Poprzednie częściDemon - Prolog - STARA WERSJA
Pokaż listęUkryj listę

Demon - "Kielich Niebios" - (SW)

(STARA WERSJA - NOWA WERSJA TO "DEMON ODRODZENIE")

Królestwo Tahganu

562 rok nowej ery – 1923 rok imperialny

30 kwietnia, wiosna

Miasto Xaster

36 dzień wojny

 

Francis Adler stał spokojnie. Obok niego nadal klęczał Adam Tayelland przebity swoją własną szpadą. Dookoła ruiny miasta Xasteru, przed nim nienaruszony ratusz i zaskoczeni żołnierze wroga. Pancerza brak, nóż w lewej dłoni i wygrany pojedynek z jednym z większych idiotów jakich miał zaszczyt spotkać.

Pojedynek, który miał przynieść trochę rozrywki w ten ponury, słoneczny dzień, kiedy przez kilka godzin przebijał się przez niekończące się punkty obrońców miasta, okazał się parszywą formalnością poderżnięcia gardła szlachcicowi i przebicia go szpadą.

W skrócie - nudy.

Pokręcił głową uśmiechając się z głupoty całej sytuacji.

Jedno cięcie – jedno parszywe cięcie.

Niemalże nie prychnął ze śmiechu. Znów pokręcił lekko głową i oznajmił spokojnie.

- Przyjmuję waszą kapitulację…

Jego dalsze słowa które miały brzmieć coś w stylu: „Jestem pewny że będziemy mogli zostawić OSTRE tematy i skupić się na dyplomacji”, zostały przerwane przez krzyk dziewczyny. Mająca najwyżej dziewiętnaście lat, brunetka w pięknej niebiesko białej sukni stała w drzwiach rezydencji i wrzeszczała tak że nawet największe kanonady wydawały się szmerem. Adler aż lekko się skrzywił, a kiedy skończyła pokręcił głową.

- Na Bogów! Po co wrzeszczysz? – Tu spojrzał na trupa i bezceremonialnie go kopnął tak, że ten wyłożył się na ziemi w bliżej nieokreślonej pozycji. – Nie obudzisz go. Jest martwy. Trup. Koniec pieśni. Książę nie zabił tego Złego i nie ocalił królewny. Życie jest brutalne, nie ma Szczęśliwych Zakończeń i żadna wróżka nie wyczaruje ci karocy. Opanuj się!

Nawet jak na Adlera było to niekonwencjonalne podejście do sytuacji. Trudno się dziwić. Był wściekły. Misja była męcząca, pojedynek nudny i do tego wszystkiego dowództwo bez przekazania mu szczegółów zakazało uszkodzić ratusz. To wszystko bardzo go irytowało, więc i wrzask dziewczyny nie mógł się nie zakończyć jakąś odpowiedzią zirytowanego Demona.

- ZABIŁEŚ MOJEGO BRATA!!!!

Wrzask i łzy dziewczyny które mogłyby rozedrzeć niebiosa na pół, nie wzruszyły go.

- I…? – Zapytał beznamiętnie.

- I? Jak możesz? Właśnie…

Adler nie wytrzymał.

- Właśnie nabiłem twojego braciszka jak świnkę na rożen. Tak, to prawda… - spojrzał na nią wściekle. - I co z tego? Zabiłem dziś wiele osób. Wielu moich ludzi zginęło, wielu twoich. Byli ojcami, mężami, braćmi, przyjaciółmi, kochankami, powiernikami… i co z tego? Są martwi. Człowiek liczy się tylko kiedy żyje. Człowiek jest człowiekiem tylko i wyłącznie kiedy ma wolę by żyć. Wszystko co martwe jest tylko przedmiotem… nawet ciało twojego głupiego brata.

Ruszył powoli do przodu.

- Zabijam ludzi od bardzo, bardzo dawna… - Minął pierwszą linię z kilkoma ocalałymi obrońcami. – Jestem w tym profesjonalistą! – Minął drugą linię. – Zabiłem więcej osób niż jestem w stanie zliczyć. Dlatego nazywają mnie Demonem! Dlatego noszę tytuł dowódcy Wilków! Dlatego jestem bronią IMPERIUM! Po to by zabijać i miażdżyć wszystkich i wszystko co stanie na mej drodze. - Zatrzymał się kilka metrów od drzwi i wymierzył zakrwawionym ostrzem w dziewczynę. – Nakaż im złożyć broń. Nie dla żartu założyłem się z twoim braciszkiem o waszą kapitulację…

Wzbudził w niej przerażenie. To pewne. Wiedział że jego postawa była aż nadto dominująca. Teraz musiał tylko usłyszeć jak wola dziewczyny pęka.

A przynajmniej taki był plan.

Niestety ojciec Adama, Franciszek Tayelland złapał córkę za rękę i wrzasnął na cały głos.

- ZABIĆ GO!

No i na tym kończą się pokojowe negocjacje.

Adler rzucił się do przodu. Nie musiał się oglądać za siebie. Tyły miał chronione. W dłoni miał nóż, a przeciw niemu stało tylko kilku gwardzistów, którzy najpewniej nigdy nie brali udział w prawdziwej bitwie. Szlachcice i gwardziści z tytułu. Tak jak Adam Tayelland nie był szermierzem, tak oni nie byli żołnierzami. Co oznaczać mogło tylko, że na drodze Demona nic właściwie nie stało.

Widział jak burmistrz ucieka wraz z córką, oraz najpewniej żoną długim korytarzem, tylko po to by zniknąć za zakrętem i trzema gwardzistami.

- Z drogi!

Wrzasnął Adler i ciął niemalże intuicyjnie, zostawiając za sobą trzy trupy. Skręcił w lewo i skamieniał. Ślepy zakręt. To tu uciekł gubernator, ale nie ma tu żadnego wyjścia. Tylko… obrazy i gołe ściany.

- Tajne przejście… to musi być to… - powiedział do siebie Demon przyglądając się ścianom. – Wyjaśnia to rozkazy dowództwa. Jeśli coś kryje się pod ratuszem tak sekretnego że prowadzi do tego tajemne przejście…

Znalazł to czego szukał. Inny kamień w ścianie, lekko przesunięty, a pod nim pył. Położył na nim dłoń i pchnął. W odpowiedzi coś zaszurało i obraz z aniołem okazał się drzwiami do ciemnego zejścia w dół. Adler wyszczerzył się w uśmiechu.

- Mam was…

Wskoczył do przejścia i popędził w dół. Już słyszał ich kroki. Już widział światło na końcu schodów oraz falującą suknię córki burmistrza. Demon znów uśmiechał się szeroko. Teraz dowie się wszystkiego.

Kiedy dwie pierwsze postacie zniknęły w świetle, on złapał dziewczynę i przyłożył jej ostrze do gardła. Pisk jaki wydobył się z jej gardzieli zatrzymał jej rodziców.

Adler uśmiechał się szeroko stojąc w drzwiach.

- Ani kroku burmistrzu… nie chcesz bym miał więcej krewi twych dzieci na rękach, prawda?

Burmistrz patrzył na niego z mieszanką nienawiści i zgrozy. Był to starzec. Wysoki starzec z długim wąsem i siwymi włosami. Jednak oczy jego. Oczy nadal były żywe… albo szalone. Adler nie mógł ocenić. Żona była znacznie młodsza. Włosy nadal miały kolor klonu, a oczy głębin morskich. Oboje ubrani w biel i zieleń. Kolory królestwa.

Burmistrz zacisnął pięści i zagryzł wargę. Pociekła strużka krwi. Przestał zagryzać wargę i jednym ruchem starł krew z podbródka.

- Dobrze… poddaję się… zostaw moje dzieci w spokoju.

Adler uśmiechnął się na te słowa jeszcze szerzej.

- Dzieci? W liczbie mnogiej? Czyli masz jeszcze jednego potomka? Wyśmienicie. – Postąpił krok naprzód. – A teraz mów co tu…

Zamilkł.

To nie była piwnica jaka mogła by się znajdować pod ratuszem. To był bunkier. Beton, stal, lampy, rury, a obok tego pudła, regały pełne książek i niezliczona ilość dziwacznych przedmiotów. Od mieczy, po biżuterię, złote zastawy, czaszki zwierząt sprzed wieków…

Jajka…? - Zapytał w myślach Adler widząc pudło pełne dziwacznych, wielkich jajek. - Walczyłem by zdobyć książki, biżuterię i jajka?

Spojrzał na burmistrza wściekły, wściekły przez brak możliwości zrozumienia tego co widzi.

- Co to jest?

Burmistrz przełknął ślinę.

- Artefakty.

- Nie drwij! – Przycisnął ostrze mocniej do gardła dziewczyny. – Co TU JEST?! Co jest tu tak cennego że nawet Imperialna Armia nie zdecydowała się na ostrzał czy bombardowanie?!

Burmistrz padł na kolana i złożył dłonie w geście modlitwy.

- Przysięgam że mówię prawdę. Nie krzywdź mojej córki!

Adler uniósł brwi zaskoczony. Nie miał pojęcia o co tu chodzi. To wykraczało poza jakiekolwiek schematy do jakich był przyzwyczajony. Tajemnica stała się jeszcze bardziej tajemnicza. Pokręcił głową.

- Gadaj.

- To Artefakty… jeszcze ze Starej Ery.

- I co jest w nich takiego specjalnego? GADAJ!

Burmistrz widocznie opierał się. Widać lojalność mąciła jego umysł. Na szczęście ostrze na gardle córki było bardziej przekonujące.

- Magia.

Adler na to słowo skamieniał. Chciał już zacząć podrzynać gardło dziewczynie by upewnić się że nie gra w komedii i że nadal jest w brutalnej rzeczywistości… ale burmistrz nie kłamał. Było to… przerażające, ale burmistrz nie kłamał. Adler był w tym szkolony, a jednak przestawał wierzyć w swoje własne umiejętności. W tym momencie nie było Demona. Był tylko Francis Adler. Najbardziej zaskoczony nadczłowiek w ówczesnej historii świata.

- Szczegóły – zażądał.

- Dawniej to miejsce nie było zwyczajnym miastem, a miastem magów. Osób posługujących się zapomnianą mocą. Zatraconą w czasie Wielkiego Konfliktu na przełomie er… magia istaniała i istnieje do dziś. Wiedźmy, smoki, gryfy, smokoliszki, elfy, krasnoludy, pół-ludzie. To wszystko prawda, a nie wymysły dawnych kronikarzy. To wszystko prawda. To co tu widzisz. To artefakty magii. Księgi z zaklęciami, przeklęte i święte medaliony i wiele innych. To najcenniejsza rzecz jaką posiada to miasto.

Adler powoli trawił nowe informacje. Teraz znacznie więcej elementów jest łatwiejszych do wyjaśnienia. Jak ta operacja jeszcze za Wojny Finickiej pomyślał. Rozejrzał się dookoła i widząc tyle pudeł wypełnionych po brzegi artefaktami zadał oczywiste pytanie.

- Dlaczego się nie ewakuowaliście?

- Wasz wywiad musiał odkryć którędy biegnie tajne przejście. Zostało ono zniszczone. Udało się jednak wywieść większość artefaktów poza granice miasta. Miałem upewnić się że wszystko zostanie zabrane… i dlatego utknąłem w oblężeniu.

Adler pokiwał głową ze zrozumieniem. Teraz większość elementów ułożyło się w jakiś zarys ogólnego obrazu sytuacji. Chciał zadawać kolejne, bardziej szczegółowe pytania, ale coś uchwyciło jego wzrok. Kielich. Złoty kielich, a w nim bordowa ciecz. Stał na piedestale w którym zostały wyryte runy i symbole których nie umiał rozpoznać. Nietknięty.

- O co chodzi z tym kielichem?

Burmistrz przełkną ślinę.

- To… zwą go Kielichem Niebios. Jest niesamowicie potężny. Jest jednak związany z tym miastem. Straciłby swą moc, gdybyśmy go wywieźli.

- Do czego służy?

- Powstrzymuje… powstrzymuje przeklętą krew przed połączeniem się zewnętrznym światem. Krew która w nim jest należy podobno do bogini. Bogini zniszczenia. Interii.

Adler nawet nie wiedział do której przegródki w mózgu ma zaliczyć tą informację.

- Co się stanie kiedy ktoś ją wypije?

- Stanie się… sługą, albo wcieleniem bogini. Tłumaczenia nie są dokładne…

Rozległy sie kroki. Do bunkra wpadł von Richthofen wraz z kilkoma członkami jego oddziału.

- Ratusz i okolica zabezpieczona dowódco.

Adler pokiwał głową. Milczał jednak. Myślał. Kilku z jego drużyny dołączyło do zebranych na dole żołnierzy. Z zaciekawieniem przyglądali się artefaktom. W końcu poukładał myśli. Nowy element w grze wpadł w jego ręce – i nie miał zamiaru go nie wykorzystać. Adler się uśmiechnął.

Demon powrócił.

Popchnął dziewczynę na Richtofena.

- Trzymać ją!

Sile ręce pochwyciły córkę burmistrza który niemalże rzucił się by całować stopy Demona.

- Błagam. Powiedziałem ci wszystko. Dam ci notatki. Wszystko co pragniesz tylko zostaw moją córkę!

Demon prychnął.

- Oj… jestem pewny że dasz mi wszystko co pragnę… Wskaż co jest najcenniejsze. - Spojrzał na podkomendnych. – Zabierać to co wskaże. Pakować do skrzynek na amunicję i do ciężarówek. Przenieść część jego biblioteki z góry do bunkra. Ma wyglądać realistycznie, tak jakby było tu od samego początku.

Richtofen aż drgnął.

- Ale Dowódco. Tak nie brzmiały rozkazy z głównego dowództwa.

Demon zabłysnął ostrymi kłami.

- Nie panie sierżancie… To Moje Rozkazy.

Zapadło milczenie. Odwrócił się do swoich żołnierzy. Czas rozpocząć kolejną fazę planu.

- Dostrzegam szansę i przyszłość w tym co tu znaleźliśmy. Widzę szansę dla nas wszystkich i przyszłości Imperium… jednak w tej przyszłości nie ma aktualnego Głównego Dowództwa. Jestem JA i jesteście Wy. Nadszedł czas by zakończyć karierę Haizera i mu podobnych!

Obelga wobec zwierzchnika wstrząsnęła wszystkimi. Adler nigdy się tak nie zachowywał. Jeden z żołnierzy uniósł broń.

- To Bunt! Aresz…

Jednak jego głos umilkł pod ciosem noża.

Cios zadał Richtofen.

Spojrzał na Adlera. Uśmiechnął się lekko.

- Czas by młodzi przejęli stery. Tak jak Ty, nie zgadzam się z dowództwem, ani z sądem nad Romlem. A Haizer zgłupiał z pychy. Nie nadaje się już na lidera Sił Specjalnych. – Spojrzał na Adlera spokojnie. – Akceptuję twoje zwierzchnictwo.

Strzelił obcasami i zasalutował. Reszta poszła w jego ślady. Demon uniósł dłoń.

- Dziś zaczynamy nowy rozdział w historii przyjaciele. – Spojrzał na kielich. – Zmieńmy ten świat…

 

Minęło już południe i słońce już zachodziło, zaledwie godzinę temu obrońcy złożyli broń, a Haizer już był przy ratuszu. Drużyna Wilków, oraz inne podgrupy SSI rozstawiły się dookoła strzegąc budynku. Adler siedział przy p-lotce. Obserwował z ukosa jak Haizer, już z naszywkami pułkownika wychodzi dumnie ze swojego samochodu i idzie prosto w jego stronę. Nie przejmując się zaciągnął się dymem ze skręta i wypuścił obłok dymu. Haizer stanął przed nim z miną pełną pogardy.

- Raport Demonie.

Kilku Pustych na to imię spojrzało na Haziera groźnie. Pułkownik czy nie za dużo sobie pozwalał.

- Misja – Adler wypuścił obłok dymu - nie została zakończona sukcesem.

Haizer zdębiał.

- Co…?

- Trzech Pustych zabitych, dwóch rannych, ośmiu żołnierzy zabitych, jedenastu rannych. Dokumenty ratusza zabezpieczone, podziemia ratusza – zniszczone.

Haizer wściekły wymierzył policzek Adlerowi. Wszyscy spojrzeli na niego nienawistnie.

Adler może był Demonem, ale dbał o swoich. Ponieważ szedł w ogień ze swoimi ludźmi i wielokrotnie wracał nietknięty, zyskał ich szacunek. Ponieważ wzbudzał strach w wrogu, stali u jego boku z dumą. Ponieważ ratował tych których mógł, kochali go. Ponieważ wybrał służbę frontową, zamiast ucieczki do sztabu byli mu wierni.

Haizer jakby tego nie zauważył.

- Co w rozkazie: NIE UŻYWAĆ ŁADUNKÓW WYBUCHOWYCH, BYŁO NIE JASNE!?

Zamachnął się, ale tym razem Adler zatrzymał jego pięść. Haizer zdębiał. Oczy Demona przeszywały go na wskroś. Tak samo jak za ich pierwszego spotkania. Adler westchnął.

- To nie My… burmistrz popełnił samobójstwo wraz z małżonką. Mieli kilka granatów. Zeszli do podziemi… i bum. Cokolwiek tam było. Już jest nic nie warte.

Haizer rozluźnił dłoń. Adler puścił. Major odetchnął i pokręcił głową.

- To wielka strata… dobrze się że udało ci się przejąć przynajmniej dokumenty z samego ratusza. Co z dziećmi burmistrza?

- Adam Tayelland wyzwał mnie na pojedynek i zginął. Córka Anastazja, oraz młodszy syn Józef nie wytrzymali psychicznie śmierci rodziców.

- Co z nimi?

- Totalne załamanie nerwowe.

- Gdzie są?

Adler uśmiechnął się obrzydliwie.

- Anastazja w sypialni. Kiedy powiedziała mi wszystko co wiedziała trochę się z nią zabawiłem.

Haizer skrzywił się.

- A chłopiec?

- Z nim się bawi Daria.

Haizer pokręcił głową zniesmaczony. Trudno ocenić jak wiele obelg przepływało przez jego umysł. Trudno opisać jak wielką pogardą darzył jednego z najlepszych żołnierzy Imperium. Ograniczył się jednak do prostego stwierdzenia.

- Jesteście obrzydliwi.

Adler odpowiedział z rozbrajającym uśmiechem.

- Jesteśmy Demonami.

Pułkownik prychnął i odwrócił się napięcie.

- Za niedługo przybędzie inna drużyna. Przejmie ratusz. Ty zbierz ludzi i jedź do kwadratu R12. Szukaj sztabu w kościele, tam dostaniesz nowe rozkazy i zakwaterowanie.

- Rozkaz.

Patrzył jak Hazier wsiada do samochodu i znika w zdemolowanej uliczce. Zadowolony wstał i ruszył do rausza. Wszedł na drugie piętro i wszedł do sypialni burmistrza. Na krześle siedziała Anastazja. Teraz blada, z siwymi włosami. Spoglądająca beznamiętnie przez okno. Adler podszedł do niej i szepnął jej do ucha.

- Interio…

Dziewczyna uniosła wzrok. Spokojny. Pełen blasku. Adler uśmiechnął się gładząc jej policzek.

- Kto jest twym Panem… Interio…?

Dziewczyna odpowiedziała głosem anioła.

- Ty Francisie Adlerze.

Demon zachichotał zwycięsko i powoli zaczął ją gładzić po plecach. Ta jęknęła delikatnie.

- Będziesz mi służyła wiernie?

- Tak.

¬- Dasz mi moc której pragnę?

- Tak.

- Dlaczego?

Dziewczyna milczała. Jednak ktoś inny odpowiedział. Mały chłopiec o rudej czuprynie i piwnych oczach leżący obok nagiej kobiety na łożu.

- Bo to Ty… Zniszczysz stary ład.

 

Co za wspaniały dzień to musiał być dla całego świata! Jakiż to żal że tak niewielu o nim słyszało. Jakże puste jest życie… jeśli po pięknym słonecznym dniu… nie usłyszymy gromu zbliżającej burzy.

Średnia ocena: 2.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania