Poprzednie częściWłaściwy kolor nieba - rozdział 1
Pokaż listęUkryj listę

Właściwy kolor nieba - rozdział 7

Znów ktoś pukał, Hill znów musiał się podnieść i otworzyć. Powoli przyzwyczajał się do myśli, że będzie nikim więcej jak służącym. Akuryjczycy zawsze odzywali się gdzieś obok niego, jakby był tylko narzędziem do tłumaczenia. No ale nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Selino nie raz narzekała, że z powodu swojego pochodzenia była traktowana jak śmieć.

Za drzwiami stał ten sam wojskowy, który wcześniej przyszedł po Selino, chorąży kręcący się ciągle koło kapitana.

– Panie ambasadorze, statek właśnie zbliża się do delty Albii. Jeśli życzy sobie pan popatrzeć, zapraszam na pokład, pogoda dopisuje.

– Dopływamy do celu, możemy popatrzeć, jeśli chcemy. Selino wspominała, że będzie warto.

Zawsze tłumaczył te ich wywody w dużym skrócie, a lakoniczne odpowiedzi Myersa rozwijał, dodając wszystkie formy grzecznościowe. Na szczęście Myers był porządnym facetem i szybko znaleźli wspólny język. Wolał nie myśleć co by było, gdyby musiał znosić fanaberie jakiegoś frajera.

– Dobrze, chodźmy, i tak nie mamy nic lepszego do roboty. – Ambasador zaczął wstawać.

– Dziękujemy, pan ambasador chętnie skorzysta z zaproszenia – odpowiedział chorążemu po amarsku. Prowadzeni przez niego wyszli na pokład.

Od rana Hill czuł się dziwnie, jakby ciągle doświadczał dysonansu poznawczego. Przynajmniej nie miał choroby morskiej… Niby wiedział, że niebo będzie szare, ale nie był w stanie przygotować się na to, że mózgowi będzie ciężko przyjąć to do wiadomości. Myśląc o tutejszych statkach, mimowolnie wyobrażał sobie okręty rodem z początków dwudziestego wieku, a tymczasem znalazł się na jednostce, której bliżej było do nowoczesnej technologii stealth niż do pływającego muzeum. Zauważył cztery gniazda artylerii po dwa działa w każdym. Symetria wskazywała, że z drugiej strony najwyższej nadbudówki było jeszcze jedno. Dwa na dziobie, dwa na nadbudówce, jedno na rufie, wszystko by pasowało. Wyglądały, jakby miały znaczną ruchomość i swoim zasięgiem pokrywały teren trzystu sześćdziesięciu stopni wokół statku. Ciekawe, co z mocą… Jeśli wykorzystują tę samą technologię co karabin plazmowy – a budowa luf na to wskazywała – to ten nieduży w gruncie rzeczy statek dysponował pokaźną siłą ognia. Anteny i radary w kilku miejscach, może zdublowane dla bezpieczeństwa?... Oni nie mówili radar, używali słowa sonar, kolejna marynistyczna naleciałość. Czy korweta też miała osłony? Spytanie o to wprost byłoby chyba sporym nietaktem…

Na dziobie widział już kapitana i Selino w towarzystwie innych żołnierzy, trzymających się trochę z tyłu. Przepuścił Myersa przodem, oni zwracali uwagę na takie pierdoły. Kapitan skinął głową z szacunkiem, Nikka ukłoniła się nieco głębiej. Tylko ona miała na sobie tę niedorzeczną pelerynę i srebrne ozdoby na ciemnym mundurze. Ale za to nie dali jej broni. Wcześniej zauważył, że wszyscy z gwiazdkami i kropkami na pagonach mieli przy paskach kabury z pistoletami laserowymi, a część tych z belkami karabiny. Westchnął w duchu. Już teraz ukłony i mówienie wszystkim na „pan” zaczynały go drażnić, a przecież mieli jeszcze spotkać się z królem… Miał nadzieję, że Akuryjczycy nie są tacy sztywni przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.

No ale teraz trzeba było tłumaczyć. Według słów kapitana od wejścia do portu dzieliła ich tylko godzina, może półtorej. Rzeczywiście, ruch na wodzie był tu spory, widział trzy statki pasażerskie, kilkanaście małych, najprawdopodobniej prywatnych jednostek i wielki okręt wojenny, ze dwa razy większy od tej Burzy. A na północnym horyzoncie pojawiła się ciemniejsza kreska zwiastująca bliskość lądu.

Dzielił uwagę pomiędzy obowiązki tłumacza a dyskretną obserwację otoczenia. Selino właśnie mówiła coś o pogodzie… Nadal było chłodno i obawiał się, że tu przemarzną, zwłaszcza że mieli na sobie jedynie garnitury. Mundury Akuryjczyków zrobione były z czegoś przypominającego cieńszy i lepiej układający się gore-tex, co zdawało się być dobrym wyborem na takie warunki atmosferyczne. Przynajmniej świeciło słońce, wiszące już dość nisko na horyzoncie, ale wciąż można było ogrzać twarz. Musiał pamiętać, że to nie było ziemskie Słońce, lecz tutejsza gwiazda centralna, lokalne słońce, pisane małą literą. W jego promieniach morze nabrało intensywnego ciemnobłękitnego koloru.

Myers wspomniał coś o wiośnie i zbliżającym się lecie, kapitan sprostował twierdząc, że do wiosny zostały jeszcze dwa miesiące, a teraz jest miesiąc dębu, co wywołało dyskusję o dacie.

– Selino właśnie próbuje ustalić, jak długo jej nie było. Mamy różne kalendarze – powiedział ambasadorowi.

– Kiedy ona do nas przyleciała? W dwa tysiące czwartym?

– Tak, jedenastego września. Też sobie datę wybrała… Postawiła na nogi wszystkich na Wschodnim Wybrzeżu. Na początku chcieli ją zestrzelić. – To już powoli przestawało być pilnie strzeżoną tajemnicą, więc mógł o tym powiedzieć ambasadorowi.

– Dobrze, że się nie udało, jeszcze mogłoby się to obrócić przeciwko nam. Powiedz mi Hill, chciałbyś walczyć z czymś takim? – Myers wskazał mijający ich w odległości około pół mili okręt.

– To jeden z Huraganów, duma naszej floty – wtrącił kapitan, widząc zainteresowanie ambasadora.

Ethan przetłumaczył, dodając na końcu:

– Który na pewno ma jakieś słabe punkty. Ale i tak wolałbym na razie z nikim nie walczyć.

– I to jest odpowiednie podejście. Pochwal im tego Huragana, bo robi wrażenie.

Pochwalił. Zauważył, że Selino nie bierze już udziału w rozmowie. Stała wpatrzona w zbliżający się coraz bardziej ląd. Chciałby podejść i zagadać, ale miał obowiązki… Szkoda, dziś przez chwilę rozmawiało im się naprawdę dobrze.

Też spojrzał przed siebie. Jeszcze nie zauważył budynków, plaż, bulwarów ani zabudowań portowych, jakich można było się spodziewać w stolicy. Na horyzoncie wciąż rosła linia zieleni, jakby stała przed nimi solidna, zwarta ściana lasu.

– Panie Hill, proszę popatrzeć. Widzi pan te kolory? – Nikka zdawała się czytać mu w myślach. Załapał, o co chodzi, chwilę przed tym, jak powiedziała to głośno.

– Taki widok musieli zastać nasi przodkowie zasiedlający deltę Albii. Zieleń drzew, błękit wody… Umieściliśmy te kolory na fladze, by mieć go ciągle przed oczami. To pierwsze, co widzą wszyscy wracający szczęśliwie z morza. Nie jest może tak skomplikowana, jak wasze gwiazdki i paski, ale dla nas znaczy naprawdę dużo.

Kapitan Korus-Lukari uśmiechnął się z dumą, słuchając jej krótkiej przemowy. Hill był daleki od wzruszenia, ale docenił tę historię. Opowiedział wszystko Myersowi, bez skrótów.

– Oni wydają się być dumnym narodem, przywiązanym do swojej historii i tradycji. Obawiam się, że to nam trochę utrudni pracę. Podziękuj za opowieść.

Podziękował, ciesząc się, że Robert Myers traktuje go jak partnera, chociaż doskonale wiedział, kim jest, i że nawiązywanie stosunków dyplomatycznych bynajmniej nie jest jego priorytetem w trakcie tej misji.

Tymczasem był już w stanie rozróżnić poszczególne drzewa. Co to było, namorzyny? Chyba nie, ale musiały jakoś przystosować się do słonej wody, każdy przypływ na pewno zalewał kawał brzegu. Jakieś liściaste, lecz nie był w stanie rozpoznać gatunku.

Zauważył, że nie kierują się tam, gdzie inne, mniejsze statki. Obrali kurs bardziej na wschód. Kapitan powiedział, że za chwilę wpłyną w jedną z odnóg rzeki, a potem do portu zostanie jeszcze półtorej mili. Na razie nie zredukowali prędkości. Nie musieli, bo owa odnoga okazała się być szeroka jak cała porządna rzeka. Jeśli to tylko odnoga, to jak będzie wyglądać sama Albia? Czyżby była ogromna jak Amazonka? Chyba nie, Nikka rysowała mapy, zaznaczała rzekę, i nic nie wskazywało na taką skalę. Chociaż kto wie? Nie pytał nie chcąc wyjść na ignoranta, zresztą wciąż tłumaczył uprzejmą wymianę zdań pomiędzy ambasadorem i kapitanem. Obaj byli dobrzy w gadaniu o niczym.

Wreszcie teren na brzegu zaczął się podnosić, słonolubne drzewa powoli ustępowały miejsca innym gatunkom. Rozpoznał bardzo europejsko wyglądające sosny i brzozy. Las przerzedzał się i w końcu zobaczyli pierwsze budynki. Spodziewał się stali i szkła, ale znów przeżył małe zaskoczenie, bo postawiono je z drewna i kamienia.

To była jakaś baza wojskowa, ogrodzona i strzeżona przez uzbrojone patrole. Przy wysokim nabrzeżu cumowało kilka statków podobnych do tego, którym tu przypłynęli. Hill otaksował je wzrokiem, starając zapamiętać jak najwięcej szczegółów konstrukcji i uzbrojenia. Przydałby się aparat, ale został w bagażach. Wcześniej zapewniano go, że wszystkie ich rzeczy będą czekać nietknięte w pałacu.

– Cieszę się, że mogłem was gościć na moim statku. Życzę miłego pobytu w Akurii. I niech bogowie nam sprzyjają. – Machinalnie tłumaczył pożegnania kapitana, bo za chwilę mieli już schodzić na ląd. A potem w drugą stronę: – Pan ambasador jest wdzięczny za miłe przyjęcie, dziękuje za wszelką pomoc, i niech bogowie strzegą pana, kapitanie, i pańską załogę.

Starał się być miły, bo poza zamknięciem w kajucie nic złego ich nie spotkało. Oczywiście nikt nie powiedział im, że nie mogą stamtąd wychodzić, ale obecność straży na końcu korytarza mówiła sama za siebie. Teraz kapitan żegnał się z Nikką, wylewnie jak na Akuryczyka. Posłał mu jadowite spojrzenie znad ramienia dziewczyny. Więc musiała o wszystkim opowiedzieć… Trudno, może być czarnym charakterem w tej historii.

Zeszli na ląd. Na wodzie nie czuł się źle, ale miło było poczuć wreszcie stały grunt pod stopami. Przywitali się z ubranym w kolorowy, żółto-czerwono-brązowy strój mężczyzną, który przedstawił się jako Karamyr Pereno-Lan, zastępca zarządcy skrzydła dyplomatycznego, i zabrał ich na łódkę, którą mieli płynąć dalej. To była mała jednostka z odkrytym pokładem i niewielkim zadaszeniem dla sternika, więc rejs raczej nie miał trwać długo. Myers usiadł na jednej z ław, Selino podziękowała zarządcy, który proponował jej miejsce. Wolała stać w milczeniu i patrzeć przed siebie. On musiał tłumaczyć kolejną grzecznościową konwersację, aż w końcu ambasador zauważył, że nie sprawia mu to żadnej przyjemności.

– Chciałbyś porozmawiać z nią, co? Poproś niech powie coś o mieście, w końcu tu się wychowała – zaproponował.

– Pani komandor. – Odruchowo chciał powiedzieć po nazwisku, ale będzie się musiał od tego odzwyczaić. – Ambasador życzy sobie, by pani opowiedziała mu o waszej stolicy. To pani miasto rodzinne, tak?

Myers wstał i podszedł do Selino z życzliwym uśmiechem na twarzy. Wyglądał jakby naprawdę miał ochotę posłuchać jakiejś historii. Hill dołączył do nich, a i zarządca przysunął się bliżej.

Kiedy opuścili teren wojskowy, rzeka zwęziła się, a na brzegach pojawiły się zwykłe domy i magazyny. Po wodzie kręciło się kilka niedużych łódek oraz większe sztuki, przewożące towary w skrzyniach i beczkach. W końcu ta odnoga połączyła się z inną i wpłynęli do czegoś, co bez żadnych wątpliwości można było nazwać miastem.

– Port Albis, stolica naszego królestwa… Tak, mieszkałam tu całe życie, aż do wybuchu wojny. Nigdy nie myślałam, że będę podróżować… Po tym świecie, ani po żadnym innym. Dobrze jest wrócić do domu – dodała po chwili milczenia.

Hill nie zauważył murów miejskich, ani żadnych pozostałości takowych, ale całe otoczenie wydawało mu się znajome. Znów miał skojarzenia z Europą. Trochę Wenecja, trochę Dubrownik… Skrzeczące i kręcące się wszędzie mewy wyglądały identycznie.

– Są na Ziemi takie miasta, w których poczułaby się pani prawie jak w domu – zapewnił ją.

Selino tego nie skomentowała, zaczęła opowiadać o miejscach, które mijali. Nieczynny już o tej porze targ rybny z dziesiątkami łódeczek przycumowanych do nabrzeża, na którym wraz z matką miały swój kramik z jedzeniem. Częściowo zrujnowana, ale dzielnie powracająca do życia dzielnica portowa. Sam port, jak domyślał się Ethan, był gdzieś za nimi, w dole innej odnogi rzeki.

Jedna budowla wyróżniała się jasnoszarymi ścianami spośród otaczających ją ciepłych barw piaskowca, cegieł i drewna. Była też wyższa od zwykłych domów i zwieńczona kopułą. Wydawała się dość stara i chyba nie ucierpiała w czasie wojny.

– Świątynia… Przychodziłam tutaj, ale niezbyt często – westchnęła komandor.

Chętnie poszedłby do świątyni. Zobaczyć, jak wygląda, pomyśleć, pomodlić się. Wybierze się do jakiejś, jeśli tylko nadarzy się taka okazja.

Nikka mówiła dalej. Według niej kolejna dzielnica przeszła sporą przebudowę: targ rzemieślniczy przesunięto, poszerzono bulwary, wzniesiono nowe kamienice. Całość wyglądała całkiem przyjemnie, jak dobre miejsce do życia dla klasy średniej. Tutaj prawie nie było widać wojennych zniszczeń, zauważył tylko kilka ruin, na których już trwały jakieś prace budowlane.

– No i… Tak, to będzie mój pomnik – oznajmiła w końcu.

Rzeczywiście na niewielkim placu postawiono statuę młodej kobiety z warkoczem. Ubrana w prostą koszulę i spodnie, w rękach dzierżyła karabin plazmowy. Podobieństwo nie było oddane idealnie, twarz posągu wyglądała nieco poważniej, ale na pewno wykonał go ktoś, kto chociaż raz widział Selino na żywo. Jej pozycja na cokole, lekki skręt tułowia, jedna noga do przodu, wydały mu się trochę znajome.

– Nikka wiodąca lud na barykady – zażartował, wiedząc, że nie zrozumie kontekstu.

– Faktycznie mam tu większe cycki – mruknęła pod nosem niemal w tym samym momencie. Kusiło go, by pociągnąć ten temat, ale nie mógł zająć się pogaduszkami, miał na głowie ambasadora. Pominął więc kwestię rozmiaru biustu i wrócił do obowiązków tłumacza.

Na wodzie zrobiło się tłoczno, może nie jak w zakorkowanym mieście w godzinach szczytu, ale sternik musiał uważać. Obok przepłynął właśnie prom pasażerski i Selino rozgadała się o tym, jak pływała takimi do szkoły. Słyszał już te historie, ale Myers był zainteresowany. Zdaniem Ethana Nikka wyolbrzymiała swoje szkolne dramaty. Nie ona pierwsza i nie ostatnia próbowała wyrwać się z biedy i natrafiła na bogaczy, którym to nie pasowało. Przy tym chyba nie zdawała sobie sprawy z faktu, że to wszystko dobrze przygotowało ją na późniejsze doświadczenia wojenne. I na to, co spotkało ją w Stanach…

Otoczenie znów się zmieniło. Rzeka rozgałęziała się, ciężko było już stwierdzić, czy były to naturalne odnogi, czy stworzone ludzką ręką kanały. Nieco przypominały weneckie, ale były zdecydowanie szersze, przystosowane do intensywnego ruchu. Na brzegach zaś zaczęły pojawiać się okazałe budynki. Były wśród nich pięknie utrzymane rezydencje, takie w trakcie remontu, gdzie mimo już dość późnej pory wciąż uwijali się budowlańcy, oraz zupełne ruiny, wypalone zgliszcza straszące swoim wyglądem w tej eleganckiej dzielnicy.

– Rzadko tutaj bywałam, nie mam za wiele do opowiedzenia – stwierdziła Nikka i zamilkła. Przekazał to ambasadorowi, który pokiwał głową ze zrozumieniem.

– Za to ja znam dobrze tę okolicę – wtrącił się Pereno-Lan. Wstał z ławki i podszedł do nich. – To był mój pałac. – Wskazał ruinę na lewym brzegu. – To znaczy nadal jest, ale już niedługo… Muszę go sprzedać.

Och, czyżby zabrakło funduszy na odbudowę? – pomyślał ironicznie, ale za nic w świecie nie powiedziałby tego na głos.

Zarządca mówił dalej, o kolejnych mijanych rezydencjach i zamieszkujących je – lub już nie – rodach. Zapamiętywał nazwiska arystokratów, chociaż na razie nic mu nie mówiły. Ciekawsza okazała się być kolejna świątynia. Duża, pomalowana na jasnoszaro, kryta zdobioną srebrem kopułą, stała pośrodku brukowanego placu i zdawała się nie pasować stylistyką do reszty, dokładnie tak, jak tamta świątynia w dzielnicy portowej. Przywodziła na myśl rzymski Panteon skrzyżowany z meczetem lub cerkwią. To miało sens… Bogowie nie byli jak zwykli ludzie, potrzebowali więc niezwykłych miejsc kultu. Przepłynęli już chyba pół miasta, a jeszcze nie widział normalnego domu pomalowanego na biało lub szaro.

A za kolejnym skrzyżowaniem kanałów znajdował się cel ich podróży. Ten budynek też się wyróżniał, w najwyższej części miał sześć pięter i zajmował całą wyspę. Okazały front zdobiły zwisające pionowo zielono-niebieskie flagi doskonale widoczne na tle żółtego kamienia, który posłużył za budulec. Hill zauważył też kilka wież, niezbyt strzelistych, będących raczej przybudówkami niż pełniących funkcję obronną. Może z tyłu był jakiś most, ale z tej strony dało się dotrzec do niego tylko drogą wodną.

– Pałac trochę się zmienił – oświadczyła Nikka nieco nieśmiałym głosem.

– Tak, pani komandor, odbudowaliśmy go według nowego projektu. Nie wszystkie skrzydła są jeszcze wykończone wewnątrz, ale jest już w pełni funkcjonalny – odpowiedział zarządca.

– Wygląda na to, że jesteśmy u celu. – Hill zagadnął Myersa.

– Taa, zamek królewski, tak?

– To raczej pałac niż zamek, ale niewątpliwie mieszka tu król tego kraju – wolał nie używać imion i nazw własnych, żeby Akuryjczycy nie domyślili się, o czym rozmawiają. Ot, takie kolejne paranoiczne przyzwyczajenie.

– I od dziś my również. No no, nie spodziewałem się, że kiedyś trafię w takie miejsce – podsumował ambasador.

Dwóch mężczyzn w szaro-niebieskich strojach pomogło cumować łódź, a potem wszyscy wspięli się po schodach wykutych w nabrzeżu. Nad miastem powoli zapadał zmierzch, więc przed fasadą pałacu okrągłe latarnie rozbłysły ciepłym, żółtym światłem. Przed okazałym wejściem czekało na nich kolejnych dwóch mężczyzn i to właśnie w ich stronę kierował się zarządca. Chcąc nie chcąc podążyli za nim – ambasador, on, i wlokąca się na końcu komandor Nikka Selino.

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (32)

  • błękitnypłomień dwa lata temu
    A skąd facet w czerni wie, co to jest dysonans poznawczy? Socjologie skończył? Chyba w budynku im. Hoovera... :)
    No będzie ciekawie.
  • Vespera dwa lata temu
    To jest całkiem inteligentny człowiek, proszę pani, parę mądrze brzmiących słów mu się o uszy w życiu obiło...
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera Pracownik Firmy inteligentny, powiadasz... Jakoś tak nie mam najlepszego zdania o agentach, aczkolwiek muszę przyznać, że zdarzają się inteligentni pracownicy wywiadu.
  • Vespera dwa lata temu
    błękitnypłomień No widzisz, z jednej strony chcielibyśmy wierzyć, że nie zatrudniają tam głupich ludzi, ale z drugiej czy ktoś naprawdę mądry poszedłby do takiej roboty?
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera Są tacy, co albo muszą z wewnętrznego imperatywu, albo z in nego powodu. Dobrze, ze w pl nie jest takmhardkorowo jak gdzie indziej, ze zadko kt,ory emerytury nie dozywa. ale robota fajna - dla kogos, kto nie ma osoby co by plakala potem - DOTARŁO DO TYCH., CO POWINNO? dziękiuję.
  • Vespera dwa lata temu
    błękitnypłomień Pani, ja to jestem tylko zwykłą korposzczurką ze spaczoną wyobraźnią, nie do mnie ten apel... Ci, co powinni, raczej tego nie przeczytają, prawda? Prawda???
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera Wątpię, czy na takim zjechanym portalu są jacyś agenci wywiadu - tego normalnego...
    Jeśli zaś chodzi o tych z Wywiadu generała, to zła wiadomość jest taka, że niestety wszyscy w czasie wybuchu byli w terenie, a co za tym idzie - przeżyli. Dobra wiadomość jest natoimiast taka, że 99% z nich to bezmózgi, bo jak wiesz generał słabo płacił i rekrutowal swoje kadry, z tego co sie akurat nawinęło. Wiec w razie czego wiesz, jak z nimi gadac - zrob z nich walow, tak jak chlopkai i wszystko w temacie.
  • Vespera dwa lata temu
    błękitnypłomień Łatwo ci mówić, ja bym przecież nie była w stanie zachować powagi wciskając komukolwiek taki kit... Myślałam, że zdechnę ze śmiechu czytając tamtą scenę. W ogóle mam teraz wizję, że po tym, jak generał, he, he, zapadł się pod ziemię, to jego chłopaki byli zmuszeni poszukać innej roboty, i tak jeden został ochroniarzem w domu starców, inny siedzi na kasie w Walmarcie, trzeci pojechał do L. A. i wyprowadza psy gwiazdom Hollywoodu... Wiesz, tego typu kariery robią :D
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera w jakim Wlamarcie...? Toto nawet do Biedronki się nie nadaje.
    No to przynajmniej w dobrym momencie miałaś ubaw, bo wiesz ta scena jak sobie stopniami wojskowymi tam na koniec jadą, to wzruszająca miała być, a nie że szyderę sobie robić.
  • Vespera dwa lata temu
    błękitnypłomień No niestety, ja się nie potrafiłam wzruszyć - może dlatego, że jechali sobie stopniami nadanymi im przez państwo, z którym walczyli? Chociaż może tu zadziałał mechanizm doceniania czegoś, na co się ciężko zapracowało, nawet jeśli patrząc obiektywnie nie było to za wiele warte? Odebrałam to jako wyraz nostalgii do starych czasów, której twoi bohaterowie mieć raczej nie powinni.
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera A widzisz - słuszna uwaga. Te cepy na to nie wpadły. A bym miała bekę, jakbym im to powiedziała - typu: "A kto wam te stopnie nadawał, chłopcy? Nie przypadkiem typy, których tak nie darzyliście sympatią?" Ale dobrze, że zauważyłaś też, że sobie zasłużyli, w takli czy inny sposób... Chociaż jak Reaniu tak chojnie i lekką rączką rozdawał stopnie na chacie u Maxa, to w sumie mogli se sami nadać. Ale też - jak to wczoraj powiedziałam mojemu aniołowi strusiowi - nie chodzi tak na prawdę o figury geometryczne na pagonach, tylko o kwestie osobowości.
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    I czy w świetle powyżej przedstawionych faktów, mogłabyś powrócić myślami do tego momentu i jednak się wzruszyć? Przynajmniej ich debilizmem...
  • Vespera dwa lata temu
    błękitnypłomień Rozdawanie sobie samemu stopni też ma w moim opku długą tradycję - potem "góra" przyklepie co trzeba, tylko co robić z tymi wszystkimi oficerami jak wojna się już skończyła? Kurcze, znów nie mogę się nadziwić, że nasze umysły mają ze sobą aż tyle wspólnego... A twoi "chłopcy" to przecież bardzo dobrzy wojacy i porządni oficerowie, nie jest ich winą, że trafili do tak ..ujowego wojska.
  • Vespera dwa lata temu
    błękitnypłomień Nie, ja się często wzruszam przy różnych tekstach kultury, ale nie umiem tak na zawołanie.
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera I weź tu człowieku staraj się podkreślić doniosłość wiekopomnej chwili, to Ci przyjdzie wąpierz i wyszydzi...
  • Vespera dwa lata temu
    błękitnypłomień Cóż, nie da się tu wstawić mema, ale jakby się dało, to wrzuciłabym coś z "I'm not even sorry"
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera Jak smutni panowie przyjdą pytać, kto się z moim tekstem zapoznał, to jako pierwszą wskażę Ciebie. I nie będę even sorry, jak wylądujesz w Solarfield, czekając na pluton (i zaręczam, że nie będzie to pluton reprezentacyjny gwardii honorowej) - ale sama chciałaś. A wystarczyło się wzruszyć...
    I nie zapomnij, z kim mieszkasz, bo Agencja do Spraw Kosmitów działa chyba jeszcze. A wielkie ujawnienie nie nastąpiło, więc póki co wszystko jest na nielegalu.
  • Vespera dwa lata temu
    błękitnypłomień Trudno, niech strzelają, byle szybko, bo nie chcę siedzieć w pierdlu, w którym nie można rysować kresek na ścianach.
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera Dziękuję, że mi podsunęłaś pomysł - nie omieszkam panom wspomnieć, co Ciebie najbardziej doskwierze :)
    Kreski na ścianie w pudle... Przecież wiesz, że kassandryjskie pudło przyszłością tej społeczności.
    A wiesz jaka będzie jazda, jak Basil będzie miał zmianę? Będzie czyszczenie kibli szczoteczką do zębów...
    (Bosz... ale my gupie som...)
  • Vespera dwa lata temu
    błękitnypłomień Pani, to ile się tam czeka na egzekucję, mam tam zemrzeć ze starości, czy co? Szybki sąd, wyrok, proszę wyprowadzić, cel pal! i po sprawie, tak się to powinno robić. Jak tam posiedzę za długo, to w końcu powiem Basilowi, żeby wsadził sobie tę szczoteczkę w pewne ciemne, ciasne miejsce, to może mnie zatłucze i mój trud będzie skończony. (Tak, my som głupie, no i co z tego?)
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera No i Jeysiu na to samo liczył, jak go prowokował.
    Ciekawe jaki jest gust Basila, jeśli chodzi o dziewczyny...? Hmmm.
    A w razie czego się nie poskarżysz, bo jak pamiętasz - instytucja skargi na strażnika nie istnieje...
    Ale ja bym na Twoim miejscu szukała rozwiązania w płaszczkach i obrzynach na plazmę. Dogadaj się ze swoimi - będziemy mieć wojnę światów :) - ale by była fajna rzeźnia numer pięć!
  • Vespera dwa lata temu
    błękitnypłomień Moi to dopiero jedną wojnę skończyli, a ty chcesz ich w drugą wciągać? Daj im chociaż z dziesięć, piętnaście lat, żeby szanse były jako tako wyrównane - chociaż tak szczerze to obstawiałabym twoich, mają przewagę liczebną.
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera Trochę tą przewagę liczebną im chlopaki zredukowali - chociaż samych mundurowych to tam się stosunkowo mało pod ziemię - jak to ujęłaś - zapadło. Tam będziecie czekać, dawaj byki za rogi, póki jeszcze młodzi wszyscy i z wprawy nie wyszli. I ciekawe co na to wszystko Rada Starszych Federacji Galaktycznej (coś w stylu - w h... cięcie też zajęcie). Ja nie skończę tej korekty dziś...
  • Vespera dwa lata temu
    błękitnypłomień W skali galaktycznej wojna między dwoma planetkami to taka drobnica, ze mogą nawet nie zauważyć. Ja ci trochę ułatwię, bo zaraz spadam, żeby nie było, że przeze mnie twoja kariera pisarska legła w gruzach.
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera Ona legnie w gruzach, bo ja chyba zaraz idę spać, nie mam siły dzis po wczorajszym ciężkim dniu...
  • Vespera dwa lata temu
    błękitnypłomień Moja żeby legła to musiałabym najpierw jakąś mieć...
  • błękitnypłomień dwa lata temu
    Vespera Pniesz się wartko po szczeblach, tak że spoko loko. No to dobrej nocy i do jutrzejszego pewnie.
  • MKP dwa lata temu
    Próbuje sobie wyobrazić to szare niebo i trochę przychodzi mi na myśl taki permanentny zachòd z żółtym słońcem w zenicie, aczkolwiek kolory budynków i zieleni są bardziej soczyste niż podczas zachodu, bo więcej światła nasyca barwy.

    Mam dysonans poznawczy...?
  • Vespera dwa lata temu
    Dobrze, o to chodziło, żeby ta planeta na pierwszy rzut oka wyglądała obco :)
  • Tjeri 4 miesiące temu
    "Tylko ona miała na sobie tę niedorzeczną pelerynę i srebrne ozdoby na ciemnym mundurze. Ale za to nie dali jej broni."
    Spostrzeżenie godne agenta. W sumie ciekawe dlaczego jej nie dali.

    "– Taki widok musieli zastać nasi przodkowie zasiedlający deltę Albii. Zieleń drzew, błękit wody… Umieściliśmy te kolory na fladze, by mieć go ciągle przed oczami. To pierwsze, co widzą wszyscy wracający szczęśliwie z morza."
    Super szczegół. Uniwersalny z jednej strony, bo charakterystyczny dla ludzi morza (w sensie wzruszenia na widok ojczystego lądu), z drugiej szczególny, jeśli chodzi o sam widok.
  • Vespera 4 miesiące temu
    Nikka idzie do króla, a przy królu broń mogą mieć tylko gwardziści i Wielki Admirał - taka zasada.

    Co do widoku, to ja go widzę normalnie, woda, las i szare niebo... Potrzebuję parudziesięciu milionów dolarów na serial, no.
  • Tjeri 4 miesiące temu
    Vespera
    Historia jest filmowa (tudzież i serialowa) jak najbardziej

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania