Poprzednie częściMaria część 1

Maria część 57

Dyspozytorka z korporacji taksówkarskiej musiała być dobrze poinformowana o osobie, dla której transport zamówiono, ponieważ wysłała równie wrednego kierowcę. Mężczyzna był chorobliwie skąpy, chciwy i z tego powodu był bardzo nielubiany. Jakiekolwiek rachunki opłacał zawsze po terminie, kłócąc się przy tym o każdy cent i żądał upustów.

Pani Elena, jak tylko pielęgniarka zamknęła za nią drzwi taksówki, warknęła – Mesyna – i zażądała szybkiego tam dotarcia. Jej zdaniem, długi kurs był dla taryfiarza opłacalny i powinien się spieszyć, chcąc zarobić w niedługim czasie sporą sumkę. Natomiast on jechał jak miał w zwyczaju, czyli na najwyższym biegu z minimalną prędkością. Taki styl jazdy był zabójczy dla silnika, lecz zapewniał oszczędność paliwa, a to dla niego było najważniejsze. Kiedy samochód z tego powodu zaczynał się psuć, zawsze znalazł sposób, żeby go się pozbyć z jak największym zyskiem. Przeważnie mu się to nie udawało, dlatego miał największy odsetek pojazdów skradzionych i nieodnalezionych. Nigdy żadnemu detektywowi firmy ubezpieczeniowej nie udało się udowodnić udziału Sycylijczyka w wyłudzaniu odszkodowań, więc przy ostatnim ubezpieczeniu zakupionego samochodu sięgnięto po rozwiązania techniczne. Nowoczesne technologie miały ukrócić ten proceder i pod pozorem dodatkowych badań technicznych, potajemnie został zamontowany w pojeździe nadajnik GPS.

Kilometry powoli mijały, starucha na tylnym siedzeniu się wściekała gdy po godzinie minęli Bagherię i poganiała. Natomiast Trupgedon, jak nazywali go inni taksówkarze, jechał swoim rytmem. Gdyby w samochodzie nie było przegrody, odgradzającej kierowcę od pasażera z pewnością z jej strony doszłoby do rękoczynów. Złoszczenie się i uszkadzanie tapicerki samochodu, zamiast zezłościć taryfiarza, wprawiło go w dobry humor. Mijając Termini, w myślach podliczał ponoszone straty z odpowiednim zyskiem i utratę sporych zarobków, jakie dewastacja miała, mu przynieś, gdy samochód zostanie odstawiony do warsztatu. Złośnica obiecała sobie, że jak tylko wysiądzie, to parasolką durniowi łeb rozwali, lecz nie wytrzymała i powiedziała to głośno. Szofer tymi groźbami się nie przejął i jak w kilku podobnych przypadkach powiedział.

- Jestem dobrze ubezpieczony na taką okoliczność i jak dobrze kobieto przyłożysz, będę się pławił do końca życia w luksusie na jakieś rajskiej wyspie.

- Jak przez Ciebie stracę majątek, to bądź pewny, że zatłukę jak wściekłego psa, choćby była to ostatnia rzecz w moim życiu.

Determinacja, toczenie piany i wściekłość, z jaką to mówiła, nie uszła uwadze kierowcy. Może dlatego, że on myślał podobnie i jeżeli chodziłoby o duże pieniądze, był w stanie nawet wykopać z grobu i sprzedać własną matkę, byleby był z tego spory zysk. Żadna cyganka, nawet jasnowidz nie byłby w stanie zobaczyć w transie, że w taksówce mogą się spotkać dwie bratnie dusze, połączone nie miłością do siebie, lecz do pieniędzy. Dość szybko doszli do porozumienia, podział ról i zysków nastąpił w Finale. Poświadczeniem zawarcia umowy albo przypieczętowaniem zawartego paktu, było znaczne przyspieszenie prędkości samochodu. Taksówka wcześniej niemrawo poruszająca się po drodze wzdłuż wybrzeża wyspy, z każdym przejechanym kilometrem rozpędziła się coraz bardziej. Gnali przez miasta i wsie niczym po autostradzie i gdyby nie zbliżał się środek nocy, prawdopodobnie daleko by nie ujechali, a tak nikt ich nie niepokoił. Zwolnili dopiero gdy dojechali do Mesyny, gdzie mieszkała wnuczka kobiety ze swoim konkubentem. Nawigacja doprowadziła ich do Viale Principe Umberto i po skręcie w prawo wjechali w wąską ulicę Salita Rando w zabytkowej części miasta.

Elena chciała uzyskać informacje, co się z jej ojcowizną wyprawia i nie brała pod uwagę dwóch sióstr i brata, również dziedziczących. Procesy o podział i udział w spadku ciągnęły się nieprzerwanie od prawie trzydziestu lat i znacznie przekroczyły jego wartość. Masa spadkowa wcześniej składająca się z zadbanych budynków gospodarczych i mieszkalnego oraz sporego areału ziemi. Została zaniedbana i doprowadzona do ruiny. Nienaprawiane dachy z każdym rokiem przeciekały coraz bardziej, konstrukcje drewniane długotrwale namoczone zaczęły butwieć, aż nie wytrzymały ciężaru i zawaliły się do środka. Powstały cień sprzyjał wzrostowi drzew i roślin. Uprawne pola porzucone przez ludzi, zarosły krzakami i chwastami. Przyroda powoli wkraczała na ziemię pozostawiona odłogiem. Nikt z rodzeństwa nie zaglądnął do miejsca swojej młodości, woleli z oddali toczyć bój właściwie już o nic. Żadna ze stron nie dopuszczała prawdy do swojej świadomości.

Babka, jeszcze bardziej zrobiła się zła gdy ze względu na gęstą zabudowę, była zmuszona opuścić pojazd i iść pieszo. Nastrój jej z każdym postawionym krokiem się pogarszał, ponieważ od dłuższego czasu korzystała z wózka i zaniedbała kondycję fizyczną. Stawy, kręgosłup, mięśnie obciążone wyrażały swój sprzeciw i przeniosły ból po całym ciele. Tylko pierwotne uwarunkowania i nieskażona dobrem wściekłość, doniosła ją do drzwi domu wnuczki. Wcześniejsze postanowienie grzecznego wypytania, ulotniło się, a jego miejsce zajęło, nielubiane przez wszystkich usposobienie. Nagle nie było miejsca na poszanowanie córki syna i jej miru domowego. Dzwonienie i dobijanie się do drzwi, akcentowane krzykiem, zwiastowało, że rozmowa nie będzie należała do przyjemnych. Gospodarze zostali wyrwani ze snu, podobnie jak ich najbliżsi sąsiedzi i chcąc uciszyć staruchę, ulegli i wpuścili ją do środka. Pomimo znacznego skrócenia dystansu, nie ściszyła głosu, nie pohamowała swojego gniewu. Jakakolwiek rozmowa w powstałym hałasie nie mogła być prowadzona, a starszą panią ze względu na przyjęte normy społeczne, nie można było złapać za fraki i jak nieproszonego gościa wyrzucić. Partner młodej kobiety zdawał sobie sprawę, jak negatywnie w ocenie stróżów prawa, wszelkie użycie siły fizycznej w stosunku do osoby starszej, może zostać ocenione. Stąpał po moralnym kruchym lodzie, lecz nie miał zamiaru bez walki ustąpić i pozwalać na niszczenie pojęcia, mój dom, moja twierdza. Dlatego pomimo dość skąpego stroju, przecisnął się obok swojej partnerki, podszedł do jej babci, objął ją, uniósł i wystawił za drzwi, które przed jej nosem zamknął.

Babcia, takiego zachowania się nie spodziewała i na pewien czas z wrażenia zaniemówiła. Całe zajście ze swoich okien obserwowali najbliżsi sąsiedzi, obudzeni krzykiem. Część z nich od samego początku głośno wyrażała swoje niezadowolenie i nie mniej osób aplauzem poparło sposób, wystawienia staruchy za próg.

Początkowo Elena chciała postąpić w sposób, do jakiego przywykła i wezwać „wszystkich świętych”, by pokazać, jak bardzo została skrzywdzona. Zanim była w stanie wyrazić swoje oburzenie, z błyskającymi kogutami podjechał pierwszy z radiowozów karabinierów. Dwóch mundurowych wysiadło z pojazdu i przystąpili do interwencji. Kolejne pojazdy z włączonymi światłami uprzywilejowania zatrzymywały się i nowo przybyłe patrole rozglądały się, za niezrównoważoną psychicznie kobietą, która nocą wszczyna burdy. W ślad za nimi pojawiły się dwa ambulansy.

Trupgedon, widząc z oddali przybycie licznych radiowozów, nie był w stanie prawidłowo ocenić sytuacji i dostrzegł ją w sposób, o jakim wspominała podczas jazdy pasażerka. Staruszka, stale skarżyła się na rodzinę i mówiła, że chcą zagarnąć jej majątek, a ją samą zamknąć w domu wariatów. Wtedy jej nie wierzył, lecz zaangażowane spore siły do jednej słabej i schorowanej kobiety, nie mogło wynikać ze zwykłego przypadku. Musiał jak najszybciej w jej obronie interweniować i nie dopuścić by fortuna dostała się w ręce jej spadkobierców, omijając jego. W przyszłości, jeżeli chciał uniknąć takiej sytuacji, musiał stać się jej prawnym opiekunem. Dlatego w desperacji podbiegł w pobliże domu wnuczki kobiety i mówiąc oraz legitymując się, że jest kierowcą taksówki z Palermo i ma dostarczyć starszą panią do domu seniora, ponieważ ze względu na liczne choroby wymaga stałej opieki medycznej. Kiedy wyswobodzenie z łap oprawców mu się powiodło, niezwłocznie posadził ją na tylnym siedzeniu swojego samochodu i skierował się do przeprawy promowej. Starowinka, gdy wsiadała do auta, nie pisnęła nawet słowa. Dopiero po kilku kilometrach powiedziała.

- Gdybyś mnie nie uratował, zawieźliby mnie do domu wariatów i zagarnęli cały majątek. Jednak im się nie udało i to ciebie uczynię jedynym moim spadkobiercą, a ich wszystkich wydziedziczę.

Taksówkarz, słysząc takie słowa, uśmiechnął się i wjechał na prom, którym mieli popłynąć do Villa San Giovanni.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania