Demon III Powstanie - 6
(Witam ponownie! Trochę czasu minęło, ale kolejny odcinek i to długi, jest!)
Walencja
544 rok nowej ery – 1905 rok imperialny
20 Listopada
Valentia
Światło uderzyło go w oczy. Zamrugał, powoli przypominając, co się działo ostatniej nocy. Słodkawy zapach perfum, potu i seksu, prawie powalał. Ciepłe ciała towarzyszek pamiętnej nocy pobudzały wszystkie zmysły. Czerwonoskóra diablica Deli po prawej i anielica Angelica po lewej, wtulały się w jego umięśnione, pełne blizn ciało. Francis Adler westchnął gorzko.
To nie był pierwszy raz kiedy budził się w „Anielskich Wrotach”. Można by nawet powiedzieć, że całą swą frustrację zrzucał na barki… no, może biodra, prostytutek. Nie wiedział, jak powinien się z tym czuć. Seks był przyjemny. Nigdy nie był zbyt brutalny i upewniał się, żeby jego partnerki nie zasypiały nieusatysfakcjonowane. Jednakże, jak nisko upadł? Nie tak dawno marzył o chwili gdy będzie wystarczająco silny i wpływowy, by móc spędzić jedną noc z Eweliną, a teraz sypiał z prostymi dziwkami. Uśmiechnął się lekko, przypominając sobie, jak Deli dawała mu instrukcje, jak powinien się z nią kochać, jeśli chciał ją usatysfakcjonować, nie mogąc sobie wyobrazić Eweliny w podobnej sytuacji. Teraz, patrząc na jej spokojną twarz, wiedział, że nie zawiódł jej oczekiwań. Spróbował się podnieść, ale dłoń zaciśnięta na członku, zatrzymała go w miejscu.
– Dzień dobry… – Angelica zamruczała, unosząc się lekko.
Jej skrzydła, schowane za plecami, zadrgały. Adler wiedział już, że to oznaka podekscytowania.
– Dzień dobry Angelico. Dobrze spałaś?
Anielica przesunęła się tak, że ciałem przyciskała go lekko do łoża. Foremna pierś o różowiutkim sutku, gładziła jego klatę. Ciepły pocałunek spoczął na jego policzku, a następnie odpowiedź padła w formie sensualnego szeptu do jego ucha.
– Z tobą w łóżku? Nigdy. Nie dałeś mi chwili oddechu – jej dłoń poruszała się w górę i w dół. – Nazywają cię „demonem”, ale nie spodziewałam się, że będziesz nim również w łóżku.
Adler uśmiechnął się kątem ust. Domyślał się, że nie ucieknie przed tym przezwiskiem w najbliższym czasie.
– Powinienem iść. Mam pracę.
– W dzień wolny?
– Dla takich jak ja, nie ma dni wolnych – odpowiedział z uśmiechem i syknął. – Ostrożnie, nadal nie jestem w najlepszej formie.
Angelica posłusznie zsunęła się na bok… następnie w dół…
– Och…
Mężczyzna nie mógłby prosić o lepszą pobudkę. Nie wytrzymał długo. Spazm przeszedł przez jego ciało, kiedy w tym samym momencie, Angelica zamruczała zadowolona. Trwali tak przez chwilę, po czym dziewczyna wyjęła jego członka z ust i usiadła na łóżku.
– Tyle zabawy w nocy, a tobie nadal mało? – Zachichotała. – Masz ochotę na kolejną rundę?
– Nie – Adler pokręcił głową, ostrożnie wstając z łóżka. – Naprawdę muszę się zbierać. Obmyje się i wracam na wyspę królewską. Dzisiaj ważne spotkanie rady regencyjnej i parlamentu.
Angelica prychnęła poirytowana.
– Przeklęci politycy udający, że interesuje ich nasz los – pokręciła głową. – Czemu im służysz? Mógłbyś być, kimkolwiek chcesz. Masz wystarczająco dużo siły.
Adler skamieniał na kilka dłużących się sekund. Czy faktycznie miał siłę, by być kimkolwiek, kim chciałby być? Czy gdyby zdecydował, być wolnym, czy Mengele, Gezken, czy ktokolwiek inny mógłby go zatrzymać?
„Tak” – pomyślał, wspominając rozmowę z „Dyrektorem” Domu Operowego. – „Byli tacy, którzy mogliby go zatrzymać. Dopiero kiedy ich pokona, będzie mógł podjąć próbę osiągnięcia wolności.”
– Nie jestem tak silny, na jakiego wyglądam – Adler odpowiedział, wchodząc do niewielkiej łazienki. – A nie służę „im” służę jego wysokości Hadrianowi Anoisowi.
Angelica prychnęła.
– Temu księżuniu? Krąży o nim pełno pogłosek – stwierdziła. – Podobno nie może mieć dzieci i dlatego jeszcze żadnej kobiety nie wybrał na żonę!
Adler, faktycznie zaskoczony wystawił głowę spod prysznica.
– Co za idiotyczna plotka! Hadrian zwyczajnie nie chce się jeszcze teraz żenić. Jedno nie oznacza drugiego.
– Podobno odrzucił już tuzin kandydatek! Coś musi się za tym kryć!
Pełen przekonania głos Angelici wywołał tylko wywrócenie oczu i westchnięcie. Przeklęte plotki, co to z nich wyjdzie.
– Może brak chęci bycia uzależnionym od zięcia? – Adler nie miał siły, by wymyślać jakieś kłamstwo. – Małżeństwo dla niego to wielka sprawa i z tego co wiem, nie chce się spieszyć.
– Od kiedy to „książę” wybiera sobie małżonkę? – Anielica nie odpuszczała. – Co ten przeklęty Imperator robi ze swoim synem, że nie jest w stanie go kontrolować?
Ich rozmowa w końcu obudziła Delię, która ziewnęła, przeciągnęła się jak kot i mruknęła.
– Głośni…
Angelica dotknęła koleżanki przepraszająco.
– Wybacz.
– Boli – jęknęła, kładąc jedną dłoń na pośladku. – Czemu, Eagle nie zna litości?
Adler zmarszczył brwi krytycznie.
– Sama mnie o to prosiłaś i mówiłaś, że ci się podobało.
Delia spojrzała na niego swoimi kryształowymi oczami.
– Podobało… ale boli – jęknęła. – Będę musiała poprosić Madame o coś specjalnego, bo wstać nie mogę.
Angelica uśmiechnęła się chytrze i uderzyła otwartą dłonią w pośladek diablicy. Delia pisnęła i odwróciła się do koleżanki przodem, odsuwając pośladki, jak najdalej od niej.
– Angi! – Jęknęła z łezką w oku. – A to za co?
– A za to, że go nie doceniłaś – kobieta odpowiedziała z szyderczym uśmiechem. – Trzeba było słuchać koleżanek.
Adler przestał zwracać na nie uwagę, musiał się zbierać. W mniej niż dziesięć minut był już obmyty i ubrany, dokona jeszcze odpowiednich przygotowań w pałacu i będzie mógł być obecny na spotkaniu. Kiedy wyszedł z łazienki, dziewczyny nadal się kłóciły… choć tym razem wyglądały, jakby sprawiało im to jakąś przyjemność. Ciche westchnięcie uciekło z jego ust. W takich chwilach łatwo zapomnieć, jaką mają profesję.
– Będę się zbierać – położył kilka banknotów na stołku nocnym. – Mały bonus za noc.
Dziewczyny spojrzały na siebie, następnie na niego i uśmiechnęły się ostrymi zębami łowczyń.
– Odwiedź nas ponownie!
Adler wywrócił oczami i zszedł na dół. „Anielskie Wrota”, były ciche o tej godzinie. Większość gości i pracowniczek jeszcze spała. Choć oczywiście, Madame siedziała już na dole, z papierosem w ustach i z filiżanką kawy w dłoni. Uśmiechnęła się do Adlera szeroko.
– Witaj młodzieńcze. Dobrze się spało?
– W tym domu uciech? Zawsze – Adler położył odpowiednią kwotę na blacie. – Opłata za noc.
Madame prychnęła.
– Jak tak dalej pójdzie, osobiście zwrócisz mi wszystkie straty, jakich doznałam po pojedynku.
– Z tego co widziałem, większość młodzieży wróciła.
– Fakt. Chwała niech będzie ignoranckiej szlachcie, dającej takie kieszonkowe swoim dzieciakom – zachichotała. – Nie będę cię już zatrzymywała. Widzę, że się spieszysz.
Adler uśmiechnął się lekko to matrony. Nie wiedział do końca dlaczego, ale zaczynał rozumieć, czemu Arnold szanował i bał się tej kobiety.
– Życzę ci miłego dnia, Madame.
– I tobie Eagle.
Adler wyszedł głównymi drzwiami. Zimny wiatr rozbił się o jego ciało. Szron błyszczał na oknach i bruku ulicy. Szczelniej okrył się płaszczem i ruszył w kierunku wyspy królewskiej, wypuszczając opary ciepłego powietrza, jak lokomotywa. Tu na północy kontynentu zima zbliżała się wielkimi krokami. Od tygodnia padał deszcz ze śniegiem i zapowiadało się, że będzie zimniej i zimniej. Nie sprzyjało to nastrojom społecznym.
– Tyle za bochenek chleba!? – Głos kobiety doszedł z piekarni obok, której przechodził. – Toż to zdzierstwo!
Sprzedawca westchnął ciężko.
– Ceny zboża skoczyły po ostatnich atakach. Nie zarobię grosza, jeśli nie będę sprzedawał drożej – argumentował.
– Z takimi cenami stracę większość oszczędności!
– Bez takich cen stracę interes! – Odkrzyknął. – Nie podoba się pani? To niech idzie pani do innych piekarni!
– Już byłam! Wszędzie takie same ceny! – Głos kobiety zaczął się załamywać. – Na Wieszcza i Błogosławioną – włożyła twarz w dłonie. – Jak ja wykarmię dzieci?
Sytuacja w kraju robiła się coraz gorsza. Ataki terrorystyczne nie zelżały. Transporty i magazyny zboża były regularnie niszczone. Wysłanie armii jako obrony zapewniło częściową ochronę, ale tym samym promilitarni puryści, zdobywali większe wpływy. Najlepszym przykładem był powóz wypełniony młodymi chłopakami ubranymi na biało, z charakterystycznym symbolem białej kropli krwi w słonecznym kręgu. Bojówki tej organizacji zaczęły pojawiać się w całym kraju. Na razie działali bardziej jako milicja, teoretycznie wspierająca władze państwa, ale doszło już do ataków na biznesy kierowane przez mutanty oraz morderstwa w gettcie. Spotkanie, na którym miał dzisiaj się pojawić, miało zdeterminować akcje rządu w tej trudnej sytuacji.
Walencja powoli pogrążała się w chaosie… a on szedł przez nią ze spokojnym sercem, bez strachu.
Kryjący się w jego wnętrzu demon, uśmiechał się na każdą tragiczną scenę. Zapach strachu, jaki roztaczał się po mieście… był słodki.
***
Na dachówkach pobliskiej kamienicy dwie postaci stały obok siebie, niewidoczne dla tych, którzy nie mogli ich widzieć. Fiolet i złoto. Czerń i czerwień. Obok siebie, oboje chichotali.
– Już prawie czas – Chaos pochylił się nad ulicą, ukazując swe ostre zęby. – Nadchodzę. Zdominuję to miasto. Stanę się jego częścią. Już niedługo, już niedługo.
Paradoks prychnął pod swoją maską.
– A po tobie przyjdzie Porządek i tak w kółeczko! – oznajmił. – Czy nigdy ci się to nie nudzi? Wiesz, widzenie tych samych twarzy? Rozpaczającej matki, głodnych dzieci, oszalałego syna…?
Błyszczące krwistym szaleństwem oczy Chaosu przeszyły Paradoksa na wskroś.
– A tobie?
Raz jeszcze zamienił się w skamielinę, nie poruszając się przez kilka dłużących się chwil. Następnie z błyskiem w oku i dymem wydobywającym się z czarnego uśmiechu białej maski odpowiedział.
– Nigdy.
Chaos zarechotał bezdusznym śmiechem, całą swoją duszą, o ile byt taki jak on, duszę posiada.
– Masz więc swoją odpowiedź – Chaos umilkł i przeniósł wzrok na odchodzącego Adlera. – Ten… śmiertelnik. Od pewnego czasu masz go na oku – stwierdził.
Paradoks uśmiechnął się pod swoją maską.
– Czyż nie obserwujemy wszystkich?
– Dobrze wiesz, o co mi chodzi – Chaos wywrócił oczami. – Czemu ten? Jest jednym z ciekawszych, przyznaję, ale nie jest zbyt imponujący.
Paradoks spoglądał na odchodzącego Demona, z nieprzerwanym zaciekawieniem. Nawet Chaos nie wiedział, co kryło się za jego bursztynowymi oczami, które kręciły się jak tornada ognia.
– Nie chodzi tu tyle o aktualną siłę, ale o potencjał – odpowiedział. – Ten niewielki pyłek kurzu, może nas wszystkich jeszcze zaskoczyć.
– Czy zaskoczy mnie?
– I tak i nie – Paradoks odpowiedział, odwracając się, by powoli rozpuścić się w powietrzu. – Zobaczymy.
Chaos stał przez chwilę na dachu, po czym lekkim ruchem zepchnął jedną z dachówek, tak by rozbiła się o ziemię tuż przed idącym ulicą biznesmenem. Ten pisnął przerażony, tracąc cylinder i złapał się za pierś, wyrównując oddech. Po chwili spojrzał ku niebu, po czym odezwał się, kręcąc głową.
– Dobrzy boże! Jeden krok bliżej, a rozbiłoby mi to głowę!
Nie wiedział, że Chaos, uśmiechając się złośliwie, kładł właśnie dłoń, na drugiej dachówce…
***
Hadrian poprawiał właśnie swój elegancki strój, elegancki garnitur w kolorach bieli, błękitu i pomarańczy, odpowiadający kolorom flagi Walencji. Ktokolwiek go zrobił był mistrzem swego kunsztu, łącząc te kolory w harmonijny sposób. Spojrzał na stojących obok przyjaciół. Uśmiechającego się szeroko Arnolda, w swoim ulubionym białym garniturze i Adlera, noszącego się na czarno, jednak z jednym dodatkiem do swojego ubioru, który miał okazać się dość cenny. Uśmiechnął się krzywo.
– Cieszę się, że będziecie obok. Coś czuję, że będzie to dość głośne spotkanie.
Smok uśmiechnął się szeroko.
– Czy nie jest zawsze? Wasze propozycje z pewnością zdobędą tyle samo poparcia, co sprzeciwu, choć… – tu jego oczy zabłysnęły cieniem złota. – Mam przeczucie, że poparcie będziesz miał silne.
Hadrian spojrzał na Eagla, który dotąd milczał.
– A ty, co myślisz?
– Tak długo jak uda nam się zapewnić wsparcie starej gwardii i uciąć wpływy purystom, będzie dobrze – odpowiedział. – Dzisiaj widziałem kolejne bojówki. Jest ich coraz więcej.
Arnold pokiwał głową.
– Tak, też to zauważyłem. Musiałem wykorzystać pomoc Dyrektora, by zapobiec kilku wydarzeniom. Atmosfera w stolicy jest coraz trudniejsza, a na północy jest jeszcze gorzej. Raporty o atakach na getta i wsie mutantów, są coraz częstsze. Kilku bardziej radykalnych kapłanów zaczęło mówić o nowej „krucjacie” – spojrzał na księcia. – Wszystkie przygotowania, jakie poczyniliście, książę, prowadziły do tego momentu. Wszystko, albo nic, jak to się mówi.
Hadrian pokręcił głową.
– Oj, dziękuję. Od razu mniej się stresuje.
Smok zachichotał.
– Czy to nie dla tego powodu, idziemy z tobą książę?
Hadrian westchnął ciężko i machnął rękę.
– Niech ci będzie. Nie mamy czasu teraz na zbędne dyskusje. Wchodźmy, spotkanie za chwilę się zacznie.
Kiwnęli głowami w zgodzie i ruszyli za księciem. Ich kroki odbijały się echem w korytarzu prowadzącym do sali narad parlamentu i rady regencyjnej. Gwardziści stali na baczność, salutując w milczeniu. Hadrian przechodził między nimi w pełnym skupieniu, gotowy na wszystkie wyzwania, jakie czekają go za wielkimi dębowymi drzwiami. Dwóch gwardzistów otworzyło je bez jednego słowa, wpuszczając trójkę młodzieńców do sali obrad.
Było to piękne pomieszczenie, znajdujące się w specjalnie przygotowanej, półokrągłej przybudówce, skierowanej na wschód. Wysokie okna zapewniały dobre oświetlenie, a ozdobne kolumny, kontrastowały z przejrzystym szkłem. Wchodząc, po obu stronach znajdowały się miejsca dla przedstawicieli wszystkich frakcji parlamentu, z przodu znajdowały się miejsca dla rady królewskiej wraz z miejscem dla regenta, a na samym szczycie… tron królewski.
Hadrian nie usiadł w nim ostatni raz kiedy przemawiał przed parlamentem, w momencie kiedy dopiero ogłosił, że ma zamiar zasiąść na tronie. Nie chcąc nikogo prowokować, nie wykonał tego jednego gestu, ale tym razem nie mógł. Wszystkie oczy przyglądały mu się uważnie. Wszyscy przedstawiciele rady regencyjnej byli już na swoich miejscach, w tym kilku, których Adler nie poznał wcześniej. Nie miał jednak czasu się im przyjrzeć. Zerknął na szykujących się do obrady przedstawicieli parlamentu. Pięć frakcji siedziało na ławach parlamentu, przyglądając się im uważnie.
Najdalej po lewej stronie: Puryści. Najbardziej radykalna frakcja w całym kraju. Ekstremalni tradycjonaliści należący głównie do wyznania „Prawych” religii światła. Adler zauważył, jak dumnie wypychają pierś z symbolem białej kropli krwi na piersiach, jakby udając, że mają większą władzę i wpływy w parlamencie niż mają faktycznie, kiedy po fakcie stanowili mniej niż jedną szóstą parlamentu.
Następne w kolejności była Stara i Nowa Gwardia. Monarchiści, choć głównie różniący się wiekiem członków oraz podejściem do niektórych spraw. Zresztą, w parlamencie oficjalnie mówiło się na nich „Gwardziści”, ponieważ bardzo trudno było rozróżnić, gdzie się jedna frakcja zaczyna, a druga kończy. To te dwie frakcje dominowały w parlamencie, mając razem niemalże połowę wszystkich głosów.
Kolejni na liście byli liberałowie, głównie kapitaliści i biznesmeni, starający się ograniczyć wpływy rządu nad gospodarką i zapewnić sobie jak największe zyski.
Ostatnią była frakcja chłopska: Grupa Kłos, będąca jedynym lewicowym głosem w całym parlamencie. Wyjątkowa frakcja, szczególnie patrząc na fakt, że Walencja nadal była monarchią, a po Pęknięciu, bardzo rzadko pozwalano głosom o tej częstotliwości, rozbrzmiewać w jakimkolwiek rządzie na północ od gór ognistych.
Na samym końcu, poza wszelkimi frakcjami, siedziało kilkunastu cichych przedstawicieli mniejszości narodowych i etnicznych.
Ponad trzystu parlamentarzystów, każdy o swojej idealnej wizji ojczyzny i książę Hadrian musiał się z nimi zmierzyć.
Książę powoli i dumnie, przemierzył salę witając się z tymi, których mijał. Następnie przeszedł wzdłuż miejsc rady regencyjnej, osobiście witając się z każdym z członków, następnie, lekkim krokiem ominął niższy tron regenta i zasiadł na tronie królewskim.
Tronie, w którym za siadywała dawniej jego babka.
Momentalnie szmer przeszedł przez całą salę. Gest mógł być niewielki, ale niósł za sobą wielkie znaczenie. Oficjalnie, Aleksander IX Anois, był nadal cesarzem Imperium Feniksa, ale i królem Walencji. Tak jak nie interesował się krajem od lat, nie odrzucił jeszcze swojej korony. Cezarion usiadł w pobliżu księcia, niedaleko Perii, minister spraw zagranicznych, Adler przesunął się w cień i stał w milczeniu przy kolumnie, będąc w stanie zareagować na wszelkie zagrożenie.
Peria, będąca aktualnym liderem rady regencyjnej podeszła na miejsce regenta, szykując się do rozpoczęcia spotkania, kiedy lider frakcji purystów, podniósł się z miejsca.
– Nie możemy rozpocząć spotkania do momentu kiedy książę Hadrian zajmie odpowiednie miejsce na sali! – Zakrzyknął. – Nie doszło jeszcze do przekazania korony, ani do koronacji! A parlament niczego nie zatwierdził!
Peria spojrzała ostro na brodatego mężczyznę.
– Panie de Reel. Zapewniam, że jego książęca mość, Hadrian Anois zajmuje odpowiednie miejsce na sali – tu uniosła dokument w ręce. – Dzisiaj rano, dostałam potwierdzenie, od jego królewskiej mości i cesarza Aleksandra IX Anoisa, wyznaczenie jego syna jako wicekróla, królestwa Walencji i uznanie jego osoby, jako reprezentanta jego woli w Walencji. Przekazał również, że jego wolą jest dokonanie koronacji swojego syna, jeszcze za swojego życia.
Szmer różnych emocji przeszedł po sali. Wiele głosów brzmiało, jakby usłyszeli najgorszą obelgę. Inni pomrukiwali zadowoleni, a jeszcze inni nawet klaskali, zadowoleni z podjętej decyzji. Jeden z liberalistów wstał z miejsca.
– Idiotyzm! Cesarz nie był w stolicy dobrą dekadę! A teraz wysyła prosty telegram?!
Peria uderzyła laską regencyjną w podłogę.
– Spokój! Spokój na sali! – Zagrzmiała.
Niechętnie, bo niechętnie, ale politycy zamilkli i zajęli swoje miejsca. Peria odchrząknęła, zerknęła na księcia i odezwała się ponownie.
– Książę Hadrian przewidział, że wielu z was nie będzie zadowolonych. Właśnie dlatego poprosił, byśmy na początku obrad przeprowadzili głosowanie – zamilkła na moment, wypełniając całą salę napięciem. – Ci przedstawiciele parlamentu i rady regencyjnej, którzy są PRZECIWNI, kandydaturze Hadriana Anosia na pozycję wicekróla i aktualnego władcę Walencji, podniosą rękę w górę.
Format głosowania zaskoczył wszystkich. Niewielu spodziewało się, że to od przeciwników zacznie się głosowanie. Hadrian spoglądał na wszystkich uważnie, a wzrok jego, potencjalnego przyszłego władcy, był gotowy wyłapać wszystkich tych, którzy byli gotowi oprzeć się jego woli. Wywołało to odpowiedni efekt: szepty strachu. Wszyscy dobrze znali autorytarne podejście jego ojca. Dobrze wiedzieli, że tylko przywiązanie do Imperium i tamtejsza walka o wpływy i dominację, trzymała cesarza daleko od stolicy ich ojczyzny. Cezarion uśmiechał się ze swojego miejsca złośliwie, Peria, która obróciła się przodem do króla, odpowiedziała zbliżonym grymasem. Mimo wszystko, to oni wpadli na ten pomysł. Przedstawiciele wszystkich frakcji szeptali między sobą, kiedy Peria obróciła się do parlamentarzystów przodem i odezwała się pewnie.
– Czy wszyscy gotowi do głosowania?
Po kolei wszystkie frakcje potwierdziły gotowość. Peria kiwnęła głową.
– Zacznijmy więc. Parlament i rada regencyjna weźmie głos, odnośnie woli jego cesarskiej mości, żeby jego syn, drugi książę, Hadrian Anosi, został wicekrólem. Ci, co przeciw?
Kolejne celne uderzenie. Strach przed wolą cesarza potrafiło zmiękczyć najtwardsze serca. Mimo to ręce podniosły się w górę. Głównie przedstawiciele purystów i część z innych frakcji, ci byli jednak osamotnieni w odróżnieniu od reszty swoich ugrupowań. Odpowiednie osoby wyznaczone do przeliczenia wszystkich dali znać na swoją gotowość. Peria kontynuowała.
– Kto jest za?
Tłumnie, większość parlamentu uniosła dłonie. Kontrast był dość duży. Ci, którzy wyrazili swój sprzeciw, siedzieli teraz osamotnieni w lesie rąk. Peria poprosiła o opuszczenie rąk i odezwała się ponownie.
– Kto wstrzymał się z głosem?
Zaledwie garstka uniosła dłonie. Adler zdążył przyjrzeć się każdemu. Zaledwie ośmiu. Peria pokiwała głową i dała znak analitykom. Ci w kilka krótkich chwil podali jej papier z obliczeniami, które oficjalnie ogłosiła.
– Wyniki głosowania. Przeciwko kandydaturze jego książęcej mości, Hadriana Anoisa, na pozycję wicekróla Walencji, zgłosiło się stu czterech członków parlamentu z trzystu sześćdziesięciu. Głos wstrzymało osiem osób. Dwieście czterdzieści osiem zagłosowało za. Tak więc dzisiaj, dwudziestego listopada, tysiąc dziewięćset piątego roku, parlament Walencji i rada regencyjna, uznają, z ponad dwoma trzecimi głosów, Hadriana Anosia, za wicekróla Walencji.
Głośne stuknięcie laską odbiło się echem po pomieszczeniu. Adler wypuścił powietrze przez nos. Walencja wymaga minimum dwóch trzecich poparcia. Z jego obliczeń, kilka procent w dół i Hadrian nie zdobyłby wymaganej przewagi. Było to bliskie głosowanie… za bliskie jak na jego gust. Książę Hadrian podniósł się z miejsca.
– Przyjmuję ten wielki zaszczyt, zarówno z rąk mego ojca, jak i z poparciem parlamentu – oznajmił. – Przyrzekam, przed wami wszystkimi, że udowodnię być godnym tego tytułu.
Jeden z purystów warknął.
– Ciekawe w jaki sposób – mężczyzna wyglądał na wściekłego. – Jak macie zamiar zatrzymać ataki terrorystów? Jak macie zamiar zatrzymać powstanie mutantów?!
Trzech przedstawiciele mniejszości etnicznych powstali z miejsca oburzeni.
– SPRZECIW! – Krzyknęła najstarsza z trójki, kobieta o dwóch kozich rogach. – Nie ma dowodów, że to pół-krwiści, stoją za atakami.
Purysta uśmiechnął się szeroko, zadowolony, że zdołał sprowokować rywalkę.
– Pluj jadem kłamstw, ile chcesz, zdrajczyni! Wszyscy wiemy, że nienawidzicie tego państwa! Że pogardzacie narodem Walencji! Że chcecie wycisnąć wszystkie soki, pracy Walencyjczyków!
– CISZA! – Hadrian zagrzmiał niczym grzmot i spojrzał ostro na purystę. – Panie Halvarg, proszę zamilknąć i nie rzucać bezpodstawnymi oskarżeniami w sali parlamentarnej – tutaj spojrzał na ministra spraw wewnętrznych i bezpieczeństwa narodowego. – Panie Irosie de Ver, proszę przedstawić raport służb bezpieczeństwa.
Mężczyzna skłonił się nisko i wyciągnął dość obszerny dokument.
– Oczywiście, wasza wysokość – odwrócił się do członków parlamentu. – Szanowni członkowie parlamentu. Siły wywiadu wewnętrznego prowadzą bardzo głębokie dochodzenie, związane z atakami na terenach Walencji w ostatnim czasie. Przypominam, że głównym celem ataków były transporty żywności, węgla i ropy, do strategicznie istotnych dla państwa regionów. Koordynacja i profesjonalizm tych ataków, odrzuca możliwość przeprowadzenia tych akcji przez nieskoordynowaną grupę. Jak na razie, mamy minimalną liczbę naocznych świadków, a ci sami nie widzieli zbyt wiele. Uzbrojenie, od ładunków wybuchowych, po amunicję, została rozpoznana jako pochodząca z wielu państw. Znaleziono ślady nie tylko naszego narodowego Walenckiego uzbrojenia, ale też broni z Varsji, Imperium, Diarchi, Finicji, Detroni, a nawet w jednym przypadku z Finicji – na wspomnienie ostatniego państwa, Adler drgnął. – Na razie nie udało się pochwycić żadnego z atakujących, ani zidentyfikować ciał tych, którzy zginęli, głównie przez fakt, że ci, którzy zginęli, zginęli w eksplozji – nie były to dobre wieści. – Wywiad jak na razie wykluczył mniejszości pół-krwi, czy mutantów, jako odpowiedzialne, jako że grupy te nie tworzą tak rozpowszechnionych grup terrorystycznych. Podobnie, wywiad wykluczył większość komórek komunistycznych i rewolucyjnych ukrywających się na terenach Walencji. Co jest bardzo ciekawe: część raportów wskazuje, że organizacje te, prowadzą własne śledztwa, próbujące określić kto stoi za atakami – szmer przeszedł przez cały parlament. – Jak na razie, wywiad wewnętrzny podejrzewa, że grupa terrorystyczna jest finansowana i wspierana przez siły zewnętrzne. Wywiad Walencji już został poinformowany i rozpoczął prowadzenie własnego śledztwa wszędzie tam, gdzie ma możliwość. Jak na razie, wywiad nie może namierzyć głównych liderów tej grupy, ani prowadzić precyzyjnych działań kontrterrorystycznych na terenach państwa – tutaj mężczyzna odłożył dokument. – To nasza aktualna sytuacja.
Hadrian kiwnął głową i dał znak de Verowi by usiadł. Kiedy minister zajął swoje miejsce, dyskusja rozgorzała w parlamencie. Głosy niepokoju, oskarżenia zdrady, wezwania do ogłoszenia stanu wojennego, odbijały się echem po sali przez kilka minut, po czym Hadrian dał znać Perii by uciszyła zgromadzenie. Specjalnie pozwolił, by na początku zapanował chaos w dyskusji, tylko po to, by przedstawić się, jako symbol rozsądku. Hadrian odezwał się wyraźnie, do wszystkich zgromadzony.
– W oparciu o dokumenty wywiadu, dobro obywateli Walencji, wraz z radą regencyjną, stworzyłem optymalny plan działania na czas tego kryzysu, szczególnie że zima jest tuż za rogiem – wszystkie oczy obserwowały go uważnie. – By nie wywołać paniki, nie ogłosimy stanu wojennego, a stan wyjątkowy w państwie. Dokonamy częściowej mobilizacji armii, wyznaczając ją, by strzegła głównych magazynów surowców strategicznych oraz pożywienia. Wraz z policją będzie też odpowiedzialna za patrolowanie głównych tras transportu i powstrzymywanie wszelkich ataków. Jednym z celów armii, będzie też rozbrojenie wszystkich bojówek na terytorium państwa, mając na celu zlikwidowanie zagrożenia zamieszek.
Na te słowa, strona purystów zagrzmiała oburzeniem. Halvarg raz jeszcze wstał z miejsca i krzyknął na cały głos.
– Sprzeciw! Bojówki purystów aktywnie pomagają armii w strzeżeniu zapasów dla populacji!
– Ale i prowadzą mordy na niewinnych ludziach – książę Hadrian zgromił go wzrokiem.
– Te przeklęte mutanty nie są niewinne! Stoją za wszystkimi atakami!
Na te słowa Adler nie wytrzymał i odezwał się, mimo że powinien milczeć.
– Proszę zamilknąć, panie Halvarg! To już drugi raz kiedy kwestionujecie słowa jego wysokości w obecności całego parlamentu – zagrzmiał. – Proszę się opanować. Jesteście w parlamencie królewskim, nie burdelu.
Wszyscy zamilkli oszołomieni. Halvar zamrugał zaskoczony, po czym warknął wściekły.
– Od kiedy to bękarty mają prawo głosu w parlamencie?
Adler prychnął rozbawiony.
– Mógłbym zapytać was o to samo, ale z tego co wiem, wasz ojciec, sam był bękartem.
Halvar poczerwieniał.
– Bezczelność! Ty, Franciszku Eaglu, nie masz prawa tak się zwracać do członka parlamentu Walencji! Jesteście przeklętym imperialnym, a tacy jak Wy nie mają tutaj głosu!
Eagle uśmiechnął się krzywo.
– Czy jesteście świadomi, że wasze słowa implikują, że nie tylko ja, ale i jego wysokość Hadrian Anosi, ale jak i jego ojciec, Cesarz Aleksander, nie mają prawa głosu w tym parlamencie? – Halvar zamilkł zbity z tropu. – Czy macie świadomość, jaką wagę niosą te słowa?
Halvar złapał oddech, zebrał się w sobie i odpowiedział.
– Dzieciak, bez honoru nie będzie przekręcał moich słów, przed całym parlamentem!
Demon uśmiechnął się krwiożerczo.
– A jednak to robi – odpowiedział. – I ten „dzieciak”, jest nie tylko szlachcicem, nie tylko wybranym gwardzistą jego wysokości, ale i szermierzem, uznanym przez króla Tahganu – tutaj Adler poklepał dłonią wiszącą u boku szpadę, jaką podarował mu władca odległego państwa, po pojedynku o honor Eweliny. – Jak na kogoś, kto grzmi o honorze i dumie, nie macie zbyt wielu dowodów na posiadaniu, któregokolwiek.
Całkowicie zbity z tropu i uspokajany przez kolegów z frakcji, Halvar w końcu zamilkł i usiadł na swoim miejscu, z twarzą wygiętą grymasem pogardy i nienawiści. Hadrian zerknął na Eagla, który tylko wzruszył ramionami, westchnął i kontynuował.
– Ci członkowie bojówek, którzy będą chcieli kontynuować służbę państwu, dostaną możliwość dołączenia do kontrolowanej przez armię milicji, która będzie zorganizowana z ochotników i pod komendą oficerów armii. Kolejnym krokiem, będzie zabezpieczenie własności przemysłu państwowego w rękach Walencjan, ustanowimy odpowiednie zabezpieczenia prawne i wsparcie pieniężne, by zapobiec wykupu własności państwowej, przez zewnętrznych interesantów, w tym pochodzących z Imperium – na te słowa liberałowie i kapitaliści zamruczeli zgodnie. – W imię obrony obywateli Walencji i zapewnienia im godnego życia, w tej dobie kryzysu, korona ustanowi maksymalne ceny chleba i innych podstawowych produktów spożywczych. Wszyscy sprzedawcy dostaną pieniądze od państwa, mające wyrównać straty i zapewnić im godne życie – tutaj grupa kłosa wyraziła swoje poparcie. – Bank Królewski, sprowadzi też więcej rezerw złota i zapewni, by poprzez inflację, waluta państwa nie straciła na wartości. Ostatecznie, państwo upewni się, żeby w czasie trwającego kryzysu, mniejszości etniczne i narodowe, nie były prześladowane – słysząc mieszaną reakcję na ostatnie słowa, Hadrian westchnął i postanowił zakończyć przemówienie. – Szanowni panowie, szanowni panie, członkowie parlamentu i rady regencyjnej. Jako wicekról Walencji i przyszły władca królestwa, proszę o wasze poparcie w tej godzinie próby. Tylko zjednoczeni, przetrwamy nadchodzący sztorm!
Ku własnemu zaskoczeniu, Hadrian usłyszał gromkie oklaski, idące od większości parlamentu. Spojrzał na Cezariona, który uśmiechał się szeroko, od ucha do ucha i sam uśmiechnął się delikatnie. Wygrał właśnie jedną z najważniejszych batalii w jego życiu. Jedną z pierwszych, ale z pewnością, nie ostatnią.
***
W ciemności, para fioletowych oczu zabłysnęła, jakby przebudziła się w nich nowa moc. Duch, stał okryty czarnym płaszczem z kapturem, tuż przed murami pałacu, spoglądając na wysokie okna parlamentu. Tak blisko, a jednak niewidoczny dla tych, którzy byli w środku.
Bezduszny uśmiech rozjaśnił jego twarz.
– Ach… Akt Trzeci w końcu się zaczyna...
Komentarze (2)
Mam uwagę do symbolu białej kropli krwi. Brzmi to fajnie jednak co sprawia że biała kropla jest akurat kroplą krwi. Spośród wszystkich rodzajów cieczy krew odznacza się swym kolorem właśnie a tutaj zabierasz jej jedyną charakterystykę. Dlaczego nie może to być kropla deszczu zbawienia albo łza walczącego ludu? To czerwień w sumie sprawia że krew jest krwią. Tak się po prostu nad sensem tego oznaczenia zastanawiam...
Tak czy inaczej za całość daję 5
Postanowiłem dać trochę więcej polityki - i pokazać głębie konfliktu o którym tu mówimy
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania