Poprzednie częściMaria część 1

Maria część 33

Skoczek był wychowankiem, najlepszego przedwojennego warszawskiego kieszonkowca. Stary mistrz, gdy go uczył był w podeszłym wieku i nie miał już tak sprawnych rąk, jak kiedyś. Swoje dolegliwości zawdzięczał konfidentowi, który podczas okupacji przypadkowo odkrył lokal konspiracyjny i chcąc uwolnić swoją córkę z Oświęcimia, powiadomił Niemców. Gestapo aresztowało wszystkich, nie tylko w tym mieszkaniu, ale w całym niewielkim czterorodzinnym budynku i zwyczajowo przystąpili do rewizji, zanim nie urządzili w nim kotła. Wcześniej w takich przypadkach nikt z Armii Krajowej nie interweniował i to w sposób niezaplanowany wręcz samobójczy. Tylko w tym przypadku chłopaki z ochrony musieli działać błyskawicznie i nie pozwolić na znalezienie ukrytych w piwnicy rozbitych elementów rakiety V2. Gdyby do tego doszło, naziści zorientowaliby się, że wywiad polskiego podziemia wie o ich cudownej broni. Nawet udało im się wykraść zniszczone podczas testów elementy z tajnego poligonu i zamierzają je wywieźć do Londynu. Plan powstał najwyżej w ciągu minuty, był śmiały i mógł się udać, o ile któremuś z nich uda się skupić na sobie uwagę gestapowców, wtedy umożliwi pozostałej dwójce wyniesienie ogródkami szczątków z rakiety. Bezcennych dla aliantów resztek zgromadzono przeszło dwieście kilo i do ich przetransportowania potrzeba było silnych mężczyzn, więc wybór ról był prosty i nie dawał wyboru. Kieszonkowiec, niski, szczupły musiał wejść w paszcze lwa. Mały człowiek, idąc na robotę, zawsze starał się być niewidoczny, tylko tym razem, jego rolą było zwrócenie na siebie uwagi jak największej ilości osób. Jedyną postacią, w jaką mógł się wcielić, był pijak wracający po nocnej hulance do domu i przez swoje zamroczenie mylący adres. Niemcy, nie tylko podczas okupacji Polaków, Rosjan traktowali jako pijaków i gardzili nimi. Dlatego wlał w siebie połowę litrowej butelki bimbru, a drugą częścią solidnie się skropił. Zanim alkohol zaczął działać, przebiegł ogródkami trzy budynki dalej i od momentu wejścia na ulicę, po upewnieniu się, że nikt go wcześniej nie widział, zaczął bełkotliwie śpiewać jak pijany. Zataczając się, doszedł w pobliże budynku, w którym trwała rewizja i oparty o płot, zaczął wołać po imieniu kobietę. Nikogo kto by go wcześniej znał, nie było i z tego powodu nikt nie zaryzykował wyjścia na ulicę. Liczni gapie ukryci za firankami, obserwowali z okien, co nastąpi. Okupanci nie interweniowali i nie aresztowali opoja z obawy zbyt wczesnego ujawnienia swojej obecności. Dlatego oczy wszystkich skupiły się na pijanym, który darł się jak opętany i walił dla podkreślenia własnego żądania kamieniem w metalowe ogrodzenie. Kląć domagał się, wyjścia z domu jego kobiety po niego. Hałas zamaskował wybicie okna w suterynie i wynoszenie przez nie metalowych elementów. Sytuacja z każdą chwilą robiła się bardziej niebezpieczna. Chłopaki złom przenosili partiami i potrzebowali czasu, a on zbyt długo nie mógł stać przy płocie. Nagłe wypicie jak dla niego, zbyt dużej porcji bimbru, uwiarygodniło jego ruchy i nie musiał udawać pijanego. Bardziej zaczęło liczyć się zachowanie trzeźwość umysłu. Chwiejnym krokiem podszedł do drzwi wejściowych budynku i tłuk kostką brukową w nie, zamiast do ich otwarcia użyć klamki. Kiedy dostrzegł znak i upewnił się, że fragmenty V2 zostały bezpiecznie przetransportowane i zamierzał po kilku łagodniejszych przekleństwa, odejść spod budynku. Drzwi nagle otworzyły się, silne ręce wciągnęły go do środka z taką siłą, że odbił się od drugiej ściany i usłyszał, zanim poczuł trzask łamanej kości. Zaledwie przez chwile cieszył się z wypitego alkoholu, który choć trochę złagodził ból złamanej ręki, gdy spotkał z ciężkimi butami. W pewnym momencie przestał cokolwiek czuć i odpłynął w nieświadomość. Swój stan zawdzięczał kopnięciu w głowę z siłą, jak mogła go zabić. Niemcy, po odkryciu śladów w piwnicy nie byli pewni, lecz podejrzewali jego świadome działanie i starali się przez kilka tygodni wyciągnąć od niego prawdę. Wielogodzinne przesłuchania i bicie nie złamało go, lecz zniszczyło mu stawy. Kiedy przeszukali jego mieszkanie, znaleźli fanty, które stały się jego biletem do obozu, a tam dołączyli do grupy kryminalistów. Później został kapo, miał więcej swobody i zamiast wykorzystać jedną z wielu okazji do ucieczki, wolał zostać i pomagać innym. Podczas wyzwalania obozu i po wojnie nikt nie oskarżył go coś złego. Mógł bez przeszkód wrócić do poprzedniego życia, lecz urazy uniemożliwiły mu wykonywanie zawodu w powojennej Polsce. Honor i zdrowy rozsądek nie pozwalał mu pójść do byle jakiej pracy za nędzne grosze, które nie wystarczały nawet na skromną wegetację od jednej wypłaty do drugiej. Dlatego pomimo swojej niechęci do współpracy z mundurowymi, był zmuszony do udzielania konsultacji za wynagrodzenie. Gdy pewnego dnia w jego mieszkaniu pojawił się osierocony syn jego dalekiego kuzyna, natychmiast zajął się chłopcem, a jego współpraca z Urzędem Bezpieczeństwa uchroniła malca przed Domem Dziecka.

 

Cecylia, zbliżając się do swojego byłego partnera, skierowała się na lewo od niego, lecz liczna grupa znajomych albo dużej rodziny weszła między nich i zmuszała ją do zmiany kierunku, albo do poczekania. Kiedy indziej przecisnęłaby się między nimi. Jednak w sytuacji, w jakiej była, nie chciała na siebie zwracać niczyjej uwagi i się zatrzymała. Wykorzystała moment przejścia i obróciła się w lewo. Zaledwie przez chwilę patrzyła jakby za nimi. W tym czasie Skoczek podjął korespondencję, pozostawił swoją i wtopił się w wieczorny tłum. Nikt niczego nie zauważył, a zwłaszcza śledzący ją mężczyźni. Nawet miejski monitoring tej czynności nie zarejestrował. Jeszcze przez kilka minut szła, nie zmieniając kierunku, by na skrzyżowaniu skręcić w lewo. Kolejny zbieg ulic skierował ją w stronę wynajętego pokoju. Tylko zanim tam wejdzie, musi zapoznać się z treścią kartki tkwiącą w jej kieszeni. Doskonałym bezpiecznym miejscem była toaleta, gdzie pracowała Enrica, ponieważ jej kwatera najprawdopodobniej została przeszukana. Pewność co do własnych podejrzeń uzyska, gdy podejdzie do drzwi wejściowych. Zamykając je, zostawiła niezauważalny dla niewtajemniczonego ślad, w postaci jednego długiego czarnego włosa. Zawsze kilka takich miała schowanych pod szwem walizki, stare przyczajenia i nawyki okazały się dla niej nawet po latach przydatne.

 

Lokal znajdujący się po drugiej stronie ulicy, przy jakiej zajmowała wynajęty pokój, był wieczorem zatłoczony. Wszystkie stoliki były zajęte, a długa kolejka przed drzwiami zniechęcała mniej wytrwałych. Cecylia ominęła stojących i weszła do wnętrza. Jej jaskrawe ubranie przyciągało wzrok i pierwszym, który ja dostrzegł był właściciel lokalu. Enrica w tym czasie wspólnie z czterema osobami zajmowała się obsługą gości w wyznaczonym dla niej sektorze i nie widziała swojej znajomej.

 

- Witam szanowną panią w moich skromnych progach i zapraszam do służbowego stolika – powiedział właściciel do Cecylii i ręką wskazał miejsce, z jakiego do niej podszedł.

 

Jej nie wypadało mu odmówić i na swój czarujący sposób podziękowała mu za zaproszenie. Facet po jej słowach nie potrafił ukryć swojego zafascynowania nią i rozpromieniony niczym Wilhelm Zdobywca dumnie kroczył za nią do stolika. Papiery z blatu pofrunęły na podłogę jak zwykłe śmieci i pod postacią sterty zaległy w kącie.

 

- Ma pani ochotę cos zjeść albo napić się, oczywiście wszystko na mój koszt, w ramach podziękowania, za wspaniałą przemianę Enrici. Proszę tylko spojrzeć, jak dziewczyna cudownie się uwija, a klienci są nią zachwyceni – powiedział podczas odsuwania dla Cecylii krzesła, przez siebie wcześniej zajmowanego.

 

- Dzisiaj sporo spacerowałam i jestem bardziej spragniona niż głodna. Pan jak zdążyłam zauważyć, jest prawdziwym dżentelmenem, więc zdaje się na pana wybór – powiedziała z uśmiechem, który był w stanie skruszyć najbardziej nieczułe serce.

 

Właściciel lokalu bez sprzeciwu poddał się nastrojowi, jakiego doświadczył i niczym uczniak pobiegł na zaplecze realizować zamówienie własnego pomysłu, w jego przeświadczeniu doskonałe zamówienie dla damy. Cecylia sprawnie zlokalizowała śledzących ją mężczyzn i będąc pewna, że nie znajduje się pod obiektywem kamer, wyciągnęła z kieszeni złożoną na cztery części karteczkę, na której było napisane pleonazmami – wzajemna współpraca perspektywą na przyszłość, wróć z powrotem, w miesiącu lipcu, za miesiąc czasu, zobaczysz naocznie pierwszy debiut, poznasz prawdziwe fakty i poprawisz się na lepsze – żadna maszyna szyfrująca czy komputer, nawet sztuczna inteligencja nie była w stanie złamać szyfru. Pomimo tego musiała spalić kartkę, żeby jej treść nie wzbudziła czyjegoś podejrzenia. Nastrojowa świeczka, którą zapalił właściciel lokalu i postawił na stoliku, zanim się oddalił, nadawała się wprost idealnie do tego. Dlatego złożyła ją ponownie i niewielki kwadracik cienkiego papieru położyła na rozgrzanym wosku. Zaledwie po sekundzie płomyk stał się na krótko wyższy i pochłonął wiadomość.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 11.09.2020
    Trochę historii o latach wojennych, niechlubnej oceny Polaków na temat pijaństwa. Nakreślenie sylwetki i działalności małego chłopca. Dzisiaj dojrzały mężczyzna. Doskonały kamuflaż i przekazanie wiadomości. Potem ciekawy sposób odczytania szyfru. Wszystko dokładnie zaplanowane, nawet spalenie bez podejrzeń.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania