Poprzednie częściDemon - Prolog - STARA WERSJA
Pokaż listęUkryj listę

Demon - Rozdział 19 - (SW)

(STARA WERSJA - NOWA WERSJA TO "DEMON ODRODZENIE")

"Niezapomniany"

Republika Finicji

Rok 554 nowej ery – 1915 rok imperialny

15 kwietnia, wiosna

Stolica Finicji – Hertur

 

Minęły trzy lata od początku Wielkiej Wojny Kontynentalnej i na razie nic nie wskazywało na to że miałaby się szybko zakończyć. Front, po wielu bitwach ustabilizował się na zachodzie na wysokości miasta Walencji, które stało się główną linią obrony tamtego regionu frontu. Na wschodzie Varsjanie zatrzymali się na górach Kasptyjskich, gdzie zreorganizowano linię obrony Republiki. Centrum frontu zatrzymało się na Finickim mieście Lotar, od wschodu i głęboko w Varsjańskim terytorium przy fortecy Wielkogradzkiej. Żołnierze utknęli w okopach które zakończyły niedawną erę dumnych szturmów kawalerii. Czołgi – zawiodły, obie strony je posiadały, ale możliwości technologiczne zbytnio je ograniczały. Do niedawna uważane za przyszłość wojny, teraz były nazywane „trumnami”. W nowej wojnie dominowała artyleria i rozwijające się lotnictwo. Straty liczono już milionami.

 

Adler aż za dobrze wiedział jak wygląda nowa wojna. Ponad rok spędził na tyłach wroga przeprowadzając akcje sabotażu, akcje terrorystyczne i wspieranie hipokrytów z frakcji „anty-wojennej” w Varsji, którzy lubili zabijać i wysadzać Varsjańskich oficjeli armii… a podobno są: „obrońcami pokoju” – kpina.

Miesiąc temu upadła twierdza Wielkogradzka, droga do zagłębia Oskitrit „stała otworem”, jak twierdzili niektórzy. Demon miał jednak świadomość że twierdza była faktycznie sercem obrony, ale pozostało jeszcze przesunąć resztę truchła, cztery forty i nieprzerwaną sieć okopów i zasieków, gdzie trudno znaleźć miejsce by nie wpaść w krzyżowy ogień karabinów maszynowych. Za każdym zdobytym okopem wróg wykopie kolejny, za każdym zasiekiem postawi następny.

I tak bez końca. To już nie była wojna. To był Krąg Zniszczenia.

Adler starał się jednak nie myśleć o bestialstwu frontu. Dziś upadły ród królewski świętował 65 urodziny Jana Vazy, głowy tegoż to rodu.

Co robił tu Adler? Dobre pytanie, a odpowiedź zaskakująca.

Wywiad Finicji go namierzył, a głowa rodu zaprosiła by podziękować za uratowanie córki przed bombardowaniem, z sytuacji sprzed trzech lat. Adler wiedział że lepiej późno niż wcale, ale co jak co nie spieszyli się z wysłaniem zaproszenia, albo to Imperium go cały czas kryło. Nie przybył sam oczywiście. Zero oraz 66 towarzyszyli mu w podróży. Reszta odpoczywała i lizała rany.

Było południe, a oni właśnie podjeżdżali w pięknym samochodzie pod rezydencję Vazów gdzie odbywało się przyjęcie. 66 siedział po jego lewej, a Zero naprzeciwko. Tak jak z twarzy 66 nie dało się odczytać właściwie żadnych emocji, tak Zero aż błyszczał z ekscytacji. Uwielbiał przebieranki. Dziś nazywał się Alfons von Berlitz i miał na sobie piękny karmazynowy mundur paradny, w dawnym kroju gwardii Imperialnej. Białe mankiety i kołnierzyk, piękne spiczaste buty oraz złote zapinki i guziki, nie mówiąc o dość ekstrawaganckiej lasce której koniec wieńczyła złota figurka feniksa. 66 miał na sobie typowy reprezentacyjny mundur Sił Specjalnych Imperium, czarny jak smoła, z niewielkimi dystynkcjami, niemalże niewidocznymi. Adler natomiast dostał specjalnie na tą okazję nowy mundur od samej cesarzowej. Również czarny jak smoła, ale przyszywany srebrnymi i białymi nićmi z widocznymi dystynkcjami porucznika, symbolem wilka, oraz z charakterystycznym „S” w kształcie błyskawicy. Z ramion zwisał mu ten sam biały płaszcz Varsiańskiego generała jaki zdobył przed laty, a u boku wisiała jego szabla w nowej zdobionej srebrem pochwie. Jako oficer miał prawo przynieść broń białą na przyjęcie. Jedyne co mu się nie podobało to nakaz noszenia maski. Białej, niezdobionej, która miała zasłonić jego oczy oraz lewy policzek z blizną. Zaciągnął się i wypuścił obłoczek dymu.

- Jak mnie namierzyli? – Zapytał zerkając na Zero.

- Mam kilka teorii, ale nic pewnego – odparł nadal bardzo podekscytowany. – Mimo wszystko przez rok szerzyliśmy terror na tyłach wroga. Sam wiesz że przybyło ci przydomków: Demon, Duch Imperium, Wilk Imperium, Czarny Diabeł, Imperialny Rzeźnik, Terrorysta… nie zdziwiłbym się gdyby udało im się po prostu połączyć kropki na mapie i zauważyć że to Ty. Wystarczy dorwać się do dokumentów szpitala w Walencji, albo popytać chorych i już masz kropkę, potem następną i następną, aż znajdujesz tego kto te kropki zostawia.

- Masz coś więcej?

- Nic, Bracie. Od pewnego czasu nie dają mi pełnego dostępu do danych wywiadowczych. Jedyne co wiem to że wywiad Republiki to, podobnie jak u nas, państwo w państwie. Z tego co wiem struktury pozostały nienaruszone nawet po upadku monarchii. To zupełnie inna liga wywiadu. Dobrze że są po naszej stronie.

- Na razie – zaznaczył Adler.

Zero uśmiechnął się lekko kiedy samochód zatrzymał się przed głównym wejściem.

- Tak. Na razie – wstał i wyszedł z pojazdu. – No! Ruchy Panowie! Wielki Świat czeka.

66, używający teraz imienia Adama Munnicha prychnął wychodząc z drugiej strony samochodu.

- Niech czeka.

Adler wyszedł ostatni i przez moment pozwolił sobie na podziwianie piękna wielkiej rezydencji.

Cała rezydencja była mieszanką trzech stylów. Centralna część należała do renesansu, przypominając wyglądem antyczne świątynie z marmurowymi kolumnami i pozłacanymi kopułami. Lewe skrzydło należało do baroku, gdzie obok marmuru pojawiło się srebro i złoto. Prawe, największe i najbogaciej zdobione należało do rokoko, gdzie połączono żółte ściany z lazurowymi dachami. Trudno sobie wyobrazić inną rezydencję monarchii, która istniała od pokoleń, a każdy właściciel miał własny pomysł na rozbudowę. Od dobudówek, po nowe budynki i układ ogrodów. Wszystko cuchnęło 100% monarszym szaleństwem.

- Po prostu pięknie – westchnął Adler i zaciągnął się.

Niedopałek rzucił pod nogi i ruszył za Zero i 66 którzy już zbliżali się do głównego wejścia. Dookoła szanowne damy i szanowni panowie ze wszystkich zakątków świata, od fraków przez suknie po garnitury najwyższej jakości. Nawet strażnicy u drzwi mieli piękne paradne mundury i ozłocone hełmy. Jeden z nich zatrzymał ich trójkę tuż przed wejściem.

- Kim jesteście?

Adler podał mu zaproszenia. Ten spojrzał raz to na niego, raz na jego towarzyszy niedowierzając.

- To Ty…? Spodziewałem się że będziesz… wyższy.

- Zawiedziony? Dobrze, to znaczy że idioci nadal będą ginęli zanim zorientują się jaki mam potencjał.

I bez dalszych komentarzy wszedł do środka. Wszyscy przed nim ustawili się w grupach, zwykle na właścicieli wielkich zakładów i rodziny szlacheckie. Kiedy zbliżała się jego kolej zauważył że informacja o jego przybyciu już dotarła do uszu większości osób na bankiecie, ponieważ ustawili się tak by pojawiło się idealne przejście od drzwi głównych do końca sali, gdzie na wzniesieniu siedział siwiejący Jan XII Vaza, król tylko z tytułu, ale prawdziwy mąż. Jan Vaza miał prawie dwa metry wzrostu i mimo pojedynczych włosów w kolorze srebra wśród jasnej brody, nadal miał ten błysk w niebieskim oku. Właśnie odprawiał dżentelmena w fraku, pewnie z jakiegoś zakładu zbrojeniowego i szykował się do powitania bohatera który ocalił życie jego córki. U jego lewego boku siedziała królowa tylko z tytułu, Gabriela Vaza, de domo Suderman. Kobieta o rubensowskich kształtach, o bujnych brązowych włosach zawiniętych w loki. Dalej, nadal po lewej stały ich córki: Ewelina i Joanna z czego to tą drugą uratował, obie niebieskookie z blond włosami. Obie naprawdę piękne. Po prawicy ojca natomiast, stał ich syn: Franciszek Vaza. Lustrzane odbicie ojca. Adler spojrzał po towarzyszach. Twarz 66 wyrażała tylko niechęć z samego uczestniczenia w tym dowcipie, szczególnie przez fakt że to nie on był bohaterem w tej historii. Zero natomiast, osoba która nawet nie była wtedy uczestnikiem zdarzeń aż kipiała z ekscytacji. Co jak co, ale Zero uwielbiał przebieranki. W końcu nadeszła ich kolej, a ich przybycie zostało donośnie zapowiedziane.

- Porucznik Imperium Feniksa, Francis Adler i jego towarzysze: członek jego jednostki, Adam Munnich oraz reprezentant Armii Imperium, Alfons von Berlitz.

Weszli razem, ramię w ramię, a dookoła rozlegały się brawa. Wszyscy już wiedzieli. Adler miał nadzieję, że z pomocą wywiadu szybko o nim zapomną. Miał zamiar szybko się pojawić i jeszcze szybciej ulotnić się z przyjęcia. Dowództwo Sił Specjalnych już przygotowało dla niego miejsce gdzie przeczeka z resztą sił pół roku, prowadząc ćwiczenia dla młodych rekrutów na południu. Teraz jednak kroczył, obserwowany przez wszystkich. Już z daleka zauważył radość Joanny. Może była inteligentniejsza niż wyglądała, ale miała za dobre serce. Za wszelką cenę podziękować komuś, kto nie powinien być widoczny. Zatrzymał się przed piedestałem i czekał… Część ludzi zaczęła szeptać, widocznie spodziewali się ukłonu czy uklęknięcia ze strony Demona Imperium – kpina. Jan Vaza jednak nie stracił zimnej krwi. Uśmiechnął się akceptując postawę rozmówcy.

- Witam cię w moich progach, Francisie Adlerze. Ciebie i twoich towarzyszy.

W tym momencie Adler lekko skinął głową.

- Miło mi Pana poznać Janie Vazo, miło opuścić okopy, choćby na chwilę.

Kilku ludzi którzy nie byli pewni kim był, zrozumieli. Wielu z nich odwróciło się z niesmakiem. Od dawna żołnierzy okopowych nazywano Szczurami, a straszne było to jak niedalekie od prawdy było to określenie. Jan nadal nie stracił zimnej krwi.

- Zaprosiłem cię na to przyjęcie. By móc ci osobiście podziękować za uratowanie mojej młodszej córki, Joanny – tu dał znak ręką żeby Joanna się zbliżyła.

Ta postąpiła kilka kroków naprzód i uśmiechnęła się szeroko.

- Mam nadzieję że mnie poznajesz poruczniku Adler.

- Poznaję… wyrosłaś przez te trzy lata. Z dziewczyny którą poznałem przemieniłaś się w młodą kobietę – mówił nie przejmując się wzrokiem setki ludzi.

- Uznam to za komplement – uśmiechnęła się i przekrzywiła głowę. – Muszę jednak zapytać. Czemu nosisz maskę?

Tu również król zadał to samo pytanie swoim wzrokiem. Adler zachichotał i zdjął maskę. Jeżeli ktokolwiek się uśmiechał, to przestał. Żona króla zaczęła szybciej oddychać i uciekać na bok wzrokiem, podobnie jak inne damy dworu, a nawet część mężczyzn. Rana na twarzy się zabliźniła, ale nie była to najładniejsza blizna. Ślad bo długim i szerokim rozcięciu od lewej skroni, do samego dołu policzka z towarzystwem setek pomniejszych blizn na boku twarzy i szyi. Uśmiech demona był lekko zniekształcony i szczerze przerażający. Lewe oko, dawniej piwne, teraz naruszone miało kolor piwa zmieszanego z krwią.

- Ponieważ tak jak mnie nazywają, tak wyglądam, a zwą mnie Demonem Imperium.

Okręcił się dookoła, przeszywając wszystkich wzrokiem.

- Mam nadzieję że nie zawiodłem waszych oczekiwań.

Większość unikała jego wzroku, niewielu patrzyło mu prosto w oczy bez strachu, w tym Jan Vaza. Demon prychnął i założył maskę.

- Pamiątka po uratowaniu twego życia Joanno Vazo – tu postąpił krok naprzód. – Mogłem załatwić sobie operację, która by zmniejszyła szkody, znów byłby ze mnie piękniś… ale lubię tą bliznę. Ma być u mego boku i cały czas powtarzać: Memento Mori, „pamiętaj o śmierci”. Wojna jest długa i wojna to biznes, a martwi nie prowadzą udanych biznesów.

Dokonał tego czego chciał. Wytworzył w umysłach wszystkich nieprzyjemne wspomnienie, przerażające nawet. Był pewny że większość spróbuje zapić i udusić go w swojej pamięci. Jan Vaza odezwał się spokojnym głosem.

- Raduje mnie twój zapał i cieszy mnie fakt, ze jesteś po naszej stronie w tym straszliwym konflikcie. Chciałbym jednak coś co podarować, symbol w podzięce za uratowanie mojej córki.

Znowu gest dłonią i z prawej nadszedł lokaj z trzymanym w dłoniach pudełku.

- Frakcja monarchistów rośnie w siłę. Wkrótce Vazowie powrócą na tron Finicji. Wszyscy to wiedzą. Właśnie dlatego uznałem że nadszedł czas stworzenia nowych orderów.

Pudełko otworzyło się, a w nim spoczywał piękny order. Złoty krzyż ze srebrnym kołem w środku na którym widniał wilk z wazą w paszczy, symbole dawnego królestwa. Krzyż był również otoczony jednym kręgiem otaczającym na których złotymi literami stało: Order Bohatera Finicji. Adler przyjął order i obrócił go w dłoniach. Z tyłu widniał numer 1.

- To pierwszy jaki został stworzony i daję go właśnie tobie, Francisie Adlerze.

Adler skinął głową, jednak mimo wielu oczekujących oczu schował go do pudełka i spojrzał na Zero.

- Panie von Berlitz – podał mu pudełko z orderem. – Czy może Pan to dla mnie przechować.

- Oczywiście – Zero uśmiechnął się szeroko. – Piękny order. Szkoda że człowiek z pańskiej jednostki nie ma prawa oficjalnie żadnego nosić – i schował go bezpiecznie za pazuchę.

Widać było że niedawny zapał Joanny zupełnie opadł. Chciała mu podziękować, a nie mogła zrobić nic. Jan Vaza jedynie kiwnął głową, rozumiał. Spojrzał po wszystkich.

- Jeszcze raz dziękuję za przybycie Francisie Adlerze. Ty i twoi towarzysze możecie korzystać ze wszystkiego co chcecie – teraz zwrócił się do wszystkich. – Dziś są moje 65 urodziny, oraz początek odbudowy monarchii w Finicji. Drodzy przyjaciele – tu niemalże momentalnie wszyscy dostali kieliszki z szampanem – wznoszę toast. Za nasze królestwo, za moje dzieci i za naszych bohaterów!

- Chwała!

Zakrzyknął tłum i ruszył do tańca. Adler ruszył w prawo z zamiarem przeczekania przyjęcia jak najdalej od centrum wydarzeń. Zero z uśmiechem rzucił się w wir tańca, a 66 ku swemu własnemu zaskoczeniu musiał oganiać się od wianuszka dziewcząt, które z niewyjaśnionego powodu się nim zainteresowały.

 

Nadeszła już noc, a bal trwał w najlepsze. Adler był sam. Stał na wyższym balkonie z kieliszkiem czerwonego wina w dłoni. Obserwował wschód księżyca. Piękny samotny strażnik nocy, niegasnące oko Boga. Jedyne przed którym demony nie uciekają w popłochu, a wyczekują jego przybycia. Francis Adler, Wilk czy Demon w tamtej samotnej chwili czół się jak ktoś więcej niż człowiek. Czół się jak upadły anioł. Ten który miał stać nad wszystkim i wszystkimi, a został za chciwość zrzucony na szarą ziemię. Jednym okiem Bóg odebrał mu skrzydła, by nie mógł już nigdy ujrzeć jego oblicza, drugim, nadał mu moc ciemności, by przejął ciężar egzekwowania kary grzeszników. Uniósł przed siebie kielich, teraz obserwując księżyc przez czerwoną ciecz. Upił łyk i przymknął oczy.

- To głupota kryć się w cieniu przed dzieckiem Nocy – oznajmił niewidocznej osobie.

Zaszeleściło. Suknia. Delikatne kroki młodej kobiety, nie Joanny. Ewelina Vaza stanęła tuż obok, po jego prawej. Miała delikatniejszą cerę od siostry i bardziej lśniące oczy. Włosy, zamiast w długi warkocz ukłaały w kok i przypięte złotą spinką w kształcie kwiatu. Nosiła długą suknię, z śnieżnobiałego i niebieskiego jedwabiu. Patrzyła na księżyc.

- Piękny, prawda?

Adler milczał przez moment.

- Sam nie wiem. Dla mnie jest zarówno sojusznikiem jak i wrogiem. Zapowiada noc, mój czas, a równocześnie zdradziecko wskazuje moją pozycję. Wielokrotnie jego przybycie ratowało mi życie, ale i skazywało na niemal pewną śmierć – wziął kolejny łyk. – Jednak Dziś… Dziś jest wyjątkowo piękny.

Ewelina patrzyła na niego przez chwilę, jednak znów zwróciła wzrok na księżyc.

- Pamiętam pewną historię, została mi ona opowiedz ona lata temu… historię o narodzinach księżyca.

- Słucham.

- Wszystko zaczęło się od nas, ludzi. Pojawiliśmy się w raju. Domu strzeżonym przez Boga. Nie męczyliśmy się, nie chorowaliśmy, a Bóg zapewniał nam wszystko to o co prosiliśmy. Jednakże…

- To opowieść z Księgi Światła, prawda? Chcąc wiedzieć wszystko oszukaliśmy Boga i skradliśmy owoc wiedzy, a za karę Bóg ukarał ludzkość śmiertelnością.

- To nie ta opowieść, choć jest podobna, oraz bardziej, tragiczna.

- Kontynuuj więc - zachęcił.

- Jednakże nie wszyscy podziwiali boskie dzieło. Część aniołów poczuła zazdrość. Ponieważ kiedy człowiek miał dostęp do wszystkich przyjemności świata, oni dostali zadanie jego strzeżenia. Po zazdrości pojawiła się wściekłość i zgryzota. Wezwali Boga do sprawiedliwości, ślepo nie widząc jego planu. Pragnęli tego co ludzie. Uciech ciała, bogactw, jedzenia, alkoholu i wielu więcej. Bóg jednak im tego odmówił. W wściekłości, rzucili się na niego, a Bóg, choć był sam, pokonał ich i za karę uciął im skrzydła. Tylko dwunastu wiernych mu aniołów pozostało w niebie, a reszta została zrzucona…

- Do piekła? – Zapytał Adler.

- Nie. Na ziemię. Byli jak zwierzęta, upadli, nie byli już aniołami. Ogarnęła ich rozpacz i gniew, a za nimi gorycz, kiedy Bóg zastąpił ich nowymi aniołami, tym razem, które nie mogły nic poczuć. Upadłe Anioły porzuciły swą naturę zostając Demonami i w wściekłości, przekazali ludziom swoje uczucia, zarówno przez słowa, jak i przez krew. Krew demonów zmieszała się z krwią ludzi i ludzkość upadła, tak jak dawniej anioły. Tylko siedem upadłych Aniołów nie zmieszało swej krwi z gatunkiem ludzkim i zeszło do podziemia i stworzyło krainę ciemności, by tam zbierać tych którzy żyli w grzechu. Bóg, nie chcąc pozwolić im uciec przed jego wzrokiem stworzył księżyc. Swe oko nocy, którym obserwuje i strzeże tych którzy weszli w ramiona ciemności – zakończyła dźwięcznie.

Milczeli. Jedynie oko Boga obserwowało ich ruchy.

- Zastanawiałaś się kiedyś dlaczego…? – Zapytał Adler. – Dlaczego Bóg pozwolił, by Anioły obróciły się przeciw niemu, czemu nie zawrócił ich z przeklętej ścieżki? Czemu nie uratował ich zanim było za późno?

- Wielokrotnie, ale nie mogę zgadnąć. Wydaje mi się że to była część jego planu, a ty co sądzisz?

- Wydaje mi się że zrobił to, ponieważ o to prosili – Tu zdjął maskę i spojrzał na Ewelinę, a ona na niego, bez strachu. – Anioły w niebie pragnęły człowieczeństwa. Pragnęły być słabe, pragnęły czuć chłód, głód oraz pragnienie, ale tego nie miały. Bóg pozwolił im więc utonąć w grzechach i uciął im skrzydła, dając im to czego pragnęli, człowieczeństwa. Wypełniała ich wściekłość i ból, po odrzuceniu i stracie, to prawda, ale dziewiętnastu z nich zrozumiało. Dwunastu w niebie i siedmiu w podziemiach. Tracąc skrzydła dostali to czego pragnęli. Nie tylko ból i nienawiść i głód, ale i miłość, przyjaźń. Kiedy inni tonęli w szaleństwie, albo zniknęli w ludzkiej krwi, Ci pozostali spokojni i wierni swoim przekonaniom i tylko ci ze spokojem wyczekują zarówno wschodu, jak i zachodu księżyca.

Milczeli. Z oczu Eweliny popłynęły łzy. Upuściła kieliszek który rozbił się na małe kawałeczki.

- To naprawdę Ty – uśmiechnęła się.

Adler odłożył swój kieliszek i uśmiechnął się smutno.

- Prosiłem cię Ewelino… żebyś o mnie zapomniała.

Dziewczyna podeszła i wciąż płacząc mocno się do niego przytuliła, on spokojnie odwzajemnił gest.

- Głupku… nigdy bym cię nie zapomniała.

 

Stali tak we dwoje. Człowiek i Upadły Anioł. Oboje w uścisku niezapomnianej przeszłości. Oboje w świetle boskiego oka nocy. Gdzie trzy światy łączyły się w jeden.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • Aisak 14.06.2018
    Za długiiiii.

    Tekst.
    xD
  • Kapelusznik 14.06.2018
    Tylko 6 stron w wordzie.
  • Kim 14.06.2018
    Kurczę, napisałam taki długi komentarz i mi go skasowało. Ahhhh. Przemogę się i napiszę jeszcze raz.
  • Kim 14.06.2018
    Zaczynam od błędów, a właściwy komentarz poniżej! Lecim po raz drugi....

    1) " Front, po wielu bitwach ustabilizował się na zachodzie na wysokości miasta Walencji, które stało się główną linią obrony tamtego regionu frontu, na wschodzie, Varsjanie zatrzymali się na górach Kasptyjskich, gdzie zreorganizowano linię obrony Republiki, a w centrum zatrzymało się na Finickim mieście Lotar, od wschodu i głęboko w Varsjańskim terytorium przy fortecy Wielkogradzkiej." - za długie trochę to zdanie. Podzieliłabym je jakoś.
    2) "Lewe skrzydło należał do baroku" - należało
    3) "Trudno sobie wyobrazić inną rezydencję monarchii która istniała od pokoleń" - przed "która" przecinek
    4) "Twarz 66 wyrażała tylko niechęć do samego faktu uczestniczenia w tym dowcipie, szczególnie przez fakt że to nie on był bohaterem w tej historii." - powtórzenie się wkradło, dwa razy słowo "fakt"
    5) "Adler miał nadzieję że z pomocą wywiadu szybko o nim zapomną." - przed "że" przecinek
    6) "Miała delikatniejszą cerę od siostry i bardziej lśniące oczy. Włosy, zamiast w długi warkocz miała zawinięte w kok i przypięte złotą spinką w kształcie kwiatu. Miała długą suknię" - w tym opisie przeszkadza mi nadmiar słowa "miała"
    7) Gdzieś generalnie był jeszcze byk ortograficzny "czół" przez o z kreseczką, ale nie mogę teraz zlokalizować

    A wracając do właściwego komentarza. No, muszę powiedzieć, że ciekawa historia i interesujący pomysł ujęty w nieszablonowy świat. Widać bardzo dużo inspiracji. Biała maska na pół trzy od razu skojarzyła mi się z Upiorem z Opery. Na pewno bardzo dobrze przemyślałeś sobie całą historię i to widać. Popraw błędy i będzie naprawdę spoko. Pozdrawiam!
  • Kapelusznik 14.06.2018
    Już poprawiam.
    Dziękuję za docenienie mojego tekstu. Trochę pracy w niego włożyłem. Jeśli jesteś zainteresowana/ny (sorry Kim wydaje mi się damskie, ale w dzisiejszym świecie nic nie wiadomo) przeczytaj moje poprzednie opowiadania z serii "Demon". Mam nadzieję że nie zawiodę twoich oczekiwań w lekkich odniesień do innych dzieł kultury.
    Chylę się nisko
    Kapelusznik.
  • Ozar 28.10.2018
    A czyli Adler to upadły anioł. Teraz kumam dlaczego jest tak skuteczny i zawzięty. Ciekawy opis raju ludzi i aniołów. Z tego co piszesz wcale sie nie dziwię że się zbuntowały. Czyli cos tam już wiemy. A ciekawi mnie nadal ten Levit chyba dobrze zapamiętałem. Czy to bóg czy może jakiś demon, choć z mocy jaka włada raczej bóg. A może to też anioł ale z tych którzy pozostali przy bogu? 5 jak zwykle
  • Kapelusznik 28.10.2018
    OZAR!
    Rozdział 13 ci UMKNĄŁ!
  • Kapelusznik 28.10.2018
    W przypadku Adlera była to jedynie analogia
    W III Rzeszy niektórzy mieli przecież tytuł "Aniołów Śmierci"
    Nie oznacza to że nimi byli XD
    Rozdział 13 ci umknął, ale i bez niego można iść dalej
  • Ozar 28.10.2018
    Kapelusznik No ok juz czytam 13
  • krajew34 03.11.2018
    Takie bale to przymusowa wizyta dla kogoś kto w przyszłości chcę być więcej niż tylko pionkiem, możliwość znalezienia sojuszników, zawarcie korzystnych umów... Moim zdaniem trochę źle to rozegrał, gdyby zdusił swoje ego, mógłby wiele zyskać dla siebie w przyszłości
  • Ozar 03.11.2018
    Wiadomo trzeba sie pokazać.!
  • Kapelusznik 03.11.2018
    Ozar dobrze mówi
    Adler się POKAZAŁ
    Zainteresowani sami przyjdą
  • krajew34 03.11.2018
    Zależy kto się pokaże, czasami ci najbardziej potężni są wybredni i trzeba obchodzić się z nimi jak z jajkiem, na plus jest to, że pokazał swoją siłę charakteru i by na niego uważać, moim zdaniem narobił tym sobie też wrogów

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania