Poprzednie częściOna Część 1

Ona Część 32

Z samego rana Laura pojechała do szpitala. Całą noc przygotowywała się na rozmowę z matką. Wiedziała, że Zofia pomimo częściowego paraliżu i problemów z artykułowaniem nie zmieniła się o jotę. Nadal była zawzięta. O ósmej zajechała na szpitalny parking i weszła do gmachu. Od razu skierowała się na Odział Neurologii. Pomalowane na żółto lamperie i zielonkawe linoleum wprawiały ją w przygnębiający nastrój. Do tego unoszący się w powietrzu zapach środków dezynfekujących przypominał jej własny niedawny pobyt w szpitalu. Wzdrygnęła się na to wspomnienie. Nie teraz — upomniała się w myślach. Zespół lekarzy właśnie kończył poranny obchód. Podeszła do jednego z nich i zapytała:

— Dzień dobry. Nazywam się Laura Kornacka. Jestem córką Zofii Bąk. Chciałabym zapytać, jak ona się czuje?

Lekarz spojrzał na nią znad opuszczonych okularów i wykrzyknął:

— Laura? Nie poznajesz mnie?

Laura przełknęła nerwowo ślinę i wlepiła oczy w rozradowanego doktora. Z nikim się jej nie kojarzył. Zupełnie.

— Spędzałem tu wakacje u dziadków. U Górskich. Chodziliśmy zawsze nad ten wasz staw. Pamiętasz?

— Wojtek? Co ty tu robisz? — zawołała.

— Jakiś rok temu zacząłem tu specjalizację. Był wolny etat, spakowałem manatki i zamieszkałem w domu po dziadkach. Na Śląsku i tak mnie nic nie trzymało.

— Co za spotkanie — uśmiechnęła się Laura. — Aż nie do uwierzenia.

— Prawda? — Doktor poprawił okulary i kontynuował. — Twoja mama ma się trochę lepiej. Dobrze, że dotarła do szpitala przed upływem trzech godzin od wystąpienia pierwszych objawów. Podaliśmy jej alteplazę. To aktywator, który powoduje rozpuszczenie skrzepu i sprawia, że krew znów płynnie przepływa przez naczynie.

— Rozumiem.

— Niestety, udar niedokrwienny ma to do siebie, że nawet jeśli jest niewielki, to pozostawia ślady. U twojej mamy są to zaburzenia mowy i częściowy niedowład prawej strony ciała. Nie jest źle, ale potrzebna będzie rehabilitacja, zmiana diety i leków. Myślę, że za pół roku może wrócić to sprawności. Może nie całkowitej, ale na pewno będzie samodzielna.

— A kiedy ją wypiszecie?

— Na razie musi zostać w szpitalu. Udary lubią się powtarzać. Musimy ją ustabilizować, zrobić jeszcze TK i wtedy zdecydujemy. Nie sądzę, żeby było to wcześniej niż za dwa tygodnie.

— Aż tyle? — jęknęła Laura. — Mama nie będzie zachwycona.

— Pamiętam jeszcze z dzieciństwa, że pani Bąkowa była… zasadnicza — zaśmiał się Wojtek.

— W rzeczy samej. Dziękuję ci. Uciekam do mamy. Super, że to właśnie ty się nią zajmujesz.

— Cała przyjemność po mojej stronie. Wiesz… — zaczął.

— Co tam?

— Może moglibyśmy się spotkać? Pogadać co u nas słychać i powspominać stare czasy. To moja wizytówka — podał jej mały, biały kartonik. — Zadzwoń.

— Zadzwonię. Na pewno. Pa!

Laura ruszyła korytarzem do sali, w której leżała mama. Nadal była w szoku, że pyzaty piegus, którego pamiętała z dzieciństwa, był teraz lekarzem jej matki. Wojtek nadal był piegowatym rudzielcem, ale po dziecięcej pucołowatości nie było już śladu. Dochodząc do drzwi pokoju, spojrzała jeszcze raz na wizytówkę i uśmiechnęła się pod nosem. Mama leżała na łóżku pod oknem. Spała. Laura usiadła na podniszczonym taborecie i patrzyła na miarowe ruchy jej klatki piersiowej. Wyglądała tak spokojnie i bezbronnie. Jedynie delikatnie opadnięty prawy kącik ust świadczył, że przeszła udar. Po chwili pacjentka otworzyła oczy i spojrzała nieprzytomnie na córkę.

— Dzień dobry mamo — uśmiechnęła się czule. — Jak się czujesz?

Zofia otworzyła usta, ale jedyne co zdołała z siebie wydobyć to cichy pomruk niezrozumiałej mowy. Jej twarz momentalnie stężała, a w oczach pojawiło się zniecierpliwienie i złość.

— Wiem, że jesteś zła, ale lekarz mówił, że z czasem, kiedy będziemy ćwiczyć to mowa się usprawni. Zobaczysz. — Laura wstała i poprawiła poduszkę. Czuła, że matka była zakłopotana jej troskliwością i wesołym szczebiotaniem. Zofia zawsze decydowała sama o sobie, a teraz zdana była na łaskę i niełaskę córek. Laura mogła jedynie sobie wyobrażać, co działo się w głowie matki.

— Nie zgadniesz, kto jest twoim lekarzem? Wojtek Lasoń! Pamiętasz, przyjeżdżał na wakacje do Górskich, tych co na Sosnowym mieszkali. W ogóle go nie poznałam! Taki wstyd — Laura zaśmiała się głośno. — A pamiętasz, jak nas pogoniłaś ze starej drewutni? Wojtek wymyślił, że będziemy robić ognisko i gotować zupę z żab złapanych nad stawem. I ja z Anką poszłyśmy do drewutni po drewno. Pół szychty wyniosłyśmy za dom. Kiedy to zobaczyłaś, tak się piekliłaś, że do wieczora bałyśmy się do domu wrócić. Ale Wojtek się honorowo zachował i pomógł nam to drewno znieść z powrotem.

Matka uśmiechnęła się nieznacznie. Widać było, że obecność Laury sprawia jej przyjemność. Laura mówiła i mówiła. Wspominała dawne psoty, opowiadała o bliźniętach i Julku. Wspomniała również o nowym właścicielu domu pod lasem i tym, że stary Boćko już zdążył nastraszyć go duchem. Zapewniła mamę, że zajmie się kurami i, że króliki nie zdechną z głodu. Obiecała palić w kominku i zgarniać śnieg z werandy, żeby deski nie zbutwiały.

— A ty masz się niczym nie martwić i wracać do zdrowia. Ja z Anią się wszystkim zajmiemy. — Ucałowała matkę na pożegnanie, wyszła z sali i labiryntem szpitalnych korytarzy ruszyła w stronę wyjścia. Po drodze zrobiła niewielkie zakupy. Lodówka matki świeciła pustkami. Pomimo próśb Anki stwierdziła, że zamieszka w rodzinnym domu. Mama będzie spokojniejsza, wiedząc, że dom nie stoi pusty — myślała, jadąc wąską drogą przez las. W ostatniej chwili skręciła w prawo, zjeżdżając z głównej trasy w polną, tylko pobieżnie odśnieżoną dróżkę. Obym się tylko nie zakopała — modliła się w myślach. Jednak SUV dzielnie brnął przez błotnisto-śniegową breję dowożąc ją, aż pod same drzwi niegdysiejszego domostwa dziadków. Wysiadła i rozejrzała się wokół. Na ziemi leżały pokryte śniegiem pnie. Niedaleko piętrzył się stos drobniejszych konarów i gałęzi. Kajetan wyciął wszystkie stare drzewa, które rosły w pobliżu budynku. Oczyszczał teren pod przyszłą budowę. Dom chylił się ku ziemi. Laura ze smutkiem musiała przyznać rację rzeczoznawcy, iż dom nadawał się do rozbiórki. Wyglądał, jakby miał się zaraz rozsypać niczym szałas z patyczków. Chata położona była na wzniesieniu. Za nią rozpościerał się las, ale to frontowa część budynku oferowała najlepsze widoki. Panorama połonin, poprzetykana ciemnymi liniami lasu i ledwie widocznymi wstążkami dróg, była zdecydowanie największym atutem działki. Usunęła resztki śniegu z jednego z powalonych pni i usiadła. Będąc małą dziewczynką, często siadywała razem z dziadkiem na wystruganej z pnia buka ławce i obserwowała horyzont. Dziadek opowiadał jej historie o na temat każdej góry, którą widzieli przed sobą. Na jednej mieszkała zła czarownica, na innej leśny skrzat, który pilnował dzieci zbierających jagody, żeby zawsze znajdowały bezpieczną drogę do domu. Laura z zafascynowaniem słuchała jego opowieści. Dziadek miał bujną wyobraźnię. Być może właśnie dlatego tak łatwo poddał się sugestii o duchu. Laura przymknęła oczy i wystawiła twarz ku słońcu. Nagle usłyszała trzask zamykanych drzwi. Podskoczyła i obróciła się gwałtownie. Nowy właściciel działki zamaszystym krokiem zmierzał w jej kierunku.

— Przepraszam, że tak samowolnie… — zaczęła. — Dawno tu nie byłam, chciałam zobaczyć dom, zanim go zburzycie.

Kajetan uśmiechnął się i oparł o pień.

— To sama przyjemność mieć takich niezapowiedzianych gości.

Laura spuściła wzrok i zaczęła grzebać butem w zmarzniętym śniegu. Czuła się głupio, że Kajetan ją tu przyłapał. Co też ją podkusiło, żeby tu przyjeżdżać?

— Widzę, że trochę prac już wykonałeś — odezwała się w końcu, wskazując na powalone drzewa.

— Tak. Drzewa były stare. Poza tym przeszkadzałyby w rozbiórce i budowie.

— To prawda. Pamiętam te jabłonie i gruszę. A za domem rosły śliwy. Ale śliwki zawsze miały robaczywe. Razem z Anką wspinałyśmy się, żeby sięgnąć po największe gruszki — zaśmiała się.

— Wspinałaś się po drzewach?

— Jasne, i gotowałam zupę z żab — Laura na samą myśl o makabrycznych dziecięcych pomysłach wybuchła głośnym śmiechem. Dawno się tak nie śmiała.

— No nieźle. Miałaś fantazję. — Kajetan przyglądał się zafascynowany nieoczekiwanemu wybuchowi radości. Tak właśnie ją sobie wyobrażał. Radosną i pełną życia.

— Mam kawę w termosie. Masz ochotę? — zapytał, gdy Laura przestała chichotać.

— Jaki przygotowany — zażartowała. — Zupełnie jakbyś się mnie spodziewał.

W ogóle się ciebie nie spodziewałem. Ani tu, ani nigdzie indziej — odpowiedział jej w myślach. Na głos odparł:

— Widzisz. Chyba coś przeczuwałem. — Kajetan udał się do auta po termos i dwa blaszane kubki. Rozlał kawę i przysiadł na pieńku obok Laury. Kobieta piła w milczeniu, spoglądając na góry.

— Dobrze, że kupiłeś tę ziemię — odezwała się. — Mam wrażenie, że będziesz potrafił ją docenić.

— Nie powiem, żeby decyzja o zakupie była wybitnie przemyślana — zaczął. — Ale nie żałuję. Co może być lepszego od takiego widoku... — Kajetan kątem oka zerknął na Laurę i szybko pojął, że nie tylko widok na góry miał na myśli.

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 12

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • rozwiazanie 03.12.2021
    Magiczny horyzont ma wpływ na bohaterów noweli.:)
  • Cicho_sza 03.12.2021
    Owszem. A na pewno na jednego z nich ?
  • Trzy Cztery 03.12.2021
    Rudy Wojtek pojawił się tu jak rudy lisek... Wygląda na sympatycznego gościa. Lubię rudzielców.
    I taki wniosek - są miejsca, gdzie człowiek może czuć się wspaniale. Te miejsca 'budują" lub 'budowali" odpowiedni ludzie.

    "Kajetan przyglądał się zafascynowany nieoczekiwanemu wybuchowi radości. Tak właśnie ją sobie wyobrażał. Radosną i pełną życia".

    Opowieść jest żywa, prawdziwa i dobrze się czyta.
  • Cicho_sza 03.12.2021
    Trzy Cztery, rudy Wojtek jest takim ucieleśnieniem dziecięcej beztroski. Może jeszcze sporo namieszać, bo Laurze dobrze się kojarzy.
    Cieszę się, że dobrze się czyta. Nie silę się na Bóg wie co. Opowiadam jak czuję i jak potrafię najlepiej. To moje pierwsze "prozatorskie" dziecko i tak nad nim się trzęsę jak kwoka nad pisklętami ?
  • ... do szuflady 04.12.2021
    Cichoniu?
    Od razu pomyślałam sobie o... baaa, nawet sporym namieszaniu przez Wojtka/wprowadzeniu jego osoby, bo przecież nie wprowadzała byś postaci.
    Ciekawa jestem/niecierpliwa czy może zdarzyć się tak, jak przypuszczam...
    Kajetan, zdaje się być zdecydowanym/zdeterminowanym co do zamiarów względem Laury.
    Czekam z niecierpliwością na cd... nie odpuszczę?
  • Cicho_sza 04.12.2021
    Szufi, Kajetan póki co obserwuje, a Laura nie ma o tym pojęcia ? Mam kilka pomysłów jak rozwiązać parę kwestii, ale jeszcze nie zdradzę. Wojtek... Hmmm.. może okaże się katalizatorem pewnych działań... Miłego weekendu Wariatko ?
  • Piecuszek 04.12.2021
    Oj. Ten Wojtek pewnie wejdzie w paradę Kajetanowi. Hm... Kiedy już myślimy, że teraz będą żyli długo i szczęśliwie, pojawia się ten trzeci?
    Zaskakujesz i dobrze.
  • Cicho_sza 04.12.2021
    Wolelibyscie prosto do celu? Eee, chyba nie... ?
  • Piecuszek 04.12.2021
    Cicho_sza
    Będę czytać kolejne części. ?
    Mam nadzieję, że wydasz książkę. Niejedną.
  • Baba Szora 14.12.2021
    Heh...jak romantycznie ?
  • Dekaos Dondi 16.12.2021
    Cichosiu↔Cały czas tekst jak żywy. Raz mniej wesoło, raz bardziej, ładne opisy natury i kulinarne wspomnienia z dzieciństwa... i przypadki chodzą po ludziach.
    Spotkanie przy nawiedzonym, spozieranie na góry, lecz wzrok błądzi gdzie indziej?Pozdrawiam:)↔%
  • Cicho_sza 16.12.2021
    Oj wzrok ucieka na boki, to prawda!
    Jak to w życiu. Raz wesoło, a raz nieco mniej.
  • Dekaos Dondi 16.12.2021
    Cicho_sia?↔A tak sobie po cichu myślałem... może podczas rozbiórki, znajdą jaką szkatułkę, z jakimś dawnym listem, co znowu wywróci nie jedno, do góry nogami. No ale... i tak jest super, zdaniem mym. Pomimo "obyczajówki"?
  • Cicho_sza 16.12.2021
    Wiesz jak to jest. Wątków można namnożyć, ale po co męczyć siebie i czytelnika. Człek się jeno zapetli w pisaniu, a czytelnik rzuci w kąt, bo stwierdzi, że nic z tego nie wie. Obrałam jasna strategie dwóch głównych postaci, z kilkoma drugoplanowymi, których wątki nie są za bardzo rozwijane, a jeśli są to w kontekście głównych postaci.
    To moja pierwsza długa przygoda. No przeca nie mogłam se sama kłód pod nogi rzucać ?
  • Raven18 rok temu
    No, wydaje mi się, że skończyłem gdzieś mniej więcej tutaj. Trochę mam do nadrobienia

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania