Poprzednie częściOna Część 1

Ona Część 27

Cztery miesiące później

 

Wiosna przyszła nagle. Ostatnie połacie brudnego śniegu znikały z ogrodowych ścieżek i rabat w błyskawicznym tempie, zostawiając za sobą mokre plamy. Posadzone we wrześniu krokusy nieśmiało wychylały zielone łebki spod warstwy wilgotnej gleby. Uśpiona zimowym snem przyroda, powoli budziła się do życia. W powietrzu unosił się zapach przedwiośnia —— ostatniego oddechu zimy. Z zamorskich wojaży wróciła rodzina szpaków, które gniazdowały na jednym z dębów. Ich przypominające mlaskanie trele, rozbrzmiewały w całej okolicy. Nad ranem dało usłyszeć się skowronka, który zapuszczał się na obrzeża miasta z pobliskich pól i łąk. Marcowe słońce grzało coraz intensywniej, pobudzając do wegetacji cały ogród Laury. Jedynie właścicielka nie wydawała się poruszona nowym przyrodniczym rozdaniem. Utknęła w listopadowym popołudniu. Właśnie tam, na przejściu dla pieszych czas się dla niej zatrzymał.

Dochodziło południe. Laura niechętnie spojrzała na zegarek. Gdyby nie głód to pewnie dziś znowu nie wychodziłaby z łóżka. Wstała i udała się do kuchni. W zlewie i na blatach zalegały sterty brudnych talerzy, szklanek i pustych pudełek po jedzeniu na wynos. Odsunęła kilka naczyń na bok, by zrobić miejsce na deskę do krojenia. Z lodówki wyciągnęła ostatnią puszkę tuńczyka. Otworzyła opakowanie i rozsmarowała jego zawartość na czerstwej bułce. Z szafki nad zlewem wygrzebała czysty kubek i nastawiła wodę na herbatę. Usiadła i czekała aż czajnik zacznie bulgotać. Czuła się zmęczona. Senna. Była połowa marca, a ona wciąż nie miała planu na prace w ogrodzie. Właściwie to nawet do niego nie wychodziła. Czasem spoglądała na widok za oknem, ale jedyne, co wtedy odczuwała to przerażającą pustkę. Pustkę i zniechęcenie. Niedługo po wypadku Adam wyprowadził się do Filipa. Podobno ostatnio wynajął mieszkanie. Dla Laury to było bez znaczenia. Jej małżeństwo skończyło się wraz z odkryciem kłamstw, którymi od lat karmił ją Adam.

— Znowu nie zamknęłaś drzwi — z naganą w głosie powiedziała Zyta. Przyjaciółka odwiedzała ją co dwa dni. Przynosiła jedzenie, sprzątała. Była.

Laura podniosła wzrok znad kanapek. Zyta doprowadzała ją do szału. Przychodziła i prawiła kazania. Nie mogłaby zostawić jej w spokoju?

— Zapomniałam — bąknęła.

— Wychodziłaś gdzieś?

— Nie.

— Czyli od dwóch dni drzwi były otwarte. Przecież mogli cię okraść! — zawołała wzburzona przyjaciółka.

— No i?

— Nie mam już do ciebie siły. Rano dzwonił do mnie Krzysiek. Podobno od tygodnia nie byłaś na rehabilitacji.

— Nie chciało mi się.

— Jezu, Laura! Chcesz zostać inwalidką? Przecież jeśli nie będziesz ćwiczyć tego barku, to za niedługo nie podniesiesz ręki! W ogrodzie nic nie zrobisz! Tyle roboty na marne pójdzie.

— Nie będę nic w nim robić. Niech zarośnie. W dupie to mam. — Laura wstała gwałtownie z krzesła i jęknęła z bólu. Bark zabolał jak wszyscy diabli. Z trudem złapała powietrze, ale nie chciała dać przyjaciółce satysfakcji. Ta jednak bez trudu zauważyła grymas bólu na twarzy Laury.

— Widzisz? A będzie jeszcze gorzej.

— Dobra już, nie marudź. Pójdę.

Zyta powoli traciła cierpliwość do przyjaciółki. Wspierała ją, chciała pomóc, ale Laura wciąż ją odpychała. Miała wrażenie, że zamknęła się w jakiejś niewidzialne skorupie, która, w jej mniemaniu, miała ochronić ją przed tym, co przeżyła. W niczym nie przypominała dawnej Laury. Przestała dbać o dom, ogród, a przede wszystkim o siebie. Od miesięcy widywała ją w rozciągniętych, starych dresach, poplamionym T-shircie i kołtunem we włosach. Zyta miała nadzieję, że przyjaciółka dojdzie do siebie. Jednak z miesiąca na miesiąc było coraz gorzej. W swojej naiwności próbowała nawet rozmawiać z Adamem. Bóg jej świadkiem, że gdyby mogła, udusiłaby go gołymi rękoma, ale chodziło o dobro Laury. Pewnego dnia przemogła się i poszła do jego kancelarii. Wysoka kamienica w centrum prezentowała się niezwykle szykownie. Nad wejściem wisiał elegancki szyld z nazwą: Kancelaria Adwokacka Kornacki i Syn. Zyta weszła do środka i rozglądnęła się po pomieszczaniu. Wszystko jak na Kornackich przystało — pomyślała zgryźliwie. Wnętrze urządzone było z nienachalnym przepychem. Dominował kolor czerwony i czarny. Ogromne, masywne czarne szafy sięgające pod sam sufit tworzyły nieco przytłaczające wrażenie. Dalej ustawiono kontuar recepcji, a po lewej i prawej stronie korytarza znajdowały się dwa gabinety. Kiedy Zyta weszła do środka, od razu zauważyła Adama. Stał oparty o kontuar recepcji i z rozbawieniem opowiadał o czymś młodziutkiej recepcjonistce. Obyś zdechł — złorzeczyła w myślach, ale podchodząc do rozradowanej pary, przyjęła bardziej neutralny ton.

— Cześć.

Adam odwrócił się gwałtownie. Z wyrazu jego twarzy jasno wynikało, że był zaskoczony.

— O Zyta! A co cię tu sprowadza?

— Możemy gdzieś spokojnie porozmawiać — Zyta spojrzała wymownie na kobietę z recepcji.

— Tak. Zapraszam do mnie.

Kiedy usiadła na wskazanym przez niego fotelu, od razu przeszła do rzeczy.

— Chodzi o Laurę. Jest z nią z coraz gorzej. Obawiam się, że ma depresję.

— Depresję? A od kiedy znasz się na psychologii?

— Nie kpij. Wcale nie miałam ochoty tu przychodzić. Sugerowałam jej wizytę o psychologa, ale ona nie chce o tym słyszeć. Może ty mógłbyś z nią pogadać.

— Ja? Przecież ona nie chce mnie widzieć. Ilekroć tam przyjadę, nie wpuszcza mnie do domu. Chyba nie jest z nią tak źle, skoro ogarnęła wymianę zamków.

— Wcale się jej nie dziwię, że cię nie chce oglądać — warknęła Zyta. — Ja na jej miejscu urwałabym ci te wysterylizowane jaja.

Adam roześmiał się szyderczo, mówiąc:

— Zawsze twierdziłem, że masz zły wpływ na moją żonę. A teraz wybacz. Mam mnóstwo pracy.

Zyta wstała i wyszła bez pożegnania. W myślach łajała się za własną naiwność. Jak mogła być tak głupia, żeby sądzić, że Adam zawalczy o Laurę.

— No dobra. Ja tu trochę ogarnę. A ty idź się wykapać — zaordynowała Zyta. Laura westchnęła i powlokła się na górę. Odkręciła kurek i zaczęła nalewać wody do wanny. Powoli ściągnęła stary podkoszulek i legginsy. W samej bieliźnie stanęła przed wielkim lustrem. Ziemista cera i podkrążone oczy dodawały jej lat. Włosy zaplątane w niezborny kok spływały po karku kaskadami tłustych strąków. Wychudzone ciało straszyło sterczącym obojczykiem i żebrami, które z łatwością można by było policzyć. Dotąd niewielkie, kształtne piersi stały się jednie mizernymi wypukłościami ze sterczącymi sutkami. Blizna na lewym barku wciąż była widoczna. Laura dotknęła jej opuszkami palców. W lustrzanym odbiciu obserwowała jej kształt i sino-czerwony kolor. Na jej umęczonym ciele znajdowała się jeszcze jedna pooperacyjna blizna. Jednak na nią Laura nie patrzyła. Nigdy.

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • Piecuszek 26.11.2021
    Biedna... Ale wierzę, że da radę się podźwignąć.
    Dobrze, że ma Zytę.
  • Cicho_sza 26.11.2021
    Żyta ma święta cierpliwość do Laury. Nie jedna już dawno by się zniechęciła.
  • Cicho_sza 26.11.2021
    Zyta*
  • Trzy Cztery 26.11.2021
    Robi wrażenie ten obraz "biedy i rozpaczy".
  • Cicho_sza 26.11.2021
    Laura ma zdecydowanie gorszy czas. Jest w żałobie po swoim dawnym życiu i marzeniach, które w obecnej sytuacji... A zresztą.. Nie powiem ?
  • rozwiazanie 26.11.2021
    Bardzo ładny opis natury, myślę że wiosna zwycięży i wyprowadzi Laurę na prostą. :)
  • Cicho_sza 26.11.2021
    Też mam taką nadzieję, na razie Laura utkwiła w deszczowej, mglistej jesieni.
  • ... do szuflady 26.11.2021
    Cichoniu ?
    Taka przyjaciółka to skarb... pomyślałam o swojej, którą znam od piaskownicy/normalnie jak siostra/... i tak już od 50sięciu lat.
  • Cicho_sza 26.11.2021
    Zyta stanęła na wysokości zadania. Zdaje się, że niewiele pomaga, ale jest, a to też dużo.
  • ... do szuflady 26.11.2021
    DZzPnP?
    O tak, to baaardzo dużo❗
  • Zapraszamy do zabawy z LBnR
    Tematy to:
    1) Biuro rzeczy znalezionych
    2) Ostatni toast
    Można poruszać się w jednym temacie, lub w drugim, albo połączyć obydwa.
    Niech wyobraźnia poruszy wasze listopadowe wieczory.
    Termin do 30 listopada [północ] (pewnie przedłużymy)
    Liczymy na Ciebie!
    Więcej znajdziesz tutaj: https://www.opowi.pl/profil/literkowa-bitwa-na-rymy/
    Literkowa
  • .Ostwind. 28.11.2021
    Świetne!
  • Cicho_sza 28.11.2021
    Dzięki!
  • Dekaos Dondi 15.12.2021
    Cichojcia↔Piękny wstęp. Jakby "przeciwstawne wprowadzenie'' do tego, co później.
    "Z szafki nad zlewem wygrzebała czysty kubek i nastawiła wodę na herbatę. Usiadła i czekała aż czajnik zacznie bulgotać"
    To zdanie, też mówi wiele. O rezygnacji. Poddaniu się. Siedzi i czeka, nie robiąc w tym czasie, nic innego.
    Aż wyczuwa się to ogólne zniechęcenie, do czegokolwiek, o czym pomyśli, żeby mogła zrobić.
    No ale Zyta ma inny charakter. Przeciwny biegun. Wizyta u mecenasa.
    No i koniec. Też dopełniający całość.
    Pozdrawiam:)↔%
  • Cicho_sza 15.12.2021
    DD, widzę, że idziesz dziś na rekord czytelniczy. Nie nadążam z odpisywaniem ?
    Laura jest w kiepskiej formie. Ma ku temu powody, a które wprawne oko czytelnika na pewno wyłowi.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania