Poprzednie częściWłaściwy kolor nieba - rozdział 1
Pokaż listęUkryj listę

Właściwy kolor nieba - rozdział 9

Trzymać się środka wyznaczanego przez ciemnozielony dywan. Ignorować morze zaciekawionych twarzy. Skąd wziął się ten tłum? Oczekiwała bardziej prywatnej audiencji, a tu proszę, zebrał się chyba cały dwór. Zauważyła ciemną plamę, skupisko ludzi w mundurach. Jednym z nich pewnie był admirał Alen-Perino, z którym rozmawiała przez radiostację. Ale to nieważne, teraz ci wszyscy spragnieni sensacji gapie nie są ważni. Ważny jest król Mertin, tam gdzieś przed nią, na końcu absurdalnie długiej sali – a przynajmniej teraz wydawało się jej, że ciągnie się i ciągnie w nieskończoność.

Wpatrzyła się więc w królewską parę. Oboje siedzieli na czymś w rodzaju bardzo ozdobnej tapicerowanej ławy z wysokim oparciem, blisko siebie, otoczeni przez gwardzistów i służbę. Malena uśmiechała się pod nosem, a Mertin… Mertin wyglądał dobrze. Przytył, ściął włosy, które teraz układały się w miękkie, brązowe fale sięgające tuż poniżej uszu. Miał na sobie turkusowy strój wzorowany na wojskowym mundurze, trochę inny w kroju i bardziej ozdobny, ale podobieństwo było oczywiste. No i jeszcze peleryna, na pewno dłuższa od regulaminowej oficerskiej, ale tak samo odkrywająca jedno ramię. Nie zauważyła żadnych pagonów. Gapiła się na niego bezwstydnie aż do podwyższenia wyznaczonego przez dwa szerokie stopnie. Uklękła, pochyliła głowę, spuściła wzrok. Zielony dywan zdobił wyszywany złotą nicią liściasty wzór.

Mertin wstał i podszedł bliżej, przystanął na pierwszym schodku. Teraz widziała przed sobą jego buty z solidnej brązowej skóry.

– Nikka. Jak dobrze jest cię znów zobaczyć. – Zaczął rozmowę.

– Ja też cieszę się, że wróciłam do domu, Wasza Królewska Wysokość – odpowiedziała. Głos poniósł się po sali zaskakująco donośnie i czysto.

– Wstań, Nikka, niechże cię uściskam.

Podniosła się z kolan. Mertin przytulił ją krótko, co wywołało szmer wśród zgromadzonych dworzan. To na pewno coś znaczyło, a ona nie miała pojęcia co.

– Twoja nieobecność nieco się przedłużyła – zauważył król. – Niestety w tak dalekich misjach łączność może zawieść. Jednak przedwcześnie uznaliśmy cię za zmarłą.

A więc to miała być oficjalna wersja: daleka misja i awaria łączności. Może być, w końcu jeśli odpowiednio przymrużyć oczy i nagiąć fakty, nie było to bardzo odległe od prawdy.

– Wróciłam tak szybko, jak tylko było to możliwe, mój panie.

– Nie wątpię. I dziękuję ci za raport, jest bardzo… interesujący. Myślę, że będę mieć dla ciebie pewne zadanie. Ale o tym później, niech najpierw Wielki Admirał wróci do miasta, w końcu przede wszystkim jesteś jego podwładną.

– Zrobię wszystko, by jak najlepiej służyć królestwu. – Wybrała bezpieczną odpowiedź.

– I takich ludzi nam potrzeba. Wybacz, Nikka, dziś nie mogę poświęcić ci tyle czasu, ile bym chciał. Ale na pewno wezwę cię jutro.

– Oczywiście, mój panie.

Była pewna, że to już koniec audiencji. Czekała na pozwolenie na odejście, ale Mertin jeszcze się nad czymś zastanawiał.

– Ktoś zaprowadzi cię do komnat gościnnych, jutro zapewne dostaniesz własne pokoje w skrzydle oficerskim. Jeśli masz jakieś prośby, mów śmiało.

– Chciałabym się pomodlić – odpowiedziała bez namysłu. Chwila ciszy w świątyni była czymś, czego zdecydowanie potrzebowała. – I chciałabym zobaczyć matkę…

– Och, tak, to zrozumiałe. Panie Beker-Sewero, proszę sprowadzić panią Rizę Selino do pałacu. – Król wydał rozkaz trzeciemu sekretarzowi, który nie wiadomo kiedy znalazł się w pobliżu. – I pozwól, że zaprowadzę cię do mojej prywatnej świątyni. Na to znajdę czas.

Mertin zszedł ze schodka i podał jej ramię. Przyjęła je, boleśnie świadoma palących spojrzeń zgromadzonych. Będą mieć o czym plotkować przez dobry miesiąc. Gwardziści sprawnie uformowali eskortę, dwóch szło z przodu, dwóch z tyłu. Tylko oni mieli broń.

Król poprowadził Nikkę z powrotem do czerwonego holu, a potem skręcili gdzieś w węższe przejście. Ten pałac był istnym labiryntem, kompleksem budynków połączonych galeriami, korytarzami i skomplikowanymi klatkami schodowymi. Starała się zapamiętywać drogę, ale nie szło jej to zbyt dobrze.

– Wracając do twojego raportu… Wiesz, Nikka, uwierzylibyśmy ci nawet, gdybyś nie przysięgała. – Król zaczął rozmowę. – Ech, pokazałbym ci zapisy, ale sekretna biblioteka spłonęła, jak to wszystko… – westchnął ciężko. Selino słuchała zainteresowana, to było coś nowego. – No bo widzisz, oni przybywali do nas już wcześniej. Zwykle pojedynczo, raz na kilkanaście czy kilkadziesiąt lat, najczęściej u nas i w Tellarii, ale wiem, że co najmniej jeden był w Murkey około pięćset dziesiątego roku. Mówili podobnie do nas, wyglądali właściwie tak samo. Moi przodkowie utrzymywali ich istnienie w tajemnicy. Zwykle wywoziliśmy ich do Bennu, do szkoły w Elbie, żeby pomagali naszym uczonym. W tamtym świecie ludzie mieli naprawdę zachwycające pomysły… Jak myślisz, skąd mamy radio czy chociażby statki powietrzne? Oczywiście nie dali nam gotowych planów, ale skoro wiedzieliśmy jak coś ma mniej więcej działać, to zrobienie tego było tylko kwestią czasu…

– To naprawdę ciekawe, mój panie – powiedziała, gdy na chwilę przerwał monolog.

– Nie, no proszę cię, jak jesteśmy sami, to ja jestem Mertin, a ty Nikka, jak w górach.

Przytaknęła. Jeżeli tego właśnie chciał… Wróciła pamięcią do tamtych dni. Ech, teraz wstyd jej było za wiele rzeczy, które wtedy powiedziała. Wyrzucała królowi, że za mało skupiał się na wojsku i zwykłych ludziach, że widział tylko arystokrację, tellarium i zyski z handlu. Nadal uważała, że miała rację, ale mogła traktować go z większym szacunkiem. A o tym nieszczęsnym nazwaniu go idiotą to już w ogóle lepiej było nie myśleć.

Sam Mertin wyglądał jednak jakby wspominanie ucieczki sprawiało mu radość. Dziwne, w tamtym okresie był małomówny, przybity i wyczerpany, zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Z drugiej strony odzyskał wtedy wolność, no i był to początek końca tej wojny, więc może stąd te pozytywne uczucia.

– W każdym razie ostatni goście stamtąd przybyli jakieś siedemdziesiąt lat temu, od tamtej pory była cisza. Myślałem, że nie da się przejść do ich świata, ale udowodniłaś, że to możliwe. Chyba powinienem już zacząć przygotowywać jakąś delegację do tych... Amerikanów, tak?

– Amerikanów, zgadza się. Tylko, że… Oni nauczyli się otwierać przejście od swojej strony, a my na razie nie wiemy, jak to robić.

– Nikka, spokojnie. Przysłali ambasadora, więc im też zależy na kontakcie. Zadbają o to, żebyśmy mogli się wzajemnie odwiedzać.

– Tak, tylko po prostu mierzi mnie myśl, że będziemy od nich w czymkolwiek zależni. Wolałabym, żebyśmy mieli kontrolę nad przejściem – stwierdziła ponuro. Ku zdumieniu Nikki, król również sposępniał.

– Dobrze wiem, o czym mówisz. Ale nie rozmawiajmy dziś o tym, dziś świętujemy twój powrót. Powinienem wydać bal na twoją cześć, ale wydawanie pieniędzy na coś poza odbudową, jest niemile widziane.

Bal? Jeszcze tego brakowało. Byłaby wtedy w centrum uwagi całego dworu. Żaden bal nie był jej do niczego potrzebny.

– Dziękuję, ale bal to chyba byłoby za dużo. Wystarczy, że mam pomnik.

– Za dużo, a to dobre. – Uśmiechnął się. – Nie bądź taka skromna, Nikka, wszyscy wiemy, ile zrobiłaś dla królestwa. I w ogóle jesteś dziś strasznie spokojna. Wiesz, zapamiętałem cię jako bardziej impulsywną.

Selino uśmiechnęła się smętnie. To prawda, kiedyś płonął w niej gniew i nie omieszkała tego okazywać każdemu, kogo napotkała. Ale od tamtej pory minęły prawie trzy lata, prawdziwe, długie amarskie lata.

– Jestem zmęczona – spróbowała się wytłumaczyć.

– To zrozumiałe po podróży – przytaknął Mertin. Nic nie zrozumiał. – No dobrze, tu jest moja świątynia. Zostańcie przed wejściem, sam wprowadzę komandor Selino do środka – rozkazał towarzyszącym im sługom i gwardzistom, po czym własną ręką otworzył przed nią drzwi.

Weszli do wysokiego pomieszczenia na planie pięciokąta. To chyba było wnętrze jednej z wież. W środku panował półmrok rozświetlany jedynie światłem świec. To, w połączeniu z ciemnobrązową marmurową podłogą, przypomniało jej miejsce, w którym spotkała Pana Reeda. Chciała od razu podejść do ołtarza i uklęknąć, ale Mertin wciąż trzymał ją za rękę. Odczekał, aż służący zamknie za nimi drzwi i stanął przed Nikką, blisko, o wiele bliżej niż wypadało.

– Czuję twoje blizny. – Pogładził palcami wnętrze jej dłoni. – To niesprawiedliwe, że musieliśmy wszyscy tyle wycierpieć.

– To tylko blizny. Nic mi nie jest. Przeszłości nie zmienimy, możemy tylko żyć dalej.

– Gdybym wiedział, że żyjesz, zaczekałbym na ciebie – oznajmił z przejęciem. – Ale teraz mam już żonę, no i dziecko w drodze… Gdyby nie to, oświadczyłbym się tobie.

Patrzył jej w oczy i oczekiwał odpowiedzi. Nikka zamarła. Ona? Królową? Mertin nie mówił chyba poważne. Malena była wręcz do tego stworzona, ona by się nie nadawała.

– To byłoby… niesamowite – powiedziała w końcu.

Nie skłamała, bo ślub króla i kobiety z ludu rzeczywiście byłby niesamowity. Ale słowo, którego chciała użyć, brzmiało „niemożliwe”. Pierwszy raz tego dnia poczuła, że chciałaby wbić paznokcie w skórę, mocno, boleśnie. Może nawet do krwi.

Uśmiechnął się promiennie, prawie po amerikańsku. Delikatnie, jakby z żalem, puścił jej dłoń i odsunął się trochę.

– No cóż, moją żoną już nie zostaniesz, ale wciąż możesz być moją komandor. Pomożesz mi rządzić tym krajem, prawda, Nikka?

– Oczywiście, Mertin. – To mogła mu obiecać. – Pewnie, że ci pomogę. Zrobię co będzie trzeba, jak zawsze.

– I o to chodzi! Razem pokażemy tym starym dziadom, że stara Akuria się skończyła i już nie wróci. Nowe czasy potrzebują nowych rozwiązań. Widzisz, słuchałem uważnie wszystkich twoich pretensji i wychodzi na to, że miałaś sporo racji. Próbuję to wszystko jakoś poskładać, mam ludzi, którzy mnie wspierają, ale z tobą będzie mi lżej… Ale dobrze, nie będę obarczać cię problemami zaraz pierwszego dnia, zasługujesz na odpoczynek. Pomódl się, a potem ktoś cię odprowadzi.

– Dziękuję. Za ciepłe przyjęcie, za zaufanie, za to wszystko. Jak już mówiłam, chcę jak najlepiej służyć królestwu, mój panie.

Nikka wyczuła, że już czas powrócić do nieco bardziej oficjalnych form. Skłoniła też lekko głowę, by okazać należny szacunek.

– Ja też dziękuję. Za to, że mogłem cię poznać i za to, że bogowie sprowadzili cię bezpiecznie do domu. Teraz naprawdę muszę już iść… Życzę spokojnej nocy, pani komandor.

Nie miała już nic więcej do powiedzenia, pożegnała go tylko lekkim uśmiechem. Patrzyła, jak wychodzi, a potem odwróciła się w stronę ołtarzy.

Było ich cztery, wiadomo, każdy poświęcony innemu bóstwu. Pięć ścian, na jednej wejście, na pozostałych ołtarze z pięknymi płaskorzeźbami, pomiędzy nimi strzeliste okna. Teraz było ciemno i nie sposób było poznać, czy szyby są barwione, ale często tak było w świątyniach. Postaci bogów wyrzeźbione w jasnym kamieniu wyraźnie odcinały się od ciemnego drewna i zdawały się jaśnieć w świetle świec. Alabaster? Tak się to chyba nazywało. Bez trudu rozpoznała Pana Reeda, tutaj wyobrażonego jako krzepki młodzieniec dzierżący miecz w uniesionej dłoni. Uklękła przed nim, ale nie mogła skupić myśli. A gdyby tak wyciągnąć dłoń i przytrzymać ją nad płomieniem? Nie, to głupie, nabawi się tylko kolejnej kłopotliwej blizny.

Mertin i to nieoczekiwane wyznanie zachwiały jej wewnętrzny spokój. Miałaby zostać jego żoną, cóż za niedorzeczność… Ech, najgorsze było to, że gdyby naciskał, to by się w końcu zgodziła. To dobry człowiek, nie byłby złym mężem. No i jeśli król potrzebowałby takiej żony, jak ona… Kim była, by unieszczęśliwiać władcę?

Na szczęście Mertin miał Malenę i najpierw za to podziękowała bogom, poprosiła też o zdrowie i powodzenie dla nich i ich nienarodzonego potomka. Dopiero potem była w stanie pomyśleć o sobie.

Mój Panie, dziękuję ci, że pozwoliłeś mi wrócić, dziękuję, że przez cały ten czas dawałeś mi nadzieję – modliła się bezgłośnie. – Nie obiecywałeś, że tutaj będzie łatwo… Proszę cię, daj mi siły, abym mogła to znieść, abym mogła dalej walczyć dla Akurii. I proszę was, bogowie, czuwajcie nad Kalią i Ingą. Zostały same, naprawdę potrzebują teraz waszej opieki…

Trochę się uspokoiła. Podniosła się z kolan i powiodła wzrokiem po wizerunkach reszty bóstw. Pani Zoyanna trzymała sierp, Pani Ina włócznię. Pan Navarro miał puste ręce, za to jako jedyny się uśmiechał. Uznawano go za opiekuna morza. Patrząc na tę twarz, Nikka widziała w tym sporo sensu. Uśmiechnięty bóg obiecywał wszystko to, co tak bardzo podobało się jej w morzu. Jakby mówił: „Chodź ze mną, a będziesz wolna. Będziesz tylko ty, fale, wiatr i słońce. Nikt cię nie zatrzyma, horyzont nie ma końca, będziemy wędrować wiecznie. Zostaw wszystkie problemy na lądzie i chodź”. To było kuszące, ale również niebezpieczne. Jej ojciec wypłynął i nigdy nie wrócił. Pomimo sonarów, radia, prognozy pogody i nowoczesnych statków wypadki na morzu ciągle się zdarzały.

Przyklękła na chwilę przed ołtarzem Pana Navarro.

Mój Panie, składam ci wyrazy szacunku – pomyślała tylko. Nigdy nie potrafiła się do niego modlić.

Nadszedł czas, by opuścić świątynię. Mogłaby tu jeszcze zostać, po prostu napawać się ciszą i nie skupiać na niczym więcej niż kolejne wdechy i wydechy, ale nie chciała nadużywać królewskiej gościnności. No i zresztą miała jeszcze spotkać się z matką. Jeszcze raz podziękowała bogom za wszystko, co dla niej zrobili, po czym zebrała się do wyjścia.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • Gregory Heyno dwa lata temu
    Ciekawe, :)
  • Vespera dwa lata temu
    Dzięki i cieszę się, że się podobało.
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Ty, a jakby kojoty moje wysłać tam do tego króla? Chociaż nie, bo siara będzie, a jeszcze nie daj, jakby się nawalili, to już na bank oborę zrobią... Ja już słyszę Reania:
    - Ty, patrz, kur..., król! Widziałeś kiedyś prawdziwego króla, Jeys?
  • Vespera dwa lata temu
    Przykładowa odpowiedź Jeysia: "Tak, kur..., widziałem czterech, jak żeśmy w karty rżnęli, wtedy co cię ojebałem na trzy kafle." Zaczynam łapać ich styl?
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera Powiedziałabym nawet, że już jesteś jedną z nich. Będziesz mi ekran czyścić...
  • Vespera dwa lata temu
    błękitnypłomień Okej, idę sobie zbadać DNA...
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera Nażłop się wcześniej ludzkiej krwi, to Ci wyniki wyjdą fajniejsze :)
  • Vespera dwa lata temu
    błękitnypłomień Skąd wezmę, jak u mnie w domu przecież ludzi nie ma?
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera Ciemno się zrobiło, weś się przejdź na spacer czy co...
    A spróbuj gadziej? Może akurat... Kotów nie polecam, bo potem zamiast do łazienki, do kuwety polecisz.
  • Vespera dwa lata temu
    błękitnypłomień A najpierw się nałykam sierści i będę pluć kłaczkami... Gad się chyba nie da ugryźć, wolę nie próbować, więc zostaje żarcie na mieście.
  • Akwadar dwa lata temu
    Dobrze, ze Malena nie słyszała:" - Ale teraz mam już żonę, no i dziecko w drodze… Gdyby nie to, oświadczyłbym się tobie."
    Dziwnie jest w tej Akurii...
  • Tjeri 4 miesiące temu
    A to się fana dorobiła. Każdy król, który nie skróci o głowę delikwenta, który nazwał go idiotą, staje się wielbicielem tegoż... :D Wprawdzie historia zna niewiele takich przypadków, ale jestem pewna, że psychologia to potwierdzi :D.
  • Tjeri 4 miesiące temu
    A! Gdy napisałaś w tamtej części, że podobieństwa się wyjaśnią jeszcze, to spodziewałam się, że wizytacje między światami się zdarzały wcześniej. Eleganckie rozwiązanie.
  • Vespera 4 miesiące temu
    No Nikka i koleżanki mu życie uratowały, a to dobry chłopak jest, to co by miał jej pamiętać jakieś takie drobnostki w rodzaju drobnego wyzwiska.
  • Vespera 4 miesiące temu
    Tjeri Tak, zachodziła łączność, ale w jedną stronę. Teraz się odwróciło, a i ludzie nauczyli się otwierać portal.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania