Ona Część 25
— Pomóc panu? — Mężczyzna w umorusanej kurtce przeciwdeszczowej wysiadł ze swojego samochodu i zajrzał przez okienko kierowcy. Kajetan spojrzał na niego jak na wybawiciela. Od dobrej godziny próbował wyjechać z błotnistej drogi prowadzącej do jego nowego domu. Październikowe słoty rozmoczyły grunt do tego stopnia, że mało uczęszczana polna dróżka stała się istnym grzęzawiskiem. Kolejna rzecz nadająca się do remontu — pomyślał smętnie Kajetan. Kiedy przyjechał tu po raz pierwszy, nie wiedział, czego się spodziewać. Miał wrażenie, że agent, który go tu przywiózł, patrzył na niego jak na wariata. Któż inny, jak nie wariat chciałby kupić rozpadająca się chałupę na końcu świata? Musiał przyznać, że pomysł był nieco szalony. Jednak gdy zobaczył widok na złocące się we wrześniowym słońcu górskie lasy i pomarańczowo-rude placki połonin, poczuł, że odnalazł swoje miejsce na ziemi. Usiadł na zwalonym przed domem pniu i odetchnął głęboko czystym, ostrym powietrzem. Przeczuwał, że magia tego miejsca zrekompensuje trudy, z jakimi bez wątpienia przyjdzie mu się zmierzyć. Agent pokazał cały teren, łącznie z łąkami, nieużytkami i lasem. Obszar faktycznie robił wrażenie. Jednak najważniejszy był dom. Budynek wybudowano niedługo po wojnie. Osadzony był na kamiennej podmurówce. Ściany tworzyła zrębowa konstrukcja z drewna, a dach pokryty gontem, lata świetności miał już dawno za sobą. Kajetan z łatwością dostrzegł liczne ubytki w rzędach maleńkich drewnianych deseczek.. Do domu prowadziły duże, ciężkie drzwi, które z łoskotem oznajmiły przybycie gości. Wnętrze witało zapachem stęchlizny i wilgoci. Kajetan wzdrygnął się, przekraczając próg swojego przyszłego domostwa. Absolutnie wszystko nadawało się do remontu. Mężczyźni weszli do ciemnej sieni, w której znajdowały się trzy pary pomalowanych zapewne białą farbą drzwi, które teraz pożółkły i pokryły się licznymi obdrapaniami. Jedne prowadziły do kuchni z wielkim piecem kaflowym. Drugie pomieszczenie najprawdopodobniej służyło niegdyś za sypialnię, a trzecie było czymś w rodzaju spiżarni. Kajetan nie zdziwił się, że dom nie miał łazienki, ani ogrzewania. Od agenta dowiedział się, że budynek stał pusty od co najmniej trzydziestu lat. Aż dziw, że sam z siebie jeszcze się nie rozpadł.
— Gdyby był pan tak miły. Zupełnie się zakopałem. — Kajetan wyskoczył z auta i przywitał się z nieznajomym. Mężczyzna podjechał swoim jeepem i zahaczył linę o hak holowniczy w aucie Kajetana. Po kilku sprawnych ruchach sedan w końcu wyskoczył z błotnistego potrzasku. Właściciel wysłużonej terenówki podciągnął go jeszcze kilka metrów ku bardziej stabilnemu podłożu i zgasił silnik.
— Nie pojeździ pan takim niskim autem tutaj. A już na pewno nie w czasie zimy. Pan jest nowym właścicielem domu ciotki Aldony?
— Ciotki Aldony?
— A no tak. Przepraszam, nie przedstawiłem się. Marek Ślusarz. Aldona to ciotka mojej żony Ani. Mieszkamy tu niedaleko za lasem.
— O proszę! Bardzo mi miło. Kajetan Rapacki. — Mężczyźni podali sobie dłonie. — Co do samochodu, to ma pan rację. Teren jest dość wymagający — zaśmiał się.
— Bez terenówki pan tu niewiele podziała. A jeszcze jak pan remont zacznie robić. Koniecznie musi pan coś kupić. Tylko nie jakieś miejskie SUV-y, tylko porządny, prosty sprzęt. Z wyciągarką najlepiej. Moja szwagierka ma takiego SUV-a i w ziemie z rowu ją musiałem moim staruszkiem wyciągać. Mówię panu im prościej, tym lepiej.
— Widzę, że zna się pan na rzeczy.
— Trochę się znam. Mieszkam tu od dzieciaka. Nic mnie chyba nie może już zaskoczyć.
— To dobrze wiedzieć, że mam takiego sąsiada. Pewnie jeszcze nie raz będę potrzebował pańskiej rady.
— Służę uprzejmie. A teraz muszę się już pożegnać, bo koniom trzeba zapodać.
— Ma pan konie?
— Mam. Całe osiem sztuk. Może pan wpadnie do nas z wizytą? Ania na pewno się ucieszy, że pozna nowego sąsiada. — Marek wyszczerzył się w uśmiechu. Obawy przed nowym sąsiadem trochę go opuściły. Rapacki wydawał się całkiem do rzeczy.
— Bardzo chętnie, tylko na razie muszę wracać do miasta. Mam kilka spraw do załatwienia. A z remontem i tak dopiero na wiosnę ruszę.
— Słusznie. Co to za robota jak na głowę leje. Do widzenia. Niech pan do nas zajedzie, jak wróci pan z miasta. Agroturystyka u Ani. Znajdzie pan na pewno — zawołał Marek, wsiadając do jeepa.
— Dziękuję. Zajrzę. Do widzenia.
Kajetan obserwował przez chwilę odjeżdżającego sąsiada. Nie mógł się sobie nadziwić, że mając tak rozległą motoryzacyjną wiedzę, wybrał się w góry niewielkim sedanem. Co za wstyd — pomyślał rozbawiony. Wsiadając do auta, jeszcze raz rozglądnął się wokół. Jesienny skąpany w deszczu krajobraz wcale go nie przygnębiał, a wręcz przeciwnie — napawał dziwnym euforycznym stanem. Nawet zatęchła chata wydawała się czymś, na co od dawna czekał.
W dwa tygodnie od jego wizyty w biurze nieruchomości pojawił się zainteresowany kupiec. Podobnie jak Kajetan chciał szybko dobić targu. Dogadali się dość sprawnie i po wizycie u notariusza mieszkanie oficjalnie stało się własnością miłego, starszego pana. Kajetan sprzedał lokal z całym wyposażeniem. Nie chciał zabierać starych mebli nasiąkniętych wspomnieniami. Do kilku walizek spakował swoje osobiste rzeczy, kilka ulubionych kubków i paprotkę. Dwudziestego października przekazał klucze nowemu właścicielowi, wsiadł do samochodu i odjechał, pozostawiając za sobą dawne życie. Z oczywistych przyczyn nie mógł zamieszkać w chacie pod lasem. Wynajął niewielkie mieszkanko w pobliskim miasteczku i powoli szykował się do wiosennego remontu. Jednak nie wszystkie sprawy szły po jego myśli. Staszek wciąż ociągał się ze spłatą udziałów. Dzwonił, pisał, aż w końcu zagroził, że nie zgodzi się na ich sprzedaż byle komu. Miał do tego prawo, gdyż zakładając spółkę, zaznaczyli, że sprzedaż części udziałów może odbyć się tylko wtedy, gdy drugi współudziałowiec wyrazi na to zgodę. Kajetan stracił zaufanie do Stanisława i nie wyobrażał sobie dalszej współpracy, ale były przyjaciel stanął okoniem i ani myślał zgodzić się na polubowne rozwiązanie sprawy. Chcąc nie chcąc Kajetan musiał wynająć prawnika, żeby ten reprezentował go w sądzie rejestrowym. Sąd mógł pozwolić na zbycie jego udziałów bez zgody Staszka. Bóg mu świadkiem, że nie chciał, żeby sprawy zaszły tak daleko. Sądowa batalia była ostatnim, czego mu było potrzeba. W połowie listopada umówił się konsultacje z adwokatem. Z ciężkim sercem opuszczał mgliste Bieszczady, by udać się na spotkanie z mecenasem Kornackim.
Komentarze (15)
Będę wyczekiwała kolejnego odcinka.
Obiecuję, że będę od teraz czytała na bieżąco, ale Ty też musisz mi coś obiecać = że Twoje opowiadania nie są nawet na półmetku... i żyli długo i szczęśliwie?
Właśnie wróciła cała moja czereda... kiedy to głośno wykrzyknęłam = wiedziałam, że mam rację hahahaaa...
- ale z czym/zapytał mój skunks
- i tak nie zrozumiesz, jedz pierogi, bo stygną...
Pewnie raz jeszcze zapyta i od razu dopowie... słońce, czyżbyś rozwiązała jakąś zagadkę, oglądała "zagadki kryminalne" czy sięgnęła kolejny raz po "Krystynę córkę Lavransa"???
Że powtórzę. Nie sztuką jest zamotać. Sztuką jest zamotać... zrozumiale:)
"rzeki płyną z wielu stron wartko, w końcu do morza wpadną"?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania