Poprzednie częściMaria część 1

Maria część 55

Policjant, wkurzony na zwierzchników, za wyznaczenie mu gównianego zadania, całą złość przelał na stojącą z lewej strony samochodu kobietę, chociaż w niczym mu nie zawiniła. Zawodowa ambicja, niezłomność własnego charakteru, czyli cechy, które nie pozwalały takim jak on, na okazywaniu słabości społeczeństwu, mocno się wypaczyły pod wpływem wysokiej temperatury. Język przysechł do podniebienia i coraz częstsze przełykanie suchego gardła nie zwiększało poziomu wilgoci w ustach, wręcz przynosiło odwrotny skutek. Mógł trwać w swoim uporze i w konsekwencji narazić się na odwodnienie, albo udar, lecz sam zadawał sobie pytanie - czy było warto tak się poświęcać. Znacznie lepszym rozwiązaniem wydawało mu się przyjęcie poczęstunku, ponieważ ludzie łamiący prawo nie mają w sobie odruchów współczucia i troski o innych. Każdy bandzior gdyby tylko dostrzegł, jak gliniarz cierpi pod wpływem urazu, rany czy pragnienia, z pewnością taki stan chciałby przedłużyć. Natomiast gdyby miał do czynienia ze świadkiem koronnym, ten prawdopodobnie pozostałby ukryty w domu, zamiast narażać zdradzenie swojego miejsca pobytu. Większość osób ochranianych przez policję, które nie przestrzegały zasad, nie doczekiwała pierwszego procesu. Mafiosi, budowali swoje nielegalne imperia, dzięki umiejętności i skuteczności w zamykaniu ludzkich ust. Podobnie czynią tak skorumpowani politycy, lecz oni w odróżnieniu od zwykłych przestępców, do swoich celów zawsze wykorzystują aparat państwa. Takie postępowanie jest bardziej skuteczne od zwykłej spluwy i nie wykrywalne, ponieważ nikt nie ukarze samych siebie nawet po latach.

Funkcjonariusz mający długoletni staż na północy kraju, wiele widział podczas swojej służby i sporo doświadczył. Jedną z jego kilku zasad było zachowanie dystansu do miejsca wykonywanego zadania i ludzi. Nawet po służbie starał się z nikim nie spoufalać i nie nawiązywać bliskich relacji. Dlatego, że często był świadkiem jak rodzina i najbliżsi przyjaciele potrafili zdradzić, więc nie ufał, nawet jak cierpiał.

- Jeżeli mogę, to udam się za panią do domu i sam zaczerpnę wody ze studni – powiedział, patrząc zmęczonym wzrokiem.

- Zapraszam – odpowiedziała Maria i nie czekając na jego reakcję, skierowała się do starych drzwi wejściowych.

Mężczyzna, z trudem odkleił się od siedzenia samochodu i zanim wysiadł, zabrał z siedzenia pasażera pustą plastikową butelkę po wodzie. Zamykając drzwi auta, przez stępione reakcje nieostrożnie dotknął fragmentu rozgrzanej karoserii. Zamiast gorącej blachy poczuł ból oparzenia, rękę przyciągnął do siebie znacznie szybciej, niż się spodziewał, że jest w stanie wykonać tak błyskawiczny ruch. Skarcił siebie za nieznajomość klimatu południa i podstawowych zasad ochrony przed słońcem, jaki stanowi nawet najmniejszy cień. Wejście do kamiennego wnętrza, było niczym przejście z rozgrzanej patelni do chłodnej wody. Różnica temperatur według jego oceny wynosiła około dwudziestu stopni. Zanim się schłodził, kobieta doprowadziła go do pomieszczenia, w którym była studnia.

- Proszę – zachęciła i nie zatrzymując się podeszła do zajętego czymś narzeczonego.

Kacper coś przykręcał prowizorycznym śrubokrętem, jakim był stary kuchenny nóż z zaokrąglonym czubkiem. Ruchy jego reki trzymającej nieporadnie stal, świadczyły o trudności, jakie napotkał.

- Co robisz? – zapytała.

- Próbuję naprawić stary zegar – usłyszała ona i policjant usiłujący równie nieporadnie przelać z wiadra do butelki, nabraną wodę ze studni.

- W jakim celu? – dodała.

- Chciałbym znać, chociaż w przybliżeniu godzinę.

- Nie męcz się, przed domem widziałam zegar słoneczny. Musi być bardzo stary, ponieważ siły natury mocno go zniszczyły, jednak dalej jest czytelny.

Wzmianka o kamiennym czasomierzu, zainteresowała obu mężczyzn, tylko Rossi okazał się szybszy i poszedł jako pierwszy w skazanym kierunku. Zaraz za progiem dopadł go żar lejący się z nieba i mocne nasłonecznienie. Otwartą dłoń przyłożył do czoła i w taki sposób dał oczom czas na przyzwyczajenie do intensywnego światła. Niedługo po nim w pełnym blasku przy słonecznym zegarze pojawił się policjant i po sprawdzeniu na własnym zegarku pokazywanego czasu, równie mocno podziwiał kunszt dawnych budowniczych. Antyczny zegar musiał być fragmentem czegoś większego i prawdopodobnie wybudowano go w tym miejscu. Równie dobrze mógł pochodzić z czasów rzymskich, jak i z osiemnastego czy dziewiętnastego wieku. Mężczyźni, wymienili między sobą podobne spostrzeżenie i wnioski. W dość naturalny sposób do rozmowy włączyła się Maria, która wskazywała ubytki kamienia spowodowane erozją, a nie oddziałaniem na niego człowieka. Temat był na tyle interesujący, że jego omawianie postanowiono kontynuować pod dziurawym dachem kamiennego budynku mieszkalnego.

Funkcjonariusz w cywilu nawet gdy poznał imiona ludzi, których miał pilnować, własnego nie ujawnił. Widocznie obawiał się, że wzmianka przy innym policjancie, mogłaby mu zaszkodzić. Maria z Kacprem w żaden sposób nie nakłaniali go do zmiany przyjętego sposobu postępowania z osobami będącymi pod jego opieką. Inaczej z pewnością zachowywaliby się gdyby to mundurowy chciał skrócić z nimi dystans i uchodzić za przyjaciela.

Od wczesnych godzin rannych Jerzy trwał na swoim stanowisku dowodzenia i starał się poprzez swoich ludzi zbliżyć się do miejsca przetrzymywania Kacpra i Marii. Zadania, jakie wyznaczał, były trudne do realizacji, a tym bardziej że towarzyszył im pospiech, w jakim miały być zrealizowane. Kiedy się uporał z powierzaniem obowiązków, przystąpił do ustalania osoby najbardziej kompetentnej do działania w terenie. W jego ocenie musiał być to mężczyzna, który potrafi zdobyć zaufanie przetrzymywanych. Jeszcze innym bardzo ważnym elementem były niewzbudzające podejrzeń dokumenty. Długo się zastanawiał nad odpowiednim kandydatem i po odrzuceniu wszystkich za i przeciw. Wybór mógł być tylko jeden, czyli on sam. Natychmiast po podjęciu decyzji zarezerwował bilety na Sardynię do Nulvi, a dopiero po ustaleniu właściciela terenu, jego spadkobierców i wszystkich żyjących krewnych do Martis. Zebranie jak największej ilości informacji, zawsze gwarantowało sukces i on musiał dla dobra kochanków oraz własnego to osiągnąć.

W dość poprawnej atmosferze uwiezieni i ich opiekun dotrwali do późnego popołudnia. Zmienników przyjechało dwóch dość nowym kamperem, już po wyglądzie i postawie widać było, że przez prokuratora zostali specjalnie dobrani. Bardziej przypominali bandziorów niż przedstawicieli prawa, a zachowywali się jak niefrasobliwi turyści na campingu. Niedobre wrażenie musieli zrobić na policjancie z dziennej zmiany, ponieważ nie odjechał bez dokładnego sprawdzenia ich tożsamości.

Maria z Kacprem obserwowali przyjazd kampera i przybyłych nim policjantów. Niczego niepokojącego nie zauważyli, więc z braku elektrycznego oświetlenia, książek czy jakiegokolwiek nośnika informacji postanowili wcześniej położyć się i odespać zarwaną noc. Miejsce do ich wypoczynku miało prowizorycznie naprawiony przez nich dach, a zachód słońca i brak najmniejszego zachmurzenia zapowiadał bezdeszczową noc. Zawilgocone rzeczy i śpiwory przez dzień w pełnym słońcu wyschły, nabierając roślinnego aromatu. Pojedyncze dwa śpiwory, połączyli za pomocą zamków błyskawicznych w jeden duży i było im miło gdy się w niego wsuwali. Przytuleni do siebie wsłuchiwali się w odgłosy starego domu, z zewnątrz docierały do nich dźwięki i zapachy nocy przez powybijane szyby w oknach. Nikt ich od wielu dni nie obserwował, a jak nagrywał to z oddali. Złe emocje i zagrożenie oddaliły się, poczuli, że są bezpieczni. Pierwszy raz od wielu dni nic im nie zagrażało i po połączeniu odczuć, wyzwoliła się w nich namiętność.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania