Demon - Rozdział 12 - (SW)
(STARA WERSJA - NOWA WERSJA TO "DEMON ODRODZENIE")
"Płonie ognisko w lesie..."
Carstwo Varsji
Rok 551 nowej ery – 1912 rok imperialny
4 marca, zima
Tereny Zagłębia Oskitrit – południowe ziemie carstwa
Od zakończenia III wojny z Socjalistami w 1902 roku imperialnym, świat wszedł w nową epokę przemysłową. Dawniej moc pary była symbolem postępu, po tej wojnie, zrozumiano potęgę ropy. Zagłębia przemysłowe stały się wyznacznikiem potęgi. Kto miał ich więcej, wygrywał. To w nich był potencjał militarny. To w nich biło serce największych mocarstw wszystkich kontynentów, od monarchii po republiki i dyktatury. Ich strata była równa wyrokowi śmierci. Bo po co ci gigantyczna armia, jeśli zamiast karabinów będziesz dawał im piki?
Co nie tyczyło się jednak Wasilija Pietrowa i jego dwóch kolegów, Konstantina Adamowa i Dymitra Popowa. Należeli do dumnej kawalerii carstwa Varsji i piki były u nich na równi z karabinami. Choć nie mieli okazji ich zbytnio używać. Należeli do garnizonu zagłębia Oskitrit. Mieli pecha i dostali przydział straży poza granicami okręgu w samym środku lasu, obok starej leśniczówki. Siedzieli tak w troje, dookoła ogniska, gadając i popijając zachomikowaną wódkę. Było zimno jak diabli. Nikt z nich nie pamiętał tak ciężkiej zimy, ale nie mieli zamiaru narzekać. Lepiej podła straż niż służba na froncie. Szczególnie w momencie kiedy do wszystkiego dołączyło się Imperium. Pietrow łyknął wódki.
- A… dobra. Rozgrzewa.
- A i tak w chuj zimno – odparł Konstantin.
- No i to bardzo – Dymitr zaciągnął nosem. - Katar już mam. Jak tak dalej pójdzie, to jeszcze płuca mi wysiądą i pójdę pod szpadel.
- No nie będzie chyba aż tak źle Dymitr, nie przesadzaj. Silny chłop jesteś. Katar cię nie powali – podał mu wódkę. – Pij, na rozgrzanie i poprawę humoru.
- Napiję się, ale humoru nie poprawi – łyknął, otarł brodę i podał butelkę Konstantinowi. – Chuj, dupa i kamieni kupa, bracia! Jest po prostu przesrane.
- Nam to mówisz? – Zapytał Konstantin samemu biorąc łyka wódki. – Niedawno wojna miała się skończyć, a wygląda na to że dopiero się zaczęła. Jak źle na froncie pójdzie, to i nas na śmierć wyślą. Z szabelką na czołgi.
- Szable to mają oficerowie, sukinsyny w dupę ruchane!
Warknął Dymitr, co jak co ale wychowania kulturalnego nie można mu było zarzucić. To był prosty człowiek, z przygranicznej wsi. Kiedy zaczęła się wojna, na jego polu umieszczono obóz wojskowy, miał takie straty, że nienawidząc armii, wstąpił do niej. Siedzący obok Konstantin był do niedawna górnikiem w tym regionie, ale by zwiększyć wydajność, sprowadzono więźniów politycznych z całego carstwa i pracy dla niego już nie było, a że znał dowódcę jednostki, zgłosił się u niego na służbę. Wasilij natomiast był bękartem carskiego bojara i żeby go odsunąć w cień, kochany ojczulek wysłał go do woja. Więc siedzieli tam we troje, były rolnik, były górnik i porzucony bękart. Popijając wódkę i przeklinając los za swoje nieszczęścia.
- Żeby to nam jeszcze jakąś porządną broń dali, bo w lesie przecie wilki i niedźwiedzie, ale nie! – Tu wstał i podniósł ich wyposażenie. – Dają nam to gówno!
Trudno było się nie zgodzić. Ich całe wyposażenie składało się z trzech koni, trzech pik, toporka, saperki, noża, dwulufowego obrzyna, jednostrzałowego odtylcowego karabinu piechoty KZ. wzór1902 i… karabinu skałkowego – zabytku z połowy XIX wieku, broni która powinna być w muzeum. Co jak co ale prawdziwa broń szła na front, a strażnicy dostawali to co było pod ręką. Dymitr aż się zaczerwienił.
- Co to ma być? Służymy w armii czy w teatrze!?
- Uspokój się Dymitr – rozkazał Wasilij, mimo wszystko był starszym szeregowym – przynajmniej mamy obrzyna i faktyczny karabin. Raz wysłali nas tylko z pikami. Nie narzekaj. Zresztą, kto tu może nam zagrozić oprócz zwierzyny. Jesteśmy kawał drogi od frontu. Wróg utknął w Kursku, nie zdobył nawet Prochorowki, a nasi pchają na zachodzie i wschodzie.
- Niby tak, – przyznał Konstantin – co nie zmienia faktu że wolałbym mieć przy sobie jakiś karabin samopowtarzalny. Jeśli pojawiłby się niedźwiedź, to nawet jak spudłuję, mam kolejny strzał, a z tym zabytkiem to jestem trup.
Wasilij podrapał się po brodzie, nie był dobrze ogolony. To był już trzeci dzień na straży. Chciał zakończyć irytujący temat ich wyposażenia i przejść zgrabnie na temat dziewczyn w miejscowym burdelu, a następnie pogadać o tym co będą robili po wojnie, jednakże jego plany zostały przerwane.
Jakiś hałas doszedł ich uszu. Wasilij wstał.
- Chłopy, też to słyszycie?
Umilkli i nastawili uszu.
- Coś szumi – oznajmił Konstantin.
- Brzmi trochę jak silnik, co nie? – Zaproponował Dymitr.
- Tak, to z pewnością brzmi jak silnik, ale przecie tu dróg nie ma, więc to nie samochód…
-...pociąg też nie, bo my przecie nie obok linii transportowej…
-…więc jedyna opcja jaka pozostała to…
Wszyscy naraz spojrzeli w górę i przez moment dostrzegli cień ogromnego zeppelina wysoko nad głowami.
- O rzesz kurwa… - Dymitr aż upadł na ziemię. – Co to jest do jasnej cholery?
- Sterowiec, jak nic i to wielgachny – dodał Konstantin.
- Za duży, takich w Varsji nie mamy… - Tu Wasilij coś zauważył. – Chłopy, jesteśmy na południu, nie?
- No ba. Południowa leśniczówka. – Potwierdził Dymitr.
- To nie nasz sterowiec, to Imperialny zeppelin! – Wasilij aż cofnął się o kilka kroków.
- Co!? Wrogi? – Konstantin nie dowierzał.
- A jak z południa, z linii frontu, takie coś miałoby przelecieć, jeszcze nad górami?
- O żeby to szlag… trzeba zapierdalać z raportem do jednostki!
Wasilij wiedział co musi robić.
- Konstantin, zapierdalaj do jednostki, przez las, prosto do nich i przekaż informację, ja zapierdalam do południowej strażnicy, mają tam radio, może będę szybciej. Dymitr, ty zostajesz i strzeżesz posterunku, żeby nie było że go porzuciliśmy.
Konstantin już wyprowadzał konie, ubrane i gotowe do drogi. Wziął ze sobą karabin skałkowy, Wasilij wziął karabin piechoty, a Dymitr został na miejscu z obrzynem. Trochę głupio być jedynym, co nie zostanie bohaterem, ale był pijany i mimo że był w kawalerii, średni był z niego jeździec. Sprawdził obrzyna, zamknięcie butelki wódki i biorąc łyka spojrzał w górę. Nadal tam był, choć nie, BYŁY, zeppeliny, kilka, zmierzały prosto nad zagłębie. Pokręcił głową. Jak tylko informacja zostanie przekazana to lotnictwo i p-lotki zmiotą je z niebios. Spojrzał w ogień.
- Płonie ognisko w lesie… - zanucił. – wiatr… kurwa, co tam było…?
Niestety nie miał okazji dokończyć pieśni. Poczuł cios w plecy i padł na ziemię nie wiedząc co się dzieje. Ktoś stał obok, żołnierz w białym kamuflażu. W dłoni trzymał nóż. Zakrwawiony. Jego krwią? Chyba tak. To by wyjaśniało dlaczego nie ma siły się ruszyć. Jednak nadal ich widział i nadal ich słyszał. Kilku weszło w kręg światła.
- Miało być ich trzech Zero – stwierdził pierwszy.
- I było, spójrz na ślady, musieli usłyszeć zeppeliny i ruszyli by ostrzec swoich. Pewnie pojechali do południowej strażnicy, ale już ją zneutralizowaliśmy – odparł ten zwany Zero.
- Obyś miał rację, jeśli, to już nie żyją – podniósł butelkę wódki i wylał jej zawartość. – Pomyśleć że wykorzystamy sterowce do celów militarnych i to na taką skalę… i to wraz z desantem za liniami wroga – pokręcił głową. – Nie chciałem tego powiedzieć, ale przyznaję, dobrze to obmyśliłeś.
- Dziękuję uprzej… UWAŻAJ!
Dymitr wściekłym ruchem wymierzył na oślep i pociągnął za spust obrzyna. Nie wiedział czy trafił, ale wrogowie przeklęli kilkukrotnie. Robiło mu się ciemno przed oczami. Umierał, choć nie przyjmował tego do wiadomości.
- Łapy… precz… od… mojej… wódki… - i umarł.
Wkrótce rozległy się eksplozje. Na jedno z serc Varsji, Imperium zrzucało swój gniew w postaci bomb. Rozbrzmiały syreny i zaśpiewały działka przeciwlotnicze. Wkrótce na niebie zawarczały silniki samolotów. Obok tego chaosu, w pobliskim lesie wybuchły dwa pożary, dokładnie tam, gdzie wylądowały dwa niewielkie sterowce. Ogień pożerał wszystko na swej drodze. Wojna zawitała do Oskitrit tej zimowej nocy, by zagrać jej mieszkańcom melodię sprzed wieków.
Kiedy rano wzeszło słońce na niebie nie było już zeppelinów, za to jeden z ich szkieletów spoczywał wśród ruin. Jedno z serc Varsji zostało uderzone i biło wolniej niż dawniej. Wśród szczątek spalonego lasu stał Konstantin, klęczał przy ciele Dymitra. Płacząc poklepał jego skostniałe ramię i wyciągnął z dłoni obrzyna. Zaskoczony zauważył że jeden z nabojów został wystrzelony. Spojrzał tam gdzie Dymitr patrzył w momencie śmierci.
Leżał tam Imperialny hełm.
Komentarze (13)
Uraziłem kogoś? Bo przekleństwo? I to wskazane że tekst dla dorosłych?
Nie ogarniam ludzi z tego portalu.
Po prostu tego nie łapię
Wystawiałem opowiadanie na allarte ( teraz serwer nie działa ) i było OK
A teraz same trolle, nie łapię o co chodzi
Zeppeliny były na Hel, więc miały szansę
i tylko, albo "aż" połowa z nich została zniszczona z czego największy, przetrwał.
Ale wiesz - kiedy wrak zeppelina spada na fabryki, też robi sporo zniszczeń
Niestety rozdział 13, który jest podzielony na więcej części, nie pojawia się od tak pod "następne części"
Musisz do niego przejść manualnie
Nie są tak łatwo palne
Co jak co ale Imperium znacznie szybciej doświadczyło "wypadku" z zeppelinem na wodór - niż Niemcy
Dokładnie o to mi chodziło
To 1912 mimo wszystko
Większość samolotów lata nadal poniżej poziomu chmur
Bombowce przeleciały zwyczajnie nad ich głowami
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania