Ona Część 48
Świąteczny czas spędzany w rodzinnym domu, zawsze kojarzył się Laurze z ciepłem i zapachem pierniczków. Matka, choć na co dzień zapracowana i skupiona na utrzymaniu rodziny, w tym czasie stawała się bardziej uważna na potrzeby swoich małych córeczek. Pozwalała im piec ciasteczka z marmoladą, lepić pierogi z kapustą i grzybami i pomagała w tworzeniu ozdób choinkowych. Kiedy jeszcze żył dziadek, w Wigilię przynosił im pachnącego lasem, małego świerczka. Ustawiał go na specjalnym stojaku w rogu gościnnego pokoju, a Laura i Ania podskakiwały wokół, śpiewając:
Choinko piękna jak las,
Choinko zostań wśród nas!
Choinko piękna jak las,
Choinko zostań wśród nas!
Czas beztroskiego dzieciństwa minął bezpowrotnie, choć pozostawił po sobie wiele radosnych wspomnień. Laura obserwowała bliźnięta i małego Julka, którzy z przejęciem przystrajali choinkę. Najmłodszy syn Anki buntował się i tupał nogami, gdyż starsze rodzeństwo, co rusz podbierało mu co ładniejsze ozdoby. Marek usiłował opanować sytuację, ale Sonia i Rafał w świątecznym szale zdawali się głusi na prośby o spokój. Z wypiekami na twarzy wyciągali z pudełek kolejne bombki i szklane aniołki, by z namaszczeniem umieścić je na kłujących gałązkach. Anka przygotowywała farsz do pierogów, a Laura wałkowała ciasto. Czuła się wspaniale. Od bardzo dawna nie wypełniał jej taki spokój.
Znaleziona w biurku męża skrytka dostarczyła wielu niezwykle interesujących informacji. Doskonale wiedziała, jak powinna je wykorzystać. Dwa dni temu zadzwoniła do niej Zyta. Jakie to szczęście mieć taką przyjaciółkę. Robert, jej znajomy, nieoficjalnie poszperał w policyjnych kartotekach. Tego, czego się dowiedział, przerosło jej najśmielsze oczekiwania. Otóż niejaki Stanisław Biernacki to znany policji biznesmen, który od lat posądzany był o współpracę z przestępczym półświatkiem. Nigdy nie postawiono mu żadnych oficjalnych zarzutów, gdyż ciągle był o krok przed wymiarem sprawiedliwości. Był zamieszany w głośną sprawę z wyłudzaniem VAT-u, ale ostatecznie prokuratura wykluczyła go z kręgu podejrzanych. Laura nie miała pojęcia, co mogło łączyć Biernackiego z jej mężem. Co Adam przed nią ukrywał? Jednego była pewna. Informacje z kasetki pojawiły się w najlepszym z możliwych momentów.
Po wigilijnej kolacji Marek zabrał dzieci do łóżek. Dzień pełen emocji dał im się mocno we znaki. Podczas posiłku dosłownie zasypiały za stołem. Laura pomogła matce dojść do pokoju. Zofia poruszała się przy balkoniku. Ostatni turnus rehabilitacyjny przyniósł znaczną poprawę motoryki. Powolny proces powrotu do sprawności sprawiał, że matka z dnia na dzień stawała się pogodniejsza. Również mowa uległa zauważalnej poprawie. Bełkotliwe i niezrozumiałe niegdyś słowa, coraz bardziej przypominały poprawną polszczyznę. Patrząc na postępy rodzicielki, Laura ani przez moment nie żałowała swojej decyzji sprzed pół roku. Powrót do domu nie był łatwym doświadczeniem, ale przyniósł coś dobrego.
Anka zmywała naczynia. Szum wody przerywały szczęknięcia talerzy i sztućców. W kuchni piętrzyły się sterty brudnych garnków i patelni. Laura wyciągnęła czystą ściereczkę i zabrała się za wycieranie talerzy. Pracowały w milczeniu. Nagle, Anka odwróciła się w stronę siostry i wypaliła:
— On ma dziecko!
Laura spojrzała zdezorientowana na siostrę.
— Kto?
— Kajetan — oznajmiła. — Widziałam go z małym chłopcem w miasteczku.
— Co ty opowiadasz? Jakie dziecko? Powiedział ci, że to jego?
— Nie. —Usiadła przy stole. — Ale wiem, co widziałam.
— Co takiego widziałaś? — dopytywała zaciekawiona.
— Był w sklepie. Nie widział mnie, bo dopiero zajechałam na parking. Wyszedł ze sklepu z małych chłopcem. Trzymał go za rękę — kontynuowała rozemocjonowana. — A potem wsadził do fotelika i odjechał.
— Po co mi to mówisz?
— Bo mnie szlag trafił, jak to zobaczyłam! — krzyknęła wzburzona. — Niby wszystko twoja wina, a tu się okazuje, że on też ma jakieś tajemnice!
— Kiedy to było?
— Jakoś z tydzień temu… — zaczęła. — Miałam ci nic nie mówić, ale nie wytrzymałam.
— To prawda — parsknęła śmiechem Laura. — Zawsze miałaś problem z trzymaniem języka za zębami.
— Może i miałam — fuknęła obrażona. — Ale to trochę zmienia postać rzeczy, no nie? Chłopiec na moje oko ma około dwóch może trzech lat. To by oznaczało, że będąc z tobą już go miał…
— Anka, daj już spokój tym teoriom spiskowym. Nie mam siły teraz o tym myśleć. Po nowym roku czeka mnie batalia z Adamem.
— Składasz pozew?
— Tak. Jestem już umówiona z adwokatem.
— Kiedy wyjeżdżasz?
— Myślę, że przed Sylwestrem. Umówiłam się z Zytą, że ostatnią noc w roku spędzimy w babskim gronie.
Anka podniosła się z krzesła i wróciła do zmywania. Kiedy w końcu skończyły porządki, dochodziła dwudziesta trzecia.
— Idziesz na Pasterkę? — spytała Laura. — Mam ochotę się przejść.
Siostra sapnęła i oparła się o stół.
— Nie mam siły. Idź sama.
Laura założyła cieplejsze ubranie, na głowę wciągnęła wełnianą czapkę i opatuliła się szczelnie szalikiem. Sięgająca kolan, puchowa kurtka wydawała się idealna na mroźną, bieszczadzką noc. Niewielka kaplica znajdowała się tuż za lasem na lekkim wzniesieniu. Kiedy Laura schodziła ośnieżoną ścieżką, z oddali widziała pobłyskujące ogniki lampek porozwieszanych na przykościelnych jodłach. Kolorowe światełka odznaczały się na tle zimowego krajobrazu. Gdy dotarła do głównej drogi, przystanęła na chwilę i zadarła głowę do góry. Grudniowe niebo było ciężkie od gwiazd. Miliardy maleńkich punkcików tworzyło konstelacje i gwiazdozbiory. Wypatrywała Wielkiego Wozu. Kiedyś potrafiła wymienić nazwy wszystkich gwiazd wchodzących w jego skład. Niestety, teraz pamięć zawiodła. Skupiwszy się na obserwacji gwieździstego nieboskłonu, nie zauważyła, że zza zakrętu, tuż za jej plecami, wyłonił się samochód. W ostatniej chwili zdołała uskoczyć w bok, lądując po pas w ściegu. Samochód zatrzymał się gwałtownie. Laura rozpaczliwie usiłowała wykaraskać się ze śnieżnego potrzasku. Wełniana czapka zsunęła się na oczy, a zmrożony, sypki śnieg przyprószał twarz.
— Nic pani nie jest? — odezwał się mężczyzna. — Przepraszam, nie widziałem pani zza tego zakrętu.
Laura przestała się szarpać i ośnieżoną rękawiczką poprawiła czapkę.
— Kajetan?
— Jezu, Laura! — Wskoczył do rowu i pomógł jej wyjść na drogę. — Co ty tu robisz sama po nocy?
— Idę na Pasterkę — odparła, otrzepując się ze śniegu. — A ty? Dziś Wigilia. Nie powinieneś być w domu z rodziną?
— Powinienem — przytaknął. — Ale zadzwonił sąsiad z bloku, gdzie wynajmuję mieszkanie, że rura w pionie pękła. Właściciel wyjechał na święta i musiałem przyjechać, żeby wpuścić hydraulika do mieszkania.
— Ale pech. I to w same święta. A co robisz w Hajdunach?
— Byłem na działce — wyjaśnił. — Powoli zwożę materiały na budowę. Chciałem sprawdzić, czy wszystko jest na swoim miejscu.
Laura spojrzała na zegarek. Dochodziła północ. Jeśli chciała zdążyć na nabożeństwo, powinna się pośpieszyć.
— Może cię podwiozę? — zaproponował.
— Nie… — zaprzeczyła. — Śpieszysz się?
Kajetan przyglądnął się jej uważnie. Zaróżowione od mrozu policzki i wystające spod czapki kosmyki włosów, nadawały Laurze dziewczęcego powabu. Roześmiane, brązowe oczy łypały na niego spod przydługiej grzywki. Los znowu postawił ją na jego drodze. Była zupełnym przeciwieństwem umęczonej chorobą Agnieszki.
— Nie bardzo — odezwał się po chwili. — Wracam jutro rano.
Laura przełknęła ślinę. Fakt, że w drodze do kaplicy mogła spotkać Kajetana, był tak mało prawdopodobny, jak trafianie szóstki w totolotka. A jednak był tutaj i wyglądał, jakby nie miał najmniejszej ochoty odjeżdżać.
— Rozumiem… — zaczęła. — To niesamowite, że znowu się spotykamy…
— To prawda…
Zapadła niezręczna cisza. Z oddali dochodził radosny śpiew z kaplicy. Ostatni spóźnialscy spieszyli na nabożeństwo. Mijali ich bez słowa, chowając głowy w ciepłych kapturach zimowych kurtek. Patrzyli na siebie i próbowali zrozumieć, dlaczego los znów postanowił z nich zadrwić.
— Chyba już nie zdążysz — zauważył przytomnie Kajetan. — Odwiozę cię do domu.
— Nie chcę jechać do domu… — szepnęła. — Przejdziemy się?
— Proponujesz spacer? — spytał, uśmiechając się szeroko. — W taki ziąb?
— Nie przesadzaj — rzuciła. — Chodź. Pokażę ci coś.
Ruszyli przez las w stronę domu Laury, ale po paru minutach skręcili w boczną, ledwie odśnieżoną drogę. Zmarznięty śnieg skrzypiał pod nogami. Na rozwidleniu dróg, odbili w prawo i wspięli się na wzniesienie. W tym miejscu las przerzedzał się i w oddali zamajaczył kształt domu. Kiedy podeszli bliżej, ich oczom ukazała się maleńka, drewniana chatka. Odśnieżone podwórko i schody świadczyły, że ktoś tu mieszkał.
— Co to za dom? — spytał zdezorientowany Kajetan.
— Mój — zachichotała Laura. — A właściwie to chata letniskowa ciotki Aldony. Wybudowała ją kilka lat temu, kiedy częściej przylatywała ze Stanów. Dwa lata temu przepisała na mnie.
— Nic o niej nie wspominałaś.
— Wiem — przyznała z niechęcią. — Nie byłam zbyt dobrą opiekunką, ale postanowiłam to zmienić.
Laura wyciągnęła schowany w doniczce klucz i otworzyła drzwi. Od progu powitał ich żywiczny zapach sosnowych desek. Cały poprzedni dzień spędziła na sprzątaniu. Wymyła okna, podłogi, wytrzepała koce i dwa niewielkie chodniki z pokoju. Naniosła drewna do kominka. Na wiosnę chciała przeznaczyć dom pod wynajem. Letniskowy domek w samych środku bieszczadzkiego lasu powinien mieć powodzenie wśród turystów. Dla niej byłby to dodatkowy zarobek, a dom nie stałby pusty.
— Zaskakujesz mnie — odezwał się Kajetan. — Mieć takie cudo i nie pisnąć o tym ani słówkiem.
— E tam, żadne cudo — żachnęła się. — Zapalisz w kominku? Strasznie tu zimno.
— Jasne. Masz jakieś zapałki?
— Powinny być na gzymsie.
Kajetan podszedł do kominka, ułożył szczapy, a na sam dół wsadził kawałki leżących obok starych gazet. Po kilku nieudanych próbach ogień w końcu rozświetlił pomieszczenie. W głowie kłębiło mu się tysiące pytań. Dlaczego Laura go tu przyprowadziła? Postanowił poczekać na rozwój sytuacji. Po chwili z kuchni wyłoniła się Laura, niosąc dwa kubki z aromatyczną herbatą. Pomarańczowo-imbirowy zapach wypełnił cały pokój.
— Niestety, kuchnia ma ograniczone zapasy — zażartowała. — Ale dobra herbatka zawsze się znajdzie.
— Dziękuję — odparł, sięgając po kubek. — Pachnie nieziemsko.
Siedzieli obok siebie w milczeniu i wpatrywali się w migocący płomień. Po niewielkim domku rozchodziło się przyjemne ciepło. Za oknem słuchać było zawodzenie wiatru, który niczym zbłąkany wędrowiec, odbijał się od pozbawionych liści drzew.
— Tęskniłam za tobą — odezwała się cicho Laura. — Codziennie.
— Laura… Proszę, nie róbmy sobie tego…
— Czego? — spytała łagodnie.
— Tego! — Rozglądnął się wokoło. — Ty masz męża, ja inne zmartwienia.
— A ty tęskniłeś? — dopytywała.
— Laura… — westchnął. — Przecież wiesz…
— Nie wiem…
Kajetan odwrócił się w jej stronę. Rozbieganym wzrokiem błądził po jej twarzy.
— Tęskniłem… — szepnął, zbliżając się do niej. — Nigdy, za nikim tak nie tęskniłem. Pogodziłem się z twoją decyzją, z czasem nawet ją zrozumiałem, ale…
— Nic nie mów — przerwała mu. — Nie chcę już do tego wracać. Los dał nam drugą szansę, tym razem tego nie spieprzę.
Mówiąc to, dotknęła ustami jego warg. Początkowo niespieszny, nieco speszony pocałunek wkrótce przerodził się w szaleńczą gonitwę zbudzonych nagle zmysłów. Obydwoje poddali im się bez reszty, a okiełznywane do tej pory żądze wylały się wartkim, gorącym strumieniem, wprowadzając kochanków na szczyt ekstazy. Szybko pozbyli się ubrań. Kajetan zapamiętale pieścił każdy zakamarek jej nagiego ciała. Laura chłonęła jego dotyk wszystkimi zmysłami. Tak długo czekała na ten moment. Tyle niedorzecznych historii musiało się wydarzyć, by w końcu mogła poczuć go w sobie. Nie wstydziła się blizn, wystających kości, czy małych piersi. Zachwyt w oczach Kajetana wystarczał za tysiąc słów. Kiedy wszedł w nią i zaczął się poruszać, oplotła go ciasno udami i przyciągnęła jeszcze mocnej do siebie. Byli jednością. Właśnie w tym momencie świat mógłby przestać istnieć. Głośnym okrzykiem oznajmiła zbliżający się orgazm. Poczuła, jak zalewa ją fala obezwładniającej rozkoszy. Kajetan opadł na nią i dysząc, wymruczał:
— Teraz jesteś już tylko moja.
Komentarze (9)
Mecenasik wydaje się być odpowiednio 'ujajonym' = każdemu wedle jego zasług heh.
Teraz powinno być już raczej z górki.
Ciekawa jestem, czy wyjaśnisz, jak chciał wykorzystać te 'spreparowane paszporty, bo za co był zwitek 'zielonych' to raczej jest jasne.
Nooo i momenty były/i to jakie konkretne.
Myszko, mam nadzieję, że się nie pogniewasz =, inaczej bym zapisała ich miłosny akt, co wcale nie znaczy, że jest źle... ale to ja i wara mi mieszać w Twoim tekście ?
Buziole ?
Tyle niedorzecznych historii musiało się wydarzyć, by w końcu mogła połączyć ich niczym niepohamowana namiętna bliskość. Nie wstydziła się blizn, wystających kości, ani małych piersi. Zachwyt w oczach Kajetana wystarczał za tysiąc słów. W miłosnym uścisku, oplotła go drżącym z podniecenia udami, przyciągając jeszcze mocnej do siebie. Byli falującą jednością. Świat mógłby przestać istnieć, kiedy obydwoje w jednej chwili poczuli, jak zalewa ich obezwładniające uczucie spełnionej rozkoszy. Przez chwilę trwali w miłosnym uniesieniu, poczym Kajetan drżącym jeszcze z emocji głosem, wyszeptał:
— Teraz jesteś już tylko moja
Ale zrobisz jak uważasz :-)
A teraz już mogę napisać, że bardzo mi się podoba scena spotkania w śniegu, w zaspie. Takie niesamowite wpadania na siebie w niespodziewanych okolicznościach naprawdę zdarzają się w życiu.
Co do sceny ostatniej, wydaje się być napisana jak streszczenie. Szybko, ogólnikowo. A ostatnie słowa brzmią jak stempel postawiony na przyniesionej na pocztę paczce. Troszkę nie bardzo.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania