Ona Część 22
— Znowu wyjeżdżasz? — jęknęła Laura. — To już trzeci raz w tym miesiącu.
Adam spojrzał na nią z przepraszającą miną. Właśnie kończył pakować niewielką walizkę. Na łóżku leżał pokrowiec z garniturem i świeżo wyprasowanymi przez żonę koszulami.
— Nic na to nie poradzę. Wcześniej to ojciec odpowiadał za kontakty z klientami biznesowymi. Teraz kiedy chce przejść na emeryturę, to ja muszę się tym zająć.
— Wiem — odpowiedziała niechętnie. — Ale teraz kiedy między nami jest lepiej… myślałam, że…
— Co?
— Przecież wiesz… Chciałabym, żebyśmy w końcu wrócili do tematu dziecka. Ja czuję się świetnie, byłam u lekarza. Wszystko jest w porządku.
Adam zasępił się i usiadł na łóżku. Spojrzał na żonę, po czym ciężko westchnął.
— To nie jest doby moment. Zobacz, ile teraz pracuję. Ciągle mnie nie ma. Zostałabyś sama z pieluchami i tym całym dziecięcym majdanem.
— To nie szkodzi. Poradziłabym sobie. Adam, czas ucieka, a ja nie robię się coraz młodsza. Jedno poronienie jeszcze nie przekreśla naszego rodzicielstwa. Dlaczego nie chcesz tego zrozumieć? — Laura była bliska płaczu. Nie rozumiała uporu męża. Przed ślubem dużo rozmawiali i Laura często podkreślała, że chciałaby mieć dzieci. Marzyła też o pełnej rodzinie, której sama nie zaznała. Ojciec zginął, kiedy miała sześć lat. Ania była wtedy nieświadomą niczego dwulatką. Tatę pamiętała jedynie ze zdjęć. Laura posiadała strzępki niewyraźnych wspomnień, ale często zastanawiała się, na ile były wiarygodne. Czasem wydawało się jej, że były jedynie wytworem dziecięcej wyobraźni. Jednego czego zawsze była pewna, to uczucie bezpieczeństwa, z jakim kojarzył się jej ojciec. Jak przez mgłę pamiętała ich wyprawę do lasu. Całą drogę maszerowała dziarsko u jego boku. Nie mogła sobie przypomnieć, w jakim celu się tam wybrali. Może na grzyby albo jagody? Laura zbierała po drodze fioletowe bodziszki. Ich wątłe, cieniutkie łodyżki zwiędły niedługo po zerwaniu. Dziewczynka mocno ściskała je w dłoni, gdyż chciała wręczyć je mamie po powrocie. Ojciec uśmiechał się i wskazywał nowe miejsca, gdzie mogłaby zerwać więcej kwiatów. Nagle Laura pośliznęła się na wilgotnej ściółce i zaczęła zsuwać się ze skarpy. Ojciec jednym susem doskoczył do niej i złapał za rękę. Całą drogę powrotną tulił roztrzęsioną córkę w ramionach, a ona czuła się najszczęśliwszą małą dziewczynką na świecie. Pamiętała jego duże, silne dłonie, które z troską gładziły jej plecy. Julian Bąk był drwalem. Od młodzieńczych lat pracował w lesie. Kilkadziesiąt lat temu to głównie las dawał pracę w tamtych okolicach. Po wybudowaniu zakładu przeróbki drewna w niedalekim miasteczku zatrudnił się tam jako tracz. Później został operatorem maszyn tartacznych. Wtedy tego feralnego dnia pracował w lesie na zastępstwie za chorego pracownika. Drwale zrywali trzydziestometrowego buka. Drzewo rosło nad urwiskiem, potężne konary tworzyły gęstą, splątaną sieć z sąsiadującymi dębami i grabami. Nic nie zapowiadało nieszczęścia. Mężczyźni wykonali rzaz podcinający, który miał zagwarantować bezpieczne spuszczenie drzewa w wybranym kierunku. Jednak buk okazał się spróchniały w środku i w momencie upadku rozszczepił się na dwie połowy, które jak kleszcze chwyciły Bąka w śmiertelny potrzask. Niestety, ojciec Laury i Ani zginął na miejscu. Wezwany na miejsce lekarz stwierdził zgon wskutek zmiażdżenia płuc i przebicia tchawicy. W tamtej chwili siostry Bąk zostały półsierotami, a Zofia młodą wdową. Laura długo nie mogła zrozumieć, co się stało. Nie miała wspomnień z pogrzebu. Zupełnie jakby podświadomie wyparła ten fakt z pamięci.
— Porozmawiamy o tym, kiedy wrócę. — odezwał się Adam.
— Zawsze tak mówisz. A potem wracasz i nie rozmawiamy. Pamiętasz, co mi obiecałeś?
— Laura, nie zaczynaj… — żachnął się z irytacją.
— Ja pamiętam. Obiecałeś, że stworzymy rodzinę, jakiej nigdy oboje nie mieliśmy. Szczęśliwą, bez dramatów. A zobacz, jak to wygląda? Stoję tu i żebrzę, żebyś zrobił mi dziecko!
— Posłuchaj — zaczął — Obydwoje dużo przeszliśmy. Ty w dzieciństwie straciłaś ojca, a ja matkę. Z tą różnicą, że twój ojciec umarł, a moja matka wyszła pewnego dnia z domu i już nie wróciła. Kurwa, nawet nie wiem, czy żyje, ale mało mnie to obchodzi. Ostatnie czego bym chciał to powtórka z historii.
— Przecież ja się nigdzie nie wybieram. Kocham cię. — Laura spojrzała z nadzieją w oczy męża, ale nie znalazła tam choćby cienia zrozumienia.
— Lepiej skończmy tę dyskusję, zanim każde z nas powie o słowo za dużo.
— Jak wolisz — jęknęła z zawodem w głosie. — Nie mam na to siły.
Kilka godzin później Adam spakował walizkę do bagażnika swojego samochodu i odjechał. Nie pożegnał się. Był zły. Laura jak zwykle poczuła wyrzuty sumienia. Zawsze tak się czuła, gdy Adam miał gorszy nastrój. Wiedziała, że nie była niczemu winna, ale to uczucie drążyło ją i obezwładniało. Zyta miała rację. Kręciła się wokół niego jak satelita. To on był jej centrum wszechświata. Gdy tylko odchodziła za daleko, mąż pociągał za niewidoczny sznurek i znowu miał ją w zasięgu. Tą smyczą była jego złość. Laura potrafiła dużo znieść, żeby go zadowolić. Nie wyobrażała sobie życia bez Adama. Ktoś kiedyś jej powiedział, że jeśli czegoś nie potrafimy sobie wyobrazić, to znaczy, że nie będziemy w stanie tego osiągnąć. Ona nie potrafiła.
Późnym wieczorem zalogowała się na forum ogrodnicze. Nakręciła już cztery filmiki i chciała sprawdzić odzew. Pod każdym nagraniem znajdowało się sporo przychylnych komentarzy. W wiadomościach czekał na nią email od K. Poczuła dziwne podniecenie. Od pewnego czasu wymieniali korespondencję dość regularnie. K. okazał się niezwykle ciekawym kompanem do rozmów. Nie był nachalny ani nie składał jej dwuznacznych propozycji. Lubili brazylijskie bossa-novy i filmy Barei. Czasami miała wrażenie, że chciałby wiedzieć o niej więcej, ale kiedy ona unikała odpowiedzi, taktownie się wycofywał.
Cześć,
Będziesz dzisiaj? Miałem fatalny dzień. Chyba potrzebuję pogadać.
K.
Hej,
Jestem. Co się stało?
L.
Niestety, tego wieczoru nie otrzymała odpowiedzi. K. przestał pisać. Przepadł, jak kamień w wodę.
Komentarze (17)
Tematy to:
1) Biuro rzeczy znalezionych
2) Ostatni toast
Można poruszać się w jednym temacie, lub w drugim, albo połączyć obydwa.
Niech wyobraźnia poruszy wasze listopadowe wieczory.
Termin do 30 listopada [północ]
Liczymy na Ciebie!
Literkowa
https://www.opowi.pl/forum/niepowtarzalny-styl-z-opowi-w1144/
- Lepiej być moją kochanką niż moją żoną. Żona prasuje koszule, w których spotykam się z innymi kobietami...
A dzisiaj czytam u Ciebie:
"— Znowu wyjeżdżasz? — jęknęła Laura. — To już trzeci raz w tym miesiącu.
Adam spojrzał na nią z przepraszającą miną. Właśnie kończył pakować niewielką walizkę. Na łóżku leżał pokrowiec z garniturem i świeżo wyprasowanymi przez żonę koszulami".
Smutny odcinek.
Pozdrawiam ?
Kurczę, na maxa wciągają mnie kolejne Twoje opowiadania/ póki co, to właściwie sprawdzają się moje przypuszczenia, a i wiedzę czerpię niebyłe jaką = nie wiedziałam, że budziszek to geranium... lecę dalej do lektury?
Żeby# Ty mnie teraz widziała???
Godzina 11°°, a ja... jak ta Dulska/no taka elegancka???
Czekam tylko, kiedy telefon zagniotę razem z ciastem na pierogi, albo ugotuję go z tymi rzeczonymi pierogami... no "wena z nożem w rękach" ???
Ale wiesz co, muszę się chyba trochę cofnąć, bo nie pamiętam cholera czy w początkowych 'Unych' - padło nazwisko Adama/no wstyd mi, a to bardzo ważne...
Pierwszy odcinek = Kajetan zobaczył coś znajomego na przedramieniu dziewczyny z wypadku... no, to 'ja se tak wykombiniłam' /skojarzyłam z filmikami nagrywanymi przez Laurę... kurde flaczek, no muszę się cofnąć = z tym wspomnianym wcześniej nazwiskiem, bo inaczej zrobię jednego wielkiego pieroga z jagodami... i niech się dzielą???
A zaś pogadanie z mężem, takie i nie inne i na końcu, przeciwstawność,
forum... coraz mniej "ogrodowe":))?
Pozdrawiam:)↔%
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania