. Tylko może lepiej nie jedz śniadania, bo jak znam matkę, to będzie chciała cię nakarmić. I dotuczyć, bo pewnie według niej powinieneś ważyć drugie tyle.
– Moja matka próbowała tego przez całe życie, jak widać bez rezultatu.
– Z całym szacunkiem, ale twoja nie prowadziła jadłodajni. Jestem pewna, że Riza wciśnie w ciebie wszystko, co ma na stanie.
– To się okaże jutro. Do zobaczenia, moja droga.
Wyciągnął do niej dłoń, potem otworzył ramiona, a Nikka, nieco onieśmielona, dała się przytulić i wymamrotała niewyraźne pożegnanie. Gdy wracała do kwatery, krew szybciej krążyła w jej żyłach, a gdyby uważniej przyjrzała się własnemu odbiciu, choćby w szybie mijanego po drodze okna, zauważyłaby na policzkach rumieńce barwą nawiązujące do siedmiu maków, pierwszego podarunku od – bogowie, jak to brzmi! – narzeczonego.
Komentarze (17)
drugiej kobieca duma pani komandor odrobinę ucierpiała. - fajne. Tak już jest: ja go nie chce ale nie zaszkodzi jak do mnie powzdycha.
niej akuryjski ambasador miał rację. - według mnie też. Na wojnie ktoś powinien chłodno szacować i to było właśnie to.
Inni mogą chwalić się, że służyli w Armii i zabijali wrogów albo przynajmniej pomagali, jak mogli, a ja? - powinien się zastanowić ilu nie może się pochwalić, bo gryzą piach
Co tu dużo mówić… Jeśli chciałabyś mnie za męża, to wiedz, że będę nalegał na szybki ślub. - z grubej rury wypalił
Lubię go, ma moje błogosławieństwo.
Martwi mnie tylko fakt, że on może coś knuć 🧐🧐
No weź, idziesz na randkę, a koleś cię wypytuje o robotę, no nie można tak, każdy by złapał focha.
Wysłanie najlepszych naukowców na wojnę byłoby skrajną głupotą. Niech robią to, co potrafią najlepiej, wtedy przysłużą się krajowi najbardziej. Swoją drogą pomysł na spin-off: historia uczonych z Akurii i Murkey, którzy muszą się znosić w szkole w Elbie w trakcie trwającej wojny... Mogłoby być dobre.
Widzisz, w kraju jest nacisk na bohaterów wojennych, to nic dziwnego, że chłop ma kompleksy, bo się na bohaterstwo nie załapał. Ale będzie mieć żonę z pomnikiem, także ten :D
Natel pierwszej młodości nie jest, stwierdził, że kandydatka niczego sobie, to po co czekać? Jak jej się to nie spodoba, poszuka innej, byle szybko.
I ja też go lubię. Lubię większość swoich postaci.
W punkt! :D:D:D
Dwa okazy warte siebie jak najbardziej.
Romantyczki — oto nastał dzień żałoby, płaczcie.
Natel budzi sympatię. Nie podoba mi się że za chudy jest, ale trudno :D, reszta git :D.
Interesujące nawiązania do Hilla. Zastanawiam się czy to po prostu tak dla wiarygodności (w końcu Nikka nie ma w głowie pstryczka "Hill off"), czy coś tam jeszcze ciekawego wypłynie.
Uuu, będą potykać się o dziecka, a Hill to nawet (trzecie) będzie do chrztu trzyamał. Czy cuś.
Zapewne znalazłoby się parę wątków do pociągnięcia...
Na cóż innego życie tracić... Pisz.
Drut mnie szczególnie zainteresował :D
Ee, to już mogę być nieżywa. Ale co tam, i tak zajrzę:D.
Oczywiście że będzie.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania