Demon - Rozdział 5 - (SW)
(STARA WERSJA - NOWA WERSJA TO "DEMON ODRODZENIE")
"Lis północy"
Terytoria Varsji
Rok 551 nowej ery – 1912 rok imperialny
17 lutego, zima
Region Doliny Rzek i Dolina Orłów
Pierwsze promienie słońca odbijają się w śniegu, mieniącym się niczym kryształy. Po obu stronach wznoszą się góry, z lewej pasmo zwane Deteriami, z prawej pasmo Glassmount. Na ich zboczach rosną bujne lasy iglaste, w których drzemią dzieci natury. Tu jednak, w dolinie, rozciąga się dominium ludzi. Droga prowadząca w głąb potężnego Carstwa Varsji. Tuż przy niej stało niewielkie miasteczko – Orzeł i to właśnie w nim założono tymczasowy punkt dowódczy połączonych sił Imperium i Republiki.
Miasteczko było naprawdę piękne. Domy o spadzistych dachach, świątynia o trzech kopułach, ratusz o wysokiej wierzy w centrum i własna stacja kolejowa. Do tego wszystkiego asfaltowe ulice. Widać było że miasteczko szczyci się swoim bogactwem… i pewnie to okazało się jego zgubą. Żołnierze, nie ważne w jakiej armii, zawsze liczą na łupy, a i ten przypadek nie był wyjątkiem. Ludność cywilna panikowała, niektórzy chowali się po piwnicach i strychach, inni szukali bezpieczeństwa w murach świątyni, jeszcze inni uciekali w popłochu w las, byle dalej od wrogiej armii. Niczym głodne stado psów, żołnierze przeszukiwali każdy zakamarek miasta, pochłonięci typową żołnierską chciwością.
Siły Specjalne spełniły swoje zadanie. Linia frontu została przełamana. Jednak niewielka operacja przemieniła się w ofensywę na pełną skalę. Dowództwo obu armii dojrzało szansę w udanej misji Adlera. Klin połączonych sił dotarł do doliny Orłów i nadal parł naprzód przez przełęcz o tej samej nazwie w głąb terytorium Varsji. Siły wroga były w rozsypce, flanki zostały zabezpieczone, a komunikacja między zgrupowaniami Varsiańskich wojsk została przerwana przez inne drużyny sił specjalnych, jednostki dywersyjne, szpiegów oraz naloty. Problem nadal pozostawał w ustaleniu czy wrogie siły są gotowe do otwartej bitwy. Siły Imperium i Republiki mogły wystawić najwyżej osiemdziesiąt tysięcy żołnierzy, gdy wroga jest ponad sto. Nie mówiąc o tym że artyleria czy czołgi nie nadążały za piechotą. Jedyne wsparcie tworzyła lekka artyleria, również zdobyczna, kilkanaście samochodów opancerzonych, oraz kilka jednostek kawalerii, nie przekraczającej razem tysiąca jeźdźców.
Adler studiował mapę. Wiedział że jeśli wróg na nich czeka, wpadną w ogień krzyżowy. Chciałby być daleko przed szpicą i już oceniać gotowość wroga, ale jego oddział był zmęczony. Haizer zamiast wysłać ich na zwiad, jak to zazwyczaj używa się sił specjalnych, nakazał im zabezpieczyć flanki. Kilka godzin walk i zabezpieczania terenu wykończyło nawet nad-ludzi. To był pierwszy raz gdy Adler zauważył jak młody dowódca irracjonalnie stawia wszystko na czołgi i niesprawdzone wynalazki wojny. Powolne monstra były nic nie warte w warunkach ciężkiej zimy i zamarzniętych bagien. Według idących oddziałów około dwunastu utknęło w Dolinie Rzek, łamiąc pod swoim ciężarem lód i znikając w tonach lodowatej wody.
Syknął niezadowolony. Chłopak w jego wieku, siedzący naprzeciwko, pokręcił głową. Miał rude włosy, garbaty nos, oraz jasne piwne oczy. Nataniel Tigr – numer 009 był dowódcą bratniego oddziału sił specjalnych – Kotów. Od samego początku ze sobą rywalizowali i choć nigdy nie zostali przyjaciółmi, utworzyła się między nimi nić wzajemnego szacunku i poszanowania umiejętności. Co nie zmienia faktu że się nie znosili.
- Nawet nie wiesz Jedynka, jak raduję mnie widok że nie możesz rozgryźć jak się przebić…
Adler uniósł na niego zirytowany wzrok.
- …ale siedzimy w tym razem – oznajmił Adler.
- …i to mnie już tak nie cieszy. – Przyznał Tigr. – Szczerze chciałbym wyjść z jakimś pomysłem który by przyćmił twoją wielkość, ale go nie mam... Oddziały specjalne muszą odpocząć. Wy od nocnej walki, my od niszczenia linii komunikacji. Wysłanie któregokolwiek z oddziału może doprowadzić że przekroczy swój limit i zabraknie go gdy będzie najbardziej potrzebny.
- Puści nie mogą też tak długo funkcjonować pod wpływem specyfiku.
Tigr pokiwał głową. Milczeli przez chwilę. Tigr jednak jakby coś sobie przypomniał.
- Ten 66, jest niesamowity, co? Wycisnął z tego… jak mu było?
- Trócki.
Tigr aż klasnął w recie.
- Tak, właśnie ten! Wyciągnął z niego sporo informacji. Dzięki niemu udało nam się zlikwidować komunikację wroga.
- Ocaliło mu to głowę. Dowództwo nakazało wysłania go jako jeńca na drugie przesłuchanie.
- Tak jakby po przesłuchaniu przez pustego mógłby cokolwiek ukrywać – prychnął Tigr.
Adler westchnął.
- Uznają nasze możliwości jeśli wygramy tą bitwę.
Tigr pokiwał głową zgadzając się z tym w pełni.
- Nie mamy czołgów, ciężkiej artylerii, przewagi liczebnej, czy nawet terenowej. Lotnictwo nie ma tak dalekiego zasięgu, by dać nam wsparcie, a temperatura spada, nie mówiąc że podobno do końca dnia ma spaść kolejna warstwa śniegu.
- Naszą jedyną kartą atutową jesteśmy My sami… ale obawiam się że to za mało by zwyciężyć.
Milczeli. Sytuacja była patowa.
Los jednak, czy bogowie jak kto woli, nie porzucili ich. W tym momencie zwątpienia, został im zesłant niczym z nieba, geniusza tamtych czasów.
Erwin Rommel.
Wysoki, przystojny, zadbany, krótko ostrzyżony z oczami stratega który pokona wszystkie przeciwności na swej drodze.
Adler i Tigr spojrzeli na niego równocześnie. Jako jeden z nielicznych miał naprawdę dobrze zadbany mundur. Stanął na baczność i strzelił obcasami.
- Starszy chorąży sztabowy Erwin Rommel melduje się!
Adler kiwnął głową na przywianie, gdy Tigr nie uznał za stosowne by nawet się odezwać.
- Spocznijcie sztabowy… Witamy w Dolinie Orłów – odezwał się Adler.
- Dziękuję dowódco.
- Z czym do nas przychodzisz?
- Z pomysłem jak zaatakować wroga.
Spokój z jakim oznajmił że ma rozwiązanie na problem którego ani Adler, ani Tigr nie mogli rozwiązać mocno ich zaciekawił. Adlera w szczególności. Rommel kontynuował.
- Zapoznałem się z naszą sytuacją. Wiem że wygląda to bardzo źle, ale jest na to rozwiązanie.
Adler zachęcił go ruchem ręki żeby podszedł. Sztabowy zbliżył się i spojrzał na mapę. Wyszukał wzrokiem orzeł i wskazał na linię kolejową.
- Udało nam się zdobyć pociąg cywilny. Wykorzystamy go do ataku. Nasze siły się w nim ukryją, przebrane za Varsjańskich cywili. Pod pretekstem natychmiastowej ewakuacji przed nalotami wroga, wraz z pomocą dywersantów pojedziemy na następną stację – powiódł palcem po mapie i zatrzymał go na samym środku przypuszczalnej linii obrony wroga.
- Kursk – szepnął Tigr. – Tam według raportów znajduje się największe zgrupowanie wroga oraz centrum dowodzenia.
Rommel przytaknął.
- Zgadza się. Centrum znajduje się niedaleko stacji kolejowej. Jeśli uda nam się tam dojechać, atak z zaskoczenia z pewnością przerwie sieć komunikacyjną w regionie. Kiedy grupa pociągu zaatakuje centrum miasta, nasze główne siły rozpoczną natarcie. Grupa centrum powinna się składać z całej naszej kawalerii pięciu wozów pancernych, oraz dziesięciu pułków piechoty Imperium.
- To około trzydziestu tysięcy żołnierzy – zauważył Adler. – Wrogów będzie znacznie więcej.
- Zgadza się, ale będą w rozsypce. Reszta naszej armii podzielona na dwie grupy po dwadzieścia pięć tysięcy żołnierzy oraz po dwadzieścia wozów pancernych. Ich zadaniem będzie zabezpieczenie flanek i wykorzystując szybkość wozów, odciąć jak największą ilość wrogich żołnierzy. Pomoże im z tym kawaleria która rozdzieli się na dwie grupy i uderzy w kierunku flanek.
Adler patrzył na mapę i z zaskoczeniem widział jak plan układa się w arcydzieło które było daleko poza jego wyobrażeniami. Spojrzał na Rommla który kontynuował.
- Zakładam straty około dziesięciu tysięcy żołnierzy, w zabitych i rannych, oraz całkowite rozbicie armii Varsji w tym regionie.
Adler pokiwał głową.
- Ilość jeńców może przekroczyć liczebność naszej własnej armii… - zamyślił się.
Plan był naprawdę dobry, możliwe że najlepszy. Poukładał w głowie wszystkie za i przeciw. Spojrzał na Rommla spokojnie.
- A co jeśli element z pociągiem okaże się fiaskiem, albo że punkt dowodzenia jest w innym punkcie?
Rommel odpowiedział spokojnie.
- Jeśli pociąg zawiedzie nie pozostanie nic innego jak obwarowanie doliny oraz przerzucenie sił do pełnego zabezpieczenia flanek. Jeśli pociąg się uda, ale centrum dowodzenia będzie w innym miejscu, nadal znacząco osłabimy centrum linii obrony. Straty mogą zwiększyć się do nawet trzydziestu tysięcy, ale cel ataku powinien zostać osiągnięty.
Milczeli. Wiedzieli że to jedyny sposób by wygrać tą nierówną bitwę. Adler uśmiechnął się pod nosem spoglądając na Rommla. Widocznie nie jestem jedynym Demonem w Imperialnej Armii. Pokiwał głową z uznaniem. Kątem oka widział że nawet zarozumiały Tigr nie ważył się zakwestionować tego planu.
- Akceptuję wasz plan sztabowy – oznajmił. Rommel lekko rozpromieniał na twarzy. – Zaszczyt nazwania tej Operacji spada więc na ciebie. Jak ją nazwiecie… Panie sztabowy Rommel?
Ten zastanawiał się chwilę i po momencie odpowiedział.
- Itus. Operacja ITUS.
Tigr uśmiechnął się pod nosem.
- „Krok”? – Zapytał zaintrygowany Tigr.
- Zgadza się – przytaknął Rommel.
Demon zachichotał. Spojrzał na młodego geniusza i poklepał go po ramieniu.
- Postąpmy ten krok ku zwycięstwu razem… Erwinie Rommel.
Południe zbliżało się wielkimi krokami. Śnieg skrzypiał pod butami żołnierzy i kopytami koni. W oddali artyleria grzmiała niczym kościelne organy… i w tej pięknej scenerii, wśród tej orkiestry wojny rozbrzmiał jeden wesoły dźwięk.
Gwizd lokomotywy.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania