Ona Część 37
Wokół szalała burza. Błyskawice rozświetlały wnętrze salonu, który teraz był niemal pusty. Wszystkie meble, dywan, kwiaty i ozdobne lampy zniknęły. Wszechogarniająca ciemność wyzierała z każdego zakamarka, oplatając Laurę ciasnym, dusznym kokonem. Bała się. Nie poznawała swojego dawnego domu. Deszcz bębnił o szyby, zagłuszając szaleńcze bicie serca. Nagle zauważyła, że podłoga w salonie wypełnia się wodą. W jednej chwili całe pomieszczenie zalała szaro-bura, mętna ciecz. Kobieta rzuciła się do ucieczki, ale wszystkie drzwi pozostawały niewzruszone. Poziom wody podnosił się i już sięgał do połowy ud. Szukając ratunku, dotarła do schodów, ale nogi ciążyły jej tak bardzo, że z mozołem wspięła się zaledwie na kilka stopni. Złowrogi szum niósł się echem po całym domu. U szczytu schodów zobaczyła Adama. Stał i beznamiętnie patrzył na jej nierówną walkę z wodnym żywiołem. Nie był sam. Obok kręcił się mały chłopiec. Podskakiwał wesoło, co jakiś czas zerkając w stronę schodów.
— Zobacz. Mamusia nie potrafi pływać — wychrypiał. — Bez tatusia sobie nie poradzi.
Chłopiec spojrzał na niego i uśmiechnął się szeroko. To nie był uśmiech Adama. Ani jej. Rezolutny maluch przypominał Kajetana. Miał takie same piwne oczy i dołeczki w policzkach, kiedy się śmiał.
— Adam! Pomóż mi — zawołała błagalnie.
Mąż wykrzywił twarz z odrazą i chwytając chłopca, przerzucił go przez balustradę. Ogłuszający plusk przeszył powietrze. Laura rzuciła się na pomoc, ale chłopca nigdzie nie było. Mętna woda zalewała jej oczy, a ręce i nogi omdlewały z daremnego wysiłku.
— Nie! — krzyknęła. — Kajetan!
Nagle poczuła szarpnięcie. Pierwsze delikatne, a kolejne mocniejsze i szybsze. Otworzyła oczy.
— To tylko sen. Już dobrze.
Kajetan dotknął jej rozpalonego policzka. Laura rozejrzała się nieprzytomnym wzrokiem po ciemnym pokoju. Powoli wracała do rzeczywistości. Dochodziła druga w nocy. Po wczorajszej kolacji zasnęli podczas oglądania telewizji. Kobieta mocnej naciągnęła gruby koc i oparła głowę na ramieniu Kajetana.
— Co ci się śniło?
— Nie pamiętam — skłamała. — Czasem tak mam. Będziesz musiał się przyzwyczaić.
— Wołałaś mnie przez sen.
— Tak?
— Tak.
— Widocznie mi w czymś podpadłeś — zaśmiała się.
— Znowu to robisz.
— Co?
— Ironizujesz.
Laura spojrzała na niego z ukosa.
— Wcale nie.
— Owszem. Poważne pytania zawsze zbywasz błahymi odpowiedziami. Już kilka razy to zauważyłem.
— Naprawdę?
— Mhm.
— Nie zauważyłam. Chyba samo tak wychodzi.
— Ja mam inną teorię.
— Jaką?
— Nie chcesz mnie zachęcać. Starasz się panować nad sytuacją. Stąd ta ciągła ironia.
Laura odwróciła wzrok. Pomimo ciemności wiedziała, że Kajetan zauważył jej zmieszanie. Czytał z niej jak z otwartej księgi. Bezbłędnie rozszyfrowywał emocje, umiał ją wyciszyć, gdy wpadała w dramatyczny ton. Adam nigdy tego nie potrafił. Zawsze czekał, aż to ona poda mu się na widelcu, a on łaskawie zechce rozpatrzyć jej racje. Do tej pory myślała, że tak właśnie powinno to wyglądać. Nie nawykła do sytuacji, w której mężczyzna sam rozumie jej potrzeby i emocjonalne stany. Kajetan miał trochę racji. Podświadomie jeszcze się przed nim broniła. Stare mechanizmy utkwiły w niej zbyt głęboko, by z dnia na dzień pozwolić jej na nowe rozdanie. Z tyłu głowy wciąż kołatał się Adam. Rozwód, który jak najszybciej chciała przeprowadzić, wciąż stał pod znakiem zapytania. Każdego dnia budowała mentalną zbroję, by stanąć w pełnym rynsztunku, gdy nadejdzie czas konfrontacji. Pojawienie się Kajetana spowolniło ten proces. Szykowanie zbroi odwiesiła na kołek. Wiedziała, że to błąd.
— To nie tak.
— A jak? Wytłumacz mi.
— Wiesz, jaka jest moja sytuacja. Nie mam rozwodu. Wszystko wskazuje na to, że nie będzie mi łatwo uwolnić się od Adama… I jeszcze…
— I jeszcze ja, tak?
— Tak… Nie w takim sensie jak myślisz. Boję się, że jeśli on się o nas dowie, to z czystej złośliwości będzie przeciągał sprawę. Ja nie mam na to siły…
— Co proponujesz?
— Nie wiem… Może nie mówmy o nas nikomu. Na razie.
— Nawet Ance i Markowi? Przecież oni coś podejrzewają — zaśmiał się.
— Jak to?
— Ostatnio Marek wsadził mi jakieś miski do samochodu, żebym ci oddał. Stwierdził, że przecież i tak tu będę, to on już się nie będzie fatygował.
— Serio?
Kajetan pokiwał głową.
— No to mamy przechlapane.
— E tam. Nie potwierdziłem przecież.
— Ale miski wziąłeś?
— No wziąłem.
Laura roześmiała się w głos.
— No to potwierdziłeś.
— W sumie racja — zachichotał. — Będę leciał. O szóstej trzydzieści muszę być już na działce. Jakiś szurnięty ten architekt, żeby bladym świtem się umawiać.
Laura podniosła się z kanapy i owinięta kocem, poszła do kuchni. Wieczorem spakowała mu resztę makaronu z kolacji. Wyciągnęła pojemnik z lodówki i spoglądając na niewielkie pudełeczko, uświadomiła sobie, że gotowanie już dawno nie sprawiło jej takiej frajdy. Z nim wszystko wyglądało inaczej.
— Proszę. Jutro nie będziesz musiał niczego gotować.
Podała mu plastikowy pojemnik i razem ruszyli w kierunku wyjścia. Z pokoju matki dochodziło miarowe pochrapywanie. Laura zaglądnęła do środka i przymknęła drzwi, by nie obudziło jej światło z korytarza.
— Mam prośbę — odezwał się Kajetan.
— Jaką?
— Obiecaj mi, że pomyślisz o nas poważnie. Może nie od razu ślub i dzieci — zaśmiał się. — Chciałbym, żebyś przestała nas negować. O tutaj.
Mówiąc to, dotknął jej czoła. Ciepła dłoń przesunęła się po policzku i musnęła rozchylone w oczekiwaniu usta. Laura zesztywniała, bo Kajetan po raz kolejny odczytał jej obawy. To właśnie rozum toczył z nim najbardziej zaciekłą walkę. Serce już dawno wywiesiło białą flagę.
— Obiecuję — wyszeptała. — A teraz pocałuj mnie w końcu.
Komentarze (18)
No takie 'antre' dzisiaj zrobiłaś, że... nie opiszę swoich myśli, bo jeszcze jakisik infantylizm, albo inne 'pensjonarstwo' mi przypiszesz???.
Jeden fragmencik... aż musiałam skopiować:
"Bezbłędnie rozszyfrowywał emocje, umiał ją wyciszyć, gdy wpadała w dramatyczny ton. Adam nigdy tego nie potrafił. Zawsze czekał, aż to ona poda mu się na widelcu, a on zechce rozpatrzyć jej racje."... i to jest to, co "tygryski lubią najbardziej" /a powiedz, że nie... to w dziób i koniec mojego czytania z zachwytem = no dobra, możesz mi mówić per pensjonarko???
Buziole z sobotnim pozdrowionkiem.
Cholera 'zamknęli mi okno na świat' i nie mogę wysłać kometa, a naprawdę byłam pierwsza???... kopiuję i wyślę, jak tylko otworzą 'łokiennice hej'.
Szufi, ja Ciebie w życiu o pensjonarstwo bym nie posadziła. Zbyt doświadczona kobietą jesteś. Tym bardziej doceniam Twoja stała obecność tutaj.
Moja internetowa siostro duchową ?
Spokojnego weekendu
Nawet Reymonta i Prusa można poprawić. A Ty piszesz ciekawie, wciągasz tematem, kunsztownie budujesz zdania, dbasz o zdrowie psychiczne czytelnika, bo go nie zanudzasz, nie wyprowadzasz na manowce, nie rzucasz kłód pod nogi, rzeczy oczywistych nie wbijasz młotkiem do głowy, ale zachęcasz, rozbudzasz, podniecasz, a to ma dużą wartość, jak wszystko pod słońcem czego trudno znaleźć: złota, platyny, diamentów... ?
Po Twoim komentarzu rozplynelam się jak cukier w ciepłej herbacie i w zasadzie to nie bardzo wiem co powiedzieć.
Może zabrzmi to obcesowo, ale pół życia dojrzewałam do tego momentu. Zawsze coś stawało mi na drodze. Niestety zazwyczaj byłam to ja sama.
Nie mam aspiracji do zostania niewiadomo kim. Kiedy będąc nastolatka próbowałam swoich sił w pierwszej nieporadnej poezji, ktoś mądrzejszy ode mnie napisał dla mnie wiersz. Nie pamiętam dokładnie całości, ale był tam taki fragment, że kiedyś po wielu rozterkach, nadejdzie mój czas w pisaniu. I chyba właśnie nadszedł.
Pozdrawiam
I znowu taki naturalny, dialog, pełen ich... I zapętlenia różne...
Kwiaty pomału rozkwitają... :)↔Pozdrawiam:)↔%
Dialogi lubię, same mi się piszą :P
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania