Poprzednie częściOna Część 1

Ona Część 47

Dochodziła północ. Kajetan kręcił się niespokojnie po domu. Czuwał. Nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Snuł się po pokojach, zaglądał do kuchni, po raz dziesiąty uporządkował kolekcję starych płyt winylowych po ojcu. Zaczął czytać książkę, ale każdy szmer, który dochodził z pokoju Agnieszki, podrywał go z fotela. Odkąd wyszła ze szpitala zamieszkała w jego rodzinnym domu. Nie widział innego rozwiązania. Była narzeczona nie mogła zajmować się Stefanem. Z miesiąca na miesiąc nikła w oczach. Bezlitosny rak z uporem maniaka toczył jej wątłe ciało. Lekarze rozkładali ręce i zalecali leczenie paliatywne. Tylko tyle mogli dla niej zrobić — uśmierzać ból. Choroba zaatakowała mózg, wątrobę i węzły chłonne. Stan zdrowia nie pozwalał na chemię. Była zbyt słaba, by ją przeżyć, a nawet jeśli wyszłaby z terapii obronną ręką, lekarze nie dawali szans na poprawę. Miewała lepsze dni. Wtedy bawiła się z synem, czytała mu książeczki i nuciła kołysanki. Uśmiechała się blado, kiedy wspinał się na jej kolana i przytulał do wychudzonych piersi. Kajetan obserwował te sceny ze ściśniętym gardłem. Wiedział, że każdego dnia Agnieszka żegna się z synem. Obydwoje mieli świadomość, że zostało niewiele czasu. Kroplówka z morfiny przynosiła chwilową ulgę, ale zapisane dawki od pewnego momentu zdawały się nie wystarczać. Podczas takich chwil wyła z bólu niczym zranione zwierzę, zwijała się w kłębek i usiłowała przeczekać punkt kulminacyjny agonii. Pracownicy hospicjum, którzy przyjeżdżali na wizyty domowe, pokazali Kajetanowi, jak robić zastrzyki uśmierzające ból. Początkowo nie potrafił się przełamać, jednak wiedział, że to jedyny sposób na chwilową poprawę.

 

Tej nocy znów musiał wykonać iniekcję. Kiedy zastrzyk zaczął działać, jej rysy złagodniały i oparłszy się na poduszkach, ledwie słyszalnym głosem poprosiła:

— Kajetan… Musisz zawiadomić Staszka… Nie zostało mi już dużo czasu… Wiem, że nie powinnam cię o to prosić, ale…

— Wiem — odparł cicho, siadając na brzegu łóżka. — Myślałem o tym. Jest ojcem Stefka, powinien się nim zaopiekować, kiedy ty… — urwał, gdyż głos uwiązł mu w gardle.

— Umrzesz — dokończyła za niego. — Nie bój się tego słowa. Ja już się nie boję. Chciałabym, żeby ten ból minął, a wiem, że jedynie śmierć może mi to dać.

— Nie mów tak — poprosił. — Jeszcze nie umierasz.

Agnieszka ścisnęła dłoń Kajetana i spojrzała na niego z uwagą. Przez chwilę wydawało mu się, że w świetle lampki nocnej, zobaczył ten dawny fioletowo-niebieski odcień tęczówki.

— Porozmawiaj ze Staszkiem. Ja nie mam na to siły. Przekonaj go.

— Zrobię co w mojej mocy — zapewnił. — Stefan nie zostanie sam.

— To ty powinieneś być jego ojcem — odezwała się nagle. — Wszystko popsułam. Ten rak to kara za to, że cię zraniłam.

Kajetan zaprzeczył ruchem głowy. Nie był przygotowany na taką rozmowę.

— Nie opowiadaj głupot. Jaka kara? Nie mam do ciebie żalu — podkreślił dobitnie. — Życie różnie się układa.

— Wiem… — zaczęła. — Twoja mama mówiła, że poznałeś kogoś w Bieszczadach.

Na wspomnienie Laury drgnął niespokojnie i poczuł nagły ucisk w żołądku. Od ich ostatniego spotkania minęło już pół roku. Od Anki wiedział, że wróciła do miasta. Siostra twierdziła, że nie jest z Adamem, ale ciężko było w to uwierzyć, skoro nadal mieszkali w jednym domu. Tamtego dnia, kiedy spotkali się w Hajdunach, Laura wydawała się zdeterminowana, by coś wyznać. Przeczuwał, co chciała mu powiedzieć. Nie mógł do tego dopuścić, bo wtedy musiałby odpowiedzieć jej tym samym. Kochał ją.

— Co ona ci naopowiadała? — zirytował się.

— Sama ją o to zapytałam. Początkowo nie chciała nic powiedzieć, ale kiedy nie dawałam za wygraną, bąknęła, że kogoś miałeś, ale to nieaktualne.

— To prawda — odchrząknął. — Był ktoś, ale już nie ma.

— Kłamiesz — zganiła. — Zawsze wiedziałam, kiedy mijałeś się z prawdą. Pocierasz koniuszek nosa. I teraz też to zrobiłeś.

— Agnieszka… ja nie wiem…

— Kochasz ją? — spytała bez ogródek. — Kochasz tę dziewczynę?

— Tak — odparł nieco speszony. Po raz pierwszy powiedział to na głos.

— To dlaczego z nią nie jesteś?

— To długa historia — zaczął. — I tak pokręcona, że momentami sam nie mogę w nią uwierzyć.

— No to słucham. Tylko streszczaj się, bo nie wiem, ile mamy czasu — zażartowała.

Jej wisielczy humor drażnił Kajetana, ale tym razem postanowił nie komentować żartów Agnieszki. Opowiedział o wszystkich niesamowitych okolicznościach ich znajomości. O forum ogrodniczym, filmikach, wypadku i tatuażu. Opisał ich pierwsze spotkanie, zauroczenie, a w końcu uczucie, które niespodziewanie wybuchło, by niedługo potem zostać zdeptane przez jej nieprzejednaną postawę. Agnieszka słuchała z uwagą i spijała każde słowo z jego ust. Nie potrafiła powstrzymać łez, gdy wspomniał o rzekomym powodzie ich rozstania.

— Ona musi cię bardzo kochać — szepnęła, ocierając twarz. — Twoje szczęście postawiła na pierwszym miejscu.

— Nie wiem. Wtedy widziałem to inaczej.

— A teraz?

Kajetan zamyślił się i spochmurniał. Nigdy nie przypuszczał, że to Agnieszka pomoże mu uporządkować sprawy związane z Laurą. Skłębione i tłumione od miesięcy uczucia wystrzeliły jak korek od szampana. Nie był zadowolony. Nie potrzebnie o tym wszystkim mówił. Wspomnienia obudziły dawno uśpione obrazy. Jej dłonie, usta, zapach perfum.

— Teraz, to powinnaś się przespać. Już prawie północ. Dobranoc.

 

Nazajutrz obudził się o szóstej. Wszyscy domownicy jeszcze spali. Stefan swoim zwyczajem przywędrował w nocy do łóżka Agnieszki, choć gospodarz urządził mu niewielki pokoik na górze. Posapywał cichutko, leżąc wtulony w ciepłe ciało matki. Kajetan podszedł do łóżka i nakrył go kołdrą. Mały zawsze się rozkopywał. Opieka nad chłopcem przychodziła mu zaskakująco łatwo. Stefan był mądrym, rezolutnym i ciekawym świata dzieckiem. Ilekroć patrzył na jego silną więź z Agnieszką, tylekroć złościł się na swoją bezsilność wobec losu. Bezradnie przyglądał się gasnącej w oczach kobiecie i z niepokojem czekał co przyniesie przyszłość.

 

Dawne urazy musiały pójść w odstawkę. Z tą myślą wsiadł do samochodu i ruszył do warsztatu. Rozmowa ze Staszkiem napawała go lękiem. Co będzie, jeśli były przyjaciel nie wyrazi woli zajęcia się synem? Po czterdziestu minutach zaparkował na placu przed firmą. Kątem oka zauważył samochód Stanisława. Wysiadł z auta i wolnym krokiem udał się do części biurowej. Za kontuarem krzątała się Sara.

— Pan Kajetan! — krzyknęła na jego widok. — Jak miło pana widzieć!

— Dzień dobry — odezwał się. — Ciebie również. Pan Pająk u siebie?

Sara zmieszała się oficjalnym tonem byłego pracodawcy. Skinęła głową i wskazała na biuro Staszka.

— Tak. Niedawno przyjechał.

Kajetan stanął przed drzwiami i zbierając siły, zapukał. Ze środka doleciał go znajomy głos.

— Wejdź Saro. Już kończę podpisywać te wczorajsze faktury.

Rapacki nacisnął klamkę i wszedł do biura. Staszek siedział za biurkiem zawalony stosem teczek i skoroszytów. Kiedy podniósł wzrok znad papierów, zamarł w bezruchu.

— Kajetan?

— Cześć — rzucił beznamiętnym tonem. — Musimy porozmawiać.

Staszek poderwał się z fotela i obchodząc biurko, wskazał na stojące przed nim krzesło.

— Usiądź — zaproponował. — Napijesz się czegoś?

— Nie przyjechałem na pogaduszki.

— Chodzi o udziały? Masz kupca? Jeśli nie, mogę je od ciebie odkupić. Rodzice Kaśki sprzedali dwie działki na Mazurach. Właściwie miałem do ciebie dzwonić w tej sprawie.

— To dobrze, ale nie po to tu przyjechałem.

—W takim razie, o co chodzi? — dopytywał Staszek.

— O Stefana. Twojego syna.

Pająk w jednej sekundzie stracił cały animusz i wpatrując się z niechęcią w Kajetana, spytał:

— Co z nim?

— Agnieszka jest bardzo chora. Nieuleczalnie. Ma raka. Opiekuję się nią i Stefankiem. Lekarze dają jej kilka miesięcy życia. Obiecałem jej, że porozmawiam z tobą o waszym synu.

— Nie bardzo rozumiem.

— Czego kurwa nie rozumiesz? — Kajetan poderwał się z krzesła. — Matka twojego dziecka umiera, a ty nie rozumiesz?

— Czego ty ode mnie chcesz? — wrzasnął. — Nie mogę się nim zająć! Niby, jak wytłumaczę to mojej żonie?

— Trzeba było myśleć o takich sprawach, zanim wlazłeś Adze do łóżka! — odparował wściekły. — A teraz umywasz ręce? Skazujesz go na dom dziecka albo przypadkowe rodziny zastępcze?

— Przykro mi — stwierdził kategorycznie. — Nie jestem w stanie zająć się Stefanem. Mam już jedno dziecko, a drugie jest w drodze. Nie rozbiję rodziny! Mogę płacić alimenty jak do tej pory, ale to wszystko.

— Rozumiem — odparł rozgoryczony. — Stefan musi radzić sobie sam. Chyba nie mamy już o czym rozmawiać.

Kajetan odwrócił się na pięcie i trzaskając drzwiami, wyszedł. Tego się obawiał. Staszek nie zaopiekuje się synem. Wyparł się go w imię własnej rodziny. W głębi serca wcale mu się nie dziwił. Będąc na jego miejscu, sam nie wiedział, jakby się zachował. Uznał, że nie powie o tej rozmowie Agnieszce. Powoli świtała mu pewna myśl. Myśl, która jednocześnie napawała przerażeniem i dziwnym, wszechogarniającym spokojem. Zanim dojechał do domu, był już pewien, że to, co postanowił, okaże się jedynym, słusznym rozwiązaniem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Baba Szora 27.12.2021
    Bardzo ciekawa kontynuacja! :-)
  • Cicho_sza 28.12.2021
    Dzięki :)
  • ... do szuflady 29.12.2021
    Cichoniu?
    Nawet nie wiem, jak mam skomentować...
    Życie, po prostu życie i na pewno nie jest to odosobniony przypadek.
    Nie można jedną miarką mierzyć wszystkich mężczyzn, ale takich 'Staszków' jest na pęczki... a winną zawsze będzie kobieta.
    Chyba już wiem, jakie będą dalsze losy małego Stefanka... bo chyba na cud ozdrowienia Agnieszki nie można raczej liczyć. Lecę dalej...
    ?
  • Cicho_sza 29.12.2021
    Cała sytuacja z Agnieszką nie jest raczej do pozytywnego rozwiązania. Niestety. Myślę, że los Stefania jest już aż nazbyt czytelny ?
  • Dekaos Dondi 29.12.2021
    Cichosza↔Im więcej czytam, tym bardziej, chce czytać dalej. Teraz zupełnie inny wymiar życia i sytuacje niełatwe z tym związane. I nadal wszystko, tak naturalnie przedstawiasz?
    niepotrzebnie→chyba razem
    Pozdrawiam:)↔%
  • Cicho_sza 29.12.2021
    Dobrze, że nadal utrzymuję Twoje zainteresowanie ? Sprawy raczej z rzędu tych smutnych, ostatecznych rzeklabym nawet. Czy naturalnie? Hmm.. no tak, jak do tej pory zdaje mi się ?
  • Trzy Cztery 31.12.2021
    Ciężko czytać rozmowę z kimś umierającym. Aga jednak, wiedząc, że już nic jej nie uratuje, nie skupia się na sobie, a na losie swojego dziecka. Myślę, że gdy zostawia się na świecie swoje dziecko, śmierć wydaje się mniej ostateczna. Bo przecież w dziecku jest kawałek nas. Jest jakiś "ciąg dalszy". Dobrze jest wiedzieć, że to życie, ta nasza jego część, ten "ciąg dalszy", będą w jakiś sposób bezpieczne.
    A z drobiazgów - zauważyłam zbędny przecinek w tym zdaniu: "Niby, jak wytłumaczę to mojej żonie?"

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania