Poprzednie częściMaria część 1

Maria część 61

Podana przyczyna interwencji, zaskoczyła wszystkich na placu budowy i nikt nie mógł zrozumieć, jak przejazd kilku samochodów po terenie prawie niezamieszkałym naruszył czyjąś prywatności. Mundurowi nie odpowiadali na zadawane pytania, tylko zaczęli skrupulatnie i z wielką dbałością o szczegóły, sporządzać notatkę służbową. Opieszałość ich przyczyniła się do powstania nerwowej atmosfery, ponieważ sprawnie przebiegająca praca, została mocno zakłócona i zapowiadało się znaczne jej wydłużenie. Dobrze płatne zajęcie, powoli zaczynało robić się nieopłacalne, a poziom agresji rósł w ekspresowej skali. Zanim nastąpił punkt kulminacyjny, w kieszeni u jednego z funkcjonariuszy rozległ się sygnał telefonu. Aparat musiał być służbowy, skoro po odebraniu połączenia, wypowiedział służbową formułkę. Chwilę w skupieniu słuchał, co rozmówca ma do powiedzenia i widocznie treść, dla niego była mocno denerwująca, sądząc po przybranym kolorze twarzy. Gdy połączenie dobiegło końca, przycisnął czerwoną słuchawkę i swojemu koledze z niższym stopniem wydał polecenie.

- Przerywamy interwencję.

Kierownik budowy gdy to usłyszał, do swojego zastępcy z wyraźną kpiną w głosie powiedział.

- Mario, calabinierzy dostali opierdol za nieuzasadnione utrudnianie nam prac i nie będą już więcej przeszkadzać, więc goń ludzi do roboty. Inaczej przed wieczorem nie skończymy, a nie mamy sprzętu do oświetlenia placu budowy.

Montażystów i instalatorów nie było potrzeby ponaglać, ponieważ słysząc, jak ich szef potraktował psów i widząc, jak oni podwijają ogony, rzucili się w wir pracy. Żaden z nich nie chciał marnować więcej czasu niż to konieczne na takim zadupiu. Dookoła ich kraina od wielu lat wymarła, a najbliższe zabudowania wyglądały, jakby miały się za chwilę zawalić. Każdy z nich wolał spędzić swój wolny czas we własnym domu albo w barze i to była ich najlepsza motywacja.

Szef ekipy budowlanej swoją wypowiedzią musiał nastąpić na odcisk mundurowych, albo urazić ich ambicję, ponieważ jeden z nich niepytany powiedział.

- Przyjechaliśmy na interwencję, po zgłoszeniu kobiety, która oskarżyła was o zniszczenie uprawy, swoim przejazdem. Odjeżdżamy, ponieważ jakieś pacany z kryminalnej, kazali nam przetrzepać wam skórę, utrudnić, a najlepiej przegonić.

Taki strzał musiał i wywołał szok u osób będących w pobliżu. Mundurowy dostrzegł to i widocznie poczuł się pełen chwały, skoro cały rozpromieniony dodał.

- Żaden parch nieprzestrzegający drogi służbowej i nieszanujący innych służb poza swoją, nie może liczyć na naszą współpracę.

Niespodziewanie zakorzeniony konflikt służb mundurowych, okazał się niezwykle łaskawy dla Jerzego i Cecylii, ponieważ dalszy przebieg prac, odbywał się bez zakłóceń i do końca dnia cały zaplanowany zakres prac został zrealizowany.

Funkcjonariusze podali prawdziwy powód odwiedzenia placu budowy. Interwencję zainicjowało, zgłoszenie sędziwej Eleny, która wraz ze swoim nowym przyjacielem taksówkarzem nazywanym w korporacji Trupgedon, po wielu trudach dojechali do gospodarstwa świętej pamięci jej rodziców. Przywitała ich pustka i niewielka porośnięta chwastami i krzakami sterta gruzu, jaka została ze świetnie prosperującego gospodarstwa. Wcześniej była pewna, że zobaczy budynki takie, jakie były dawniej. Niestety nie tylko dla niej czas okazał się niełaskawy i z godnym pozazdroszczenia determinacją niszczył. Nic nie pozostało w nienaruszonym stanie, wszystko łącznie z zardzewiałymi maszynami pochłaniała przyroda. Pomimo że bardzo się starała i nie chciała cofnąć się myślami do dnia kiedy po raz ostatni popatrzyła na obejście, pamięć spłatała figla i wspomnienia napłynęły. Nagle do świadomości wtargnęły obrazy i dźwięki sprzed wielu lat. Niewidoczny pomost połączył odległe dni w jedną całość. Ponownie stała w tym samym miejscu i patrzyła na zadbane pola. Kiedy dostrzegła, jak kolumna kilku pojazdów, przemieszcza się i tratuje uprawy, odruchowo prawą ręką sięgnęła do torebki. Dłonią dość szybko zlokalizowała telefon komórkowy i wybrała niedawno stworzony numer alarmowy. Gdy jej połączenie zostało odebrane, uniemożliwiła osobie obsługującej, powiedzenie obowiązującej formułki, tylko zawiadomiła o tratowaniu kołami samochodów plonów tatusia. Taryfiarz, słysząc bredzenie starej, zdał sobie sprawę, w jakim znalazł się bagnie. Wizja szybkich i łatwych pieniędzy rozwiała się niczym dym z ogniska. Niespodziewanie na jego horyzoncie pojawiły się kłopoty i to nie małe, a on od zawsze starał się ich unikać. Najlepszym rozwiązaniem wydawała się ucieczka, póki wariatka jest opętana, inaczej i jego o coś oskarży. Wolał stracić zainwestowane w przyjazd na Sardynię pieniądze niż być o cokolwiek oskarżony. Strach dodał mu skrzydeł i po obraniu kierunku, w którym stał wynajęty samochód, początkowo stąpając jak najciszej oddalał się jak najszybciej. Kiedy zajął miejsce za kierownicą, delikatnie przymknął drzwi kierowcy i przekręcił w stacyjce kluczyk. Niewielki silnik w małym samochodzie uruchomił się płynnie bez niepotrzebnych trzasków, w czasie gdy on uważnie patrzył na staruchę. Wiedźma, niczego nie zauważyła, tak bardzo była opętana swoim szaleństwem i ruszając na najniższych obrotach, powolutku się oddalał. Przyspieszał dopiero w sporej odległości od ruin i to powoli. Przez cały ten czas serce mu mocno kołatało i wydawało się, że zaraz wyskoczy mu z piersi.

Starsza pani swoim zwyczajem pomstowała na wszystkich i jak zwykle odgrażała się, lecz w pewnym momencie zauważyła, że jest sama. Nikogo koło niej nie było, a zwłaszcza człowieczka, który tak chętnie jej pomagał, przyjechał tutaj z nią i ulotnił się bez zapłaty. W pierwszej chwili ucieszyła się, że ma go z głowy. Powoli dotarło uczucie osamotnienia i wizja pustki, w jakiej się znalazła. Blisko niej zamiast ludzi, były tylko ruiny, kamienie, ugory i dopiero dalej pola uprawne. Budynki mieszkalne i gospodarcze najbliższych sąsiadów, podobnie jak jej rodziców obróciły się w gruzy i porosły chwastami. Niewielkie połacie pól, po zlikwidowaniu miedz i polnych dróg, zasypaniu niewielkich zbiorników wodnych, wycięciu sadów zostały połączone w wielohektarowe. Grunt nawet najlichszy, a nadający się pod uprawy, został obsiany. Wszędzie tam, gdzie gleba była bardziej żyzna, rośliny wyglądały na bardziej zdrowe i bujne. Natomiast na skalistym podłożu rosły rzadko i niemrawo. Wcześniej takie miejsca wykorzystywano na wypas dla zwierząt albo w nich stawiano domy, o ile był dostęp do wody. Jednak dopłaty unijne zachęciły rolników do wprowadzenia zmian. Najbardziej opłacały się uprawy obficie opryskiwane i nawożone, by produkować dużo, albo zasłonić się ekologią i zbierać niewiele. Ktoś postronny po podliczeniu zysków i strat z pewnością nie dopatrzyłby się w takim gospodarowaniu niczego korzystnego dla natury, ponieważ tylko zużyte paliwo do uprawy i zbioru znacznie więcej kosztowało, niż przychód ze sprzedaży plonów. Kobieta podobnie jak urzędnicy unijni nie interesowała się takimi sprawami, jej zależało na własnej wygodzie, a biurokratom na przestrzeganiu niekoniecznie przemyślanych dyrektyw.

Pani Elena, czując głód, pragnienie i nie dostrzegając schronienia na zbliżającą się noc, zrobiła to co umiała najlepiej. Skorzystała z numeru alarmowego, połączeniem poruszyła niebo i ziemię. Ponownie stała się schorowaną, opuszczoną przez najbliższych osobą, której na starość rodzina nie zapewniła należytej opieki. Potrafiła w narzekaniu być niezwykle skuteczna i następnego dnia wszystkie poranne włoskie dzienniki rozpisywały się o porzuconej staruszce w miejscu niezamieszkałym. Dobrymi i miłymi słowami opisano działania służb ratunkowych, lecz wszystkim krewnym wytoczyli sąd medialny. Społeczeństwo podchwyciło temat i opluwało jej najbliższych do weekendu. Nikt nie stanął w ich obronie i nie zapytał jej towarzysza podróży o prawdziwy powód ich przyjazdu na Sardynię. Jedynie jej dotychczasowy dom opieki nad osobami w podeszłym wieku wykorzystał eskapadę i nie przyjął ją ponownie, ponieważ wolne miejsce zostało zajęte przez pierwszą osobę z listy oczekujących w kolejce.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania