Poprzednie częściWłaściwy kolor nieba - rozdział 1
Pokaż listęUkryj listę

Właściwy kolor nieba - rozdział 57

Jadłodajnia „U Rizy” stała się popularnym miejscem, ale na Hilla zawsze czekał wolny stolik. Starsza z pań Selino bardzo go polubiła – postarał się o to. Za każdym razem, gdy odwiedzał to miejsce, starał się przypodobać właścicielce i komplementował jej kuchnię. Chyba podświadomie liczył na względy, gdy związek z Nikką wejdzie w kolejną fazę… To było już niemożliwe. Przynajmniej mógł zjeść pyszny obiad w miłej atmosferze, tyle dobrego.

Dziś weszli do środka, bo popołudniowy skwar wdzierał się pod biało-zielone markizy i nie zachęcał do pozostania na zewnątrz. Na Amarze trwało lato. Piąty miesiąc roku, Miesiąc Sowy, śmiało można było porównać z ziemskim lipcem. Miła odmiana po zimnym, wietrznym i mokrym waszyngtońskim listopadzie.

Diego wyjął kamerę i dokumentował wszystko: zamówione posiłki, wnętrze jadłodajni i menu wypisane kredą na deskach ponad głowami krzątających się za ladą dziewcząt. Zjedli zupę rybną – Hill zamawiał ją za każdym razem i nigdy się nie rozczarował – i drożdżowe racuchy z jabłkami, bo na danie mięsne było stanowczo za gorąco. Właśnie pytał młodego, czy miałby jeszcze ochotę na placek z rabarbarem, gdy do lokalu weszła Nikka.

W mundurze wyglądała równie wspaniale, jak w sukience. Może nawet lepiej, bo w takim stroju czuła się swobodniej – widział ją w obu wydaniach i zauważał subtelną różnicę. Od razu skierowała się w stronę jego stolika, a jej mina nie wróżyła niczego dobrego.

Wstał i ukłonił się z szacunkiem. Właściwe zachowanie mogło ją trochę udobruchać.

– Dzień dobry, pani komandor – zaryzykował i odezwał się pierwszy.

– Dzień dobry – odrzekła boleśnie obojętnym tonem, ale powoli, co sugerowało, że jest zdenerwowana. Patrzyła na Diega, powiedział więc:

– Pani pozwoli, że przedstawię, Diego Hale, mój syn.

– A więc to jest ten słynny Diego! – Nikka posłała młodemu serdeczny uśmiech, tak kontrastujący z jej wcześniejszym nastawieniem, że praktycznie każdy domyśliłby się, że to tylko poza. – Jakże miło cię wreszcie poznać.

– Panią też… Dzień dobry – dodał szybko, jakby przypomniało mu się, że od tego powinien zacząć. – Czy ja mógłbym zadać pani kilka pytań? Jestem… no, próbuję być… Jak to się mówi, tato? Redaktor? Redaktorem. – Uśmiechnął się, niebywale z siebie zadowolony. Wziął kamerę i niecierpliwie obracał ją w dłoniach.

Ale Ethan widział, że Nikka nie była chętna do udzielania wywiadu.

– Świetnie posługujesz się naszym językiem – zmieniła temat. – Książka się przydała… Raja! Rajka, skarbie, czy mogłabyś tu podejść? – zawołała dziewczynkę, która właśnie pojawiła się w jadłodajni.

Najmłodsza panienka Selino, przybrana siostra Nikki, posłusznie podbiegła do ich stolika. Z szacunkiem skinęła Ethanowi głową na powitanie, kojarzyła go już jako stałego gościa.

– To jest Diego, syn mojego… – zawahała się na moment – kolegi z pracy. Pokaż mu, proszę, okolicę. Możecie pokręcić się po nabrzeżu, pójść pod mój pomnik.

Dzieciak podniósł na Hilla pytający wzrok. W jego ciemnych oczach błyszczała ekscytacja. Ethan przytaknął, nie miał nic przeciwko temu pomysłowi. Port Albis było bezpiecznym miejscem, zwłaszcza dla dzieci.

Nikka wyjęła z kieszeni aksamitną sakiewkę, odliczyła kilka drobnych, dwukolorowych monet: oczek, najniższych tutejszych nominałów. Za jedno oczko dało się kupić talerz zupy czy przekąskę z ulicznego straganu. Wręczyła pieniądze siostrze.

– To w razie, gdybyście czegoś potrzebowali.

– Ja też mam… – zaczął Diego, ale Ethan dał mu znak, by nie przerywał.

– Nie oddalajcie się za bardzo, wróćcie… za godzinę? – Nikka spojrzała na Hilla.

– Góra półtorej. Będę tutaj albo na zewnątrz, znajdziesz mnie – zapewnił syna.

– No, zmykajcie. – Selino uśmiechnęła się do siostry i wreszcie była w tym uśmiechu prawdziwa szczerość.

– Dobrze, no to chodź. Ja jestem Raja, a ty? Diego? Jeszcze nie słyszałam, żeby ktoś miał tak na imię…

Przez chwilę Ethan i Nikka patrzyli w ślad za oddalającymi się dziećmi. Diego ściskał kamerę i na pewno miał zamiar nagrać trochę materiału. Hill musiał przyznać, że dzieciak miał do tego dryg: szybko załapał, o co chodzi w montażu, potrafił nadać filmikom chwytliwe tytuły, robił ciekawą narrację i zbierał tysiące wyświetleń. Nie żałował mu pieniędzy na przyzwoity sprzęt, zwłaszcza że młody zaczął już zarabiać na swej twórczości.

– Jak śmiesz tu przychodzić! – Komandor Selino naskoczyła na niego niemal natychmiast po tym, jak Raja i Diego wyszli.

Wręcz syczała ściszonym głosem, przesunęła prawą dłoń w stronę kabury z pistoletem laserowym. Spiął się, gotów wytrącić jej broń z ręki, ale na szczęście opanowała gniew.

– Wstydu nie masz? Nękać moją matkę, w biały dzień! Wy cholerni, durni Amerikanie! Co ty sobie wyobrażasz? No, słucham?

Szczuplejsza pracownica jadłodajni przyglądała się tej małej scysji z żywym zainteresowaniem, żywszym nawet niż inni klienci. Ethan bez trudu zauważył, że Nikka też to wyczuła i pokręciła przecząco głową, jakby dawała dziewczynie znać, żeby się nie wtrącała.

Nie odpowiedział na zadane pytania, bo ponad ramieniem Nikki widział co, a raczej kto, nadchodzi.

– Córciu, jak ty traktujesz gości? – rozległ się mocny głos Rizy Selino. – Co sobie pan Alex o nas pomyśli?

Nikka odwróciła się gwałtownie, ale nic nie powiedziała. Zachowanie spokoju musiało ją wiele kosztować. Ethan domyślał się powodów tak ostrej reakcji pani komandor: pewnie sądziła, że przychodził szpiegować jej matkę. A on naprawdę polubił tę zupę, poza tym jadłodajnia leżała w pięknym miejscu, przy szerokim bulwarze i blisko centrum. No i chciał lepiej poznać Rizę.

– Ja bardzo przepraszam za córkę, denerwuje się przed ślubem. Wie pan, dla młodych dziewcząt to wielkie wydarzenie… Niech pan usiądzie, zaraz przyniosę coś do picia.

Riza złapała Nikkę za rękę i chciała pociągnąć ją w stronę zaplecza, ale dziewczyna ani drgnęła. Spojrzała na matkę ostro, ta natychmiast puściła rękaw munduru. Ethan zaczął się martwić, bo Nikka zachowywała się tak, jak na pamiętnym przyjęciu w Białym Domu: widział, że jest o krok od wybuchu tylko z powodu swoich błędnych przypuszczeń. Nie wyciągał od Rizy żadnych informacji, ale dobrze znał paranoję Nikki – częściowo uzasadnioną, musiał to przyznać. Teraz jednak się myliła i jedyne, co mogła osiągnąć, to niepotrzebna awantura. Poczuł się w obowiązku coś z tym zrobić.

– Pan Alex… Mamo, ja znam tego człowieka i wiem, że nie jest tym, za kogo go uważasz. To…

– Ja i Nikka byliśmy ze sobą. Wie pani, taki niezobowiązujący związek, nie ogłaszaliśmy tego publicznie. Młode dziewczęta miewają swoje kaprysy i często denerwują się bez powodu – sparafrazował słowa Rizy.

Musiał przerwać Nikce w obawie, że powie za dużo i będzie tego żałować. Teraz wyglądała, jakby chciała zastrzelić go na miejscu. Nigdy wcześniej nie widział jej tak wściekłej. Przynajmniej odesłała dzieciaki…

Riza pokiwała głową ze zrozumieniem i posłała mu uśmiech, który w założeniu miał go uspokoić. Na miejscu kobiety zająłby się raczej uspokojeniem córki.

– Chodźmy, mamo. Pan Alex – niemal fizycznie poczuł pogardę zawartą w tych słowach – sobie poradzi.

Odwróciła się i odeszła, tak po prostu.

– Przepraszam za nią, ale sam pan wie… – Riza próbowała jeszcze łagodzić sytuację.

Przytaknął i uśmiechnął się, bo co miał zrobić? Nikka wybrała odwrót taktyczny, a i on zamierzał opuścić jadłodajnię i zaczekać na młodego na zewnątrz. Wcześniej traktowała go całkiem normalnie, z dystansem, ale przyzwoicie. Nawet podesłała mu kilka majętnych osób, które wsparły złotem inicjatywę otwarcia świątyni w Stanach. Ale teraz Hill wkroczył tutaj, na jej prywatne terytorium, naruszył rodzinne sacrum. Niby nie powinien mieć pretensji, że potraktowała go w taki, a nie inny sposób… ale to wciąż bolało.

Ethan nie sądził, że jest w stanie odczuwać ten rodzaj bólu, który wzmógł się, gdy popatrzył na Nikkę znikającą w drzwiach prowadzących na zaplecze jadłodajni. Zostawił na stoliku kilka srebrnych monet – denarów, nazwa była kolejnym dowodem na bliskie związki Amaru z Ziemią – i pospiesznie wyszedł, by zejść z oczu byłej kochance.

 

***

 

Przyszedł tu, bezwstydnie, w biały dzień, wszedł do jadłodajni matki i śmiał ją niepokoić, a dodatkowo wygadywał takie rzeczy… I to nie pierwszy raz, Nikka odniosła wrażenie, że matka doskonale kojarzy „pana Aleksa”. Czyli ta amerikańska gnida raczyła przedstawić się prawdziwym nazwiskiem? Na to wyglądało.

Gdy mijały kontuar, skinęła głową Zelii Ritten, która niedawno podjęła tu pracę. Dobra dziewczyna, jej była podwładna z oddziału, chciała pomóc i wkroczyć, gdy tylko zobaczyła, że pani komandor ma kłopoty – tak mogło to wyglądać z perspektywy mat Ritten. Nikka doceniała chęć wsparcia, ale go nie potrzebowała. Hill zdenerwował ją i upokorzył, z czego, jako pieprzony Amerikanin, pewnie nie zdawał sobie sprawy, ale panowała nad sytuacją.

Zaprowadziła matkę do biura i usiadła na jej krześle. Riza zdawała się nieco wstrząśnięta nieodpowiednim zachowaniem córki.

– Tak, to był mój kochanek – zaczęła rozmowę. – Ale to już skończone. Rzuciłam go, zanim poznałam Natela.

Narzeczony wyjechał, by sprowadzić do stolicy rodzinę. Ślub miał się odbyć wkrótce, w trzeciej kwadrze Miesiąca Sowy, a było już dwa dni przed pełnią. Nikka musiała przyznać, że przyzwyczaiła się do szczupłego uczonego i tęskniła za jego obecnością.

– Córciu… – westchnęła Riza. – Ja cię nie obwiniam, to taki miły i przystojny mężczyzna. Gdybym miała z dziesięć lat mniej, to kto wie… – próbowała obrócić całą sytuację w żart.

– Nie, mamo. – Nikkę aż zmroziło na myśl, że Hill mógłby zostać jej ojczymem. – Nie znasz go, nic o nim nie wiesz. Pan Aleks nie jest taki, jak ci się wydaje. Nigdy nie ufaj żadnemu Amerikaninowi. Oni nie myślą tak, jak my. I nie mają honoru.

W tej chwili komandor Selino nie pamiętała, że sama uznała kilkoro Amerikanów za godnych zaufania. Kamilla, Erik, kolonel Margareti, Pam Sidibe… Nawet Hill czasem bywał szczery i przyjacielski.

Riza nie wiedziała, co powiedzieć, wyglądała na zakłopotaną. Chyba chciała wierzyć słowom córki. Z drugiej strony Hill potrafił manipulować ludźmi, potrafił kłamać, mówić dokładnie to, co chcieli usłyszeć. Nikka nie dziwiła się, że matka uległa jego urokowi. Postanowiła trochę jej pomóc, bo dobrze wiedziała, co znaczy walczyć z tym w pojedynkę.

Wstała i podeszła do Rizy, przytuliła ją.

– Nie martw się, mamo. Wszystko będzie dobrze. Natel wróci, zajmiemy się ślubem. Już nie lecę do Ameriki, będę tutaj, król mi obiecał – mówiła cichym, kojącym głosem, chociaż sama nie czuła jeszcze spokoju.

Za plecami matki ścisnęła dłoń drugą dłonią. Rękawiczki nie pozwalały wbić paznokci w ciało, ale sam nacisk na razie wystarczył. Musiał.

Nikka Selino była głową swojej rodziny, panią komandor, oficer polityczną, szczęśliwie byłą już ambasadorką. Ludzie chcieli na niej polegać, zarówno obcy, jak i połączeni więzami krwi i powinności. Nie mogła ich zawieść, nieważne jak bardzo Hill wyprowadził ją z równowagi.

Błagam was, bogowie, dajcie mi siłę – pomodliła się w myślach i jeszcze mocniej przytuliła Rizę.

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • MKP miesiąc temu
    Rozdział dobry i w sumie rozumiem, co jej przyszło do głowy, ale jeśli dobrze pamiętam, to ja uprzedzał, że chce pokazać synowi Amar.
    Trochę ja poniosło, ale trauma to trauma
    Chociaż nadal mam dziwne przeczucie, że ona do niego czuję miętę.
  • Vespera miesiąc temu
    Hmm, czy ona coś do niego czuje? Nawet wiele rzeczy, bo przez te lata tak jej zrył banię, że się go łatwo nie pozbędzie.
  • Tjeri tydzień temu
    O kurka, zajrzałam profil tak na wszelki wypadek "czy aby czegoś nie przegapiłam", będąc jednocześnie przekonaną, że "raczej nie"... A tu trzy nówki nieśmigane!

    "Amerikańska gnida" dostała porządnie po gębie. A i tak powinna się cieszyć, bo mogło być gorzej.
    "Hill zdenerwował ją i upokorzył, z czego, jako pieprzony Amerikanin, pewnie nie zdawał sobie sprawy" — cóż... oni raczej nie bawią się w bardziej dogłębne poznawanie (i szanowanie) obcej kultury (chyba że poprzez rabunek). Choć z racji wykonywanego zawodu, powinien znać drażliwe kwestie.
    Dobry rozdział.
    Kurde, Miesiąc Sowy to powinien być jakiś chłodniejszy czas. Zdecydowanie!
  • Vespera tydzień temu
    No widzisz, taka niespodzianka, nic tylko czytać.
    Tutaj Nikka jest zła, więc może nadinterpretować zamiary Hilla... Albo i nie, kto go tam wie, Amerykanina jednego.
    A nazwy miesięcy wzięły się od gwiazdozbiorów, w których wstaje słońce - jak nasze znaki zodiaku.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania