Poprzednie częściAri odcinek 1

Ari odcinek 96

Wojsław pomacał bolące miejsce na głowie i aż syknął z bólu, gdy dotknął wielkiego guza. Musiał podczas uderzenia przeciąć kawałek skóry, ponieważ pod palcami poczuł coś lepkiego.

- Cholera czerep sobie rozwaliłem – rzeczowo stwierdził i zaczął się rozglądać się po obudowie studni, w które miejsce uderzył głową.

Dość szybko zlokalizował na kamiennej cembrowinie niewielki ślad świeżej krwi i kilku czarnych włosów.

- O! inni też podobnie jak ja haracz zapłacili za napicie się wody z tej studni – podsumował swoje odkrycie.

Prawdopodobnie na tym zakończyłby swoje odkrycie, lecz przysunął do twarzy dłoń, którą dotykał guza. Zobaczył na palcach oprócz śladów krwi kilka przylepionych krótkich czarnych włosów.

- Co za licho – zaskoczony odkryciem, wypowiedział te słowa automatycznie nie zastanawiając się na ich treścią.

Skorupko od urodzenia miał blond włosy, jasną karnację i gębę pełną piegów oraz całą masę pieprzyków. Wypadek i blizny pozostałe po oparzeniach zmieniły wygląd jego ciała oprócz głowy. Nawet po przemianie jego wyleczona skóra pozostała mleczna. Teraz przyglądał się swojej i jednocześnie obcej ręce. Druga wyciągnięta przed siebie wyglądała podobnie jak pierwsza ze śladami krwi i miała odcień delikatnie kawowy. Kolejnych kilka minut upłynęło zanim oswoił się z myślą, że jest kolorowy i z pewnością w tłumie Polaków przez większość uznawany były za mieszkańca okolic Morza Śródziemnego.

Analizowanie ostatnich wydarzeń i próba ich uporządkowania została zakłócona bólem kolan z przebywania zbyt długo w niewygodnej kucającej pozycji. Zmuszony został do wyprostowania się i dość sprawnie mu to poszło, ponieważ uchwyt za obudowę studni znacznie mu to ułatwił.

Tym razem pił powoli małymi łyczkami, robił częste długie przerwy, w trakcie których rozglądał się za mieszkańcami opuszczonego miasta. Gdy zaspokoił pragnienie i obmył twarz chłodną wodą, coś się zmieniło i w tym momencie uzmysłowił sobie, że dookoła niego rozchodzi się hałas wielu prowadzonych jednocześnie rozmów. Dźwięki te bardziej przypominały odgłosy prowadzonych dyskusji na licznych spotkaniach towarzyskich niż szum wielkomiejski. Wojsławowi brakowało tonów wytwarzanych przez silniki i poruszające się pojazdy, a zwłaszcza charakterystycznego odgłosu opon. Nigdzie w zasięgu wzroku nie widział wózków dziecięcych, taczek czy innego sprzętu służącego do transportu. Równie dobrze mogło być tak, że wszelkie zaopatrzenie dostarczano tutaj o określonych godzinach. Nikt nie prowadził rozmów telefonicznych, nawet starych budek wykorzystywanych do tego celu nie wypatrzył. Zaczął rozglądać się za noszonymi torbami i dostrzegł plecione koszyki z jakiegoś plastycznego materiału dolegającego do kształtu kogoś go dźwigającego.

Pośród przebywających na placu niewielu z nich przypominało ludzi, cześć posiadała kształty humanoidalne, lecz nic poza tym nie kojarzyło się z człowiekiem. Dobrze, że wcześniej miał kontakt z rozumnymi przedstawicielami innych gatunków, inaczej czułby się zagubiony. Przechodnie dość liczne kierowali się w określonym kierunku, a Wojsław nie wiedział, co powinien zrobić, więc podążał ich śladem. Ciekawość zaprowadziła go do zespołu przestronnych budynków, pięknie wykonanych z kamienia, pełnych przeróżnych posągów. Niektóre ściany pokrywały płaskorzeźby wyobrażające wielkie węże, gady oraz istoty o potwornych obliczach. Środki wszystkich budowli zajmował ciąg jakby ołtarzy, albo miejsc mających za zadanie upamiętnić zmarłych. Wszystkie były od siebie odgrodzone parami identycznych bożków przypominających wyglądem tych, którzy podchodzili do wielkich wykonanych z jakiegoś kamienia półszlachetnego tablic umieszczonych między nimi. Kiedy minerał nie był podświetlony widać było na nim znaki wyciśnięte na podobieństwo różnych krzyży, okręgów, owali, trapezów. Skorupce takie symbole nie kojarzyły się z symbolami brył geometrycznych, lecz bardziej z rodzajem nieznanego pisma. Obfitość alfabetów na Ziemi i znaków komputerowych oszałamiała, dlatego nie dziwił, że coś takiego tutaj spotkał. Miejsca przed tablicami zajmowały istoty i po kilku dotknięciach w odpowiedniej kolejności oznaczonych miejsc wyciśniętych w kamieniu, ten zaczynał świecić i podobnie jak na ekranie pojawiał się ruchomy obraz.

Wojsław doszedł do wniosku, że ma przed sobą komunikator i widok jaki ujrzał utwierdził go w tym przekonaniu. Przed jednym z ekranów wypatrzył młodą Sasquatkę, sądząc po kolorze sierści, która ukończyła przyciskanie serii znaków. Obraz ożył i w pobliże nadciągnęło wiele nastolatek roześmianych i rozradowanych, czyniących znaki przyjaźni w stosunku do obsługującej urządzenie. Ona odpowiedziała podobnymi gestami i zaczęła się rozmowa. Mężczyzna poczuł potrzebę odnalezienia komunikatora przeznaczonego dla ludzi i podjęcia próby wywołania kogoś ze swojej rasy, albo spotkania innego człowieka. Gdyby to się udało może mógłby dowiedzieć się w jakim miejscu przebywa i gdzie są jemu podobni. W duchu liczył na ludzką solidarność i miał nadzieję jej doświadczyć. Idąc wypatrywał uruchamiających komunikator i zwracał uwagę na kolejność dokonywanych czynności. Pierwsze musiało być włączenie, dalej wybór kanału, albo miejsca i na koniec wywołanie odbiorcy.

Sporo czasu zmarnował na szukanie i gdy w końcu natrafił na przeznaczony dla człowieka nikogo przy nim nie zastał. Czekał jeszcze dłużej i zniecierpliwiony podobnie, jak małe dziecko nie przejmując się konsekwencjami zepsucia, przyciskał symbole. Gdy ekran się rozświetlił zobaczył grupę prymitywnych ludzkich zbrojnych ubranych w ochraniacze wykonane z bawełny osłaniające całe ciało. Uzbrojeni byli w łuki, strzały, tarcze, wielkie dzidy i miecze obosieczne z obsydianu, które o ile wiedział tną lepiej niż metalowe szpady. Musieli ze sobą długo współpracować i ćwiczyć. Jednak nie wiedział, czy byli wojownikami, czy grupą teatralną, albo rekonstrukcyjną i szybko się przekonał, że się tego nie dowie. Gdy go zobaczyli, unieśli topory z lśniącego brązu, bardzo pięknie ozdobne, ze styliskiem z malowanego drzewa i zwartą grupą zaatakowali ekran. Nie znał tej techniki i dla pewności odskoczył od komunikatora, który przybrał barwę nieczynnego.

Kolejna próba i zobaczył wewnętrzny dziedziniec jakieś świątyni, gdzie stały pod ścianami kamienne ludzkie posągi podtrzymujące ściany. Jakiś mężczyzna stał na podwyższeniu i palili żywicę niczym kadzidło. Widok był dla Skorupki dość znany i czekał co się stanie w następnej kolejności. Niebawem obok niego stanął znacznie starszy w długich szatach i zaczął wygłaszać kazanie, które przerwał po kilku słowach. Palcem wskazał na niego i wykrzyczał niezrozumiałe słowa. Zgromadzeni zareagowali i ruszyli na niego. Ponownie wykonał unik przed ich wściekłością i ekran stał się martwy.

Tym razem Wojsław uruchomił ekran stając jak najbardziej z boku z obawy, że coś groźnego dla niego może go zobaczyć i najlepiej będzie jak szybko przerwie kontakt. Dostrzegł gaj palmowy, przez który prowadziła do miasta wąska droga poprzez mokradła i potoki. Błoto i muł musiały być gęste, że trudno było się z nich wygrzebać, sądząc po głębokich śladach. Szlak dochodził do jakiegoś wielkiego utwardzonego otoczakami placu, a za nim były domy i strzeżona brama do miasta otoczonego murami. Podpatrzonymi u innych ruchami przybliżył widok i przeniósł go do wnętrza. Kiedy znalazł się pomiędzy domami, uświadomiła sobie, że jest w wielkim mieście, jakiego dotąd nie widział i patrzył z podziwem. Wyglądem przypominał wielki ogród z bogatą roślinnością. Ulice były pełne mężczyzn i kobiet, którzy wyszli z domów go oglądać i nie okazywali wrogich zamiarów. Ucieszył się odkryciem takiego miasta. Pojawili się konni i w jakiś sposób przejęli kontrolę nad czymś, co umożliwiało mu widzenie ich i dojechał z nimi do wielkiego placu. Niedaleko niego stały domy, które kolorowymi barwami fasad oszałamiały swoją intensywnością. Nawet okazały budynek przed jakim się znalazł lśnił od białości, jakby jego ściany pokryto srebrem. Wszystkie okazałe domy miał tarasy i gdyby dodać do nich murki obronne można było zmienić je w małe fortece. O przeznaczeniu grodu do obronności świadczyły pobliskie drogi. Aby dostać się do miasta, trzeba było przejść niewysokim nasypem usypanym przez bagna i podmokły teren. Każdy miał groble i przepusty, przez które przepływała woda z jednej strony na drugą. Nad nimi były mosty zwodzone, i kiedy je podniesiono, nie było możności dostać się do miasta. Daleko przed moczarami były pozostałości ogrodzeń i wałów z dawnych czasów. Przeciwną stronę chroniły wysokie góry pocięte głębokimi jarami, niemożliwymi do przebycia, a stary szlak został zablokowany wielkimi głazami trudnymi do usunięcia bez specjalistycznych maszyn. Wszystkie drewniane mosty były zniszczone i naprawienie ich wymagało wielkiego wysiłku, ponieważ wzniesiono je w miejscach, gdzie woda była głęboka, a prąd silny.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 24.03.2020
    Przemiana Wojsława i wyleczenie jego ran zastanawiające. Podróż po mieście i zetknięcie się z komunikatorem częściowo rozwiązuje jego wątpliwości. Odkrywanie nowych miejsc na ekranie daje nadzieje na przyszłość.

    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania