Ona Część 2
Kilka miesięcy wcześniej
Laura ostrożnie układała kwiaty w wazonie. Dorodne białe lilie, fioletowe mieczyki i różowe goździki tworzyły wielobarwną kompozycję, a ich zapach unosił się w całym domu. Kobieta z niezwykłą dokładnością oglądała każdy kwiat, by w końcu wetknąć go w odpowiednie miejsce. Gdy była już pewna swojego dzieła, uniosła wazon i ustawiła na środku długiego szklanego stołu w jadalni. Kiedyś marzyła o własnym studiu florystycznym. Wszystko dokładnie obmyśliła. Studio miało być małe, kameralne. Takie, do którego przychodzi się po kwiaty na urodziny babci, albo żony. Znałaby wszystkich klientów i bez słowa odgadywałaby ich kwiatowe potrzeby. Raz miała już na oku lokal w ścisłym centrum miasta. Nieopodal znajdowały się kawiarnie i kilka restauracji. Miejsce wprost prosiło się, by je zagospodarować jakimś ciekawym start-upem. Laura lubiła siadać na ławce naprzeciwko pustego lokalu i oczami wyobraźni aranżować ogromną przeszkoloną witrynę. Ustawiłaby w niej kosze pełne świeżych ciętych kwiatów, gotowe bukiety i figurki aniołków i krasnali. W centralnej części witryny widniałby napis „Studio florystyczne Lawenda”. Wnętrze studia urządziłaby w pastelowych kolorach, tak by to kwiaty grały w nim pierwsze skrzypce. A na samym środku…
— Już jestem! – Głos dobiegający z holu wyrwał ją z rozmyślań. – Gdzie jesteś?
— W jadalni – odpowiedziała, choć najchętniej wcale nie zdradzałaby miejsca swojego pobytu.
— Co tak siedzisz? Znowu te kwiatki? – Mężczyzna rozejrzał się po pokoju i usiadł na najbliższym krześle. – Będziemy coś jeść czy czasu ci nie starczyło na ugotowanie mężowi obiadu? – zapytał z przekąsem.
— Będziemy. – Laura wstała i ruszyła do kuchni. W piekarniku dochodziła zapiekanka makaronowa z kurczakiem. Nałożyła dwie porcje i zaniosła do jadalni.
— Proszę. Smacznego. – Postawiła przed nim talerz z parującą potrawą.
— To się jeszcze okaże – zaśmiał się i zabrał do jedzenia. Po paru kęsach odezwał się znowu.
— Soli w domu nie mamy?
— Mamy — Już wiedziała, dokąd zmierza ta rozmowa.
— To czemu jej nie użyłaś? Ta zapiekanka smakuje jak psie gówno. Serio, kobieto! —Mężczyzna wstał gwałtownie od stołu, potrącając talerz, który z łoskotem roztrzaskał się na podłodze.
Laura skuliła się, ale odważnie spojrzała mężowi w oczy. Patrzyła jak z furią, rozdeptuje resztki nieszczęsnej zapiekanki. W myślach już widziała siebie szorującą dębowy parkiet.
— Użyłam. Widocznie za mało – powiedziała cicho.
— Najwidoczniej – odparł ironicznie. – Ty masz pojęcie, że ja ciężko pracuję na to wszystko? – Gestem ręki zatoczył koło. – Czy to tak wiele, że chciałbym zjeść porządny obiad po całym dniu w kancelarii? – Teraz już krzyczał. – W dupie ci się przewraca z tego dobrobytu. Masz wszystko, czego dusza zapragnie. A ty, kurwa potrafisz nawet zwykłą zapiekankę spierdolić!
— Adam! Przestań na mnie krzyczeć – Laura nadludzkim wysiłkiem próbowała powstrzymać napływające do oczu łzy. – Przecież nie zrobiłam tego specjalnie!
— A jakie to ma znaczenie? Fakty są takie, że tego nie da się jeść! – Adam podszedł do niej na tyle blisko, by mogła wyczuć jego oddech. Patrzył na nią z taką pogardą, jakby była robakiem, którego można w każdej chwili zgnieść. Zgnieść i pójść dalej.
— Zrobię ci coś innego – zaproponowała.
— Daruj sobie. Straciłem apetyt. – Wyszedł z jadalni. Po chwili usłyszała trzask drzwi wejściowych i warkot samochód, który z piskiem opon odjechał z podjazdu.
Laura wstała od stołu i zaczęła zdrapywać zaschnięty makaron z parkietu. Czuła, że to jeszcze nie koniec. Wiedziała, że Adam wróci i będzie nadal drążył temat niesłonej zapiekanki. Przy okazji wypomni jej wszystkie przewinienia z ostatnich dziesięciu lat, a także przypomni, kto w tym domu nosi spodnie. Na pewno nie omieszka dodać, że wyciągnął ją z biednej, zabitej dechami bieszczadzkiej wsi i, że gdyby nie on to pewnie doiłaby krowy u Wacków – najbogatszych gospodarzy w Hajdunach. Dostanie się też jej matce i siostrze. Tak, to stały repertuar. Zdążyła przywyknąć. Choć boli zawsze tak samo.
Po dobrych dziesięciu minutach mozolnej pracy parkiet znów lśnił, a Laura skierowała się do kuchni. Odstawiła brudne talerze do zlewu i wstawiła wodę na kawę. Po chwili czajnik zaczął bulgotać. Do ulubionego kubka nasypała łyżeczkę drobno mielonej kawy i zalała wrzątkiem. Przez moment czekała, aż czarny napój dobrze się zaparzy, po czym zabrała kubek i wyszła do ogrodu. Wśród kwiatów zawsze czuła się spokojniejsza. Pamięta, że będąc małą dziewczynką, uwielbiała bawić się na łące. Udawała, że jest rusałką. Plotła wianki ze stokrotek i mleczy. Razem z siostrą łapały motyle i koniki polne. Raz, nawet udało im się złowić modliszkę. To były piękne czasy. Laura oparła głowę o filar werandy, wystawiając twarz do słońca. Czerwcowe promienie dawały przyjemne ciepło. Pociągnęła łyk kawy. Gorzko-słodki smak leniwie spływał po przełyku. „Będzie dobrze. Musi być” – pomyślała, odpalając pierwszego dziś papierosa.
Komentarze (13)
Pozdrawiam:)
Pozdrawiam
Z jednej strony ma sie wrazenie, ze to juz bylo, a z drugiej jednak zaciekawia, czy bedzie tak jak sie spodziewamy. A zatem czytam dalej :-)
Ten makaron...
Tak szybko zasechł na podłodze, ze trzeba było go aż zeskrobywać?
Może się czepiam... ;)
Ale nie spieszno:)↔Pozdrawiam:)↔%
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania