Poprzednie częściAri odcinek 1

Ari odcinek 2

Rozdział 1

Ari podczas przygody w piwnicy nie ucierpiała fizycznie, lecz rodzice bardo się przestraszyli i postanowili chronić własne dziecko przed wszystkimi zagrożeniami. Chcieli jak najlepiej dla swojego skarbusia, a miasto i mieszkanie w wieżowcu nie wydawało im się już tak bezpieczne jak wcześniej. Idealnym miejscem do zamieszkania wydawała się wieś, a nie przedmieście i peryferia miasta. Trudności z zamianą nie było, wystarczyło tyko rozpytać się wśród znajomych i chętny prawie natychmiast się zjawił. W tamtym okresie mieszkańcy wsi masowo uciekali do miast, gdzie był nadmiar ofert pracy, zarobki były znacznie większe niż na roli, dochodziły wygody w postaci bieżącej ciepłej i zimnej wody, łazienek, toalet, centralnego ogrzewania, komunikacji zbiorowej oraz sporej liczby różnych lokali gastronomicznych. Każdemu pracownikowi należały się wolne soboty, wczasy w ośrodkach zakładowych, a dla dzieci kolonie, zimowiska oraz noworoczne paczki. Można było dziecko oddać do żłobka i przedszkola, ponieważ większe zakłady posiadały własne obiekty i w taki też sposób między sobą walczyły o pracowników. Miasta miały placówki kulturalne, w których można było miło spędzać czas. Natomiast wieś oferowała pracę od świtu do nocy we wszystkie dni tygodnia, zamartwianie się o pogodę i zbiory. Dlatego przeprowadzenie się na wieś nie stanowiło problemu, a w ofertach przebierało się jak w ulęgałkach.

Rodzice Ari wybrali właściwie nie wiedząc, czemu niewielki biały domek bez bieżącej wody i kanalizacji z niewielkimi gospodarczymi zabudowaniami na skraju wsi, niedaleko lasu. Wszędzie było daleko przez to niewygodnie, lecz w ich ocenie bezpiecznie. Przeprowadzka po podjęciu decyzji odbyła się w iście ekspresowym czasie. Widocznie każdej ze stron śpieszyło się, ponieważ zakładowy Star do przewożenia został udostępniony pracownikowi tylko na sobotę. Jeszcze tato Ari musiał dogadać się prywatnie z kierowcą i kolegami z pracy, którzy mieli nosić meble wraz z pozostałym wyposażeniem. Znacznie dłużej zeszło na znoszeniu dobytku po schodach wieżowca i pakowaniu na skrzynię ciężarowego auta niż wypakowanie i wniesienie do małego domku.

Ari jej nowy dom już z oddali bardzo się spodobał. Prowadziła do niego polna droga obsadzona czereśniami. Drzewa były pełne owoców od kremowych przez czerwone do prawie czarne. Wyglądały z daleka tak apetycznie, że kierowca zatrzymał samochód pod jednym z nich. Tato wszedł na skrzynię auta i nazrywał dla córeczki oraz żony, sam też sporo zjadł. Ari wysiadła z kabiny z mamą i jadła soczyste czereśnie, były takie pyszne, choć pobrudziły jej sukienkę. Mama śmiała się jak mała dziewczynka z jej wilczego apetytu i podobnie jak jej dziecko rozkoszowała się wyjątkowym smakiem. Ciężarówka pojechała przed nimi, a one dwie szły spacerkiem do domu zajadając się owocami również z innych czereśniowych drzew.

Wysoko nad łąką machając mocno skrzydełkami unosił się prawie w miejscu skowronek i ślicznie śpiewał. Mama chciała powiedzieć Ari o ptaszku i wydawaniu przez niego cudownych melodii.

- Kochanie popatrz tam wysoko nad łąką jest ptaszek, który pięknie śpiewa i z ziemi wydaje się taki malutki.

- Wiem mamusiu, on nas wita, powiedział mi, że nazywa się Esic i jest naszym sąsiadem. Mieszka na tej łące od urodzenia i prosi nasz żebyśmy jeszcze jej nie kosili, ponieważ w jego gnieździe przebywają nadal dzieci.

Mama ucałowała córeczkę i pomyślała sobie, jaką jej dziecko ma wybujałą fantazję i głośno krzyknęła – Esic sąsiedzie nie martw, nie skosimy trawy dopóki twoje młode są w gnieździe!

Ptaszek w odpowiedzi wydał kilka treli.

Mamusiu on ciebie nie zrozumiał, dlatego ja musiałam mu powtórzyć to, co mówiłaś.

Kobieta niczego nie słyszała, lecz pochyliła się, ucałowała swoją pociechę i pogłaskała po główce, przygładzając niesforne blond włosy, które wydawało się, że żyją własnym życiem.

Obie doszły do wiejskiej chaty, która od tej chwili miała być ich miejscem na ziemi. Przed domem były dwa ogródki, ładnie utrzymane i oddzielone chodnikiem wyłożonym polnym kamieniem. Z prawej strony były rabaty z różno kolorowymi kwiatami, a na lewo posadzono warzywa. Ziemia i rosnące na niej rośliny pachniały. W powietrzu nad nimi unosiły się owady. Było ich tak wiele, że dookoła słychać było szum tysięcy małych skrzydełek, natomiast wyżej latały we wszystkich kierunkach małe i duże ptaki. Bardzo blisko podlatywały do Ari jakby chciały przyjrzeć się jej i przywitać. Bliskość latających zwierząt zaniepokoiła kobietę i nie chcąc po sobie pokazać, że się boi powiedziała.

- Wejdźmy do środka i wybierzmy pokój dla ciebie.

- Dobrze mamo – odpowiedziała Ari i wbiegła do wnętrza.

Mama weszła do domu za nią i nie popatrzyła do góry na dach, dlatego nie zauważyła, że z komina zaczął wydobywać się delikatny dym powstały z palonego drewna. Wewnątrz stojąc zaraz za progiem drzwi wejściowych, zaczęła się rozglądać gdzie podziała się jej córeczka. Pierwsza w budynku była sień z posadzką ułożoną z czerwonej cegły, po lewej stronie były otwarte drzwi do pokoju dziennego z aneksem kuchennym, który miał niewielkie dwuskrzydłowe cztery okna na trzy strony świata. Na wprost było idealne miejsce do postawienia stołu, a z prawej strony był wielki murowany piec częściowo ozdobiony kaflami. Palenisko znajdowało się po drugiej stronienie przy północnej ścianie i nie było widoczne podczas wchodzenia, i z niego rozchodziło się przyjemne ciepło. Deski podłogi z surowego drewna były wyszorowane i nawet najmniejszy ślad buta nie brudził ich powierzchni. Pomieszczenie było wyjątkowo przyjazne i nie chciało się wychodzić z niego. Jednak musiała odwrócić się i wyjść, aby szukać córki.

Na wprost niej były kolejne drzwi, a z ich lewej strony znajdowały się drewniane schody prowadzące na pierwsze piętro. Zanim do nich podeszła dostrzegła za schodami jeszcze jedne drzwi i skierowała się w ich stronę. Kiedy otwarła drzwi zobaczyła pomieszczenie z kotłem do parowania ziemniaków, które było wykorzystywane w gospodarstwie do przyrządzania karmy dla hodowanych zwierząt. Zamknęła drzwi i odwróciła się, teraz przed sobą miała drzwi do pieca chlebowego, który musiał nie dawno być używany, ponieważ dochodził z niego jeszcze zapach świeżego chleba. Powróciła do wcześniej dostrzeżonych drzwi i po ich uchyleniu zobaczyła spiżarnię wyposażoną jak w skansenie. Stare szafki z licznymi półkami, skrzynie na mąkę albo kaszę, regały na przetwory i przytwierdzone pod sufitem drewniane poprzeczki przeznaczone do podsuszania wędlin.

Schodami weszła na górę, przepuszczając kolegów męża wnoszących ich dobytek i z chodzących po niego do samochodu ciężarowego. Z korytarza mogła wejść do trzech pokoi i kolejnymi schodami udać się na strych. Pierwszy pokój po zachodniej stronie został przez męża przeznaczony na ich sypialnię. Północny pokój musiała wybrać sobie Ari, która stała przy oknie i patrzyła na oddalony las. Kobieta podeszła do dziecka i ponad głową córeczki dostrzegła złowrogie potężne drzewa. Pod wpływem tego widoku ciarki przeszły jej po plecach.

- Kochanie odsuń się od okna – powiedziała zlęknionym głosem.

- Popatrz mamo pod lasem pasie się Gałek ze swoją mamą Giri – powiedziała Ari odwracając się.

Zachęcona przez własne dziecko podeszła bliżej i popatrzyła przez okno. Widok był bajkowy, pod lasem na łące pasła się łania i mała sarenka, a drzewa z tej perspektywy były piękne, zdrowe i mieniły swoje liście w odbiciach promieni słońca. Dalej na skraju lasu stał dorodny jeleń z pięknymi rogami.

- Popatrz, pod pierwszymi drzewami na wprost jest piękny jeleń – powiedziała do dziecka.

Ari zadarła wysoko główkę, popatrzyła na mamę i powiedziała.

- On wcale nie jest piękny tylko tak wygląda, wygonił Giri i własnego syna Gałka z lasu na polanę wprost pod strzelby myśliwego. Klio jest zazdrosny o swoje miejsce w stadzie i chce żeby oboje zastrzelono, zanim Gałek dorośnie.

Kobieta zaczęła się rozglądać i w oddali dostrzegła człowieka z karabinem, który ustawił broń na statywie i z pomocą lunety szykował się do oddania śmiertelnego strzału.

- Myśliwy zaraz zastrzeli któreś – powiedziała i chciała zasłonić ręką oczy córki, w ten sposób pragnęła zaoszczędzić jej przykrego widoku.

- Mamo przestań – krzyknęła oburzona Ari – muszę widzieć, ponieważ poprosiłam Runa o pomoc i obiecałam mówić mu, co robi myśliwy.

Matka zabrała rękę z oczu dziecka i patrzyła na myśliwego. Kiedy wydawało się, że padnie strzał, nagle z boku pojawił się wielki odyniec i z impetem zaatakował. Statyw z przymocowaną bronią został wyrzucony do góry, nastąpił strzał, lecz lufa skierowana była do góry. Pasące się sarny nieświadome zagrożenia po usłyszeniu huku czmychały jak najdalej od polującego. Myśliwy bez zastanowienia wziął przykład ze zwierzyny i ratował się ucieczką w stronę najbliższych zabudowań.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • A więc to jednak Ari jest obdarzona niezwykłym darem. Ciekawa część, a zapowiada sie jeszcze ciekawiej. Podoba mi się Twój pomysł na to opowiadanie.
  • Ozar 21.03.2018
    No kurde zapowiada się całkiem ciekawie. Dziewczynka jak napisał ML ma niezwykły dar i potrafi rozmawiać ze zwierzętami. Podejrzewam jednak, że to nie koniec jej możliwości. Czekam na kolejne odcinki. 5+ głownie za pomysł.
  • Canulas 22.03.2018
    "lecz rodzice bardo się przestraszyli i postanowili chronić" - bardzo

    "Mama ucałowała córeczkę i pomyślała sobie, jaką jej dziecko ma wybujałą fantazję i głośno krzyknęła – Esic sąsiedzie nie martw, nie skosimy trawy dopóki twoje młode są w gnieździe!" - daj dwukropek po krzyknęła i lepiej dialog od nowej linijki. Poza tym brakuje " się".

    Przy opisie wnętrza domu ciągle uzywasz: był, było. Można coś tam podmienić.

    No ok. Po seansie.
    Podeszła mi tylko końcówka. Od momentu jelenia, odynca i myśliwego.

    Jest dla mnie zbyt cukierkowo i zbyt dokładnie (przez pryzmat dookreśleń) opisane.
    No, ale to tylko i wyłącznie kwestia różnic gustu.
    Pozdrawiam.
  • Bożena Joanna 22.03.2018
    Ciekawa końcówka, czekam na dalszy ciąg. Pozdrowienia!
  • Pasja 29.03.2018
    Dzisiaj też celebryci uciekają na wieś, ale chyba z próżności.
    Cudowny opis domu i okolicy. A ten widok z okna przypomina mi lesniczowkę moich dziadków.
    Poruszyłeś problem zabijania zwierząt i wyższość nad słabszym.
    Pozdrawiam serdecznie
  • Justyska 26.04.2018
    Nie rozumiem tu jednej rzeczy... rodzice wybrali domek, ale później gdy matka z córką weszły do niego jest tak opisywany jakby matka widziała go po raz pierwszy. Takie wrażenie odniosłam, może błędne nie wiem...
    Końcówka ciekawa, tym bardziej dla mnie, bo gdzieś w czeluściach moich folderów mam opowiadanie o kobiecie która ma podobny dar co Ari:)
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania