Poprzednie częściMaria część 1

Maria część 69

Stałem jak zamurowany i nie widziałem, co wokoło mnie się dzieje. Szybko zbliżał się do mnie, a ja nie zareagowałem i nie uniknąłem ciosu, choć wiedziałem, że nastąpi. Kiedy pięść wylądowała na mojej twarzy, siła ciosu oderwała nogi od podłogi i poleciałem do tyłu. Zanim poczułem ból, usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła i odgłos łamanego drewna. Świat skurczył się do wąskiej kilkucentymetrowej perspektywy i na chwilę musiałem stracić przytomność. Prawdopodobnie gdybym nie głodował od kilku dni, zdążył uzupełnić płyny i wypoczął, do incydentu by nie doszło. Może i dobrze się stało, że upadłem, inaczej gospodarze nie zareagowaliby z taką determinacją. Gdy wróciła mi na chwilę świadomość, dostrzegłem szok na ich twarzach, który powiedział mi znacznie więcej niż słowa. Kobieta trzymająca dziecko na ręku, pomimo minięcia kryzysu krzyczała.

- Skoczek przestań, opanuj się, jesteś w naszym domu!

Powstały harmider i rejwach, który umarłego by postawił na nogi, a co dopiero mnie, wałczącego o resztki godności. Usiłowałem podnieść się, tylko poczułem rozchodzący się od pleców potworny ból i mimo wysiłku zapanowania nad nim, zwiotczałem. Zanim doszedłem do siebie i otworzyłem oczy, słyszałem wiele głosów, lecz nie rozumiałem pojedynczych słów i nie pojmowałem sensu poszczególnych wypowiedzi. Kiedy oprzytomniałem, rozmowy ucichły i oczy wszystkich ponownie skupiły się na mnie.

- Nic panu się nie stało? – zapytała blondynka w zaawansowanej ciąży.

- Wszystko jest w najlepszym porządku – odpowiedziałem, lecz nie zdawałem sobie sprawy, że w tym czasie rozmazuje krew na mojej twarzy, która obficie wypływała z mojego nosa. Mnie wtedy bardziej interesowały drogie sztuczne zęby, jakie przed obniżeniem emerytury sobie zafundowałem.

Kobieta z dzieckiem na ręku podała mi kuchenną ściereczkę, namoczoną w zimnej wodzie i powiedziała.

- Proszę zetrzeć krew z twarzy.

Jaką krew chciałem zapytać, lecz powstrzymałem się i przyjąłem szmatkę. Twarz przetarłem i zobaczyłem na niej krew. Bardziej się domyśliłem, niż wiedziałem, że niucha leci mi z nosa, więc przyłożyłem ją do miejsca, z jakiego powinna się wydobywać i ułożyłem się tak, by spowolnić, wypływanie krwi.

- Opanuj się – powiedział męski głos i dodał – walisz gościa na dzień dobry w twarz, w naszym domu i co mam o tym sadzić.

- To przez tego skurwysyna nasze dziecko urodziło się chore! – wykrzyczał ten, co mi przywalił i do którego kierowane były te słowa.

Natychmiast starałem się odeprzeć zarzut, lecz szmata mi skutecznie przeszkadzała. Dopiero po odsunięciu jej z ust, zdołałem powiedzieć.

- To pomyłka, nie jestem ginekologiem.

Wtedy ten, co mnie uderzył, pochylił się nade mną i powiedział.

- Oczywiście, że nie, lecz chujem, który przeprowadzał weryfikację Służby Bezpieczeństwa we Wrocławiu.

Kiedy słowa oskarżenia wykrzyczał mi w twarz, czas skrócił się i ponownie znalazłem się w gmachu Służby Bezpieczeństwa. Doskonale pamiętam, każdy dzień przebywania w tej jaskini zła i pozbywania się chwastów, gdy Polska po wolnych wyborach stawała się prawdziwie niepodległa. Wtedy byli opozycjoniści robili rzeczy nie zawsze dobre, lecz przyświecała im nadzieja, że tworzą wspaniałą przyszłość dla kolejnych pokoleń, które urodzą się w kraju lepszym od zniewolonego przez sowietów.

- Robiłem to dla wolnej ojczyzny i rzucenia jarzma – wycharczałem więcej do szmaty, niż do uszu ludzi pochylających się nade mną.

- A my byliśmy tylko ścierwem, które trzeba zniszczyć – bardziej opluł mnie tymi słowami, niż oskarżył facet, który mnie zaatakował.

- Wyposażony we wszelkie pełnomocnictwa, byłem przekonany, że dobrze postępuję, dziś bogatszy o doświadczenia i przeżycia postąpiłbym inaczej, lecz czasu nie potrafię cofnąć. Codziennie myślę jak wiele zła, zrobiłem w słusznej sprawie i co z tego po latach zostało. Rozgoryczony i zniechęcony skutkami nie tylko własnych dokonań, próbowałem naprawić szkody i powstrzymać dewastację gospodarki narodowej. Niestety byłem nielicznym, który ostrzegał o niekontrolowanym wzroście bezrobocia, spowodowanym zamykaniem dużych zakładów pracy, konkurencyjnych dla przedsiębiorstw za zachodniej granicy. Nie odszedłem ze służby w połowie lat dziewięćdziesiątych, tylko zostałem z niej po kolejnej weryfikacji wydalony. Wtedy do reszty utraciłem możliwość powstrzymywania kreowania rzeczywistości w kraju, przetwarzania nieprawdziwych informacji i wykorzystywania ich do celów politycznych. Moi wcześniejsi koledzy w pozbywaniu się niewygodnych, gnębieniu ich i zamykaniu ust byli i są niezwykle skuteczni. Jedynie w tych przypadkach i podobnych działaniach cechuje ich profesjonalizm, a poza nimi są zwykłymi ignorantami i dyletantami. Mogłem jak inni wyjechać i poczuć się wolnym. Patriotyzm zwyciężył, zostałem, karmiłem się złudzeniami i dlatego wybrałem inaczej, pracowałem w sektorze prywatnym jako fizyczny pracownik, podobnie jak inni działacze Solidarności za nędzne grosze i z takim chłamem przeszedłem na emeryturę. Początkowo nie było źle, ponieważ wcześniejsze wysokie zarobki rekompensowały ostatnie chude lata i nawet żyło mi się całkiem godnie. Niestety podjęto decyzję, że należy mi się tak jak sprzątaczkom obniżyć świadczenia emerytalne z uwagi na pracę w Służbie Bezpieczeństwa. Z tego powodu liczyłem od kilku miesięcy każdy otrzymywany grosz i zastanawiałem się kiedy zdechnę z głodu, o ile zachoruję, ponieważ na lekarstwa już by nie starczyło. Przypadkowo zobaczyłem atrakcyjną ofertę wyjazdu na Sardynię, poniosło mnie i z niej skorzystałem, zapominając o ważności karty bankomatowej i dowodu osobistego. Dlatego tutaj jestem – powiedziałem szczerze i miałem nadzieję, że mi uwierzą.

- Chyba nie oczekujesz od nas współczucia? – powiedział w formie pytanie ten, co mnie zaatakował.

- Nie, bardziej interesuje mnie możliwości skorzystania z telefonu arbo komputera, ponieważ pod wpływem masowych zachorowań ludzie nagle oszaleli. Wszędzie mnie przeganiano, zamykano nie tylko drzwi i okna, lecz serca dla potrzebujących. Początek pandemii zrobił w psychice więcej złego, niż wirus w organizmie. Wszyscy się boją, ponieważ opinie lekarzy i zarządzenia polityków znacznie więcej tworzą pytań niż odpowiedzi. Dlatego byłem zaskoczony, że mnie wpuściliście pod dach, a nie kazaliście czekać z dala od budynku.

- Może dlatego, że do końca nie wierzymy w jego śmiertelność – powiedziała kobieta z dzieckiem na ręku.

- Proponowałbym wszelkie ostrzeżenia potraktować poważnie i nie bagatelizować ich. Miałem nieprzyjemność zobaczyć z oddali chorych i bojaźliwe niesienie im pomocy. Zanim ktokolwiek podszedł do zarażonego, ubierał się w jednolity kombinezon z kapturem, ochraniaczami na buty, rękawice, okulary, maskę i przez wiele godzin zostawał w tym wdzianku. Spodziewałem się, że powstaną podobnie jak podczas promieniowania radioaktywnego, stanowiska do odkażania. Zamiast tego pospiesznie zorganizowano coś w rodzaju indywidualnego polewania się płynem odkażającym i dezynfekującym. Pozbywanie się wirusów ze sprzętu medycznego i z wnętrza karetek jeszcze bardziej amatorsko wygląda niż w relacjach telewizyjnych. Jedynie skutecznym sposobem na powstrzymanie zwiększania zachorowań na wyspie, jest drastyczne ograniczenie przemieszczania się i przypływania z miejsc, gdzie ludzie chorują masowo. Coś podobnego się tworzy, lecz wszelkie działania są połowiczne, ponieważ kwarantanna dotyczy tylko osoby, a nie rzeczy i przedmiotów jakie mają ze sobą.

Następne częściMaria część 70

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania