Ona Część 15
Tydzień w Hajdunach minął bardzo szybko. Laura ociągała się z powrotem do miasta. Nieśpieszno jej było do głośnych ulic i zabieganych ludzi. Tutaj życie toczyło się inaczej. Wolniej. Myśli zdawały się jaśniejsze, prostsze. Czas spędzony z rodziną dał Laurze nową energię i siłę do walki o swoje małżeństwo. Ostatnia rozmowa z Adamem napawała ją optymizmem. Z taką łatwością przystał na jej wyjazd z Zytą. Czyżby coś zrozumiał? Czyżby w końcu zauważył, że między nimi coś zgasło? Ulotniło się? Może chciał jej wynagrodzić ostatnie miesiące? Te wszystkie kłótnie i obelgi rzucane pod jej adresem? Laura kończyła właśnie pakować walizkę, gdy do pokoju weszła matka.
— Spakowałam ci trochę jajek i sałatę. — Kobieta podała jej torbę. — Tam w mieście to takich jaj nie macie.
— Nie mamy. Dziękuję.
Matka kręciła się po pokoju wyraźnie zakłopotana. Strzepywała okruszki ze stołu. Trzy razy poprawiła tę samą poduszkę na wersalce.
— Adam to przeze mnie nie przyjeżdża, co? — wydusiła w końcu.
Laura zupełnie zbita z tropu nie wiedziała co odpowiedzieć. Skłamać? Czy w końcu powiedzieć prawdę? Przyznać się, że matka miała co do niego rację, a jej ślepy upór był bez sensu? Córka odwróciła się i wyjrzała przez okno. Rząd kolorowych malw prężył się dumnie przy płocie kołysany przez delikatne podmuchy wiatru. Odgłosy pracujących pszczół dało się słyszeć nawet przez ledwie uchyloną szybę.
— Mamo — zaczęła — to nie jest tak. Adam dużo pracuje, a wyjazd tutaj to wyprawa na kilka dni. To nie ma nic wspólnego z tobą.
— Ja tam swoje wiem. Nie układa się wam. Anka mówiła. — Matka usiadła na krześle i oparła łokcie na stole.
Laura zaklęła w myślach. Anka zawsze miała za długi język.
— Wiesz, jak jest. Czasem jest lepiej, a czasem gorzej. Adam ma trudny charakter, ale nauczyłam się z nim żyć. To mój mąż. Sama go sobie wybrałam — powiedziała.
— Sama go sobie wybrałaś — powtórzyła matka. — Ja z twoim ojcem tylko pięć lat byłam. Potem jak go w lesie zabiło i zostały my same, to wielu tu zachodziło. Żenić się chcieli. Obiecywali, podarki znosili. Ale ja nie chciałam. Dumna byłam. Zawzięta. Pokazać wszystkim chciałam, jaka to Bąkowa zaradna. — Matka spojrzała na zdjęcie męża ustawione na komodzie. Stał wyprostowany z uśmiechem na twarzy. W prawej ręce trzymał ogromną siekierę.
— Po co mi to mówisz? — Laura była zaskoczona wylewnością matki. Nigdy nie rozmawiały w ten sposób. Matka nie kojarzyła jej się z czułością. Na pewno nie z taką, jaką matka powinna obdarzać swoje dziecko. Zofia Bąk zawsze wydawała się enigmatyczna i emocjonalnie obojętna. Tym bardziej ta rozmowa stawała się dla Laury niezrozumiała i nadzwyczajna. Kobieta usiadła przy stole naprzeciwko matki. Spojrzała na nią pytająco.
— Nie musisz mi niczego udowadniać, Laurko. Kiedyś powiedziałam, że on nie jest dla ciebie. Pamiętam, jak żeś się zaperzyła. Jak żeś się ciskała na prawo i lewo. Może nie byłam dobrą matką, może jakbym nie była taka honorowa, to byłabym lepsza? Miałabym więcej serca dla ciebie i Ani… — powiedziała dławiącym się głosem. — Czasem jak tu siedzę sama, to myślę, że ja was od siebie odgoniłam. Nie ciągnie was do mnie. Teraz to wiem, a kiedyś nie zaprzątałam sobie tym głowy.
— Mamo… — Laura wstała i objęła matkę. —To już nieważne. Nie martw się. Nie możesz się denerwować. A co do Adama i mnie… Masz rację. Nie układa się nam. Nie jest tak, jak myślałam, że będzie. Wszystko jest nie tak…
Matka pokiwała głową i spojrzała na córkę wyczekująco.
— Wiesz, jak bardzo pragnęłam tego dziecka. Wszystko zaczęło się psuć, kiedy poroniłam. — Laura zaczęła opowiadać, a słowa płynęły jakby tama, którą od lat budowała, nagle pękła. — Przestałam chodzić do pracy. Nic mnie nie cieszyło. Adam na początku próbował mnie jakoś pocieszać, ale przynosiło to odwrotny skutek. Ciągle siedziałam w ogrodzie. Sadziłam, podlewałam, kupowałam coraz to nowe sadzonki. Adam nic nie mówił, bo widział, że przy kwiatach odżywam. Z czasem poczułam się lepiej, ale wtedy on się zmienił. Awantury z byle powodu, krzyki. Nie mówiłam ci nic, bo było mi wstyd. Chciałabym wrócić do tematu dziecka, ale on nie chce. Ciągle ma jakieś wytłumaczenie. I twierdzi, że znowu poronię. — Laura podeszła do wersalki i podniosła leżącą tam walizkę. Jeśli miała wrócić do domu przed nocą, musiała wyjechać jak najszybciej.
— Kiedy widzę Ankę i dzieciaki mam ochotę wyć. Niczego nigdy tak bardzo nie pragnęłam jak tego, by zostać mamą. Ale to wciąż się nie udaje — dodała smutno.
— Będziesz dobrą matką. Codziennie modlę się o to do św. Anny i Joachima.
— Dziękuję, może to coś pomoże — zaśmiała się Laura.
Żegnając się z matką, kobieta czuła, że coś się zmieniło. Jakiś trybik w maszynie ich relacji, po wielu latach, wskoczył na właściwe miejsce. Jednocześnie, poczuła ogromną ulgę, że skrywane problemy w końcu ujrzały światło dzienne. To było zupełnie surrealistyczne uczucie — nie musieć udawać silnej.
Komentarze (11)
O ojcu jeszcze będzie. Później.
Pozdrawiam ?
Smutno się patrzy na nadzieje Laury zw. z postawą Adama. Przeczucia mówią, że coś tu nie tak...
(Pod koniec rozdziału zbyt wiele razy widać słowo "matka").
Czy części powstają na bieżąco, czy masz już napisaną całość?
Super. ?
Pozdrawiam:)↔%?
''Stał wyprostowany z uśmiechem na twarzy. W prawej ręce trzymał ogromną siekierę"!!!→Moc jest z tobą!
I z Tobą niechaj będzie moc przez następne części ?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania