Poprzednie częściMaria część 1

Maria część 70

Mogłem tak mówić, ponieważ jeszcze nikt nie wiedział, w jaki sposób wirus się przenosi i czy ma zdolność do mutacji. Swoją ocenę opierałem na komunikatach rządowych i doniesieniach prasowych. Kiedy przechodziłem przez miasta i miasteczka pierwsze strony gazet pełne były złowieszczych relacji. Jeszcze innym nośnikiem stał się stary sposób komunikowania, polegający na głośnej wymianie informacji. Ludzie pozamykani w domach, z powodu kwarantanny, bardzo chętnie nawiązywali rozmowy. Relacje sąsiedzkie ulegały zmianie i już mało kto zamykał się we własnych czterech ścianach. Brak możliwości wyjścia do restauracji i przyjaciół wywołał potrzebę porozmawiania z inną osobą. Wszelkie okna, balkony, tarasy zostały wykorzystane jako namiastka wolnej przestrzeni. Ograniczenie ruchu samochodowego, wpłynęło korzystnie na jakość powietrza i jego przejrzystość. Niespodziewanie dla samych mieszkańców odległość, na jaką mogli widzieć, znacznie się wydłużyła. Zamglone wcześniej dalsze dzielnice wydawały się znacznie bliżej niż dotychczas. Mnie męczyła inna sprawa, która powstała wraz z oskarżeniem Skoczka o spowodowanie uszczerbku na zdrowiu dziecka. Pewny byłem, że mówił o osobie siedzącej na wózku inwalidzkim. Ona posługiwała się alfabetem morse’a, więc wydawało mi się, że to najlepszym sposobem na dotarcie do niej, będzie taki przekaz. Przez chwilę myślałem nad treścią i ilości kropek oraz kresek w poszczególnych słowach. Kiedy byłem gotowy dość sprawnie za pomocą kuchennej łyżki, przekazałem przeprosiny.

- To nie Lidia, nasze dziecko nie żyje – powiedział ten, co mi dał w twarz.

Tymi słowami wprowadził mnie w większe zakłopotanie, niż jakie miałem wcześniej. Poczułem się, jakbym dostał kolejny raz w twarz, lecz przypadkiem poruszyłem temat tabu, albo przemilczany. Zaczęły padać pytania, a ja nie chcąc słuchać czegoś, co może być nieprzeznaczone dla mnie. Skorzystałem z okazji i wymknąłem się do łazienki i skutecznie oraz starannie się wymoczyłem. Woda działała niezwykle odświeżająco i relaksująco, zwłaszcza zimny prysznic, na przemian z gorącym. Kiedy wytarłem się do sucha i pozbyłem się sporego zarostu, znacznie poprawiłem swój wygląd. Przynajmniej przestałem wyglądać na bezdomnego i podejrzanie. Wracając do towarzystwa, czułem się, jakby ubyło mi z dwadzieścia lat. Razem z brudem zmyłem z siebie troski z ostatnich dni i byłem gotowy, o ile mnie wygonią do dalszej drogi. Ożywiona rozmowa w salonie, trwała i najlepszym wyjściem dla mnie było, wymkniecie się z domu. Szklane nowoczesne wyjście do ogrodu, które zauważyłem, swoim wyglądem zapraszało do przejścia przez nie. Gdy zamknąłem za sobą drzwi, nie tylko umilkł gwar głosów, lecz poczułem się, jakbym wszedł do innego świata.

Krainę, w jakiej się znalazłem, cechowała wysoka, gęsta roślinność z dość sporą wilgotnością, którą zawdzięczała licznym strumykom. Woda szemrała, pokonując przeszkody i po przebyciu kilku metrów, znikała w ziemi, by po chwili pojawić się w innym miejscu znacznie wyżej. Niesłychany proces sukcesywnie się powtarzał, więc domyśliłem się, że zostaje wywoływany sztucznie. Podobnie było ze skałami, które przyjmowały kształty podobne do groteskowych ludzi albo stworów bajkowych. Kamień był ciepły i miły w dotyku, wydawał się, jakby był żywy i czekał jedynie na uwolnienie go z tego miejsca. Zwierzęta musiały zauważyć, moje wtargniecie w ich świat i się kryły gdy do nich się zbliżałem. Dlatego na pojawienie się konia, z wrażenia podskoczyłem, zanim odważyłem się go dotknąć, za plecami usłyszałem.

- Śmiało, to tylko rzeźba z tandetnych materiałów.

Wtedy moje palce przywarły powierzchni i miałem wrażenie, jakbym dotknął sierści konia, który wstrzymał na chwilę oddech. Gdy się odwróciłem i chciałem o tym powiedzieć, zobaczyłem, że mówiła to kobieta, która wcześniej trzymała dziecko na rękach. Kiedy skupiła mój wzrok na sobie, dodała.

- Maria jestem i wyciągnęła dłoń do przywitania.

Ująłem jej dłoń, złożyłem na niej pocałunek polskim zwyczajem i przedstawiłem się jak za dawnych lat, podczas pierwszego balu z okazji uzyskania niepodległości. Imprezę zorganizowaliśmy w dniu, w którym ostatni oddział wojsk Armii Radzieckiej opuścił terytorium Rzeczypospolitej. Jak my wtedy cieszyliśmy się, że w końcu mamy wolną ojczyznę. Gdzie będzie królowało poczucie bezpieczeństwa i wspólnota. Kraj miał być sprawiedliwy i każdy poczuje się, jakby był u siebie. Nikt nie poczuje się wykluczony i pozostawiony na łaskę komunistycznych oprawców, albo przestępców innej maści. Deklaracje polityków nie okażą się obiecankami bez pokrycia i realizowane będą tylko wtedy, gdy dla nich okażą się korzystne.

- Czyje to dzieło? – zapytałem i poprosiłem piękną kobietę, żeby zwracała się do mnie po imieniu.

- Moje i mojego męża Kacpra, chcieliśmy stworzyć lokalną atrakcję turystyczną, coś wyjątkowego niż ogród bajek w Międzygórzu, znasz go? – zakończyła pytaniem.

- Znam, byłem i przypuszczam, że odkryłem inspirację, jaką kierowała jego twórców. Jeszcze w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, w Polanicy Zdroju przy ulicy Wojska Polskiego był budynek, nazwany przez właściciela „Gniazdko”. Dookoła niego na niewielkiej przestrzeni zostały zgromadzone prawdziwe skarby dla dzieci. Wejście było bezpłatne i po przejściu przez bramkę, podążało się po prawej stronie domu. Tam był krasnal trzymający skarbonkę, domek Baba Jagi, chatka z tarczami szkolnymi, podobna z morskimi i wiele innych atrakcji, których nie pamiętam, ponieważ byłem za mały. Pewnego dnia właściciel zmarł, wdowa posiadłość sprzedała, a nowi gospodarze wszystko wywalili na śmietnik. Władze miasta nie interweniowały i nie zachowały atrakcji turystycznej, bardziej skupiły się na kuracjuszach niż bachorach, przybywających licznie do miasta.

- Ostatnie słowa wypowiedziałeś niespecjalnie radośnie?.

- Przepraszam, lecz życie mnie nie rozpieszczało, a gdy mogłem coś dobrego uczynić, wszystko psułem – i dodałem – z resztą o tym słyszałaś.

- Jesteś człowiekiem pełnym goryczy, czy nie pragniesz sobie wybaczyć? – zapytała.

- Chciałbym i to bardzo, lecz nie potrafię, ponieważ bardzo boli mnie, że zostałem wykorzystany i zmanipulowany dla czyjegoś zysku.

- Przecież wszystko można naprawić.

- Jeszcze jesteś młoda, pozytywne nastawiona do świata, ma to na ciebie wielki wpływ i niech tak będzie jak najdłużej. Niestety w naszym kraju czort przejął stery i zmierzamy do celu, jaki mu przyświeca. Najmniejszego wpływu na obrany kierunek nie mamy, ponieważ dziś to nie my decydujemy, co przyniesie jutro.

Musiała mieć dość mojego mantyczenia, ponieważ bez słowa odeszła. Nawet nie potrafię wyjaśnić, jak długo siedziałem sam w bajkowym ogrodzie i pewnie stałbym się jego częścią, gdyby nie damski głos.

- Skoczek nie powinien cię nokautować i nie pozwoliłabym na to, lecz swoim zachowaniem zaskoczył nie tylko mnie.

Nawet nie musiałem się obracać, by wiedzieć, że to Cecylia podeszła, ponieważ jej przybycie, zapowiedział zapach perfum.

- Godne jest podziwu, że przez te wszystkie lata nie zmieniła pani perfum i dalej je stosuje.

- Pamięta pan? – zapytała zaskoczona.

- Gdyby mnie pierwszego dnia we Wrocławiu ktoś zapytał, czy zapamiętam najbardziej inteligentną i piękną kobietę na świecie, z pewnością odpowiedziałby, nie. A teraz powiem, że przez wszystkie te lata od naszego spotkania, nie oddaliła się pani nawet na krok, czy uwierzyłabyś? – zakończyłem pytaniem.

- Przesadzasz.

- Nie – z pełnym przekonaniem odpowiedziałem i dodałem – nawet nie wiem kiedy pokochałem, byłaś – popatrzyłem na nią – i jesteś w moich oczach niezmieniona. Czuje się, jakby nie było wszystkich tych lat. Krew w moich żyłach buzuje, jak w dniu naszego poznania i żałuję, każdego dnia wypowiedzianych nieprzyjemnych słów do ciebie. Gdybym tylko mógł cofnąć ten czas, wszystkie te lata do dzisiaj poświęciłbym, by być z tobą.

- Żartujesz?

- Nigdy nie byłem, aż tak poważny – wtedy chwyciłem jej dłoń i popatrzyłem w oczy. Czas zatrzymał się, moje serce biło w szalonym rytmie i pragnąłem, żeby trwało to przez wieki – opowiedz mi, co robiłaś przez wszystkie te lata od naszego ostatniego spotkania?

- Krótszą, czy dłuższą wersję?

- Oczywiście, że dłuższą mamy czas – powiedziałem i tuląc się do niej, zamieniłem się w słuch.

Słuchając, czułem, że pierwszy raz od lat żyję i mam jak wtedy dwadzieścia sześć lat.

 

Koniec

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania