Poprzednie częściOna Część 1

Ona Część 46

Pół roku później

 

— Co robisz?

— Nie widać? Pakuję się — odezwała się Laura. — Jadę na święta do mamy.

Adam niechętnie podniósł się z łóżka. Rozglądnął się po pokoju i przeczesał palcami zmierzwione włosy. Odkąd sprowadził Laurę do domu, wciąż toczył z nią niemą wojnę. Wyglądało na to, że żona znów przystąpiła do ataku. Zmieniła się. Nie przypominała dawnej, pokornej dziewczyny z Hajdun. Stała się harda, pyskata i uważnie obserwowała każdy jego ruch. Zupełnie jakby wyczekiwała na choćby najmniejszy błąd męża. Kornacki nie był jednak typem mężczyzny, który popełniał błędy. Opracowana w najmniejszych szczegółach strategia zawsze wcześniej czy później przynosiła zamierzony skutek. Dlaczego w przypadku krnąbrnej żony miałoby być inaczej?

— Doprawdy? — spytał. — Bez męża?

Laura przerwała pakowanie i spojrzała na niego.

— Przecież ja nie mam męża — wycedziła przez zęby. — Ostatnie pół roku spędziłam z oszustem i manipulantem, który dla własnego widzimisię przeciąga sprawę rozwodu.

Adam usiadł na łóżku i przyglądał się jej w milczeniu. Nigdy nie słyszał, by żona odzywała się takim tonem. Emanowała determinacją. Nie wiedział, co kryło się za tą zmianą. Skąd brała siłę, by przeciwstawiać się mu na każdym kroku? To nie było do niej podobne. Zazwyczaj była uległa i nie obstawała zbyt długo przy swoich racjach. Aż tu nagle, niczym dzielna Amazonka, występowała przeciwko niemu z otwartą przyłbicą. Bez strachu.

— Szczerze? — zirytował się. — Wcale nie mam ochoty oglądać twojej szurniętej rodzinki.

— I dobrze — odparła spokojnie. — I tak nie miałam zamiaru cię nigdzie zabierać.

— Szkoda twojej energii kochanie — zaśmiał się z politowaniem. — To i tak nie robi na mnie wrażenia.

— Gówno mnie to obchodzi — odparowała i wróciła do pakowania.

Adam wyszedł z pokoju i udał się do łazienki. Nie miał ochoty na dalsze słowne przepychanki z żoną. W głębi duszy ucieszył się na jej wyjazd. Ostatnie miesiące okazały się istną katorgą. Po godzinie opuścił domowe zacisze i jak co dzień rano pojechał do kancelarii. Laura obserwowała go z okna sypialni. Wszystko dokładnie zaplanowała. Nie była w stanie wytrzymać w tym domu ani minuty dłużej. Mama za dwa dni wracała z drugiego turnusu. Marek obiecał odebrać ją z kliniki. Przez ostatnie pół roku wróciła do projektowania ogrodów. Z pomocą Zyty znalazła pierwszych klientów. Założyła drugie konto w banku, żeby Adam nie wiedział, że zaczęła zarabiać. Mąż, który całe dnie przebywał poza domem, nie dochodził, czym zajmowała się pod jego nieobecność. Pracowała zdalnie. Wszystko układało się po jej myśli.

 

Około południa usłyszała pukanie do drzwi. W progu stał Filip.

— Filip? — odezwała się zaskoczona. — Ty pukasz?

Mężczyzna zmieszał się, ale nie tracąc rezonu, odparł.

— Też cię miło widzieć.

Laura wpuściła przyjaciela Adama do środka.

— Czemu zawdzięczam tę wizytę? — spytała z przekąsem. — Adama nie ma.

— Wiem. — odpowiedział. — Przyjechałem po dokumenty. Podobno Adam zostawił je w swoim gabinecie. Taka zielona teczka.

Kobieta kiwnęła głową i udała się do gabinetu męża. Nieduży pokój z oknem wychodzącym na ogród zastawiony był regałami z kodeksami i książkami o tematyce historycznej. Pod oknem stało solidne, dębowe biurko i skórzany, obrotowy fotel. Na blacie panował pedantyczny porządek. Wszystkie akta, dokumenty i notesy poukładano według wielkości. Długopisy i idealnie zaostrzone ołówki spoczywały w specjalnym ażurowym pojemniku. Laura rozejrzała się po biurku, ale nigdzie nie znalazła rzeczonej zielonej teczki. Postanowiła przeszukać szuflady. Odsuwała każdą po kolei, przeglądając ich zawartość. W najniższej szufladzie natrafiła na pancerną skrzynkę. Nigdy jej tu wcześniej nie widziała. Zamknięta na kod, stalowoszara skrytka ukryta była pod stertą dokumentów. Dziwne — pomyślała Laura. Z salonu dobiegł ją zniecierpliwiony głos Filipa:

— Znalazłaś? Trochę się spieszę!

— Zaraz! — krzyknęła. — Szukam.

Zamknęła dokładnie szufladę. Na regale zauważyła zieloną teczkę. Nie sprawdzając zawartości, wróciła do Sarneckiego.

— Proszę. O tę chodziło?

Filip zerknął do środka i pobieżnie sprawdził plik kartek.

— Tak.

— Dużo pracy po tej fuzji z Biernackiem, co? — zagadnęła.

Mężczyzna spojrzał zaskoczony i spytał:

— Jakiej fuzji?

— Pracujesz w kancelarii i nie wiesz? — nie dowierzała. — Adam mówił, że rok temu na wakacjach ojciec zdecydował się na fuzję z Biernackim i mieliście całe lato z głowy. Adama ciągle nie było…

Filip zbladł i pośpiesznie zaczął wycofywać się z salonu. Był wyraźnie zakłopotany pytaniami Laury.

— Muszę już lecieć — zawołał w drzwiach. — Miło cię było zobaczyć.

 

Zamknąwszy drzwi, udała się do gabinetu. Myśl o tajemniczej skrzynce nie dawała jej spokoju. Zastanawiała się, po co Adamowi takie pancerne zabezpieczenie. Zanim dowiedziała się o zabiegu męża i wszystkich kłamstwach, często porządkowała jego rzeczy, ale skrzynki na szyfr nigdy nie widziała. Musiała pojawić się podczas jej nieobecności. Z bijącym sercem podeszła do biurka. Wysunęła szufladę. Ostrożnie wyjęła dokumenty, którymi przykryto kasetkę. Laura spojrzała na klawiaturę. Logika podpowiadała, że skoro mąż ukrył skrzynkę, musiał przechowywać w niej coś cennego. Potrzebowała kodu. Adam nie miał pamięci to liczbowych konfiguracji. Zazwyczaj używał dwóch kombinacji. Może i tym razem nie wykazał się zbytnią roztropnością i zakodował kasetkę jedną z nich. Drżącymi dłońmi wstukała pierwszy ciąg cyfr. Pociągnęła za rączkę, ale wieko ani drgnęło. Powoli wypuściła powietrze z płuc. Wiedziała, że kolejne nieudane próby, mogą zablokować skrytkę, a wtedy Adam odkryje, że próbowała ją otworzyć. Następna kombinacja okazała się prawidłowa. W gabinecie rozległ się przeciągły sygnał oznajmujący wprowadzenie poprawnego kodu. Laura otworzyła skrzynkę i zamarła. W środku znajdowały się dwa paszporty, gruby zwitek dolarów i dokumenty z banku na Seszelach. Z wyciągów wynikało, że na koncie co miesiąc pojawiały się przelewy od Stanisława Biernackiego. Kwoty opiewały na kilkadziesiąt tysięcy. Pierwszych wpłat dokonano na początku sierpnia przeszło półtora roku temu. Dokładnie wtedy, kiedy Laura pojechała na Mazury, a Adam twierdził, że będzie zajęty fuzją w kancelarii. Nerwowa reakcja Filipa świadczyła, że wersja męża została wymyślona jedynie na własny użytek. Dobrze wiedział, że żona nie będzie ingerować w jego zawodowe sprawy. Rozłożyła dokumenty na biurku i zrobiła zdjęcia. Kiedy sięgnęła po paszporty, zamarła po raz drugi. Na jednym z nich rozpoznała swoje zdjęcie, ale wszystkie dane zostały zmienione. Ten sam proceder przeprowadzono w drugim dokumencie, który należał do Adama. O co w tym wszystkim chodzi? — myślała gorączkowo. Adam mógł zjawić się w każdej chwili. Ostrożnie ułożyła dokumenty w kasetce. Zamknęła wieko, schowała do szuflady i przykryła stertą papierów. Wychodząc z gabinetu, wybrała numer Zyty.

— Hej — usłyszała głos przyjaciółki. — Co tam?

— Zyta… — zaczęła niepewnie. — Czy nadal masz kontakt z Robertem?

— Robertem policjantem?

— Tak.

— Sporadycznie — zachichotała. — Ale intensywnie.

— To dobrze — westchnęła z ulgą. — Potrzebuję coś sprawdzić.

— Co takiego? — zaciekawiła się Zyta. — I po co ci potrzebny Robert?

— O nic nie pytaj. Zaraz wyślę ci maila. Tylko pamiętaj — zaznaczyła. — Jeśli przyjdzie, co do czego, to o niczym nie wiedziałaś.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • ... do szuflady 29.12.2021
    Cichoniu?
    Długo trwało, zanim tutaj trafiłam... no nie bardzo mogłam tak na bieżąco czytać/przez świąteczne zamieszanie/.
    No to się porobiło, ale tym samym, koniec chyba/niestety/ bliski. Co też ten skubany mecenasik knuje... lecę dalej.

    Buziole poświąteczne.
  • Cicho_sza 29.12.2021
    Szufi, na luzie ? Ważne, że się w końcu wyłoniłas z świątecznego rozgardiaszu ?
  • Dekaos Dondi 29.12.2021
    Cichociowa ?nadal mieszasz, ale robisz to tak, że czytać dalej będę.
    Jeno bym wyrzucił dwa słowa, po przeczytaniu początkowych "przekomarzanek"
    Chodzi o: "bez strachu"↔Niepotrzebne dopowiedzenie. Pomyślał by kto, że się bała. Akurat?→zdaniem mym.?
  • Cicho_sza 29.12.2021
    Witajcie DD ? Ano, trzeba się już powoli mecenasa pozbywać, bo to zły mężczyzna jest ?
    Fakt, cały czas myślał, że trzyma ją w szachu, a ona mu takie tego noo... ?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania