Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Demon Odrodzenie II - 16
Walencja
544 rok nowej ery – 1905 rok imperialny
1-2 Września
Valentia – Wyspa Akademicka
Zimna furia płonęła w jego wnętrzu, ukrywał ją jednak szczelnie pod maską 001. Adler spojrzał zimnym wzrokiem na dwójkę ze swojego rodzeństwa. 102 siedząca na drzewie odchyliła się lekko, a 66 minimalnie napiął mięśnie. Obawiali się go. Jeszcze tego nie wiedział, ale się zmienił. Aura, która go otaczała, była inna – groźniejsza. Nie zauważył jeszcze tej zmiany, więc i ich reakcja go dziwiła.
Mało go to jednak teraz obchodziło. Bardzo nie podobała mu się sytuacja, w jakiej się znalazł.
- Jesteście na misji – Adler powtórzył te słowa powoli. – Obrona księcia?
- Potwierdzam – odezwała się dziewczyna. – 66 zajmuje się obroną bezpośrednią, a ja pośrednią i ogólną obserwacją – wygięła się, jakby w tanecznym ruchu i spojrzała w stronę domku. - Tobie natomiast przypisali upadłą księżniczkę Finicji.
Adler kiwnął głową.
- Ile jesteście z księciem?
- Dwa miesiące – odpowiedział olbrzym.
- Miesiąc spędziliśmy też pod bezpośrednią obserwacją naszych „kolegów” z sekcji 1 – dodała Adrianna. – Sprawdzali nas.
- Jak wyniki?
Uśmiechnęli się lekko.
- Musieli dostosować do nas skalę – odpowiedział gigant z płomieniem w oku.
- Przekroczyliśmy ich oczekiwania – dodała Adrianna.
Adler wiedział, że nie kłamali. Pamiętał pierwsze testy przeprowadzane na nim przez inne sekcje i ogólne niedowierzanie. Miało to pewną wartość.
- Dobrze – pochwalił ich Adler. – Nie wiele to jednak pewnie zmieniło – spojrzał przez ramię. - Krążą wokół nas jak psy. Ilu ich jest, 102? Ja naliczyłem na razie dwudziestu trzech.
- Jest ich pięćdziesięciu ośmiu. Tych, których widzisz, to część zmiany nocnej.
- Nie ufają nam – stwierdził Adler kwaśno. – Pod de mnie podpięto Tipiza i dwudziestu innych agentów. Grupa mieszana z wielu sekcji. Jesteśmy pod ciągłą obserwacją.
- Nie dziwne – odpowiedział Beniamin. – Mamy wielki potencjał. Boją się.
Cień Demona przeszedł po twarzy Adlera, kiedy uśmiechnął się rozbawiony.
- Głupcy… zostaliśmy stworzeni, by służyć Imperium, a oni ważą się podważać naszą lojalność? – zapytał retorycznie i machnął ręką. – Nieistotne – odetchnął i spojrzał na dziewczynę. – Czy widziałaś innych z rodzeństwa?
- Dwunastu, zawsze obok istotnych osób, głównie dzieci wysoko postawionych – odpowiedziała.
- Są w Valentii?
- Czterech, ale nie ma ich na wyspie Akademickiej, a przynajmniej nie na razie.
Adler schylił głowę i zamyślił się.
- „Imperium zawsze ma plan” – wyszeptał i spojrzał w niebo.
- Co masz na myśli? – zapytał 66.
Adler chciał odpowiedzieć, ale coś przykuło jego uwagę. Odgłos. Niewielkie ruchy Adrianny, potwierdziły jego podejrzenia. Odetchnął poirytowany, schylił się, podniósł niewielki kamyk, zamachnął się i rzucił nim w ciemność. Głuche puknięcie i jęk dotarły do niego z ciemności.
- Następnym razem rzucę nożem – poinformował kryjących się obserwatorów. – Precz mi z oczu. Pozwólcie nam pracować.
Odczekał chwilę i spojrzał na Adriannę. Ta uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Byli już sami. Kontynuował więc spokojnie.
- Sekcja 10 przechodzi teraz jakiś sprawdzian, a wszystko pod czujnym okiem innych sekcji. Widocznie czują się zagrożeni naszymi możliwościami i chcą nas oczernić.
- Nie uda im się – stwierdził 66.
- Nie uda… ale to nie ich natarczywość czy zamiary mnie teraz niepokoją.
- A co? – zapytała Adrianna.
- Brak wyzwania. Każdy sprawdzian powinien być wyzwaniem. Czy mieliście jakieś… „przygody”? – zapytał.
Adrianna oplotła nogami konar i osunęła się z niego, teraz wisząc głową w dół, rozciągnęła ramiona.
- Usunęliśmy grupę terrorystów w czasie sprawdzianu, ale odkąd byliśmy pod księciem, nie było nic nadzwyczajnego. Dwóch snajperów, jeden atak bronią białą. Nic, co mogłoby się równać z twoim wilkołakiem… – odpowiedziała. – Wszystkie cele zostały zlikwidowane bez przeszkód.
Adler skrzywił się lekko, spoglądając na nich.
- A szkoda.
- Szkoda? Byli to wrogowie imperium, powinni zginąć – odpowiedziała.
Adler uniósł na nią krytyczny wzrok.
- Szkoda, że zabiliście ich przed zadaniem pytań – odparł Adler. – Mam nieodparte wrażenie, że Imperium albo organizuje to wszystko, albo pozwala się pewnym wydarzeniom toczyć wedle woli, mimo że mają możliwości je powstrzymać… choć zadawanie pytań i tak pewnie by nie wystarczyło. Wykorzystaliby waszą delikatną reakcję przeciwko Nowym Dzieciom… - zazgrzytał zębami. – Stąpamy po cienkim lodzie.
Adler przeszedł kilka kroków i oparł się o drzewo. Odetchnął zirytowany. Adrianna spojrzała na niego zaciekawiona.
- Właśnie, ta opowieść z wilkołakiem i partyzantami, prawdziwa?
- Prawdziwa. Partyzanci byli dobrze zorganizowani, a wilkołak naprawdę silny. Było to faktyczne wyzwanie – przyznał.
- Byłeś ranny? – Zapytał Ben.
- Nie wystarczająco by mnie zabić – odpowiedział Adler. – Zresztą, doktor Gezken mnie opatrzył.
Na imię ich „stwórcy”, oboje drgnęli.
- Herr Doktor cię lubi – stwierdził 66.
- Dba o ciebie – dodała 102. – Żeby przyjechać aż do Finicji.
Adler pokręcił głową.
- Powiedzmy, że nie przyjechał całkowicie ze swojej woli. Sprowokowałem go, ale to nie jest teraz istotne. Po potyczce z partyzantami i wilkołakiem miałem okazję porozmawiać z doktorem Gezkenem na osobności. Powiedział mi wtedy, że to nie oni zorganizowali tamto wydarzenie.
Dwójka z nich milczała przez moment. W końcu 66 uniósł wzrok.
- Prawda, czy kłamstwo?
- Nie mam jeszcze pewności, ale to wszystko wygląda, zbyt ładnie by było przypadkiem. Góra Sił Specjalnych WIE, że coś się wydarzy i na to pozwala, by nas sprawdzić — zazgrzytał zębami. – Ich arogancja w podważaniu naszej lojalności mnie irytuje – stwierdził. – Szykują wielki finał… a my nie wiemy, co się zbliża.
Pozostała dwójka milczała, oczekując jego dalszych słów. Adler spoglądał przez pewien czas w ziemię, następnie wyprostował się i spojrzał na nich chłodno.
- Od tego momentu, raportujecie i meldujecie wszystko do mnie. Wszystkie informacje, jakie mogą mi się przydać. Zrozumiano?
Spojrzeli po sobie zaskoczeni.
- To nie są nasze rozkazy – stwierdziła 102.
- Nie… - przyznał Adler, unosząc na nią wzrok Demona. – To MOJE rozkazy – oznajmił chłodno.
- Czemu mielibyśmy je wykonać? – zapytał Beniamin.
Adler podszedł do nich powoli i mierząc, ostrym wzrokiem oznajmił.
- Ponieważ nie mam zamiaru dać się zaskoczyć i wy również. Nie ważne co ma nadejść, będziemy gotowi. Potrzebuję do tego jednak informacji i obserwacji. Samemu będę miał mniejszą wydajność, razem możemy więcej zdziałać. Chcą udowodnić, że Sekcja 10 nie powinna istnieć, a Ja nie mam zamiaru na to pozwolić. Nie pozwolę, by rozbito nasz „dom” i rozesłano po wszystkich sekcjach, jako których narzędzia można się pozbyć. Wybierajcie: przyszłość naszej Sekcji 10 albo ciągłe obserwacje ze strony naszych „kolegów” – wskazał palcem w kierunku obserwatorów.
Adrianna i Beniamin spojrzeli po sobie, a następnie kiwnęli głowami.
- Rozumiemy. Gdy tylko coś znajdziemy, przekażemy ci przydatne informacje.
Adler uśmiechnął się zadowolony i ruszył w stronę domku.
- Wracajmy, jutro początek zajęć…
***
Śpiew fal zatoki doszedł do jego uszu. Port w środku nocy wyglądał pięknie. Tłuste statki cywilne stały cicho w porcie, kryjąc pod płytami stali ogromne pomieszczenia, czekające, by wypełnić je cennymi towarami. A tuż za portem, stała Wyspa Akademicka. Teraz oświetlona niewielką ilością świateł, śpiąca. Wysokie budynki uczelni i linie akademików układały się w piękny obraz nadziei i postępu. Zaledwie kawałek od niej, na prawo, wznosiła się Wyspa Królewska. Ta błyszczała tysiącami świateł. Pałac Królewski, największe banki, budynki administracji oraz wysoka wieża ratusza.
Duch wciągnął głęboko powietrze Valentii i uśmiechnął się szeroko.
- Jakże piękne miasto – oznajmił. – Nie zgodzisz się, moja droga?
Balalaika spojrzała na niego krytycznie, znad stołu zastawionego mapami.
- Na razie jest piękne – przyznała. – Widać jednak, że masz zamiar to zmienić.
Duch zachichotał, zamykając za sobą drzwi na balkon.
- Czyż piękno, nie zdobywa swojej wartości, właśnie dlatego, że można je tak łatwo zniszczyć?
Kobieta podniosła na niego zaciekawiony wzrok.
- Czy to dlatego jesteś tak bardzo zainteresowany mną? – Zapytała.
Duch zachichotał.
- Och, nie. Nie moja najdroższa Ludmiło – oznajmił, podchodząc do niej. – Ty jesteś znacznie, znacznie piękniejsza. Spójrz na siebie. Twoje piękno mogło zostać zniszczone przez rany, stres, odrzucenie, a nawet czas – pogładził ją po twarzy. – A spójrz na siebie. Każda blizna, jaką masz na ciele, jedynie potęguje i zwiększa twoje piękno. Dla mnie jesteś prawdziwą boginią piękna. Prawdziwą kobietą. Ideałem.
Duch pochylił się i pocałował ją w usta, Balalaika się nie broniła. Pocałunek był długi i namiętny, kiedy się od siebie odsunęli, Duch uśmiechnął się zadowolony.
- Czyli wolisz mnie, od swojego „Majora”?
Balalaika położyła dłoń na jego kroczu i przygryzła usta.
- Jest stary i dużo pije. Dawniej był wspaniały. Kiedy byłam dziewczyną, oddawałem mu się kompletnie… ale teraz jestem kobietą. Potrzebuję czegoś… większego.
- A ja mogę ci to dać – Duch opuścił spodnie, przyciskając mafiozkę do siebie. – Oddasz mi się całkowicie?
- O ile podołasz – odpowiedziała, zachęcająco zrzucając top.
Duch przyległ do niej, chwytając ją mocno w swoich ramionach.
- Nie zawiedziesz się – oznajmił. – Wszystko, co pragnę, będzie moje… prędzej czy później.
Arie rozkoszy, kiedy złączyli się w pierwotnym tańcu, wydobywały się, wyciszone przez szyby i łączyły się z pieśnią wielkiego miasta.
Pieśni tej słuchał Paradoks, siedzący na kominie kamienicy, z butelką wina przy boku. Spoglądał na światła, zachwycony.
- Valentia jest naprawdę piękna o tej porze roku, nie zgodzisz się? – Zapytał, podając komuś kieliszek.
Postać w podartych szatach, okrywających dziwaczny pancerz, przyjęła kieliszek i upiła z niego, ukazując ostre zęby. Chaos rozgniótł szkło w dłoniach i zachichotał.
- Będzie znacznie piękniejsze… kiedy zapłonie…
Paradoks spojrzał na niego krytycznie i następnie nalał mu kolejną porcję.
- Może i masz rację, ale proszę, nie rozgniataj kieliszków, dobre wino się marnuje.
Chaos spojrzał na niego rozbawiony, by następnie wskazać palcem w dół.
- Ciekawy ten chłopak.
Paradoks spojrzał na niego i przytaknął.
- Fakt, nie jest taki zły. Powiem nawet, że jest genialny w łóżku, a przynajmniej na to wygląda – uniósł na niego wzrok. – Nie wiem jednak, czemu jesteś nim tak zainteresowany.
- Tworzy chaos.
- Kontrolowany chaos – odparł Paradoks, upijając trunku. – Aż dziwi mnie, czemu nie ma tu Porządku. Spodobałby mu się taki typ.
Naraz odezwały się kroki i słodki chichot. Piękność okrytą czerwienią uśmiechnęła się do nich serdecznie.
- Nie sposób, w jaki się kocha, nie – odpowiedziała Miłość.
- Witaj piękna – Chaos wyszczerzył się groźnie.
- Witaj, szalony – odpowiedziała miękko.
Paradoks przełknął ślinę, spoglądając na stojącą przed nim dwójkę. Następnie zerknął na butelkę wina i westchnął.
- Coś czuję, że ta nie wystarczy – oznajmił.
- Spokojnie – Miłość wyciągnęła dwie spod swojej sukni. – Przyniosłam coś swojego.
Cała trójka zachichotała, rozsiadając się na dachu.
Bo kto powiedział, że najpotężniejsze byty tego świata, nie mogą mieć wolnego wieczoru?
Komentarze (7)
Nie podarjuję jednak kilku uwag w sprawie języka.
"Sprawdzali nas, przeprowadzali sprawdziany" - masło maślane.
"Wyspa stała" - Wyspy rozciągają się, wznoszą, wynurzają z odmętów itp, ale nie stoją.
W ostatnim fragmencie mamy o wiele więcej "kieliszków" niż popijących z nich bytów. :-)
Cały czas się rozwijam
Błędy poprawię
Znowu powiem, że jak wcześniej martwiła mnie postać Paradoksu i Śmietci, tak teraz wystąpienia tych 'magicznych' postaci są chyba moimi ulubionymi w całej serii. Dodatkowo akcja rozwija się w dość mocno tajemniczy sposób. Zobaczymy co będzie dalej.
Pozdrawiam ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania