Ona Część 20
— Jezu, mamo! To ja gonię na złamanie karku przez pół Polski, a ty masz tylko skręconą kostkę? Przez telefon brzmiałaś, jakbyś co najmniej pół nogi straciła. — Kajetan zmarszczył brwi i spojrzał na nią z wyrzutem. Poprzedniego wieczoru, gdy był jeszcze na Mazurach, odebrał dramatyczny telefon od matki. Pomiędzy spazmami i jękami rodzicielki zdołał wyłowić, że miała wypadek. W drogę powrotną ruszył nad ranem. Przez cały ten czas nie mógł się z nią skontaktować, co potęgowało, i tak już duże, zaniepokojenie.
— Mówiłaś, że miałaś wypadek.
— Bo miałam — obruszyła się Rapacka. — Feluś pod nogami mi się zakręcił i o mały włos nie spadłam ze schodów! Dobrze, że w ostatniej chwili złapałam się poręczy. Ale jak widzisz — wskazała na zabandażowaną kostkę. — Nie obyło się bez ofiar.
— Nie mam do ciebie siły. — Kajetan z westchnieniem opadł na najbliższe krzesło.
— Pewnie. Stara matka mogła spaść ze schodów, a ty siły nie masz. Wiesz, jak w moim wieku ciężko zrastają się kości? Ja mam osteoporozę. Wiesz, co to jest? — zawołała wzburzona Rapacka.
— Wiem. Byłaś z tym na pogotowiu? Lekarz to musi zobaczyć.
— Byłam — Bożena zawahała się i nagle zamilkła speszona.
Kajetan uśmiechnął się pod nosem. Dobrze wiedział, kto ją tam zawiózł.
— Agnieszka cię zawiozła, tak?
— No tak. Zadzwoniłam do niej, bo spanikowałam, a ty byłeś na tych Mazurach i…
— Dobrze, nie tłumacz się. Nieważne. Z nogą wszystko w porządku?
— Tak. Mam tylko poleżeć kilka dni i jej nie nadwyrężać. Może mógłbyś zostać parę dni? Dopilnujesz ekipy w ogrodzie.
— Może i mógłbym, ale musisz mi coś obiecać.
— Co takiego?
— Żadnych podchodów i prób pojednania z Agnieszką.
Matka zrobiła urażoną minę i kalkulowała w ciszy. Po chwili odezwała się niechętnie:
— Obiecuję.
Ogród prezentował się znacznie lepiej niż podczas jego ostatniej wizyty. Z bezkształtnej hałdy ziemi powoli wynurzały się zarysy czegoś, co w przyszłości miało stać się ogrodem francuskim. Kajetan zrobił kilka zdjęć, by udokumentować postęp prac. Wieczorem zamierzał wysłać je L. Przed domem kręciło się trzech robotników. Mężczyzna przyglądał im się przez chwilę. Wyglądali na fachowców. Wyrównywali teren, wytyczali ścieżki i przygotowywali podłoże pod trawniki i rabaty. Na całej rozkopanej powierzchni wił się gąszcz polietylenowych rurek, które tworzyły sieć systemu nawadniania i odprowadzania wody. Gdzieniegdzie z ziemi wystawały elastyczne kable elektryczne. W rogu ogrodu piętrzyły się worki z ziemią ogrodniczą i korą, a obok usypano kopiec żwiru i tłucznia. Matka postarała się o najlepszą firmę ogrodową w okolicy. Zamówiła u nich projekt aranżacji, jak również przeprowadzenie prac ziemnych. Kajetan nie znał się na tym, dlatego postanowił pozostać biernym obserwatorem i nie przeszkadzać w realizacji matczynych marzeń.
Wieczorem zgodnie z planem wysłał zdjęcia do L. Był tak zmęczony, że nie czekał na odpowiedź. Usnął kamiennym snem i obudził się dopiero około dziewiątej rano następnego dnia. Zszedł na dół i zastał matkę krzątającą się w kuchni.
— Co ty robisz?
Matka podskoczyła przestraszona i momentalnie opadła na krzesło.
— Miałaś przecież leżeć i odpoczywać. A ty co? Pierogi lepisz?
— Wcale nie! Przyszłam zrobić sobie herbatę — odparła.
— A ta mąka, jajka i farsz do ruskich to samo się tu pojawiło? — Kajetan spojrzał na rozłożoną na stole stolnicę i usypany na niej kopiec z mąki.
— Nie boli mnie dzisiaj. A ty tak pierogi lubisz. Przestań już na mnie pokrzykiwać. — Rapacka dziarsko wstała z krzesła i podeszła do stołu. Kajetan pokręcił z niedowierzaniem głową. Z kredensu wyciągnął duży kubek i nasypał dwie łyżeczki kawy. Nastawił wodę i czekając, aż się zagotuje, w milczeniu obserwował matkę. Czasami doprowadzała go do szału. Była taka uparta. Zawsze wszystko wiedziała najlepiej. Pamiętał, jak będąc w maturalnej klasie, nie chciał pójść na studniówkę w garniturze tylko w jeansach. Nie były to wcale jakieś poszarpane, wytarte, stare portki. Porządne, ciemnogranatowe jeansy prezentowały się naprawdę dobrze. Na wieść o tym pomyśle matka wpadła w taki szał, że niemalże go pobiła. Koniec końców z domu wyszedł w spodniach od garnituru, a przebrał się w szkolnej łazience. Woda zaczęła bulgotać, wyrywając go ze szkolnych wspomnień. Odczekał moment, aż czarny napój nabierze odpowiedniego aromatu i wyszedł na werandę. Na zewnątrz panował przyjemny chłód. W powietrzu było już czuć nadchodzącą jesień. Robotnicy ładowali na taczki tłuczeń i rozsypywali w wąskich alejkach. Mężczyzna zalogował się na forum ogrodnicze, by sprawdzić, czy L. odczytała jego wiadomość. Odczytała, a nawet odpisała, dołączając nagranie. Kajetan z zaciekawieniem zabrał się za oglądanie. L. pokazywała jak przesadzać kaktusy. Szkoda, że filmik nie pokazywał jej twarzy. Czasem wyobrażał sobie, jak mogłaby wyglądać. Jednak brak pełnego obrazu rekompensował bez wątpienia dźwięk. Kobieta mówiła spokojnym, ciepłym głosem. W pewnych momentach, szczególnie gdy żartowała, jej głos zdawał się wibrować, by znów przejść w ciepły, kojący ton.
Cześć,
Ogród zaczyna żyć! Jeszcze długa droga przed mamą, ale widać już pierwsze zarysy. Wypatrzyłam na zdjęciach glicynię. Cieszę się, że posłuchałeś mojej rady. W załączniku wysyłam Ci mój pierwszy filmik instruktażowy. Postanowiłam, że może warto podzielić się tym, co wiem z innymi. Nie wiem, na ile starczy mi zapału, ale nieskromnie dodam, że jestem bardzo zadowolona z pierwszych efektów. Daj znać, co myślisz? Może masz pomysł na jakiś kolejny, hmm?
Pozdrawiam
L.
Kajetan jeszcze parokrotnie obejrzał nagranie. W zasadzie to wysłuchał, bo tajniki przesadzania sukulentów nie były aż tak fascynujące, jak głos autorki. Mężczyzna nie był typem wrażliwca, ale nie mógł oprzeć się wrażeniu, że pewnego dnia chciałby usłyszeć ją na żywo. Tak po prostu. „W sumie, co mi szkodzi?” — pomyślał, klikając „odpowiedz”.
Komentarze (9)
Ale ta mama to dopiero kombinatorka.
Z uwag technicznych:
Jest zdanie w liściku Laury, które można trochę poprawić, ale też i zostawić, jak jest, bo to jej wypowiedź, a ona mogła sobie tak napisać, niezbyt precyzyjnie. Chodzi o to: "Postanowiłam, że może warto podzielić się tym, co wiem z innymi". zdanie mogłoby brzmieć tak: "Uznałam, że może warto podzielić się tym, co wiem z innymi", albo tak: Postanowiłam podzielić się tym, co wiem z innymi". "Postanowiłam, że może warto" wygląda trochę nieprecyzyjnie, niedbale, ale - to jest list, więc takie wyrażenie jest usprawiedliwione. Piszę, o tym, bo zatrzymałam się w tym miejscu i tak sobie pokombinowałam, jak wyżej. Ale - w sumie - nie musisz z tym nic robić.
Może masz rację z tym zdaniem, teraz brzmi trochę sztucznie.
Tekst trzystopniowy: Urocze pogaduszki z matką,
początki "zakwitnięcia"
i jak zwykle, uciachnięty koniec. Czyli zgodnie z tradycją:)?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania