Ona Część 24
Kajetan z trudem mógł skupić się na prowadzeniu samochodu. Wybiegł od matki, jakby gonił go sam szatan, zostawiając zdumioną Bożenę w drzwiach. Nie chciał pytać, czy wiedziała, kto był ojcem chłopca. W tamtym momencie nie zniósłby prawdy, gdyby okazało się, że nawet rodzona matka go zdradziła. Dochodziła osiemnasta. Jeszcze cię dopadnę sukinsynu — klął w myślach. Nie pamiętał, jak znalazł się pod warsztatem. Po drodze złamał chyba wszystkie możliwe przepisy. Parkując samochód, kątem oka zauważył Staszka, który właśnie wychodził z części biurowej. Pociemniało mu w oczach. Gniew i żal zalały go z podwójną siłą, tak, że z trudem wysiadł z auta. Stanisław wolnym krokiem zmierzał do swojego samochodu. Rozmawiał przez telefon. Pewnie z Kaśką. Kajetan przyglądał mu się przez chwilę. Przyjaciel, wspólnik, zdrajca — pomyślał z obrzydzeniem. Wtem Staszek odwrócił się w jego stronę i radośnie zamachał. Podszedł bliżej i kończąc rozmowę, zapytał:
— A ty co tu robisz? Nie miałeś być u matki?
Kajetan zesztywniał i prostując się, oznajmił:
— Byłem. I wyobraź sobie, że to była bardzo pouczająca wizyta.
— Nie bardzo rozumiem — zawahał się Staszek. Wyraz twarzy i ton głosu przyjaciela nie zwiastowały niczego dobrego.
— Poznajesz? — Kajetan podsunął mu pod nos telefon ze zdjęciem małego chłopca. Maluch leżał na brzuszku, uśmiechając się beztrosko. Na prawym ramieniu miał znamię, Dokładnie takie samo jak on i jego syn Henio. Staszek zbladł i spojrzał z przerażeniem na stojącego przed nim wściekłego mężczyznę.
— Kajetan… to nie tak jak myślisz…
— A jak? Chętnie posłucham, jak dymałeś moją narzeczoną. Albo nie. Wolę o tym nie słuchać. Stefan to twój syn. Geny nie kłamią. Takie samo znamię to nie może być przypadek.
— Stary, przepraszam, to nie tak miało… Myśmy nie chcieli…
— Gówno mnie to teraz interesuje. Powinienem dać ci w modę. Teraz rozumiem te twoje podchody, te próby swatania, niby przypadkowe spotkania z obcymi babami w twoim domu. Wyrzuty sumienia cię zżerały. Kurwa, nie wierzę! Ty z nią? Z moją Agnieszką?
Kajetan chodził w kółko, nie mogąc się uspokoić. Nie wierzył, że to działo się naprawdę. Staszek nie miał zamiaru się wypierać ojcostwa. Jednak nie był skory do tłumaczeń, co jeszcze bardziej rozsierdzało zdradzonego przyjaciela. Nie mógł na niego patrzeć. Traktował go jak brata, którego zawsze chciał mieć, a on wbił mu nóż w plecy.
— Przebolałem Agnieszkę. Wszystko poukładałem, ale takiego obrotu spraw, się nie spodziewałem.
— Kajetan. Nie miałem z nią romansu. Po prostu jakoś tak wyszło. Ty byłeś na szkoleniu we Wrocławiu. Zadzwoniła, że zepsuł się wam piecyk w łazience. Przyjechałem. Trochę za dużo wypiliśmy. No i…
— Wzruszyła mnie wasza historia. To już nieważne. Chciałbym, żebyś zaczął szukać nowego wspólnika, albo spłacił moje udziały. Nie możemy razem pracować. — Kajetan odwrócił się i zaczął wsiadać do samochodu. — Jutro przyjadę po moje rzeczy. Mam nadzieję, że więcej się nie spotkamy.
— Nie mam takich środków, żeby z dnia na dzień cię spłacić! Kajetan zastanów się — wyjęczał Staszek.
— Sam mogłeś się zastanowić, zanim wlazłeś Adze do łóżka. A pieniądze musisz znaleźć, inaczej sprzedam swoje udziały pierwszej lepszej osobie, która zechce je kupić. Wtedy to już będzie twój problem. Cześć.
Kajetan odjechał z piskiem opon. Długo jeździł bez celu po mieście. Staszek dzwonił do niego kilkanaście razy. Nie miał ochoty z nim rozmawiać. Ani z nim, ani z nikim innym. Po drodze zatrzymał się w monopolowym. Kupił butelkę whisky i postanowił, że jedyne na, co ma dziś siłę to upić się w sztok i zapomnieć o tym parszywym dniu. Zawsze był nieco impulsywny, ale dzisiejsza decyzja o sprzedaży udziałów jawiła się jako najlepsze rozwiązanie. Już dawno chciał wyjechać z miasta, które kojarzyło mu się z Agnieszką. Jedynie praca trzymała go w ryzach. Teraz nawet warsztat stał się miejscem, do którego stracił serce. Już nikt ani nic nie było w stanie go tu zatrzymać. Kiedy wrócił do mieszkania, otworzył butelkę i nalał szklankę złocistego płynu. Pierwszą wypił duszkiem. Przyjemne ciepło rozlało się po przełyku i wypełniło żołądek. Po kilku minutach zauważył, że złość powoli mija, zastępowana przez poczucie wszechogarniającej beznadziei. Usiadł na sofie i utkwił wzrok w ścianie. Pamiętał ten wyjazd. Dwudniowe szkolenie z zarządzania rentownością w warsztatach mechanicznych. Celem szkolenia miało być pokazanie zależności, które miały wpływ na osiągane przez warsztat wyniki. Prowadzący opowiadał o sposobie wyliczenia kosztu roboczogodziny, o rentowności usług, rabatach, kosztach i oszczędnościach przy zmniejszonym popycie na usługi. Kajetan cieszył się z udziału, bo kurs oferował porządną dawkę potrzebnej wiedzy, a warsztaty rozrastały się i odpowiednie zarządzanie stało się nieodzownym gwarantem sukcesu. Gdyby wtedy wiedział, że w tym czasie Aga i Staszek… Kończył już drugą szklankę. Wypity alkohol skutecznie tłumił emocje. Kajetan przymknął oczy, ale zaraz pod powiekami pojawiał się widok narzeczonej i najlepszego przyjaciela. Czy to dlatego Agnieszka nie chciała powiedzieć z kim zaszła w ciążę? Chciała ochronić ich przyjaźń? Na chwiejnych nogach ruszył do sypialni. Uruchomił laptopa i zalogował się na forum. L. potrafiła słuchać. Musiał z kimś pogadać. Napisał krótką wiadomość. Niestety, L. nie odpisywała. Może to był jeden z tych wieczorów, kiedy znikała bez śladu. Nie znał jej, ale wypity alkohol podpowiadał mu coraz to śmielsze wizje. Kim była? Gdzie mieszkała? Może to ta wysoka blondynka z czwartego piętra? Nie, przecież L. miała ogród. Pewnie żyła gdzieś pod miastem albo na wsi. Dlaczego nic o sobie nie mówiła? On by tak chciał…
Rapacki nie miał mocnej głowy. Po trzeciej szklaneczce zasnął jak niemowlę. Obudził się nad ranem. Zwlekł się z łóżka i poczłapał do łazienki. Stojąc pod prysznicem, rozmyślał, co dalej. Czekała go wizyta w warsztacie. Musiał uporządkować kilka spraw. Miał nadzieję, że nie natknie się na Staszka. Wyjechał przed szóstą. O tej godzinie warsztat był jeszcze nieczynny. Spakował swoje rzeczy, przeglądnął ostatnie faktury. Podpisał dokumenty, które czekały na jego parafki. Z zaskoczeniem odkrył, że nie czuł żalu, opuszczając mury swojej firmy. Zupełnie jakby poprzedniego dnia zamknął jakieś niewidoczne drzwi i rozpoczynał całkiem nowy rozdział. Po południu wybrał się do biura nieruchomości. Małe, kameralne biuro znajdowało się nieopodal osiedla, na którym mieszkał. Urządzone w nowoczesnym stylu, zapraszało przeszkoloną witryną, na której umieszczono oferty kupna i sprzedaży mieszkań, domów i parceli. W środku mieściły się trzy pomieszczenia biurowe i niewielka poczekalnia dla interesantów. Kajetan wszedł do środka i rozglądnął się nieporadnie. Po paru sekundach podeszła do niego kobieta.
— Dzień dobry. Nazywam się Lidia Ryś. W czym mogę panu pomóc?
— Dzień dobry. Chciałbym wystawić mieszkanie na sprzedaż.
— Zapraszam do biura. Przedstawię panu naszą ofertę.
Kajetan podążył za kobietą. Usiadł na wskazanym przez nią krześle. Pomieszczenie było dość małe, ale widne ze względu na dużych rozmiarów okno. Biurko zasłane było ofertami kupna i sprzedaży. Po prawej stronie ułożony był stos wydrukowanych zdjęć, zapewne przygotowanych dla nowych ofert.
— A więc chce pan sprzedać mieszkanie. Może podać pan więcej szczegółów.
— Mieszkanie jest własnościowe. Siedemdziesiąt cztery metry. Na parterze z ogródkiem. Posiadam je od czterech lat. Na Hojnej.
— Na Hojnej? Doskonała lokalizacja.
— Zależy mi na czasie.
— Rozumiem. Jeśli jest pan zainteresowany współpracą z naszym biurem, musimy podpisać umowę pośrednictwa. Wtedy będzie miał pan gwarancję, że dołożymy wszelkich starań, aby mieszkanie zostało sprzedane szybko i w jak najlepszej cenie. Jeśli chodzi o nasze wynagrodzenie, naliczane jest ono procentowo od kwoty jaką ostatecznie uzyskamy ze sprzedaży pańskiego lokalu.
— Jestem zdecydowany.
Kobieta za biurkiem uśmiechnęła się i spojrzała na niego z rozbawieniem.
— Takich klientów lubimy. Proszę chwileczkę zaczekać. Przygotuję umowę.
Lidia Ryś wyszła z biura, zostawiając Kajetana samego. Z zaciekawieniem rozglądał się po pomieszczeniu. Siedział na tyle blisko biurka, by móc zerknąć na leżące tam oferty. Dopiero teraz uzmysłowił sobie, że przeoczył jeden dość istotny fakt. A mianowicie, jeśli sprzeda mieszkanie, to sam zostanie bezdomny. Właściwie mógłby na jakiś czas wrócić do matki, ale ryzyko spotykania Agnieszki i Stefanka było zdecydowanie zbyt duże. Wtedy jego uwagę przykuło jedno ze zdjęć przedstawiające drewniany domek wśród drzew.
— Już jestem. Proszę się zapoznać ze wszystkimi punktami. Jutro przyjdzie do pana nasz agent i zrobi dokumentację mieszkania.
Kajetan podpisywał umowę, wciąż zerkając na leżące na biurku zdjęcie.
— Wiem, że to mało eleganckie — zaczął — ale przypadkiem zwróciłem uwagę na to zdjęcie — wskazał na wydruk przedstawiający drewnianą chatę. — Macie go w swojej ofercie?
— Tak. Domek do kapitalnego remontu plus trzy hektary ziemi. Pełnomocnik właścicielki nie chce słyszeć o sprzedaży samej parceli z domem. Te trzy hektary odstraszają potencjalnych klientów. Cena nie jest wygórowana, jak na ten teren. Proszę spojrzeć.
— Biorę.
Komentarze (33)
Pasję pisania, dobrego pisania nie ma aż tak wielu ludzi, jak nam się wydaje. Ty masz.
:)
I niech nie daje spać. Taka jej rola. ?
Nie ma za co dziękować. Lubię wspierać talenty.
Witam ponownie
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania