Ona Część 41
Warsztat Mazura mieścił się na samym końcu miasteczka przy drodze wojewódzkiej. Lokalizacja nie należała do najlepszych, bo ukryty pośród drzew stary garaż, nie był zbyt widoczny. Boguś Mazur nie kłopotał się reklamowaniem swojego niewielkiego biznesu. Miejscowi znali to miejsce, ale nowi klienci trafiali tam bardzo rzadko. Kajetan nie mógł zrozumieć, dlaczego właściciel nie chciał wykorzystać potencjału płynącego z turystyki. Jego skromny warsztat był jedynym w promieniu dwudziestu kilometrów. Ruchliwa trasa, przy której się znajdował, dawała nieograniczone możliwości. Początkowo starał się sugerować jakieś zmiany, ale stary Mazur tylko pobłażliwie się uśmiechał i zamykał w swojej obskurnej kanciapie na tyłach warsztatu. Jednak od pewnego czasu Kajetan przestał ingerować w nieswoje sprawy, a zaczął pilniej przykładać się do powierzanych mu napraw. Nie było dnia, żeby na placu nie stało kilka aut. Robota zdawała się nie mieć końca. Raz, nawet zagadnął Mazura skąd ten nagły ruch. Stary oparł się o stertę przeznaczonych do utylizacji opon i powiedział:
— Dowiedzieli się, że mam mechanika z miasta, to przyjeżdżają.
Kajetan spojrzał na niego zaskoczony.
— No coś taki zdziwiony? To mała mieścina. Tutaj nawet jak se kichniesz, to sąsiad z drugiego końca miasta „na zdrowie” ci odpowie. Ludzie są ciekawe. I ciebie też byli.
— Ja tam wcale nie jestem ciekawy — odpowiedział, odkręcając koło starego golfa.
— Nowy jesteś to i ciekawy. Dom kupiłeś po Bąkach. Budować się będziesz. I inne rzeczy jeszcze ludzie gadają…
Młodszy z mężczyzn przerwał pracę. Zdjął brudne rękawiczki i sięgnął po butelkę z wodą. Czerwiec w tym roku był wyjątkowo upalny, a z oczywistych względów, garaż nie miał klimatyzacji.
— Co gadają? — zapytał.
Mazur podszedł do golfa i zajrzał pod maskę.
— Trzeba będzie jeszcze olej wymienić. Tadek to nigdy na czas wymiany nie robi. Cud, że mu się jeszcze ten rzęch całkiem nie rozkraczył…
— Co gadają? — powtórzył pytanie.
— Ano, że do mężatki chodzisz. Że na noc zostajesz i bałamucisz starszą Bąkównę.
Kajetan parsknął śmiechem.
— Panie Mazur, niech pan powie tym wszystkim, co tak gadają, że to już nieaktualne. I, że to nigdy aktualne nie było.
Właściciel przyglądał mu się w milczeniu. Od kilku tygodni zauważył, że jego nowy mechanik się zmienił. Stał się mniej rozmowny, nie podśpiewywał przy naprawach, za to zostawał po godzinach, czasami nawet dłużej niż on.
— Nie było? — zapytał z powątpiewaniem w głosie Mazur. — Mnie się zdaje, że w każdej plotce jest ziarno prawdy.
— Co mnie pan na jakieś zwierzenia naciąga? — zaperzył się. — Nie ma o czym gadać. Głupi byłem i tyle.
Bogusław uśmiechnął się blado. Usiadł na starym taborecie i odezwał się:
— Był tu kiedyś ten jej mąż. Wielki mecenas. Złapał gumę w swoim pięknym mercedesie. Wymieniłem koło, bo akurat miał zapasówkę. Darł się, wyklinał na dziury w drodze. No cham, mówię ci Kajetan, cham.
— Po co pan mi to mówi?
— Nie wiem. Tak mi się jakoś przypomniało. Zofia, znaczy się matka Laury, szybko wdową została. Harda była. Uparta. Wszystko chciała sama. I ja tam przyszedłem po śmierci Julka. Młody byłem. Silny. W gospodarstwie pomagałem. Drewno na zimę rąbałem. Nawet się oświadczyłem — opowiadał z nutą goryczy w głosie. — Ale pewnego dnia powiedziała, żebym przestał przychodzić.
— Dlaczego?
— Nie wiem… — zamyślił się. — Może ludzkich języków się bała? A może samej siebie?
— A pan? — zaczął niepewnie Kajetan. — Pan się nie bał?
Mazur rozejrzał się smętnie po warsztacie. Na jego pooranej zmarszczkami twarzy pojawił się dziwny grymas.
— Ja się nie bałem — odpowiedział pewnie. — Ale głupi byłem i młody. Tak jak ty, Kajetan. Tak samo jak, ty.
Starszy z mężczyzn podniósł się z krzesła i bez słowa ruszył w kierunku swojej kanciapy. Zdezorientowany Kajetan odprowadził go wzrokiem i w tym samym czasie usiłował wyłuskać sens z opowieści Bogusława. Widać, kobiety z rodziny Bąków od pokoleń dawały się we znaki męskiej części społeczeństwa. Jaka matka, taka córka — pomyślał ze złością.
Tamtego wieczoru wybiegł od niej, jakby gonił go sam diabeł. Wsiadł do samochodu, chociaż nigdy nie prowadził po alkoholu. Wściekłość i żal skutecznie mąciły wszystkie zmysły. Dobrze znał to uczucie. Momentalnie przypomniał sobie dzień, kiedy odkrył zdradę Agnieszki. Wtedy czuł się tak samo — zraniony i upokorzony. Laura okazała się pozbawioną skrupułów manipulantką. Mamiła go słodkimi słówkami. Dawała nadzieję na szczęśliwe zakończenie. Uwierzył, że w końcu rozwiedzie się z Kornackim i zamieszkają razem w domu pod lasem. Kajetan był przekonany, że stał się zabawką w jej drobnych dłoniach. Odsłonił się i dostał cios prosto w splot słoneczny. Stracił czujność. Doskonale wiedział, skąd wzięła się ta nierozwaga. I szlag go trafiał, że nie potrafił nad tym zapanować.
Nazajutrz, pojechał do biura projektowego, by zatwierdzić ostateczny projekt domu. Postanowił zostać i dokończyć to, co zaczął. Już raz przez kobietę wywrócił swoje życie do góry nogami. Uznał, że więcej nie popełni tego błędu. Gdy parkował pod siedzibą biura, kątem oka zauważył czarnego SUV-a. Obserwował otoczenie w nadziei, że ją zobaczy. W myślach przeklinał swoją głupotę, ale ciało nie chciało słuchać poleceń rozumu. Po kilku minutach wyszła ze sklepu. Krótka, letnia sukienka odsłaniała szczupłe nogi i podkreślała wąską talię. Z trudem przełknął gulę w gardle. Laura odwróciła się w stronę sklepowych drzwi i pomachała do kogoś. Kajetan obserwował całą scenę, jakby oglądał film. Skulił się w fotelu, by go nie zauważyła. Podeszła do samochodu i znów zerknęła w stronę drzwi, z których wyłonił się Wojtek Lasoń. Niósł dwie duże torby z zakupami. Laura otworzyła bagażnik, a Lasoń wsadził torby do środka. Kajetan mimowolnie zacisnął dłonie na kierownicy.
— Szybko się pocieszyłaś, kurwa — zaklął siarczyście.— I to kim? Pierdolonym doktorkiem, który podobno nie jest w twoim typie — powiedział do siebie.
Laura i Wojtek wsiedli do auta i odjechali. Dopiero po dobrych kilkunastu minutach ochłonął na tyle, by wejść do budynku. Architekt oczekiwał na niego w swoim biurze.
— Przepraszam za spóźnienie — powiedział od progu Kajetan. — Coś mi… wypadło.
— Dzień dobry. Rozumiem — odparł mężczyzna. — Proszę, niech pan usiądzie.
Rapacki opadł ciężko na designerski fotel i spojrzał na architekta.
— Mogę zobaczyć projekt?
— Oczywiście.
Architekt zasłonił okna i włączył umieszczony pod sufitem projektor. Na ekranie pojawiła się wizualizacja domku pod lasem.
— Główna sypialnia jest nieco większa od dwóch pozostałych. Zgodnie z pańską prośbą główna sypialnia wyposażona jest w łazienkę. Niewielką, ale funkcjonalną.
Kajetan wprowadził te zmiany z myślą o Laurze i jej wygodzie. Teraz łazienkę będzie miał tylko dla siebie. Trudno.
— Na południowym stoku — kontynuował. — Zaplanowaliśmy miejsce na ogród i warzywnik.
Kolejna rzecz inspirowana Laurą — westchnął w myślach. Wiedział, że w mieście zostawiła swój wypielęgnowany ogród. Marzył, by dać jej bodaj namiastkę tamtej opuszczonej przestrzeni. Patrząc na wizualizację, doszedł do dość przykrego dla siebie wniosku, iż dom stanie się symbolem niezrealizowanych marzeń o związku z Laurą. Jednak, pomimo piętrzących się wątpliwości zaakceptował projekt.
Wyszedł z budynku i ruszył w kierunku samochodu. Był niepocieszony. Miał nadzieję, że przyjedzie tu z nią i razem zaaprobują plan. Niestety, rzeczywistość okazała się brutalna. Z ponurych rozmyślań wyrwał go dźwięk telefonu.
— Halo?
— Kajtuś! — krzyknęła do słuchawki matka. — Przyjedź do domu. Stało się nieszczęście!
— Jakie nieszczęście? — usiłował się dowiedzieć, ale słowa matki zagłuszył histeryczny płacz dziecka.
Komentarze (25)
Może gdyby szedł wolniej, lub poczekał parę sekund, to by usłyszał. No ale, emocje...
A tak a propos mam skojarzenie ze sceną z filmu "Ptaki"
Widowie wiedzą, że za jej plecami, ptaki się gromadzą,
lecz ona nie wie, bo siedzi do nich tyłem. Tu jest podobnie:)
Pozdrawiam
Rozmowa między panami = kapitalna... jestem spokojna co do przyszłości warsztatu/ciekawe czy dobrze myślę.
Nooo i pojawił się 'rudy lisek'... czyżby na pewno był li tylko 'katalizatorem' hmmm
Buziole
Ojjj może i to jak.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania