Pokaż listęUkryj listę

Opow *** Nie przestawaj o mnie myśleć...

Stoję na moście. Jest chłodny wieczór. Czuję pod sobą jednostajny szum. Światła latarni, z lekka przyćmione wilgotną mgłą, migoczą swym nikłym blaskiem na płynącej wstędze. Drgają jak maleńkie gwiazdy, tyle tylko, że niebo nie jest w tym miejscu gdzie trzeba. Na dole, tam gdzie spadają moje rozkołatane myśli. Prawie że, widzę jak lecą w dół, znikając między zodiakami rzeki. Mówiąc prosto z mostu, to przyszedłem tu po to, żeby popełnić samobójstwo. Za dużo różnych spraw prostuje fałdy mojego mózgu.

 

Ostatnio miałem sen.

 

Siedzę w pokoju na zwykłym krześle. Odruchowo spoglądam, czy to nie krzesło elektryczne. Wspominam frytki, które jadłem ostatnio. Nie, to tylko zwykły taboret. Wtem ciszę zakłóca mokry śliski szelest. To moje gałki oczne dokonują obrotu, o sto osiemdziesiąt stopni. Zaglądam w głąb siebie do czeluści swojego umysłu. Przeraża mnie to, co tam widzę. Świeżo wypraną ze wszelkich emocji podświadomość. Wisi na sznurze nad piękną łąką. Moje ego jest prawie wyschnięte. A gdzie świadomość? Tylko strzępki wystające z jakiegoś stwora. Wszelkie inne odczucia dokładnie wymieszane. Widzę małego chłopca. Stoi na przegniłym moście. Ciemne chmury wiszą mu nad głową. Nagle mostu nie ma. Wlatuje do rzeki. Lecz chłopiec nie tonie. Trzyma niebieską wstęgę zwisającą z nieba. Wtem błyskawica rozświetla mój sen. Z chłopca zostają zwęglone zgliszcza.

 

~~~

Stoję oparty o mokrą żeliwną balustradę. Wyczuwam chropawe wybrzuszenia. Nie lubię mieć podrapanych dłoni. Szczególnie przed śmiercią. Zmniejszam nacisk. Moje ciało wychylam do przodu. Owiewa mnie zimny powiew. Rzeka faluje, niczym wielki płaski wąż. Niedługo skoczę na jego grzbiet. Przebije jego płynące istnienie. Poczuję zbawczy chłód. Zobaczę przez jego cienką, prawie przezroczystą skórę, zamglone światło. A później ono zgaśnie. Przynajmniej dla mnie. Światu dużo nie ubędzie, nawet nie zauważy mojego zniknięcia, ale za to ja zaznam błogi spokój. Wszelkie lęki i zmartwienia odpłyną ode mnie...

*

Przechodzę przez balustradę. A tym samym odwracam siebie w kierunku tej drugiej, po przeciwległej stronie. Tylko że jej nie widzę. Około metra przede mną stoi czarna postać. To takie nagłe i niespodziewane, że aż mnie zatyka ze strachu. Jeszcze bardziej zaciskam dłonie na balustradzie. Na domiar złego deszcz zaczyna padać. Ciemny typ jest ubrany w nieprzemakalny płaszcz. Woda spływa z ciemnego nakrycia głowy. Nie dostrzegam twarzy. Jest w cieniu. Stoję jak sparaliżowany. Najchętniej bym puścił żelastwo i poleciał tyłem w dół. Ale nie mogę. Żeliwne pręty są w stalowym uścisku moich zdrętwiałych palców. Moje zdenerwowanie jeszcze bardziej je zaciska. Błyszczące od deszczu kropelki spływają po błyszczącym od wody okryciu obcego. Hipnotyzują mnie. Wodzę za nimi wzrokiem. Nawet zaczynam je liczyć. Byle tylko nie patrzeć w głąb kaptura. Z moich dłoni zaczyna kapać krew. Wyobrażam sobie, jak każda maleńka cząstka leci w dół prosto na migoczącą gwiazdę, tworząc na kilka sekund, miniaturowy czerwono złoty wulkan niesiony falami rzeki.

 

Postać chwyta mnie za rękę. O dziwo, wcale nie jest zimna, jak dajmy na to u trupa. Nawet ciepła i przyjazna. Delikatna, lecz ścisk ma piekielny. Nie odczuwam bólu. Raczej coś w rodzaju… błogiego otępienia. Mimo tego dostrzegam, że zaczyna zdejmować kaptur. Moje otępienie mija. Wraca lęk i ciekawość równocześnie. Co za chwilę zobaczę. Może tym razem, wstrząśnięty widokiem, już na pewno polecę w dół. Ale nie. Przecież mnie trzyma ręką. Wreszcie zdejmuje kaptur całkowicie. W czasie tej czynności mam zamknięte oczy. Ale cóż. Nie mogę tak stać w ciemnościach, bo to jeszcze gorsze.

 

Takiej ładnej dziewczyny w życiu swoim nie widziałem. Od razu mam gdzieś samobójstwo i przełażę przez balustradę na most. Wiem, brzmi to trywialnie, a nawet niepoważnie, lecz działam odruchowo, bez zastanowienia. Jest bodziec, to do niego legnę. Ona uwalnia moją rękę. Spogląda na mnie dziwnie, ale za razem cudownie. Jej oczy. Mam wrażenie, że chce mnie nimi pochłonąć. Wyobrażam sobie ogromną źrenicę otoczoną tęczówką, do której skaczę z wysokości, jak do wielkiego jeziora. Czekam na jej słowa. Może coś wyjaśni. Ja jestem zdany na milczenie, bo mi od tego niebiańskiego widoku mowę odbiera.

 

Nagle przestaje padać i wychodzi słońce. Słońce? Wieczorem? Coś tu chyba nie tak z tym światem. Czyżbym dostał świra i tak naprawdę leżę w zamkniętym pokoju na łóżku u czubków, przywiązany pasami, żeby mnie ktoś nie pogryzł, gdybym ja zaczął pierwszy? Co ja plotę, myślę sobie, na tyle ile pozwalają okoliczności.

 

Słyszę słowa:

 

– Od teraz musisz o mnie cały czas myśleć. W przeciwnym wypadku zniknę.

– …

– Powiedz, że zrozumiałeś. Albo chociaż kiwnij głową.

 

Kiwam głową. Zresztą nie tylko. Wszystkim kiwam, bo mi zimno. Muszę się rozgrzać. Nawet zaczynam skakać jak żaba, mlaskając strasznie buciorami.To skutkuje tym, że mogę jako tako mówić. Nawet zadawać pytania:

 

– Kto jesteś?

– A kto pyta?

– Niedoszły samobój – wyjaśniam prawie czytelnie.

– No to jeszcze raz. Chcesz być moim… no wiesz… tego tam?

– Tego tam? Aha. No chyba – nie bardzo jeszcze jarzę.

– Przyjacielem?

– A ja myślałem, że…

– Mam misję do spełnienia

 

Misję, myślę sobie. No chyba wypełniła już swoją misję. Uratowała mi życie.

Tylko czy ja tego chciałem? Sam już nie wiem. Słyszę słowa:

– Myślisz o mnie?

– No ba. Też pytanie.

– To nie przestawaj.

– A jak przestanę, to co?

– Spróbuj, to zobaczysz.

 

Spoglądam na lampy, balustradę od mostu, kałuże po nogami, myślę o różowych migdałach, motylkach bielikach na główkach kapusty, spadających żołędziach, wnerwionych wiewiórkach, moich śmierdzących, przemoczonych skarpetkach, krzakach słodkich malin, parówkach w majonezie... nagle słyszę: spójrz na mnie.

 

O cholera! Jest półprzezroczysta. Widzę przez nią drugą stronę mostu. Naprawdę znika. Zaczynam usilnie o niej myśleć. O wszystkich szczegółach jej ciała, co akurat przychodzi mi łatwo. Mam wrażenie, że mózg mi skwierczy, smażąc filety z moich myśli. Ona wraca do normalności. Nic przez nią nie dostrzegam. Zasłania wszystko, co popadnie.

 

– No już dobrze. Mam zamiar myśleć o tobie nieustannie. A mogę na chwilę przestać?

– Do pewnego momentu. Jak zupełnie zniknę, to już nie wrócę.

– Ale co to za misję masz do spełnienia? Chyba jakimś wyjaśnieniem mnie uraczysz. W końcu dzięki mnie istniejesz

– Nie istnieje dzięki tobie, ale dzięki tobie mogę istnieć nadal.

– Kim ty właściwie jesteś?

 

A może to jakaś wariatka. A ja drugi czubek. Mam wrażenie, że ją widzę półprzezroczystą, a ona jest przekonana, że naprawdę można przez nią oglądać przęsła mostu oraz inne zabytki. Powtórnie słyszę głos:

 

– Pamiętasz dobrze swoje dzieciństwo?

– No… w zasadzie… najbardziej to, co mi frajdę sprawiało.

– Łobuzem byłeś. Nie zaprzeczysz.

– Ale nie groźnym. Takim tyle o ile, na ile pozwalały okoliczności.

 

O co jej chodzi. Moje dzieciństwo jest dla niej ważne. Ale dlaczego. Nie przypominam sobie takiej ładnej. Raczej miałem szczęście do…

 

– Zapomniałeś o mnie, kiedy wyrosłeś na dużego. A ja cały czas byłam w Przechowalni Snów. Tam nie musiałeś o mnie myśleć.

– Chwila. Gdzie byłaś? W przechowalni czego?

– Snów, baranie jeden! Sorry!

– Nadal nie wiem, kim jesteś?

– Częścią twojego snu. Śniłeś o mnie często, gdy byłeś małym chłopcem. Tak bardzo mnie… polubiłeś… że twój sen, przeniknął do rzeczywistości. Ale tak naprawdę dopiero teraz.

– No tak. Wszystko jasne. Jesteś z moich snów. Jak mogłem o tym nie pomyśleć. Ale głupiec ze mnie. Ciamajda jedna niedouczona. Co ja w szkole robiłem? Wiesz co… wracaj do pokoju bez klamek.

– Nie wierzysz mi? To mnie akurat nie dziwi.

– A ty byś uwierzyła w takie coś, będąc na moim miejscu?

– A gdzie tam!

– A ja mam uwierzyć. Tak?

– Tak.

– No jasne. Nie ma sprawy.

 

Ona mnie coraz bardziej wnerwia, ale też ciekawość mnie zjada. A jeżeli to prawda. W jakiś pokręcony sposób jest to możliwe.

 

– Pamiętasz tą małą dziewczynkę, której uratowałeś życie. Wpadła do rzeki. Niedużej. Chciała ratować małego pieska. Otoczyła go swoją opieką, bo jego matka zginęła po kołami samochodu. Pamiętasz?

– Nic nie pamiętam. Ale skoro tak twierdzisz. Chwila...chcesz powiedzieć, że tą dziewczynką byłaś ty? Z mojego… jak twierdzisz… snu?

– Nie. To nie byłam ja. Wtedy jeszcze siedziałam w twoich snach. Ale ją znałam. Byłam częścią ciebie. Widziałam, jak ją ratujesz.

– Chcesz powiedzieć, że jak spałem, to ją uratowałem. Czyli… lunatykowałem, robiąc dobre uczynki, bo za dnia miałem co innego w głowie.

– Też, ale nie o to chodzi. Śniłeś o mnie tyle razy, że w końcu przeszłam z krainy twoich snów do twojej… prawie świadomości. Nie wiedziałeś, że jestem z tobą, nawet jak nie śpisz. Rozumiesz?

– Nie.

 

No nie! Co kuźwa ma to wszystko znaczyć? A może nadal śpię. Lub co gorsza zwariowałem do tego stopnia…

 

– Czekałam w Przechowalni Snów, bo w jakiś sposób wiedziałam...

– A dlaczego nie we mnie, że zapytam?

– Bo byś nie mógł normalnie funkcjonować. Nie chciałam być zazdrosna… lub coś w tym rodzaju… pogmatwać twoich doznań, życia zmieniać… nie potrafię wszystkiego wytłumaczyć… sama dokładnie nie rozumiem, o co w tym biega. Wyszłam z twojej głowy, by prawie od razu trafić do Poczekalni Snów.

– Prawie?

– Spotkałam tę małą dziewczynkę. Podarowała mi niebieską wstążeczkę na pamiątkę. Miała ją przyczepioną do tego pieska...ale powiedziała, że to prezent.

– A w tej… Przechowalni Snów… nie nudziłaś się. Tyle lat?

– To było coś w rodzaju letargu. Czas dla mnie nie istniał. Naprawdę wielu spraw sama nie pojmuję.

– A co było twoją misją?

– Uratowanie ciebie, głupolu! To chyba jasne. Za to, że tamtą dziewczynkę…

– Chwileczkę. Jak już stałem bezpieczny na moście, to powiedziałaś, że masz do spełnienia misję. Tak?

– Tak.

– A co jest tą drugą?

– Nie mogę powiedzieć. Pomyśl.

– A dlaczego byłaś taka...w czarnym czymś. O mało co, a bym zleciał nie tylko z mostu, ale dodatkowo z przerażenia.

– Miewałeś różne sny. Nie tylko takie słodkie... jak ja. Nie mogłam inaczej.

– Aha! Jeszcze jedno. Dałaś do zrozumienia, że nie istniejesz dzięki mnie. Przecież cię wyśniłem. No to jak to nie?

– Twój sen to za mało. Zaistniało coś więcej. Ale faktem jest, że bez ciebie nie było by naszej rozmowy.

– Co więcej?

– Nie wolno mi powiedzieć.

– A skąd wiedziałaś, że właśnie dzisiaj przyjdę na most, by skończyć ze sobą?

– Twoje emocje mnie… jakby to powiedzieć… obudziły. Ale szczegółów nie znam, jak to wszystko zadziałało. Tak naprawdę bardzo mało wiem. A na pewno za mało, żeby wszystko wyjaśnić, tak do końca.

– Możesz wrócić do Przechowalni Snów.

– Nie.

– Dlaczego?

– Nie wiem. Tak to działa.

– Czyli będziesz istnieć, dopóki będę o tobie myśleć. Tak?

– Tak.

– Zależy ci na tym, żebym o tobie myślał?

– Bardzo

– A jak przestanę?

– To zniknę na zawsze.

– I już nie powrócisz do moich snów?

– Nie.

– Dołożę wszelkich starań, żeby o tobie myśleć. Zależy mi na twojej obecności przy mnie... też bardzo. Ale nic nie mogę obiecać. To trudne zadanie, cały czas o kimś myśleć. Nawet jak krótkie przerwy są możliwe.

– Wiem. Rozumiem.

– A jeżeli umrę. To też znikniesz?

– To też umrę.

– Wierzysz w życie po śmierci.

– Nie wierzę. Ale ono wierzy we mnie.

– Skąd w tobie ta pewność ?

– Żebym wiedziała, to bym uwierzyła.

– Czyli można założyć, że tam istnieje...być może dalsza droga… bez żadnych obaw, że jak przestanę o tobie myśleć, to znikniesz.

– A jeżeli tam nic nie ma?

– To znikniemy razem.

 

*

 

– Kochanie spójrz!

– Gdzie?

– No tam na moście. On przełazi przez balustradę.

– O cholera… faktycznie...

– Tak sobie myślę, dlaczego skoczył? Bez żadnego wahania. Nawet nie postał chwili na drugiej stronie poręczy.

– Widocznie przyszedł z takim zamiarem.

– Szkoda człowieka. Z jakiegoś powodu musiał bardzo cierpieć, kiedy spadał

– Tego nie wiemy.

– Podejdźmy do tego miejsca.

 

Idą w tamtym kierunku. Światła latarni spowija mgła. Lecz mimo tego widzieli go wyraźnie. To nie mogło być przewidzenie. Są coraz bliżej tego miejsca. Podchodzą do balustrady. Spoglądają w dół na ciemną rzekę.

– Spójrz kochanie. Jednego życia mniej. Utonął wśród gwiazd na niebie.

– Na niebie?

– Takie skojarzenie.

– Mam dziwne wrażenie, że nie jest tam sam.

– Tego też nie wiemy.

– Wiesz, to miejsce jest dziwne. Może to tylko wytwór naszej wyobraźni.

– Że niby skoczył, a tak naprawdę była to… jakaś gra cieni...

– Może. Sam już nie wiem, co myśleć.

 

Odczuwają lekki powiew wiatru. Jest im nieswojo. Lecz nie jest to lęk. Stan, który trudno nazwać. Nagle ona czuje lekkie muśnięcie na swojej stopie. Jakby coś delikatnego, zwiewnego jak sen...

Patrzy w tę stronę.

Na balustradzie, zaczepiona o chropowate żeliwo, powiewa niebieska wstążeczka.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Justyska 18.05.2018
    Deakaos magia! Początkowo myślałam, że bawisz się tylko językiem, że tu niby poetycko, a tu tak swobodnie. Rozmowa między nimi taka trochę filozoficzna. Ja rozumiem to tak, że nie był sam w czasie skoku, gdyż siła umysłu jest potężna, zabrała strach dając towarzyszkę. I to z dzieciństwa z czasu beztroski i poczucia bezpieczeństwa. No i ten motyw ze wstążką... takie zawieszenie.
    Pozdrawiam serdecznie :)5
    ps przeczytałam o chmurkach, bardzo mi się podobało. Jakoś nie widziałam dziś tego na głównej, gdzieś mi umknęło, dzięki za polecenie!
  • Dekaos Dondi 19.05.2018
    Dzieki Justysko.Można też by przyjąć, że on był jakby w..innym czasie...dla nich skoczył od razu...jakby z nikim nie rozmawiał.Pozdrawiam.
  • kalaallisut 19.05.2018
    Drgają jak maleńkie gwiazdy, tyle tylko, że niebo nie w tym miejscu gdzie trzeba.

    Nie -jest- w tym miejscu, zjedzone popraw.

    A co do opowiadania cóż ja wierzę ( nie wiem czy dobre słowo),że istnieje w tkzw. Tajemniczy krąg, tak sobie ich nazwałam.

    "Utonął wśród gwiazd na niebie."

    Ładnie, pozdrawiam.
  • Dekaos Dondi 19.05.2018
    Dzięki Kalaallisut. i dzięki za ''jest'' Poprawię. < :~) Pozdrawiam
  • Pasja 19.05.2018
    Dobry wieczór
    Bardzo ciekawe studium rozmowy z samym sobą. Rozważania samobojcy. Ponoć przed śmiercią sceny z naszego życia jak w kalejdoskopie przemieszczają się przed oczami. Nie był sam, coś się zakończyło i coś się rozpoczyna.
    Taki niuans jak niebieska wstążka ma ogromne znaczenie.
    Spokój i równowaga cechuje ten utwór.
    Pozdrawiam serdecznie
  • Pasja 19.05.2018
    Mam do misję spełnienia... zmień kolejność.:)
  • Dekaos Dondi 19.05.2018
    Pasjo Dzięki. Ponoć przed śmiercią, tak jak rzekłaś. Tekst ma różne podteksty. Dzięki za...kolejność. Pozdrawiam
  • Skryty 19.05.2018
    Światła latarni z lekka przyćmione wilgotną mgłą, migoczą swym nikłym blaskiem na płynącej wstędze. -> Światła latarni z lekka przyćmione wilgotną mgłą migoczą swym nikłym blaskiem na płynącej wstędze. (lub) Światła latarni, z lekka przyćmione wilgotną mgłą, migoczą swym nikłym blaskiem na płynącej wstędze.

    Prawie, że widzę jak lecą w dół, znikając między zodiakami rzeki. -> Prawie że widzę, jak lecą w dół, znikając między zodiakami rzeki.

    Za dużo różnych spraw, prostuje fałdy mojego mózgu. -> Za dużo różnych spraw prostuje fałdy mojego mózgu.

    To moje gałki oczne, dokonują obrotu, o sto osiemdziesiąt stopni. -> To moje gałki oczne dokonują obrotu o sto osiemdziesiąt stopni.

    Przeraża mnie to co tam widzę. Świeżo wypraną, ze wszelkich emocji, podświadomość. -> Przeraża mnie to, co tam widzę. Świeżo wypraną ze wszelkich emocji podświadomość.

    Zobaczę przez jego cienką, prawie przezroczystą skórę, zamglone światło. -> Zobaczę przez jego cienką, prawie przezroczystą, skórę zamglone światło.

    Na domiar złego, deszcz zaczyna padać. Ciemny typ, jest ubrany w nieprzemakalny płaszcz. -> Na domiar złego deszcz zaczyna padać. Ciemny typ jest ubrany w nieprzemakalny płaszcz.

    Błyszczące od deszczu kropelki, spływają po błyszczącym od wody okryciu obcego. -> Błyszczące od deszczu kropelki spływają po błyszczącym od wody okryciu obcego.

    Wyobrażam sobie, jak każda maleńka cząstka leci w dół, prosto na migoczącą gwiazdę, tworząc na kilka sekund, miniaturowy, czerwono złoty wulkan niesiony falami rzeki. -> Wyobrażam sobie, jak każda maleńka cząstka leci w dół prosto na migoczącą gwiazdę, tworząc na kilka sekund miniaturowy, czerwono złoty wulkan niesiony falami rzeki.

    O dziwo, wcale nie jest zimna jak dajmy na to u trupa. -> O dziwo, wcale nie jest zimna jak, dajmy na to, u trupa.

    wysokości. jak do wielkiego jeziora. -> wysokości, jak do wielkiego jeziora.

    Ja jestem zdany na milczenie, bo mi od tego niebiańskiego widoku, mowę odbiera. -> Ja jestem zdany na milczenie, bo mi od tego niebiańskiego widoku mowę odbiera.

    – Od teraz, musisz o mnie cały czas myśleć. -> – Od teraz musisz o mnie cały czas myśleć.

    buciorami.To (Spacji brakuje)

    Tylko, czy ja tego chciałem? -> Tylko czy ja tego chciałem?

    moich śmierdzących przemoczonych skarpetkach, krzakach słodkich malin, parówkach w majonezie...nagle słyszę: spójrz na mnie. -> moich śmierdzących, przemoczonych skarpetkach, krzakach słodkich malin, parówkach w majonezie...nagle słyszę: spójrz na mnie. (spacji po wielokropku brakuje)

    Takim tyle o ile. Na ile pozwalały okoliczności. -> Takim tyle o ile, na ile pozwalały okoliczności.

    Ale dlaczego. -> Ale dlaczego?

    – Nadal nie wiem kim jesteś? -> – Nadal nie wiem, kim jesteś?

    – Częścią twojego snu. Śniłeś o mnie często, gdy byłeś małym chłopcem. Tak bardzo mnie… polubiłeś… że twój sen, przeniknął do rzeczywistości. Ale tak naprawdę, dopiero teraz. -> – Częścią twojego snu. Śniłeś o mnie często, gdy byłeś małym chłopcem. Tak bardzo mnie… polubiłeś… że twój sen przeniknął do rzeczywistości. Ale tak naprawdę dopiero teraz.

    Widziałam jak ją ratujesz. -> Widziałam, jak ją ratujesz.

    bo za dnia, miałem co innego w głowie. -> bo za dnia miałem co innego w głowie.

    – Twój sen, to za mało. -> – Twój sen to za mało.

    Nawet nie postał chwili, na drugiej stronie poręczy. -> Nawet nie postał chwili na drugiej stronie poręczy.

    Z jakiegoś powodu, musiał bardzo cierpieć kiedy spadał -> Z jakiegoś powodu musiał bardzo cierpieć, kiedy spadał.

    Lecz mimo tego, widzieli go wyraźnie. -> Lecz mimo tego widzieli go wyraźnie.

    *Zmęczyłem się ;-;*

    Tekst fajny, ale pełny podstawowych błędów interpunkcyjnych.
    Pozdrawiam!
  • Dekaos Dondi 20.05.2018
    Skryty Wielkie Dzięki → Poprawiłem. Mam nadzieję, że wszystko. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania