Pokaż listęUkryj listę

Opow *** Maślany Karawan

[Powtórka tekstu]

----------//-----------

 

Karawan klekoce na martwych kocich łbach. Są z kamienia. Tak samo jak serce nieboszczyka, którego ów pojazd musi transportować. Odgłosy kół mieszają się z tupotem końskich kopyt o twardą śliską powierzchnię. Dwie srebrne szarfy wiewają po bokach czarnego transportera. Upodobniają go do wielkiego ptaka, który chciałby wzlecieć, lecz nie może. A już na pewno nie w kierunku zachmurzonego nieba. Woźnica na koźle podskakuje to w jedną, to w drugą stronę. Śmierć na drągu wpatrująca się w końskie ogony, miałaby podobny wygląd.

 

Gęste krople deszczu bębnią o dach, jakby kosa na werblach grała. Przez brudne szyby widać zarysy trumny. Bez żadnych kwiatów. Nawet takich, co już dawno zwiędły. Karawan chyboce się i podskakuje. Gdyby drewniana skrzynia zawierała śmietanę zamiast zwłok, to zapewne na cmentarz dowieziono by masło. Zjełczałe, gdyby przeniknąć w głąb myśli żałobników. Nad ich głowami wznoszą się zmoknięte transparenty o dość niecodziennej treści, jak na taką okazję: „ostatnie pożegnanie wreszcie” lub „w szczęściu pogrążona rodzina”.

 

Twarze są uśmiechnięte a niektóre płaczą. Nie z tęsknoty za zmarłą osobą, tylko z radości, że wreszcie na cmentarz go odprowadzą i zostanie zakopany. Może aż tylu by nie szło, ale każdy chce zobaczyć na żywe oczy, że to się stanie na pewno. Buty taplają w brudnych kałużach, raz po raz zakłócając spokój odbitemu Słońcu. Uchyla ono zza chmur rąbek tajemnicy, o której jeszcze żaden dreptający w niecierpliwości, nie wie.

 

Zaczyna się lekko pod górkę. Orszak wytrwale kroczy do przodu. Krople deszczu są coraz większe, a zachmurzenie coraz czarniejsze. Końskie kopyta ślizgają się po zboczach mokrych kamieni. Z krawędzi nielicznych parasoli płyną strumyczki wody. Wlatują innym za kołnierz, szukając tam cieplejszego kąta. Niektóre napisy spływają z transparentów. Trudno cokolwiek odczytać. Płacz ze szczęścia, wymieszany z deszczem z ciemnych chmur, wiatr rozwiewa na wszystkie strony. Nie wiadomo już, gdzie pochowano prawdę.

 

Stromizna daje się we znaki. Konie ledwo ciągną co mają z tyłu. Droga jest coraz bardziej wyboista. Karawan klekoce jak stado czarnych bocianów, podskakując na wybojach. Nagle trumna uderza w drzwi. Po chwili jest w połowie na zewnątrz. Przerażeni ludzie zaczynają ją wpychać do środka. Ręce ślizgają się po mokrych bokach. Widać podeszwy podniesionych butów oraz słychać podniesione głosy. Słychać dopingujące nawoływania: do środka z nim.

 

Jednemu dłoń zakleszcza się w uchwyt. Nie może go wyciągnąć. Wrzeszczy, że mu trumna dłoń urwie, gdy spadnie. A ona jakby na zawołanie, wysuwa się jeszcze dalej. Niebezpiecznie opada w kierunku drogi. Żałobnicy na końcu pchają tych z przodu, by mieli więcej sił do pchania trupiej chatki. Deszcz jeszcze bardziej jest naglący. Słychać: sapania i bębnienie kropli o trumnę. Dłoń ciągle tkwi w potrzasku. Jakby ją ręka od środka złapała. Na szczęście teren zaczyna się wyrównywać. Zawartość wraca na do środka. Słychać oddechy ulgi. Są blisko cmentarza.

 

Nagła zmiana pogody. Białe pierzaste chmurki płyną wesoło po bezkresie nieba. Nastaje czas schowania trumny. Wokół słychać doping: szybko schować! szybko schować! Tyle tylko, że skrzynia nie chce się dać włożyć. Co ją wpuszczą do grobu, to na nowo na wierzch wzlatuje. Goście zaczynają dreptać z niecierpliwością. No jak to tak. Co na to zakład pogrzebowy. Patałachy jakieś. Jak długo mamy czekać do pewności. Trumna w dalszym ciągu wisi z pół metra na dołem i ani myśli być w nim. Niby złowieszczy uparty zeppelin. Czterech facetów na niej siada. Jedynie się lekko ugina. Na jednym z uchwytów widnieje czerwona plama i strzępek skóry. Ludzie nie odchodzą. Zaczynają szemrać między sobą.

 

Z boku stoi mała dziewczynka. Nikt nawet nie zauważył, że za nimi tutaj przyszła. Nic nie wiedziała o tym człowieku, co tam sobie leży. Czy był dobry, czy zły. Komu zrobił krzywdę a komu nie. Tyle tylko, co jej się o uszy obiło, gdy kroczyła na końcu. Wie natomiast, że kiedy ona strasznie nabroiła, naprawdę paskudnie i wszyscy na nią wrzeszczeli, nie słuchając jej tłumaczeń… to tylko nieboszczyk się do niej uśmiechnął. Tylko tyle zapamiętała i tylko dlatego tutaj jest.

 

Przy grobie robi się coraz większy bałagan. Trumna nadal unosi się nad grobem. No chyba, że ją popchnąć, to wtedy płynie jak żaglówka obijając nagrobki. Wtem ktoś wpada na pomysł, żeby ją otworzyć. Może to jakaś maskarada obcych. Licho wie, co tam w środku siedzi. Niektórzy są przez to przeciwni. Boją się, że coś na nich wyskoczy i rozszarpie ich nieskazitelne ciała. Aż w końcu przeważają głosy tych, którzy są za otwarciem. Aczkolwiek półgębkiem.

 

Dziewczynka zaczyna się irytować. Co oni od niego chcą? Dlaczego nie dają mu spokoju? Może gdyby dali, to sam by nakierował swój drewniany kubraczek do grobu. Miałby wreszcie święty spokój. Wyskakuje z krzaków na środek, wrzeszcząc:

 

– Przestańcie pierdolce jedne!!! On nie był taki zły. Uśmiechnął się do mnie. Łapy precz od jego domku… a zresztą otwórzcie! Zobaczycie, że wcale nie taki łobuz. A nawet jeśli, to teraz na pewno się zmienił. Może żałował za wszystko… pogięło was czy co!? Szukajcie kamieni. Ciekawam który rzuci. Nienawidzę was. Żeby tak nad grobem się zachowywać.

 

Dziewczynka oparta rękami o kolana, sapie w absolutnej ciszy, gdyż zgromadzonych nieco zatkał ten wywód. Nagle ktoś nieśmiało pyta:

– No i… otwieramy? Nie słyszę sprzeciwu.

 

Podniesiono wieko. Zawartość wszystkich zatyka. Nawet bardziej, niż przemówienie dziewczynki. Stoją tylko i nic poza tym.

 

       Trumna jest pełna masła. Niezjełczałego. Pachnącego i świeżego.

Pod spodem nie kryje się nieboszczyk. Sprawdzono sztachetą od transparentu.

              Jak sprawdza się ciasto, czy już można z pieca wyjąć.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • JamCi 03.07.2019
    Sama nie wiem co dla mnie najbliższe. Dziękuję.
  • Dekaos Dondi 04.07.2019
    JamCi.Dziękuję. Pozdrawiam:)
  • Wrotycz 04.07.2019
    Jest kilka spraw do językowego wypolerowania, styl gdzieniegdzie prosi o pogłaskanie:), ale sam pomysł... gratki, czyta się szybko, bo ciekawość rośnie z każdym akapitem. Odmieniec okazał się... :)
    Dobre ubije się samo.
    Fajne, Dedusiu.
    Pozdrawiam.
  • Dekaos Dondi 04.07.2019
    Wrotyś. Dzięk.Nie wiem w którym miejscu ''pogłaskać" Pozdrawiam:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania