Ona Część 31
Laura przyglądała się nowemu właścicielowi domu ciotki Aldony. Wysoki brunet z kilkudniowym zarostem i zielonymi oczami, w których skrzyły się figlarne ogniki, za każdym razem, gdy się uśmiechał lub żartował, nadal siedział i popijał, przygotowaną przez siebie kawę. Nie wiedzieć czemu w głowie usłyszała głos Zyty, zachwycającej się mężczyzną z pomostu. Uśmiechnęła się pod nosem. Ucieleśnienie kobiecych żądz — o tak, Rapacki zdecydowanie pasował do tego opisu. Gdyby Zyta tu była, Kajetan nie miałby żadnych szans — pomyślała rozbawiona.
— Właściwie to gdzie są Ania i Marek? — odezwał się gość, wyrywając Laurę z zamyślenia.
— Pojechali do szpitala do mamy.
— Coś się stało? — zaniepokoił się.
— Mama wczoraj w nocy miała wylew. Przyjechałam dzisiaj w południe. Byłam w szpitalu, teraz Anka pojechała się czegoś dowiedzieć, a ja zostałam z maluchami.
— Jak się czuje pani Zofia?
— Lekarze uspokajają, że wylew nie był rozległy, ale mama jest częściowo sparaliżowana. Najgorzej, że prawostronnie. Będzie potrzebna rehabilitacja, żeby ją trochę usprawnić. Martwi mnie coś innego… — Laura zawiesiła głos.
— Co takiego?
— Mama całe życie była taką Zosią samosią. Teraz kiedy będzie zdana na naszą pomoc, nie będzie łatwo.
— Rozumiem. Słyszałem od Ani, że wasza mama ma niezły charakterek — zaśmiał się.
— Tak, to prawda. Uparta jest jak osioł.
Drzwi skrzypnęły i do środka weszli Ania i Marek. Mężczyzna taszczył torby z zakupami, chwiejąc się pod ich ciężarem. Gdy zobaczył Kajetana, rozpromienił się i rzucił:
— O! Jak dobrze, że jesteś. Pomożesz mi z tymi siatami. Mam jeszcze pół bagażnika. Anka jak zwykle narobiła zapasów, jakby wojna miała być.
— Jasne. — podniósł się z krzesła i ruszył do wyjścia.
Anka zakręciła się w korytarzu i poszła do pokoju dzieci. Po chwili wróciła i opadła ciężko na fotel nieopodal Laury.
— No i co? Co z mamą?
Młodsza z sióstr sapnęła i wsparła głowę na oparciu. Wyglądała na zmęczoną.
— Bez zmian. Nakarmiłam ją zupą. Ma problem z przełykaniem, ale lekarz twierdzi, że z czasem to minie. Przynajmniej częściowo. Laura, ja nie wiem, jak ja sobie z tym poradzę — jęknęła. — Przecież ja mam małe dzieci, turystów. Nie dam rady! — rozpłakała się. — Rozmawiałam z nią, że powinna teraz zamieszkać z nami, ale nawet słyszeć o tym nie chciała. Ona potrzebuje stałej opieki, ale nie przetłumaczysz! — Anka ukryła twarz w dłoniach i zaniosła się płaczem.
Laura objęła szlochającą siostrę. Samej zbierało jej się na płacz.
— Ania, przecież ja jeszcze jestem. Nie musisz wszystkiego brać na siebie!
— Teraz jesteś, ale niedługo wrócisz do domu, a ja zostanę.
— Nie wracam do domu — wyszeptała Laura, tuląc siostrę.
Anka podniosła na nią czerwone od płaczu oczy. Z wyrazu jej twarzy można było odczytać, że była kompletnie zbita z tropu.
— Jak to nie wracasz?
Laura odsunęła się lekko i usiadła na oparciu fotela. Spuściła głowę i bawiła się nitką wystającą z obrąbka sweterka. W końcu powiedziała:
— Nie wracam. Odeszłam od Adama.
— Co?
— Dobrze słyszysz. Wiele rzeczy się wydarzyło od naszego ostatniego spotkania w lecie. Nie mówiłam ci, bo najpierw sama chciałam się z wszystkim uporać.
— Ale przecież byliście w święta na nartach, dlatego nie mogliście do nas przyjechać. Szkoda, bo dzieciaki tak czekały na ciebie. Mówiłaś, że wszystko w porządku.
— Nie byłam na żadnych nartach. Okłamałam was. Święta spędziłam sama w pustym domu.
Anka wyprostowała się i spojrzała uważnie na siostrę. Laura zawsze była trochę zbyt spolegliwa, ale teraz rozmawiała jakby z zupełnie inną osobą.
— Ale dlaczego?
— Miałam wypadek. Samochód mnie potrącił.
— I nic nam nie powiedziałaś? — Anka zerwała się na równe nogi. — Po to jest rodzina, żeby sobie w takich sytuacjach pomagać! Zamiast tego ty wolałaś siedzieć sama w domu. Jesteś taka sama jak matka! Uparta jak osioł.
— Chyba masz rację. Źle zrobiłam. Nie myślałam racjonalnie. Ania, nie chcę jeszcze o tym gadać. Przyjdzie czas, że wszystko ci opowiem.
Anka kiwnęła głową. Przytuliła siostrę i kołysała lekko tak, jak kołysze się dzieci, by się uspokoiły.
— Nie wracaj już dziś do mamy. U nas są dwa wole pokoje na górze. Co tam sama będziesz siedzieć.
— Dzięki, ale wszystkie rzeczy tam wypakowałam. Nie mam nawet szczoteczki do zębów — zaśmiała się Laura.
W tym momencie do środka wtoczyli się panowie obładowani siatkami z zakupami. Rozmawiali o zakupie nowej wyciągarki do Land Rovera Kajetana. Toczyli tak zawziętą dysputę, że nie zauważyli dwóch kobiet przyglądających się im z rozbawieniem.
— Już myślałam, że pojechaliście do miasteczka po te zakupy — zaśmiała się Ania. — Dawajcie te siaty, bo kolację trzeba zrobić.
— Pomogę ci — zaoferowała Laura.
— Nie trzeba. Ty jedź po swoje rzeczy do mamy. Obrócisz raz-dwa i zjemy kolację.
— Tylko uważaj na tę zaspę przy Wackach — zarechotał Marek. — Już raz cię z niej wyciągałem, pamiętasz?
— Pamiętam — naburmuszyła się Laura. — Poradzę sobie.
— Może ja cię zawiozę — odezwał się Kajetan. — Nie powinnaś tyle prowadzić z tym barkiem… — dodał nieśmiało.
Anka i Marek wymienili porozumiewawcze spojrzenia, ale taktycznie schowali się w kuchni zajęci rozpakowywaniem zakupów.
— Nie, no nie róbcie ze mnie kaleki — zacietrzewiła się. — Dzięki, ale nie trzeba.
— Trzeba, trzeba. — Anka stanęła w progu kuchni. — Jak masz tu z nami zostać, to wolelibyśmy, żebyś sprawna była, no nie? — mówiąc to, puściła oko do Kajetana.
— Ok. Tylko wezmę torebkę. I kto tu jest uparty? — spojrzała groźnie na siostrę i wyszła z domu.
Droga w całkowitych ciemnościach rzeczywiście nie należała do łatwych. Topniejące zaspy tworzyły kałuże, które skute wieczornym przymrozkiem stanowiły sieć podstępnych pułapek. Nieuważny kierowca mógł łatwo wpaść w poślizg i wylądować w przydrożnym rowie. Ukradkiem obserwowała Kajetana, który sprawnie omijał wyrwy i zmarznięte grudy śniegu, zalegające na wąskiej drodze. Niechętnie przyznała mu rację. Sama musiałaby się nieźle napocić, żeby bezpiecznie dojechać do domu. Dzisiejsza trzygodzinna jazda do Hajdun dała jej się we znaki. Bark bolał jak diabli. Kiedy zajechali na podwórko, wysiadła z terenówki i udała się do domu. Kajetan podążył za nią. W małym przedpokoju piętrzyły się walizki i torby.
— Zabieramy wszystkie? — odezwał się.
— Nie. Daj mi chwilkę. Muszę znaleźć potrzebne rzeczy.
Laura szarpnęła największą walizkę, ale zaraz syknęła z bólu. Ciągle zapominała, że lewa ręka nie była sprawna jak dawniej.
— Zostaw. Pomogę ci.
— Dzięki — odpowiedziała zrezygnowana. Niech to szlag — zaklęła w myślach.
Kajetan sprawnym ruchem wydobył czarną walizę spod sterty pozostałych bagaży i przeniósł do kuchni. Laura poczłapała z nim i otworzyła zamek, wyciągając niewielką kosmetyczkę. Podeszła do szafki, nalała szklankę wody i zażyła proszek przeciwbólowy. Z uczuciem ulgi usiadła na krześle. Tabletka powinna uśmierzyć palące rwanie w barku. Kajetan przyglądał się jej w milczeniu.
— Boli?
— Trochę. Da się wytrzymać — uśmiechnęła się blado.
Twardzielka i do tego uparta jak sto diabłów — pomyślał. Po chwili Laura podniosła się i zaczęła przepakowywać rzeczy do niewielkiej torby. Niedługo potem była gotowa. Kajetan zabrał torbę i ruszył do samochodu. Laura zamknęła drzwi i usiadła na werandzie. Chłodny marcowy wieczór nie sprzyjał długim posiedzeniom w wiklinowych fotelach, ale nie mogła oprzeć się pokusie, żeby chociaż na chwilę nie zagłębić się w znajomy kształt. Naciągnęła mocniej czapkę i przymknęła oczy. Poczuła, że wraca. Wraca z dalekiej podróży. Do domu.
— Jedziemy? — Kajetan stanął na werandzie i spoglądał wyczekująco.
— Tak. Zaraz — ociągała się. — Gdy byłam mała, przesiadywałam na tej werandzie i patrząc na połoniny, marzyłam o dalekich krajach. Zawsze mi się wydawało, że wszędzie będzie lepiej…
Kajetan przysiadł na drugim fotelu i słuchał. Przeczuwał, co może zaraz usłyszeć. Kiedyś toczyli podobną rozmowę.
— A z biegiem lat… — zaczęła.
— … doceniłaś niepozorny urok połonin — dokończył za nią.
Laura spojrzała na niego zaskoczona.
— Skąd wiesz?
Kajetan zmieszał się i zaśmiał nerwowo. Nie bardzo wiedział jak wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.
— No wiesz… Z czasem ludzie bardziej doceniają różne rzeczy…
— Masz rację… — zamyśliła się.
— Może lepiej chodźmy. Robi się chłodno. Anka zaraz Marka na poszukiwania wyśle — zażartował i wstając z fotela, ruszył do samochodu. Laura przyglądała mu się w ciemności. Nowy właściciel domu pod lasem wzbudzał w niej mieszane uczucia. Znali się zaledwie od kilku godzin, a ona miała wrażenie, że… Przesadzasz — upomniała się w myślach, zamykając drzwi samochodu.
Komentarze (28)
Piszę od razu po przeczytaniu... ale muszę chyba zaglądnąć do poprzedniej "odsłony" .
Odezwę się jeszcze na pewno, gdy rozwieję swoje niepoukładane wrażenia/myśli.
To tylko moje subiektywne odczucia, które z pewnością wynikają z 'połykania/bez dokładnego gryzienia' = z zachłanności z jaką czytam Twoje opowiadania.
Chyba głodowej...
Laura też już wie - Kajetan to przystojniak z pomostu.
Dlaczego Kajetan nie skojarzył Laury z przygodą nad jeziorem? Pewnie dlatego, że z długimi włosami wyglądała zupełnie inaczej.
Miło, że czują się w swoim towarzystwie tak dobrze, naturalnie.
On wie kim jest Laura. Wie, że ma męża i miała wypadek. Trochę też ją zna z rozmów, które prowadzili. Póki co nie chce zdradzać się z tą wiedzą, ale jak długo uda mu się to utrzymać w tajemnicy...
I myślę, że Kajetan szybko powie Laurze skąd się znają. widać, jak go korci. I dobrze. Byłby nieuczciwy, zwlekając. Laura może mieć pretensje, że nie okazał się od początku szczery.
Tajemnice to domena mecenasa.
Miałam maleńkie wątpliwości = nie mogłam sobie przypomnieć czy podczas wymiany "ogrodowej korespondencji"/na samym początku/ 'nie padły' pełne ich imiona = jak każde z nich podpisywało swoją wiadomość. Zapamiętałam jedynie, że każdą z kolejnych/późniejszych wiadomość - podpisywali pierwszą literą swoich imion.
Stąd też moje 'zawieszenie' = Laura i Kajetan to nie są codzienne imiona, a ja nie wyczytałam żadnej reakcji ze strony Laury - przy konkretnym Poznaniu się.... jedynie później/już przy rozważaniu/przypomnieniu sobie słów Zyty. Ale wiesz, u mnie to tak już jest... 'chlast - dryś... i naleśnik/akcja - reakcja???
Uwielbiam czytać. A Twoją książka mi się podoba. Nie przepuszczę żadnego rozdziału. ?
Ojej... Ale mi się miło zrobiło ?
https://weheartit.com/entry/94416092
:P
No wlaznęłam ją we w linka... i tak się zastanawiam czy nadal tak wygląda, bo wiesz... znając naszą polską tolerancję, to ten, choć maleńki - tęczowy element na jego brodzie... NO❗?
Pozdrawiam:)↔%
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania